Dodany: 15.02.2013 21:34|Autor: anek7

Czytatnik: Lektury wiejskiej nauczycielki

1 osoba poleca ten tekst.

A miało być tak pięknie...


Pytanie o ulubionego autora zawsze wprowadza mnie w swego rodzaju konsternację - bo właściwie nie potrafię wybrać jednej jedynej osoby - chociażby z tego powodu, że w różnych okresach życia fascynowała mnie różna literatura, a i świat nie stoi w miejscu, i co roku pojawiają się nowi autorzy, którzy mają szansę mnie zachwycić. Więc kiedy muszę się określić na okoliczność literackich uwielbień to zawsze pada kilka nazwisk, a jedno z nich to Lucy Maud Montgomery.

Z autorką zetknęłam się po raz pierwszy przy okazji "Błękitnego zamku", później jak miliony dziewcząt na świecie pokochałam "Anię z Zielonego Wzgórza", polubiłam "Emilkę ze Srebrnego Nowiu", "Jankę ze Wzgórza Latarni", "Kilmeny ze starego sadu" i jeszcze kilka innych, trochę mniej znanych bohaterek, które narodziły się w wyobraźni najsłynniejszej kanadyjskiej pisarki. Większość jej książek można znaleźć w mojej domowej biblioteczce i z zasady są to te najbardziej zaczytane egzemplarze...

Kilka lat temu wielbicieli talentu pani Montgomery zelektryzowała wiadomość o nieznanym rękopisie zmarłej przed 60 laty pisarki mającym być podsumowaniem cyklu o Ani Shirley. I tak oto w 2009 roku miała miejsce światowa premiera "Ani z Wyspy Księcia Edwarda", a dwa lata później doczekaliśmy się jej polskiego wydania.
Jakoś się tak stało, że nie kupiłam sobie dotąd tej książki i udało mi się z nią zapoznać tylko dzięki uprzejmości pewnej biblionetkowiczki. I cóż... Po przeczytaniu już wiem, że raczej ta książka domowych zbiorów nie wzbogaci...

Ania z Wyspy Księcia Edwarda (Montgomery Lucy Maud) to zbiór opowiadań podzielonych na dwie grupy ze względu na czas akcji. Pierwsza część książki to utwory, których akcja toczy się w mniej więcej w tym samym czasie co akcja "Doliny Tęczy", natomiast część druga umiejscowiona jest po zakończeniu I wojny światowej. Całość jest przeplatana wierszami autorstwa Ani oraz jej syna Waltera - dodam, że choć nie jestem może znawczynią poezji, to uważam, że nie są one zbyt wysokich lotów, niestety...

Co do samych opowiadań to są one mocno nierówne, niektóre rozwleczone do granic wytrzymałości, niektóre przewidywalne od pierwszych linijek, chociaż, uczciwie trzeba przyznać, że kilka jest naprawdę na poziomie. Ale te akurat są w zdecydowanej mniejszości. Najbardziej przypadły mi do gustu dwie opowieści - chyba najsmutniejsze z całego zbiorku "Oszukane dziecko" o osieroconym chłopczyku, który musi sam zdecydować u kogo będzie mieszkać (krewni starają się zdobyć jego względy, bowiem z opieką nad Patem związana jest pokaźna roczna renta) oraz nieco ironiczna "Penelope i jej teorie" o znawczyni dziecięcej psychologii, która musi teoretyczne wiadomości wykorzystać w praktyce opiekując się dwoma ośmioletnimi chłopcami.

Ma ta książka jeszcze jeden mankament, a mianowicie polskie tłumaczenie imion własnych. Wydawało mi się, że z racji kilkukrotnego przeczytania całego cyklu znam głównych bohaterów. Tymczasem okazuje się, że nie do końca - dobrą chwilę zastanawiałam się "Kim u licha jest Kuba Blythe???". I dopiero po dłuższym namyśle dotarło do mnie, że przecież najstarszy syn Ani nosił imię Jakub. Aczkolwiek we wszystkich innych książkach chłopiec występuje jako Jim. Pewnie dla równowagi Rozalia Meredith w tym tomie nosi imię Rosamund, zaś narzeczonym Rilli jest Keneth Ford (wolałam go jednakowoż jako Krzysia). Może nie mam racji, ale wydaje mi się, że jeżeli się tłumaczy kolejny tom z cyklu to wypadałoby zostawić imiona, nazwy geograficzne i inne nazwy własne w takiej formie do jakiej czytelnik przywykł w poprzednich częściach.

Cóż, trochę rozczarowała mnie ta książka. Blythe'owie występują w niej jako tło (jeśli nie liczyć wspomnianych wcześniej sesji poetyckich), najczęściej chyba pojawia się Gilbert, zaś Ania przywoływana jest w rozmowach lub przemyśleniach bohaterów jak swoisty punkt odniesienia - "Co też powiedziałaby o tym pani doktorowa?". Może wybrzydzam i jestem niesprawiedliwa dla autorki, ale mam wrażenie, jakby ta książka nie była pisana z potrzeby serca, a tylko dla jakiegoś doraźnego zysku.

Bo przecież Ania Shirley-Blythe to uznana marka i jej wielbiciele wszystko kupią.
Jak widać nie wszyscy...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3506
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: misiak297 15.02.2013 21:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Pytanie o ulubionego auto... | anek7
Masz rację, to kiepska książka i dosyć nieuczciwa strategia marketingowa - wszak osławiona "Ania z Wyspy Księcia Edwarda" to rozbudowane "Spełnione marzenia".

Z tłumaczeniami imion w cyklu o "Ani..." zawsze jest problem. Są wydania, które pozostawiają oryginalne imiona (np. Rachel Linde, a nie Małgorzata Linde), a są takie, w których występują spolszczone imiona (np. Krzyś zamiast Kennetha). Sam mam mieszane uczucia, co do tego typu zmian.

Swoją drogą, "Anię z Zielonego Wzgórza" kochają przecież nie tylko dziewczęta - choć chyba chłopcy rzadziej się do tego przyznają. Pamiętam zabawną sytuację - nasza polonistka (młoda i pełna entuzjazmu nauczycielka, której lekcje wspominam z prawdziwą sympatią) zorganizowała w klasie dyskusję, czy "Ania..." powinna być lekturą w XXI wieku. Na tak były wszystkie dziewczyny + Misiak, na nie - pozostali chłopcy. Jakiś czas później poszliśmy na sztukę do chorzowskiego Teatru Rozrywki (dodam, że fatalną). Pamiętam oburzenie jednego z kolegów (!) tym, że wszystko poskracane, Diana jest blondynką, a "Gilbert wcale nie nazywał jej włosów: słomą". Popatrzyłem na kolegę zszokowany - zrozumiałem, że książka bardzo mu się podobała, ale wstydził się do tego przyznać.

Trochę to mimo wszystko smutne. Tym bardziej, że takie podziały na literaturę dla dziewcząt/chłopców czy mężczyzn/kobiet wciąż jeszcze są obecne.

PS. Nadal czekam na Twoje wrażenia z "Modliszki":)

Użytkownik: anek7 15.02.2013 22:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację, to kiepska ks... | misiak297
Misiaczku - nie dzielę literatury na taką dla dziewcząt/dla chłopców, ale wyłącznie na dobrą/złą. Ale wydaje mi się, że trochę głupio by zabrzmiało gdybym napisała, że "jak miliony chłopców na świecie pokochałam "Anię z Zielonego Wzgórza"" - bo to by trochę sugerowało, żem w młodości była chłopcem... A zapewniam Cię, że nie byłam;)

Co do imion - jakoś wszystkie tomy, które mam w domu wydawane były przez "Naszą Księgarnię" i tam imiona są spolszczone. Zresztą, przyznam Ci się, że nie spotkałam się nigdzie z Rachel Linde, a w bibliotece szkolnej mamy egzemplarze Ani z różnych lat i różnych wydawnictw - może dlatego założyłam, że jest tylko jedno, słuszne tłumaczenie tych książek.

"Modliszka" dojrzewa, a ponieważ chcę ją w poniedziałek pchnąć w dalszą drogę to pewnie na dniach opinia się pojawi:)
Użytkownik: misiak297 15.02.2013 22:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaczku - nie dzielę li... | anek7
Nie miałem absolutnie Ciebie na myśli, pisząc o podziałach na literaturę dla dziewcząt i chłopców - pisałem raczej o ogólnej tendencji:) No i chciałem wprowadzić w historię lubienia "Ani" przez płeć rzekomo brzydką.

Ja pamiętam wydanie, w którym rozdział pierwszy zatytułowany był: "Rachel Linde się dziwi". No i wtedy "Misiak się (z)dziwi(ł)
Użytkownik: Elfa 16.02.2013 17:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Pytanie o ulubionego auto... | anek7
Tak się przywiązujemy do bohaterów z dzieciństwa i ich spolszczonych imion, że oryginalne nam zupełnie nie pasują. A tymczasem tam naprawdę jest m.in. Rachel Lynde, siostry Gertie i Josie Pye, bliźnięta Dora i Davy Keith, Paul Irving, no i oczywiście Marilla oraz Matthew Cuthbert.
Użytkownik: anek7 16.02.2013 18:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak się przywiązujemy do ... | Elfa
Masz rację co do przyzwyczajenia. I zdaję sobie sprawę, że w oryginale bohaterowie nazywają się inaczej niż w tłumaczeniu.
Bardziej chodzi mi o to, że tu akurat tłumacz "spolszczył" Jima Blythe'a, który jako żywo nigdy nie był tłumaczony "na nasze" a z kolei zostawia oryginalne imiona postaciom, które zazwyczaj były tłumaczone. Chyba mniej by mi przeszkadzało, gdyby się trzymał jednej wersji - albo oryginalnej, albo polskiej. Bo tak jak jest to groch z kapustą...
Użytkownik: Mag.ma 24.05.2013 01:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację co do przyzwyc... | anek7
Mnie też trochę przeszkadzało, że część imion była tłumaczona, a część nie. Ale to, że w jednym fragmencie książki jest Flora Meredith, a w innej Faith, to już przesada...
Użytkownik: Pingwinek 20.08.2014 17:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację co do przyzwyc... | anek7
Jim był już tłumaczony "na nasze". To znaczy: nie tłumaczony, ale dostosowany (?). W serii z Wydawnictwa Literackiego pod opieką redakcyjną Jolanty Korkuć (w 7 tomie pojawia się też nazwisko takie jak Dorota Wierzbicka-Sarabura) jest "Kuba". Opracowaniem na podstawie tłumaczenia zajmował się Paweł Ciemniewski (gdzieniegdzie występuje też Agnieszka Kuc, także przy tłumaczeniach tudzież uzupełnieniach translatorskich, zaś w 1 tomie jako współredakcja występuje Marianna Cielecka) - on też przełożył "Anię z Wyspy Księcia Edwarda".
Użytkownik: porcelanka 16.02.2013 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Pytanie o ulubionego auto... | anek7
Ja również uwielbiam twórczość L.M.Montgomery:) Najpierw zauroczyła mnie "Ania z Zielonego Wzgórza", potem odkryłam "Emilkę ze Srebrnego Nowiu". Moje egzemplarze są także zaczytane, bo często wracam do Avonlea i Srebrnego Nowiu. To świetne lekarstwo na chandrę i ponure dni.
Żałuję, że jak na razie przetłumaczono tylko pierwsze dwa tomy pamiętników L.M.Montgomery.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: