Najnowsza powieść Ireny Matuszkiewicz, czyli wydana pod patronatem Biblionetki
Modliszka (
Matuszkiewicz Irena)
opowiada o losach Mileny Płoszyńskiej, dojrzałej i - zdawałoby się - spełnionej kobiety. Milena jest uznanym protetykiem, jej małżeństwo z Lucjanem należy do udanych, syn Radek nie sprawia większych kłopotów wychowawczych, przyjaciółki są szczerze oddane... Nagle całe poukładane szczęście rozsypuje się jak domek z kart. Milena dowiaduje się, że jej mąż ma romans (co było tajemnicą Poliszynela wśród przyjaciół), a jego kochanka spodziewa się dziecka. Dodatkowo Radek oświadcza, że sam również zostanie ojcem. Świat rodem z bajki staje na głowie.
Wkrótce związek Płoszyńskich się rozpada - Lucjan przenosi się do wyrachowanej Irminy. Tymczasem do domu Mileny wprowadza się Joanna, narzeczona syna. Czas mija, a sama Milena ze zdumieniem stwierdza, że odpowiada jej status kobiety porzuconej. Teraz może się realnie zbliżyć z dojrzewającym synem, cieszyć się zyskaniem wspaniałej synowej oraz ekscytować się narodzinami wnuczki. Jednak nie myśli tylko o sobie - pomaga byłej teściowej zaniedbywanej przez Lucjana. Niebawem na jej drodze pojawia się również nowa przyjaciółka, tajemnicza Laura Widacka, a także pewien atrakcyjny mężczyzna. Czy jednak Milena jest gotowa na nowy związek?
W swojej najnowszej powieści Irena Matuszkiewicz podejmuje poważną tematykę - czy można ułożyć sobie życie po zdradzie małżonka? Otóż można. Milena świetnie wychodzi na rozstaniu z Lucjanem - czego nie można niestety o nim powiedzieć. Otoczona kochającą rodziną i lojalnymi przyjaciółmi (a zwłaszcza niezawodnymi przyjaciółkami) odkrywa nowe uroki życia. Mijają lata, sporo się dzieje i, co tu ukrywać, zmienia się na lepsze. Jednak na horyzoncie zawsze mogą się czaić ciemne chmury - czy tym razem Milenie nie zagrozi tytułowa modliszka - osoba nieżyczliwa albo której niekłamana życzliwość przyniesie więcej szkody niż pożytku?
Pomysł był niewątpliwie dobry, natomiast wykonanie mocno kuleje. "Modliszka" reprezentuje literaturę popularną - ale ten jej typ, który właściwie nic nie wymaga od czytelnika. Ot, czytadełko... tyle że nie najwyższych lotów. Ciekawa problematyka jest potraktowana powierzchownie, rozliczne interesujące aspekty muśnięte ledwie piórem - i nie chodzi tu tylko o główny wątek (czy Milena na pewno była bez winy? Czy nie przyczyniła się do rozpadu małżeństwa), ale i poboczne (alkoholizm, niedopasowanie w związku). Drażni też język tej powieści - raczej pozbawiony "kwiatków", ale pozbawiony też jakiejkolwiek ikry - "Modliszka" przypomina długaśne wypracowanie, poprawne, ale w żaden sposób zachwycające. Postaci w większości są płaskie, jednowymiarowe, a rozmowy jakie prowadzą, są najeżone humorem, który pewnie w założeniu miał być błyskotliwy - a raczej męczy niż bawi. Właśnie przez to silenie się na humor niektóre dialogi sprawiają wrażenie sztucznych, a bohaterowie raczej nie dyskutują - oni przemawiają.
Do tego kolejny zarzut: akcja gna ("Czas znowu nabrał przyspieszenia" - s. 473), mnogość nierozwijanych wątków nasuwa porównanie z nadmiarem grzybów w barszczu, zaś całość sprawia wrażenie ledwo rozwiniętej listy chaotycznych zdarzeń (teraz napiszemy o tym, a teraz o tym). W tej prozie nie czuć konfliktu, nie czuć miotających bohaterami uczuć, wszystko idzie całkiem gładko i zmierza do końca (na szczęście niesztampowego - i to właśnie finał ratuje nieco książkę przed ostatecznym pogrążeniem).
Cóż, jako czytelnik podchodziłem do książki z dużym entuzjazmem - bo typowo chick-litową tematykę dałoby się ująć ciekawie. Ileż to książek w ostatnich latach zaczyna się tym, że ona biedna, nieco otyła i obarczona wychowaniem potomstwa, zostaje porzucona przez męża i - o dziwo! - jakoś sobie radzi. Irena Matuszkiewicz miała dobry pomysł na to, jak rozwinąć ten sztampowy początek. A jednak zabrakło... ikry? Umiejętności warsztatowych? Cóż, trudno zdecydować.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.