Dyskusja to niełatwy kawałek chleba
Michnika można nie lubić, z Michnikiem można się nie zgadzać, do Michnika można mieć wiele pretensji, ale należy go uważnie czytać, ma on bowiem coś do powiedzenia. A w Michnikowym dyskursie są takie elementy, które każą się nam zastanawiać nie tylko nad kolejnymi meandrami codzienności, lecz także nad naszą kondycją moralną i intelektualną.
Zeszyty Literackie zebrały tym razem spory materiał eseistyczny, który autor publikował w "Gazecie Wyborczej", w prasie zagranicznej, lub któremu dawał początek podczas wykładów uniwersyteckich. Myśl przewodnią tych zgrabnie napisanych utworów można określić kilkoma jakże nośnymi i nienowymi hasłami: "rewolucja a restauracja", "demokracja liberalna i jej słabości", "absolutyzm idei", "monopol na prawdę", "historia i jej odbiór po latach" etc.
Na kilkuset stronach, barwnym językiem, okraszonym cytatami z ludzi, którzy znaczą wiele nie tylko dla historii idei, lecz również dla budowania autorytetów moralnych i politycznych, przewija się troska o naszą kondycję i zdrowy rozsądek wobec zagrożeń różnego rodzaju ekstremizmami - od prawicowego monopolu na prawdę po kłamstwo bolszewizmu w różnorodnym, także i historycznym wydaniu.
Cykl otwierają eseje poświęcone rewolucji francuskiej i następującej po niej restauracji, ale nie w ujęciu historycznym, lecz widzianej oczami jednego z najciekawszych świadków tej drugiej epoki - Stendhala ("Ultrasi rewolucji moralnej", "Czy będziesz dostatecznym łajdakiem" i "Kanalia, kanalia, kanalia!"). Bardzo zręcznie Michnik ukazuje dwie skrajne postawy, które, jakkolwiek by czytać ten esej, są do siebie uderzająco podobne, choć ich źródłem są skrajnie przeciwne postawy. Drugi cykl to "Gniew komendanta". Właściwie podobna tematyka, ale osadzona w realiach polskich. Niezwykle przejmujące wrażenie wywołuje "Smutek rynsztoków", w którym autor opisuje, jak się konstruuje pogardę i wywołuje nienawiść, a wszystko na kanwie wyboru pierwszego prezydenta w niepodległej Polsce. Jeszcze w tym samym cyklu warto odnotować gorzkie uwagi o tym, jak odsądzano od czci i wiary Wieszcza i Miłosza. Tego ostatniego podwójnie - z bolszewickich i skrajnie prawicowych pozycji (jakże te dwie skrajne postawy dążą ku sobie!).
Lustracja, a jakże, przewija się często w przemyśleniach Michnika. Nie, nie daje autor recepty, jak jej dokonywać, kreśli natomiast przejmujący obraz tego, co się dzieje, kiedy przeprowadza się ją tak, by zniszczyć komuś życie ("Rana na czole Mickiewicza"). Temat zderzania się skrajności, słabości tolerancji, pochwały różnorodności można znaleźć w wielu zgromadzonych w tym zbiorze utworach. Nie czas tu i miejsce, by opowiadać o nich szczegółowo. Warto jednak doradzić czytanie tych przemyśleń powoli, smakowanie ich lub polemizowanie z nimi - ale zgodnie z zasadami rzetelnego dyskursu, nie zaś agresywnie, z przekonaniem, że ma się monopol na prawdę objawioną, tę jedyną. Mam tu na myśli A.R. Ziemkiewicza, którego ceniłem jako zręcznego pisarza SF i autora niekiedy bardzo celnych felietonów, nie mówiąc już o "Ciele obcym". Swoją "Michnikowszczyzną" wpisał się on znakomicie w nurt ultrasów, naganiaczy i kolonizatorów idei. Takich jak on odnajdziemy na kartach tej książki niezwykle często.
Nie wiem, czy lubię Adama Michnika, czasami wręcz mnie drażni, ale wiem jedno: lubię, jak i co pisze.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.