Co robić kiedy mężczyzna, z którym planowałyśmy się wspólnie zestarzeć, dorobić wnuków i wreszcie odpocząć na emeryturze wymieni nas na młodszy model? To pytanie oraz rozmaite odpowiedzi na niego to tematyka obecna w literaturze już od dawna. Chociaż odnoszę wrażenie, że dopiero ostatnimi czasy, jakoś tak od "Rozlewiska" Małgorzaty Kalicińskiej, nastąpił u nas prawdziwy wysyp książek z takim właśnie wątkiem głównym.
I taki też problem podejmuje Irena Matuszkiewicz w swojej najnowszej powieści pt.
Modliszka (
Matuszkiewicz Irena)
.
Główną bohaterką jest Milena Płoszyńska - wiek 44 lata, technik protetyk z własną pracownią, żona Lucjana, właściciela hurtowni budowlanej, matka Radka, studenta Politechniki Gdańskiej.
Milena i Lucjan mają za sobą ponad 20 lat małżeństwa, sporo wzlotów, trochę upadków - jak to w życiu. Mają niewielkie grono przyjaciół, dom, samochód, całkiem niezłą sytuację finansową, nie targają nimi jakieś wielkie namiętności ale Milena uważa swój związek za szczęśliwy. Dlatego też wiadomość, że mąż ją zdradza, a owoc tej zdrady za kilka miesięcy pojawi się na świecie stanowi dla niej ogromny szok. Lucjan przyznaje się do winy, ale ma nadzieję, że uda się jeszcze uratować jego związek z Mileną - żona jest jednak bezwzględna, nie chce słuchać żadnych argumentów i wyrzuca go tak z mieszkania jak i ze swojego życia.
I tak oto pani Płoszyńska rozpoczyna nowy rozdział. Szybko okazuje się że los był dla niej o wiele łaskawszy niż dla Lucjana, a ona sama znakomicie odnajduje się w roli samodzielnej i niezależnej kobiety - rozwija się zawodowo, robi prawo jazdy, spotyka z przyjaciółmi, zaprzyjaźnia się z nową sąsiadką Laurą Widacką, a ponieważ syn zafundował jej niespodziankę w postaci wnuczki oraz synowej nie ma zbyt wiele czasu na rozpamiętywanie tego co było...
Irena Matuszkiewicz pisząc swoją książkę nie poszła na szczęście utartym schematem - Milena nie szuka nowej miłości, nie wpada w kolejne męskie ramiona (chociaż takowe chętnie by się przed nią otwarły), wybiera samodzielność i jest to wybór przemyślany.
Czytając książkę zastanawiałam się właściwie cały czas kto jest tą tytułową modliszką. I doszłam do zaskakującego odkrycia, że nieomal każdy z bohaterów ma w sobie coś z tego owada. Oczywiście na czoło wysuwa się Irmina, nowa partnerka Lucjana, kobieta interesowna i wyrachowana, dzielnie sekunduje jej pani Laura Widacka, choć akurat ona potrafi się świetnie maskować, bezwzględną modliszką jest również przedstawiona w epizodzie Wisia, właścicielka pracowni protetycznej z Płocka. Ale i Milena nie jest bez winy, i babka Zosia, bezradna zdawałoby się staruszka, i Monika Jordankowa, i... No, nie będę wymieniać wszystkich bohaterów, kto ciekawy to sam sobie znajdzie.
Powieść napisana jest prostym językiem, nie ma w nim jakichś rażących błędów stylistycznych czy potknięć gramatycznych - czyta się całkiem przyjemnie, chociaż bez większych emocji. Bohaterowie dosyć wyraziści, zróżnicowani - moją największą sympatię zyskali sobie pani Loda i... Lucjan. Chyba dlatego, że to najsmutniejsza, najbardziej (przepraszam za górnolotność) tragiczna postać w tej książce. I to jemu kibicowałam a nie wzorowej (czy aby na pewno?) Milenie.
Powieść Ireny Matuszkiewicz to historia jakich wiele dzieje się na naszych oczach, być może w naszym najbliższym otoczeniu. I to stanowi jej siłę - jest po prostu prawdziwa...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.