Dodany: 10.02.2013 18:13|Autor: Literadar

Campa w sakwach czyli rowerem na dach świata


Okładka

Rec. Piotr Szymoniczek

Ocena: 2,5/6

Książki podróżnicze opisują często miejsca egzotyczne, niedostępne dla większości z nas. Rozbudzają wyobraźnię, pozwalają poczuć klimat, smak, zapach odległych miejsc, są rewelacyjną lekcją geografii. Na wyróżnienie zasługują te pozycje, które oprócz wymienionych wyżej cech potrafią przykuć uwagę czytelnika za sprawą opisu niecodziennych zdarzeń, jakich doświadczają na swej drodze pisarze-podróżnicy. Zabawne, intrygujące, a przede wszystkim, pokazujące różne od stereotypowego wyobrażenia świata historie z odległych zakątków niebieskiej planety, są czynnikiem warunkującym sukces książki podróżniczej.

Campa w sakwach czyli rowerem na dach świata to książka, która mimo wszelkiej recenzenckiej przychylności do poruszanego tematu, zawodzi. Autor książki – Piotr Strzeżysz - opisuje swoją podróż do Tybetu. Podróż niezwykłą, bo osamotnioną (nie licząc dwóch maskotek przyczepionych do ramy roweru), przemierzaną za pomocą jednośladu. Wydawać by się mogło, że sposób podróżowania w połączeniu z mistyczną wręcz symboliką Tybetu to połączenie, z którego musi w rezultacie narodzić się ciekawy tekst. Nic bardziej mylnego. Licząca ponad dwieście pięćdziesiąt stron książka wieje nudą, a jej treść można scharakteryzować używając schematu: przyjazd do niewielkiej wioski – nocleg wśród nieznających angielskiego Tybetańczyków – odjazd następnego dnia rano. Tyle. Można pokusić się o rozszerzenie zaprezentowanego schematu wciskając między dwa pierwsze punkty spotkania z dziećmi, które używają jednego, powtarzanego w kółko słowa money.

Bylejakość opisywanego przez autora Tybetu może wiązać się oczywiście z nieodpowiednio przygotowaną trasą (a może Tybet jest po prostu szarobury?), jednak w takim przypadku lepiej byłoby się wstrzymać od publikacji Campy w sakwach.... Na próżno szukać tu obszernych opisów świątyń czy spotkań z mnichami, a jedynym aspektem na jaki warto zwrócić uwagę jest epilog (liczący około pięćdziesięciu stron), który wynagradza czytelnikowi stracony czas na mozolnym pedałowaniu przez większość książki. Również liczne fotografie pojawiające się w książce budzą mieszane uczucia. Z jednej strony naszym oczom ukazują się zdjęcia widoków, ludzi spotykanych przez autora, z drugiej widzimy odbitki zezwoleń, które są oczywiście ciekawostką, ale ile razy można oglądać pokryty niezrozumiałymi znakami dokument?

Trudno określić dla kogo jest to lektura. Campa w sakwach czyli rowerem na dach świata na pewno nie jest warta polecenia czytelnikom, którzy dopiero zaczynają interesować się wschodnią kulturą. Nie wydaje się także odpowiednia dla osób, którzy z literaturą podróżniczą stykają się od dłuższego czasu. Najodpowiedniejszy będzie odbiorca, który posiada już dość dobrą orientację w kulturze czy geografii Tybetu, wtedy jego obraz z perspektywy kogoś, kto podróżuje jednośladem będzie na pewno uzupełnieniem tej wiedzy. Campa w sakwach... miała okazać się wisienką na całorocznym czytelniczym torcie, niestety w smaku przypomina okropnie kwaśną cytrynę, której smak szybko trzeba zastąpić prawdziwymi wydawniczymi smakołykami.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1283
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: