Dodany: 13.03.2013 12:32|Autor: Elevatorman

Otwarty step, rączy koń, wiatr we włosach...


Po przeczytaniu wszystkich już pozycji Cormaca chciałem dać sobie czas, żeby po prostu nie rozstać się z nim za wcześnie. Zacząłem nawet czytać po raz drugi "Dziecię boże", tym razem w oryginale. Podobny plan miałem odnośnie do "Drogi", premiera "Sodomy i Gomory' nie pozwoliła mi jednak dłużej czekać i szykując sobie playlistę złożoną z albumów Townesa Van Zandta, 16 Horsepower, Woven Hand czy Jaya Munly'ego wybrałem się w podróż. Najpierw do Teksasu...

W „Rączych koniach” poznajemy szesnastoletniego Johna Grady'ego Cole'a, który po śmierci dziadka traci możliwość mieszkania i pracowania na ranczo. Jego rodzice rozeszli się i oboje absolutnie nie są zainteresowani życiem na wsi wśród koni, a to jest pasją naszego bohatera. Nie mogąc pogodzić się z takim stanem rzeczy, John wraz ze swoim przyjacielem Laceyem Ravlinsem wyrusza w podróż do Meksyku. Po drodze spotykają jeszcze młodziutkiego Jimmiego Blevinsa, to on właśnie swoimi poczynaniami doprowadzi do wydarzeń, które odmienią życie dwójki przyjaciół. Dopiero wtedy poznają oni prawdziwe życie rewolwerowca. Pierwsza miłość, czas spędzony w meksykańskim więzieniu, pierwszy zabity człowiek - z tym wszystkim John będzie musiał sobie poradzić; czy mu się uda?

Jak widać, fabuła nie jest jakoś szalenie rozbudowana, może na pierwszy rzut oka nawet w pewien sposób banalna. Dziw bierze, że stworzył ją pisarz, którego nazwisko widnieje na okładce. A jednak to on, widać to już po przeczytaniu pierwszych stron. Powód? KLIMAT, KLIMAT i jeszcze raz KLIMAT oraz, co istotne - umiejętność tworzenia go. Łatwość i prostota, z jakimi autor buduje atmosferę są już jego znakiem rozpoznawczym. Zwykłe, codzienne czynności opisuje w taki sposób, że czytelnik maluje sobie w umyśle obrazy i sceny dokładne i realistyczne. Jedzenie tortilli z fasolą, noce spędzone przy ognisku czy galopowanie przez stepy Dzikiego Zachodu to piękna perspektywa, o której chyba każdy po części i w głębi duszy marzy. Wszystko to wywołuje w czytelniku tęsknotę za wolnością i prostotą życia. Czytając, wchodzi się bardzo głęboko w historię, chciałoby się też osiodłać konia i popędzić za bohaterami. Ta początkowa sielanka i sam charakter powieści pozwalają chyba na uznanie "Rączych koni" za najłatwiejszą w odbiorze powieść Cormaca. Pierwsze skojarzenia z "Krwawym południkiem" przestają być aktualne bardzo szybko. Wizje Pogranicza są zgoła odmienne, wręcz skrajnie się różnią. "Rącze konie” nie epatują brutalnością, nie ma tutaj tych mocnych scen kipiących agresją czy przesadną przemocą. Są, można powiedzieć, wręcz "jasne" w porównaniu z mrokiem i szarością "Krwawego południka". Co więcej, w pierwszej części "Trylogii pogranicza" bardzo ważną rolę odgrywa rozbudowany i powodujący ciąg wydarzeń wątek miłosny. To powieść wyważona, nieprzerysowana, traktująca o dość banalnych sprawach, przedstawiająca młodego człowieka wkraczającego w dorosłe życie.

Pamiętacie scenę z "Conana", gdy mongolski przywódca pyta, co jest najlepsze w życiu? Wojownik odpowiada, że otwarty step, rączy koń oraz wiatr we włosach. Takie są właśnie "Rącze konie". "Krwawy południk" zaś to wersja Conana, dla którego najważniejsze jest zmiażdżenie przeciwnika i słuchanie lamentu kobiet. Wybór pozostawiam wam.

"Rącze konie" są idealną książką na początek przygody z McCarthym lub wznowienie jej po falstarcie z trudniejszymi i cięższymi jego dziełami. Świetna odskocznia od dnia powszedniego.

Na koń więc i w drogę!


[Recenzja wcześniej ukazała się na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1783
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: carmaniola 16.03.2013 11:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Po przeczytaniu wszystkic... | Elevatorman
Bardzo mi się podoba porównanie "Rączych koni" do Conana. I nawet do mnie przemawia. :-D
Użytkownik: Elevatorman 16.03.2013 13:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo mi się podoba poró... | carmaniola
Ciekawe jest to że wpadłem na to całkiem przypadkiem. Pisząc recenzje w odtwarzaczu poleciał akurat kawałek Hyborian Tale zespołu Stonehelm, a właśnie tam jest ten moment wykorzystany jako intro i doszedłem do wniosku że te 2 punkty widzenia idealnie pasują i odpowiadają jeden "Rączym koniom" drugi "Krwawemu Południkowi".
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: