Dodany: 25.02.2013 14:02|Autor: Bibliomisiek

Książka: Libra
DeLillo Don

Cóż to jest prawda?


Nazwisko autora "Libry" do niedawna nie mówiło mi wiele - w gruncie rzeczy tyle, że jeden z opiniotwórczych krytyków uznał go za jednego z najważniejszych żyjących pisarzy Ameryki. Ale dopiero kiedy James Ellroy wymienił "Librę" jako główną inspirację "Amerykańskiego spisku" - przeważył szalę.

"Libra" początkowo dezorientuje. Skonstruowana jest z trzech wątków, z których każdy reprezentuje inną perspektywę i stylistykę, a wszystkie spojone są jednym wydarzeniem.

Dallas, 22 listopada 1963; ginie prezydent.

Pierwsza z tych płaszczyzn to wnikliwa biografia Lee Harveya Oswalda. DeLillo przeprowadził podobno bardzo dokładne poszukiwania archiwalne, można więc przypuszczać, że na poziomie faktów jego opowieść odpowiada tak zwanej prawdzie. Szczegółowość opisów budzi podziw i wrażenie pełnego autentyzmu, choć trudno dociec, gdzie w śledzeniu perypetii Oswalda kończy się wiedza zdobyta przez autora, a zaczyna pisarska wyobraźnia. Jednak obie warstwy są ze sobą spojone bez żadnej sztuczności, bez szwów. Choćby przejmujący monolog matki Oswalda, który wstrząsająco zamyka powieść, jest przepisanym prawie bez zmian jej zeznaniem złożonym przed Komisją Warrena. Ostateczny efekt to zniuansowany i wieloznaczny obraz pokręconej osobowości człowieka, którego charakter i okoliczności wepchnęły w tryby większe i potężniejsze od niego. Oswald miota się w życiu, a jednocześnie w jakiś fatalny sposób każdy ruch przybliża go do miejsca, w którym jego chaotyczna egzystencja nabierze sensu. Koszmarnego - ale jednak jakiegoś. Do miejsca, w którym zostanie na zawsze zapamiętany - jako zabójca i ofiara jednocześnie, sprawca i pionek w jednym. Jego portret uzupełniają sylwetki dwóch tragicznych postaci, najważniejszych kobiet w jego życiu - matki, Marguerite, oraz młodej rosyjskiej żony, Mariny. Ale czy - choć tak istotne - miały one na Oswalda rzeczywisty wpływ? Niełatwo ocenić, czy w ogóle, i jeśli tak, to jaki.

Drugą nić powieści tworzą perypetie agentów CIA, którzy od wiosny '63 usiłują zaaranżować dla celów politycznych nieudany (!) zamach na prezydenta USA. Nie sposób stwierdzić, kiedy pojawia się w ich planach zamach prawdziwy, śmiertelny - staje się to płynnie, w sposób niekonkretny i niedopowiedziany. W ogóle im bliżej krytycznego dnia, tym bardziej rozmywają się intencje, motywacje, plany, interesy... Krystalizuje się jedynie niezbędna postać figuranta - zamachowca i kozła ofiarnego w jednym. Agenci tworzą pewien model "człowieka winnego zamachu", który ostatecznie materializuje im się w osobie Lee Harveya Oswalda. Właśnie on, z całą swoją niejasną przeszłością (pobyt w ZSRR), neurotyczną osobowością, podejrzanymi poglądami (otwarte przyznawanie się do marksizmu) po prostu wydaje się urodzony do tej roli - wpasowuje się jak brakujący element w makabryczne puzzle. I jako taki zostaje przez CIA "rozegrany" i wykorzystany. Przy tym jego charakter cechuje, niczym wagę (łac. libra), pewna bezwładność - być może niewiele brakowało, a Oswald wycofałby się z intrygi. Ale tak się nie stało.

Mamy więc perspektywę intymną, introwertyczną, oraz epicką, utrzymaną w konwencji thrillera politycznego. Trzeci snop światła rzuca wątek Nicholasa Bracha, analityka, który po latach ma stworzyć jednoznaczny i wyczerpujący opis tego, co stało się w Dallas. Problem w tym, że powiększający się zbiór danych i dowodów (w rodzaju trzech włosów łonowych Oswalda - podobno autentyk!) raczej zaciemnia prawdę, niż rozjaśnia. Stworzenie jednej, obiektywnej wizji wydarzeń w Dallas okazuje się niemożliwe. Uprawnione są tylko rozmaite interpretacje (z których dwie sam DeLillo tu właśnie prezentuje). O ile więc Oliver Stone uważa, że 22 listopada 1963 roku Ameryka straciła niewinność, to dla DeLillo skończyła się wówczas obiektywna historia. I trudno się z nim nie zgodzić, żyjąc w epoce, w której dominują równoprawne a przeciwstawne sobie narracje (jak choćby w przypadku katastrofy smoleńskiej), fikcje przenikają się z faktami (na przykład fikcyjna broń nuklearna Iraku była powodem jak najbardziej realnej wojny), a w dobie Internetu interpretatorem może być w zasadzie każdy. Dla jasności - nie oceniam tego procesu społecznego, jedynie go stwierdzam. Po prostu "w tych wszystkich opowieściach są inne opowieści, panie sędzio"* - jak stwierdza pod koniec powieści Marguerite Oswald.

Reasumując: "Libra", wykorzystująca trzy odmienne perspektywy - psychologiczną, sensacyjną oraz bezdialogową historiozoficzną medytację - jest dziełem w pewien sposób wykorzystującym zamach na JFK do uniwersalnej, z gruntu ontologicznej refleksji. DeLillo nie zaniedbał przy tym bazy - jego punktem wyjścia pozostaje dogłębny research, dający szczegółowe zbliżenie na bohaterów opowieści. Ale nie zagadka polityczna jest dla niego najważniejsza. I jestem skłonny stwierdzić, że dzięki tej kapitalnie wyważonej niejasności, z chirurgiczną precyzją poprowadzonej wieloznaczności, wyszła mu jedna z najważniejszych amerykańskich powieści ubiegłego wieku.



---
* Don DeLillo, "Libra", przeł. Jan Kraśko, wyd. Noir sur Blanc, Warszawa 2007, s. 264.


[Recenzja pochodzi z mojego bloga]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1731
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: KrS1 11.07.2013 08:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Nazwisko autora "Libry" d... | Bibliomisiek
Gratuluję świetnej recenzji. Zdanie: "trudno dociec, gdzie w śledzeniu perypetii Oswalda kończy się wiedza zdobyta przez autora, a zaczyna pisarska wyobraźnia" pasuje jak ulał do całej książki. Zamknąwszy ją wczoraj wieczorem złapałem się na tym, że zapomniałem, że to beletrystyka, a nie literatura faktu. Chociaż właściwie to coś pośrodku, skoro Don De Lillo opierał się na tej bogatej dokumentacji.

Wątek Oswalda jest fenomenalny. Po pierwsze autor świetnie kreśli psychologiczną stronę tego człowieka, jego zagubienia i miotania się. Po drugie to jest materiał na dużą, osobną książkę (pewnie takowe powstały). Oswald umierając w wieku raptem 24 lat zrobił bardzo wiele w swoim życiu. I nie chodzi mi o zabójstwo JFK, ale choćby pobyt w ZSRR w szczytowym momencie zimnej wojny (zaraz przed kryzysem kubańskim). Determinacja i neurotyczna konieczność działania doprowadziła go do miejsca, które wszyscy znamy ze zdjęć i filmów - kazamatów sądu w Dallas, gdzie czekał na niego Jack Ruby (nota bene druga niezwykła biografia, którą De Lillo tylko liznął), a De Lillo opisuje to wszystko bardzo wnikliwie.

Opis działań agentów też jest bardzo dobry. Okazuje się, że sieć relacji jest bardzo obszerna i pogmatwana - odmienne interesy lub wizje jak dążyć do celów, plan który wymyka się z rąk, chaos, nad którym ktoś jednak panuje. W sumie jedynym wątkiem nie do końca wykorzystanym jest perspektywa Brancha. To raptem kilka, choć interesujących stron. Myślę, że jest to do pewnego stopnia alter ego samego De Lillo, który pisząc książkę musiał ugrząźć w wielości dokumentacji (a może to autorowi CIA zleciła napisanie tej książki i jednak ona wyszła :).

"Libra" to wymagająca, ale interesująca i realistyczna książka.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: