Co robi Hugo, czyli po spotkaniu w Częstochowie.
Chciałabym podziękować za sprawienie mi wielkiej radości i doprowadzenie do łez ze śmiechu:
Marylkowi- jesteś stałym filarem spotkań częstochowskich
Marioli- wiedziałam, że przyjedziesz;)
Lence- wielka jest siła słów "być może":)
Villenie- dziękuję, że przyjechałaś
Łukaszowi- odważny człowiek, wypił espresso i nawet się nie skrzywił
Szaraczkowi- bez Ciebie spotkanie byłoby jak potrawa bez przypraw
Misiabeli- która skorzystała najbardziej, bo poznała nowe słowo.
Alicji- sobie nie mam za co dziękować, ale obowiązek kronikarski wymaga odnotowania, że tam byłam:)
Pozdrawiali nas: Cirilla, Olimpia, Ktrya, Dot, Misiakolutki i Jakozak.
Początki były trudne, gdyż w momencie wjazdu do miasta okazało się, że goście powinni natychmiast zapomnieć o wskazówce z niebieską ścianą. Błąd naprawiłam i myślę, że nikt z obecnych nie wpadnie na to, żebym gdziekolwiek była przewodnikiem.
Rozmawialiśmy na tematy z cyklu: "Polak potrafi", czyli jak zgubić samochód, o przekleństwach bywania w galeriach itp. gdzie notorycznie zamykane są wejścia, które mają być punktem charakterystycznym przy wyjściu.
Misiabela opowiedziała jak wygląda kontrola policyjna, że wiedza, które światła są które, nie jest niezbędna przy prowadzeniu samochodu i najważniejsze: każdy w końcu trafi na pakunek, w którym jest ukryty trójkąt ostrzegawczy. Nie na darmo istnieje powiedzenie: "do trzech razy sztuka":)
Hity spotkania były dwa: pierwszym okazały się z pozoru niewinne kalmary. Marylek przeglądając menu zakrzyknęła: "patrzcie tu jest napisane chrupiące przez samo h". Lenka spojrzała chłodnym wzrokiem i potwierdziła. Nastąpiły próby wypowiadania chrupiących przez samo h. Za jakiś czas kolejna osoba odkryła, że w menu widnieje: "kalamaryc hrupiące". Uspokoiło nas trochę, że to tylko kwestia spacji, a nie błąd ortograficzny. Wiadomo, biblionetkowicze niczego z błędem nie przełkną, ale kalmaryc hrupiących to już można spróbować. Dzięki Marylkowi wiemy jak smakują:)
Była też niespodzianka. Jedząc szarlotkę (pyszna) natrafiłam na sreberko. Jak wiadomo w sreberko można coś zawinąć, można też odwinąć i sprawdzić, czy coś wygrałam. Zapytałyśmy o to panią kelnerkę. Jej mina była bezcenna. Niestety niczego nie wygrałam, ale dyskusja była gorąca, co powinno być napisane na owym sreberku i wniosek, że "spróbuj jeszcze raz" też by mi wystarczyło. Myślę, że pani, która nas obsługiwała zapamięta naszą wizytę na długo:)
Była mowa o jedzeniu, była także o odchudzaniu. Dialogi były bardzo poważne:
"- Ważę się kilka razy dziennie.
- Czy to już nie obsesja?
- Spadło mi pięć kilo.
- Skąd ci spadło, ze schodów?"
Drugim hitem spotkania był schowek. Po wizycie jednej z pań w toalecie padło pytanie: "Czy wy też weszłyście do schowka?" I zaczęło się: w której kabinie jest schowek, co w nim można znaleźć, czy jak się do niego wejdzie można kogoś spotkać (Marylek na tę okazję przed kolejną wizytą poprawiła makijaż, bo nigdy nic nie wiadomo), czy z tego schowka możliwe jest przejście do innego wymiaru i wreszcie pytanie kluczowe: czy w męskim wc też jest schowek?! Marylek sprawdziła- nie ma. Za to Szaraczek rzekła: "Jesteśmy w restauracji, mamy tyle książek i do tego mamy schowek";)
Mieliśmy okazję podziwiać Marylkowy breloczek, który na pożegnanie błysnął ślepkami i zamruczał. Jak wiadomo na spotkaniu trzeba się czasem przewietrzyć. Marylek wyszła i powiada: "patrzcie 32 języki, czy to jakieś usługi seksualne?", na co Mariola rzecze: "popatrz tutaj, 9 łóżek". Z pozoru niewinne reklamy tłumaczeń i solarium:) Uśmiałyśmy się i doszły do wniosku, że gdyby ktoś przyglądał nam się z boku, nie uwierzyłby, że takie zachowanie jest możliwe na trzeźwo:)
Była też mowa o odchyleniach zawodowych anestezjologów, kelnerów i sprzedawców garniturów, omówiono też zawód tłumacza i już wiemy czym grozi zadanie pytania: "czy tłumaczy pan na polski?"
Oczywiście były rozmowy o książkach, królował Proust i różne sposoby czytelników na uporanie się z nim, o metodach czytania własnych książek, nadwyżkach i brakach w pożyczkach, zastanawiało nas też kiedy odbyło się pierwsze spotkanie biblionetkowe. Wniosek- było w Gliwicach organizowane przez Jakozak.
Było też kilka wątków, które z różnych przyczyn nie nadają się do publikacji:) Relacja jest długa gdyż:
1) Robiłam notatki.
2) Napisałam ją "na świeżo" w drodze do domu.
3) Kiedy wrócę do jej czytania, będę mogła przeżyć spotkanie jeszcze raz.
Na koniec powiem w sekrecie, że Misiabela się okidała i to trzy razy!
DZIĘKUJĘ!!!
PS. Za interpunkcję i stylistykę nie odpowiadam:):):)