Dodany: 12.02.2013 19:50|Autor: Zoana

Powieść mało anielska


Przyznaję, że czasem jeszcze daję się nabrać na ładną okładkę i tak niestety było w przypadku "Angelologii" (Świat Książki, 2010), choć nie tylko ona zaważyła na decyzji zakupienia tej książki. Po pierwsze, wyjątkowo niska cena - 9,90 zł - na wyprzedaży Weltbildu, a akurat robiłam tam zakupy; po drugie, pozytywne opinie internautów i dość wysoka ocena tutaj, w BiblioNETce; wreszcie po trzecie, motyw przewodni - anioły, fantastyka, będzie fajnie. Nie było.

Zapowiadało się ciekawie. Dopracowany w szczegółach świat wydawał się wielce oryginalny i fascynujący, a koncepcja przedstawienia aniołów jako "tych złych" - dość niebanalna. Przed wiekami aniołowie, zwani Czuwającymi, uwiedli ludzkie kobiety i spłodzili z nimi nefilimów - pół-anioły, pół-ludzi, istoty potężne, fizycznie doskonałe, ale też niezwykle okrutne, bezwzględne i żądne władzy. Nefilimowie zaczęli żyć wśród ludzi, zdobywając ogromne bogactwo i wpływ na losy świata. Tylko nieliczni wiedzą o ich istnieniu, a należą do nich angelolodzy - specjaliści w dziedzinie nauk anielskich. Jedni i drudzy poszukują starożytnego instrumentu, złotej liry - nefilimowie za jej pomocą chcą przywrócić dawną świetność swojej rasie i przejąć władzę nad światem, angelolodzy próbują do tego nie dopuścić. W sam środek tej odwiecznej wojny trafia Verlain, historyk sztuki, oraz młoda mniszka Ewangelina, odkrywająca kolejne rodzinne sekrety i swoje powiązania z angelologią.

Jak wspominałam, miało być ciekawie. Od pierwszych stron historia mnie zaintrygowała, roztaczając aurę pradawnej tajemnicy i sugerując mroczny spisek. Niestety, im dalej w las, tym więcej drzew. Po dość obiecującym początku rozpoczął się proces żmudnego brnięcia przez kolejne kartki, okraszony często-gęsto ziewaniem i zasypianiem w pół zdania. Istny cud, że gdzieś tam po drodze nie ugrzęzłam na amen i doczytałam do końca.

Trussoni najwyraźniej postanowiła zamęczyć czytelnika na śmierć, przytłaczając go mnóstwem nudnych opisów, niekończących się wspomnień, retrospekcji i dłużących się, sztucznych dialogów, zazwyczaj niewnoszących nic ważnego do fabuły. Niektóre opowieści prawie słowo w słowo powtarzają się w rozmowach różnych osób, jakby autorka miała czytelników za idiotów albo, w najlepszym wypadku, sklerotyków. Opisy są tak długie, szczegółowe i drobiazgowe, że wyobraźnia czytelnika nie ma żadnego pola do popisu. Niemal przy każdej kolejnej scenie musiałam czytać, skąd padało światło, jaki miało kolor, co oświetlało i jaki kolor miało to oświetlane coś. Akcja, po całkiem niezłym starcie, na trzy czwarte książki staje w miejscu, by niemrawo ruszyć do przodu pod sam koniec.

O postaciach mogę powiedzieć tylko tyle, że chwilami wręcz porażała mnie ich głupota i brak logiki w postępowaniu. Wystarczy wspomnieć, że "tajni agenci" poruszają się samochodami z rejestracją zawierającą słowo "ANGEL", a jedna z najbardziej poszukiwanych przez nefilimów angelolożek od ponad dwudziestu lat mieszka pod jednym adresem, w tym samym mieście co rodzina jej największego wroga. Czyli konspiracja pełną gębą. Albo na przykład wyobraźcie sobie, że ktoś na Waszych oczach, bez ostrzeżenia i wyraźnego powodu zalał Wam laptopa kawą. Jak byście zareagowali w takiej sytuacji? Powiem Wam, co zrobił bohater książki - wpatrywał się w klawiaturę jak urzeczony. Ot, i cała jego reakcja. Natomiast Ewangelina, główna postać, po przeczytaniu listu, w którym wprost, jasno i wyraźnie napisano, że pewien przedmiot jest ukryty w takim a takim miejscu, stwierdza, że nie ma tam żadnej wskazówki. Seriously?

Podsumowując, powieść miała w sobie duży potencjał - pomysł, konstrukcja świata, intryga - niestety zmarnowany przez autorkę. Gdyby Danielle Trussoni po napisaniu książki przeczytała ją jeszcze raz od początku do końca, większość opisów wykreśliła, a pozostałe skróciła o połowę, ożywiła dialogi, dodała inteligencji swoim bohaterom, zrezygnowała z części retrospekcji na rzecz żywszej akcji, a rozwiązanie zagadki przedstawiła bliżej końca niż początku i w jakimś wyraźnym punkcie kulminacyjnym... Cóż, myślę, że autorce najzwyczajniej w świecie zabrakło solidnego warsztatu pisarskiego i podstawowej wiedzy na temat konstruowania powieści. Nie mam pojęcia, jakim cudem ta książka stała się bestsellerem "New York Timesa", o czym informuje okładka, dla mnie była to bardzo nudna i męcząca lektura. Szkoda tej wydanej dychy.

Zdecydowanie nie polecam.


[Tekst zamieściłam wcześniej na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1283
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: