Obrodziły nam w ostatnich latach znakomite biografie polskich poetów i pisarzy. Po lekturze
Inne życie: Biografia Jarosława Iwaszkiewicza: Tom 1 (
Romaniuk Radosław)
sądziłam, że na równie dobrą pozycję z tego gatunku przyjdzie mi czekać latami. A tu, proszę! Przeczytałam wydaną w 2011 roku biografię Czesława Miłosza i mam trudności z określeniem, która z nich jest lepsza. Obydwie napisane piękną polszczyzną, obszerne i rzetelne, potrafiły mnie zainteresować do tego stopnia, że mimo kilkusetstronicowej objętości, pochłaniałam je jak zaczarowana...
O Czesławie Miłoszu sporo słyszałam, ale moja wiedza była nieuporządkowana i wyrywkowa. Jak większość Polaków, z jego nazwiskiem zetknęłam się dopiero wtedy, gdy dostał Nagrodę Nobla. Dawno temu przeczytałam "Dolinę Issy", zachowały mi się też w pamięci fragmenty najbardziej znanych wierszy. Wiedziałam, że w ostatnich latach życia zamieszkał w Krakowie i tam w 2004 roku zmarł. Dochodziły mnie pogłoski o kontrowersjach związanych z jego pogrzebem: że niby nie był "prawdziwym Polakiem", że mówił jakieś niepochlebne rzeczy o polskim patriotyzmie, że do takiej krytyki nie miał moralnego prawa i że nie należało mu się w związku z tym miejsce w krypcie kościoła na Skałce. Hm, ciekawe, pomyślałam, spojrzawszy na sympatyczną twarz noblisty na okładce, a następnie zagłębiłam się w jego biografię.
Zafascynowały mnie mało znane etapy życia Miłosza. Chodzi tu zwłaszcza o okres wojenny: ucieczkę z Warszawy po klęsce 1939 roku do Rumunii i dramatyczny powrót do kraju po przeprawie przez Rosję, a potem ponure lata okupacji oraz powstanie warszawskie. Młody Czesław nie angażował się czynnie w konspirację i nie brał udziału w zbrojnej walce. Nie chciał być kolejnym "kamieniem na szaniec". Oczywiście jak wszyscy warszawiacy zmagał się z prozą codziennego życia, uczestniczył w nielegalnych wieczorkach literackich, nie raz i nie dwa otarł się o śmierć. I pisał, cały czas pisał...
Autor biografii tak to komentuje: "Pytania, które sobie zadawali, można rozstrzygnąć tylko własną, najbardziej osobistą decyzją. Bo któż ośmieli się orzec, czy wielki pisarz w bitwie (w której celowość i powodzenie nie wierzy) winien biec na barykadę po śmierć, czy też chronić się na tyłach, a potem nieść rzeczywiste wsparcie i pociechę setkom tysięcy czytelników"[1]. Myślę, ze podobna pokora przydałaby się tym, którzy nigdy przed tego rodzaju dylematami nie stanęli i raczej nie staną, a orzekać się ośmielają.
Książka jest dokładnie taka, jak lubię. Szczera, niepomijająca spraw drażliwych i bolesnych, absolutnie nie czołobitna, a jednocześnie wyważona, delikatna i nieprzekraczająca granic, których przekraczać nie należy. Dyskretny komentarz autora niczego nie przesądza, nie narzuca, nie stawia ocen. "Łatwo odnaleźć potknięcia, jak jednak oddać geniusz? Ten moment, gdy nad niepewnością, udręką, pokusami zawisa niedosiężna nuta, linia słów? Może nie da się go opisać, można tylko odkrywać na własną rękę. Także dlatego jak najobficiej starałem się cytować utwory Miłosza"[2]. I słusznie, bo dzięki temu, że budulcem książki są liczne i doskonale dobrane fragmenty dzieła artysty oraz jego korespondencji, miałam wrażenie, że wsłuchuję się w głos samego poety:
"Gdziekolwiek jestem, na jakimkolwiek miejscu na ziemi,
ukrywam przed ludźmi przekonanie, że n i e j e s t e m s t ą d.
Jakbym był posłany, żeby wchłonąć jak najwięcej barw, smaków, dźwięków, zapachów,
doświadczyć wszystkiego, co jest udziałem człowieka, przemienić co doznane w czarodziejski rejestr
i zanieść tam, skąd przyszedłem"[3].
Do całej tej beczki miodowych pochwał muszę jednak dorzucić i łyżkę dziegciu. Niedużą, ale zawsze. Mam zastrzeżenia co do objętości książki. Nie chodzi o to, że czytanie tych 900 stron wydało mi się nudne, ale o sprawy praktyczne. Niewygodne było trzymanie takiej "cegły" na kolanach, jej podnoszenie, przewracanie kartek. Ostatnia część biografii sprawiała wrażenie powierzchownej, tak jakby Franaszek przyspieszył pisanie. Nie poruszył w ogóle stosunku Miłosza do niepodległej Polski, do nowego układu sił, do europejskiej wspólnoty, do modelu naszej kultury itd. itd. Nie ma nic na temat jego podróży na Litwę w 1992 i w 1995 roku.
Mimo że lektura pozostawiła mi pewien niedosyt, oceniam tę pozycję wysoko. Wszystkich wielbicieli
Kapuściński non-fiction (
Domosławski Artur)
, którzy podziwiają bezkompromisowość Domosławskiego i jego sposób opisywania "prawdy", zachęcam do przeczytania tej biografii albo do sięgnięcia po "Inne życie", opowiadające o Iwaszkiewiczu. Choćby tylko po to, aby przekonać się, jak można i jak godzi się pisać o człowieku, którego biograf bierze na swój warsztat. Nadgorliwym (i, moim zdaniem, niebezpiecznym) wyznawcom moralnej jednoznaczności przyznaję rację - tak, zdemaskować można każdego. Ale po co? Przecież chyba nam, czytelnikom biografii, nie o to chodzi?
---
[1] Andrzej Franaszek, "Miłosz. Biografia", wyd. Znak. 2011, s. 365.
[2] Tamże, s. 737.
[3] Tamże, s. 708.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.