Wybuchowy ładunek genów do potęgi piątej
Jest ich – Boże ratuj – pięć. Pięć upartych, kłótliwych, aroganckich, niecierpliwych kobiet o ciętym języczku. Inteligentnych i błyskotliwych. Pięć Natalii Sucharskich. Można by pomyśleć, że konkretne imię i nazwisko skazuje cię na dane cechy – nieprawdaż? Niekoniecznie. Powód tych podobieństw jest zupełnie inny, dość prozaiczny. Natalie to… siostry. Owszem, o tym samym imieniu i nazwisku. Jak to możliwe? Otóż dziewczęta… nie znały się wcześniej, żadna o istnieniu pozostałych nie miała nawet bladego pojęcia. Tak je urządził Jarosław Sucharski. Tatuś-bigamista.
Jarosław Sucharski ma pięć milionów złotych na koncie i ogromną posiadłość w Mechlinie pod Poznaniem. Świetną brykę i pasjonujące zajęcie. Niestety, ma też guza mózgu. I plany dotyczące własnej samobójczej śmierci.
To właśnie ta śmierć połączy nieznajome Natalie, które wspólnie zamieszkają w posiadłości ojca i postarają się wieść normalne życie nie wchodząc sobie nawzajem w paradę; co jednak może okazać się wręcz niemożliwe, gdy poza wspólnym domem, więzami krwi i ładunkiem tych samych nie-do-pozazdroszczenia genów łączyć ma je także… tajemnica wymagająca rozwikłania w jak najkrótszym czasie. A niebezpieczeństw czyha kilka, nie tylko nieustanne próby włamania i próby plądrowania domu…
Powieść Rudnickiej czyta się jednym tchem. Nie wiem, dlaczego wciąż jeszcze nie sięgnęłam po „Lilith”, która od lat kilku zalega u mnie na półce. Teraz jestem przekonana, że sięgnę po nią z największą przyjemnością, bo skoro spod pióra pani Olgi wyszło takie cudeńko, jak „Natalii 5”, to i pozostałe jej powieści nie mogą być złe. Natalie kocha się całym sercem wraz ze wszystkimi ich większymi i mniejszymi wadami – aż chce się natychmiast wybrać na weekend do Mechlina! Są niesamowicie urokliwe. A cała książka jest błyskotliwa, napisana z przytupem, humorem, można rzec nawet - rozmachem. Ponad pięćset stron (wyd. Prószyński i S-ka, 2011) połyka się w dwa-trzy wieczory, i to przy założeniu, że całe dnie ma się zaplanowane, a na „Natalii 5" poświęca się nocki! Nic to, że powieki ranem trzeba podpierać zapałkami. Nic to, że zasypia się nad trzecią kawą, bo pod przymkniętymi powiekami… ożywa pięć charakterków, które nie dadzą zasnąć, każą natomiast teraz, już, natychmiast! – zrobić sobie kilka minut przerwy i po kryjomu pochłonąć rozdzialik. I jeszcze jeden. I jeszcze. I jeszcze…
Olga Rudnicka ma 25 lat i napisała już osiem powieści. Nie mam pojęcia, jak to jest możliwe. Z perspektywy moich lat 28 mogę tylko stwierdzić, że ta kobieta ma prawdziwy dar. (Miałam nadzieję, że jest chociaż brzydulą, po ujrzeniu jednak pięknej twarzy o wielkich, okolonych długaśnymi rzęsami oczętach przestałam wierzyć w sprawiedliwość na świecie. Chlip! Przepraszam za ten mocno subiektywny, prywatny wtręt, nie mogłam sobie jednak darować. Kobietą jestę!)
Gratulacje, pani Olgo! Z niecierpliwością czekam na dalsze losy sióstr; niestety, moja osiedlowa biblioteka dopiero zamówiła "Drugi przekręt Natalii", tak więc czekam cierpliwie (momentami cierpliwie mniej). A niech ktoś wypożyczy przede mną… nie radzę!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.