Dodany: 29.01.2013 21:46|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Prawda Felicji, prawda Danieli


Dobiegająca osiemdziesiątki Felicja, zwana Funią, od kilku lat mieszka z córką, zięciem i dorosłą wnuczką. Jednak ich stosunki są dość odległe od tego, co wyobrażamy sobie jako rodzinną idyllę w wielopokoleniowym domu. Żadnych wspólnych aktywności, żadnego cementowania więzi przy wspólnym stole, co najwyżej wzajemne zwracanie sobie uwagi („Jak to wygląda, żeby kobieta w twoim wieku…”[1]). Za ten chłód Funia obwinia wyłącznie córkę i zięcia, może nawet bardziej jego, bo „on ją odciągnął od matki, przekabacił na swoją stronę”[2], a jeśli nawet od czasu do czasu zadaje sobie pytanie, czy przypadkiem sama czemuś nie jest winna, zaraz znajduje taką odpowiedź, która ją – i tylko ją – zadowala: „moja Daniela wdała się w ojca”[3]. Pisze wspomnienia pod jakże spektakularnym tytułem – „Moje bardzo smutne i dramatyczne życie”[4] – i jest święcie przekonana, że jedyną słuszną wersją przeszłości jest ta, którą ona sama zapamiętała. Jest jednak coś, co ze zgryźliwej i najeżonej zmienia ją w pełną energii, wesołą i życzliwą: to towarzystwo „alebabek”, pań w wieku dobrze powyżej emerytalnego, które odkryły radość bycia razem, wspólnego celebrowania posiłków i uczestniczenia we wspólnych przedsięwzięciach. Właśnie przyjaciółki sprawią, że Funia zyska możliwość spojrzenia na swoje „smutne i dramatyczne” życie z nieco innej strony…

Stosunkowo rzadko we współczesnej literaturze eksploatowany temat miejsca człowieka starszego w społeczeństwie i jego relacji z rodziną, w połączeniu z tezą, że „to samo wydarzenie może być różnie zapamiętane przez dwie osoby. (…) Jeśli jedna z nich ma rację, to ta druga ma swoją rację”[5], to materiał na kapitalną powieść psychologiczną. Tutaj, niestety, ten potencjał został nieco roztrwoniony. Zagubił się w czytankowej narracji, przeładowanej wyliczaniem potraw jadanych przez przyjaciółki na kolejnych spotkaniach, w nadmiarze scenek niemających ani znaczenia dla fabuły, ani dostatecznego ładunku komizmu czy dramatyzmu (też jestem zaciekłym wrogiem palenia, ale gdyby tak o połowę skrócić wątek odzwyczajania Krysi od nałogu…!), a wreszcie i w niedostatkach kompozycyjnych. Dla ukazania opozycji Felicja - Daniela o wiele korzystniejsze byłoby naświetlenie punktów widzenia matki i córki w sposób nieco bardziej symetryczny, tymczasem ten pierwszy przedstawia narrator zewnętrzny na prawie 250 stronach, drugi zaś ukazany został tylko poprzez pięciokrotnie krótsze i spisane sztywnym, chłodnym stylem wspomnienia Danieli. Zakończeniu zaś zdecydowanie brakuje wyrazistości – akcja zostaje zawieszona w taki sposób, jakby autorce porwano tekst z biurka, nim zdążyła opisać konsekwencje konfrontacji prawdy Felicji z prawdą Danieli…

Plusem jest lekki i na ogół poprawny język, w którym trafiają się ledwie pojedyncze niezręczności stylistyczne („Wyjaśnienie jak wyjaśnienie, od biedy mogło ujść za żart, gdyby nie towarzyszyły mu ruchy, które mogłyby obrazować pracę tłoka, gdyby mowa była o silniku”[6]) oraz manieryzmy leksykalne (gdyby długopis był tylko raz przez jedną z bohaterek nazwany „głupopisem”[7], byłoby to nawet zabawne; ale gdy się powtarza, raczej drażni niż bawi).

Literatura nietrudna w odbiorze i z pozytywnym przesłaniem zawsze znajdzie czytelników, lecz kto szuka głębszej analizy psychologicznej postaci lub nowatorskiej formy, może nie być "Szeptami" usatysfakcjonowany.



[1] Irena Matuszkiewicz, „Szepty”, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2011, s. 92.
[2] Tamże, s. 114.
[3] Tamże, s. 115.
[4] Tamże, s. 34.
[5] Tamże, s. 311.
[6] Tamże, s. 193.
[7] Tamże, s. 117.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1052
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: