Dodany: 25.01.2013 10:28|Autor: dorsz

Prawie w ogóle nie o robotach


Doskonały zbiór, w którym bardzo różnorodne opowiadania ze sobą ciekawie współbrzmią, tworząc skończoną całość, co jest wyłączną zasługą redaktora Mirka Obarskiego. Zaczyna się mocnym uderzeniem Roberta Shearmana "Wrzawa śmiertelnych". To opowiadanie, które obowiązkowo powinni przeczytać ci, którzy fantastyki się z zasady boją i mają ją za "coś o robotach i mieczach laserowych". Tu jest tylko jeden element fantastyczny, za to zostajemy dwa razy zaskoczeni rozwojem akcji, a zakończenie też jest znakomite. Nie mogę o tym opowiadaniu napisać niczego konkretnego, aby nie odbierać przyjemności z lektury. Podobnie jest z kolejnym, "Żywicielami" Zołotki, któremu zdradzenie pomysłu odebrałoby cały suspens. Trochę za złe miałam autorowi, że dość szybko można się domyślić, o co chodzi, ale całość zamysłu ujawnia się dopiero pod koniec. Powstała mroczna opowieść klimatem nieco przypominająca "Vatran Auraio" Huberatha.

Mamy w tym zbiorze aż cztery opowiadania stylizowane na pierwszą połowę dwudziestego wieku, w tym dwa wojenne. Pierwszym z nich jest "Orzeł adacki" Bradleya Dentona, uroczy ukłon w stronę Dashiela Hammeta, autora "Sokoła maltańskiego". To ładna, klasyczna opowieść niesamowita. Akcja toczy się na Aleutach w czasie drugiej wojny światowej, a bohater topowiadania w czasach pokoju był detektywem. Tego najsławniejszego z detektywów odnajdujemy natomiast chwilę później u Gaimana w "Przypadku śmierci i miodu". To kolejna stylizowana na starą baśniowa przypowieść, w której - poza tym, że o Sherlocku - mowa o śmierci, całkiem jakby autor celowo nawiązywał do pierwszego opowiadania w tomie. Mianem przypowieści daje się również określić "Rybak z Morza Śródlądowego" Le Guin, niestety bodaj najsłabsze opowiadanie w tomie. Oczywiście w niepodrabialnym stylu Le Guin, oczywiście umieszczone w świecie Ekumeny, i... jakoś nic z niego nie wynika. Małżeństwa zawierane przez czwórki osób w świecie, w którym wszyscy są biseksualni - to godne raczej starego Heinleina, a nie jej. Pomysł na akcję też nadmiernie wydumany i nijak nie rozegrany.

Po Le Guin mamy Jessupa "Otwórz oczy", bodaj najdłuższy tekst ze wszystkich zamieszczonych w dotychczas wydanych almanachach. Ta surrealistyczna space opera zaczyna się brawurowo, natomiast w drugiej części traci trochę rozmach i sens, a zakończenie jest go w ogóle pozbawione i mętne okropnie. Czyta się jednak to opowiadanie z przyjemnością, należało mu się zamieszczenie w zbiorze, bo mimo niedostatków zdecydowanie jest krokiem w nieznane. Jessup odważnie szuka oryginalności, o którą w gatunku space opera niełatwo, można też tu dostrzec podobieństwo do "Innych pieśni" Dukaja, mimo użycia zupełnie innych środków wyrazu.

Kolejnym stylizowanym na pierwszą połowę minionego wieku jest zaskakujący utwór "Automatyczna niania Dacy'ego", bardzo nietypowy jak na Chianga, który w ten sposób dowodzi, że oprócz twardej s.f. umie też pisać weird, a nawet satyrę. Jest to jedyny w zbiorze tekst, w którym występuje robot, ale też nie tak do końca. "Dołącz, całuj, leć" Suzanne Church to właściwie cyberpunk, chociaż mniej typowy dla swojego gatunku, bo o narkotykach, a nie o przestrzeni wirtualnej: ale pisanie o tejże to już od dawna nie fantastyka. Bardzo mi spodobał tekst Olgi Onojko, który najpierw wymaga sporego wysiłku, żeby przyjąć reguły świata przedstawionego, mocno odbiegającego od naszego; a kiedy już tego wysiłku się dokonało, autorka robi kompletną woltę i zaczyna pisać zupełnie inne opowiadanie. Dopiero po dłuższej chwili zaczynamy dostrzegać, że tutaj fantastyką wcale nie jest to, co się na początku wydawało oczywiste, tylko zupełnie co innego. Zakończenie trochę duszoszczypatielnoje, ale to naprawdę uroczy tekst. Z kolei "Steam Girl" Dylana Horrocksa przypomniała mi żywo "Wyspę Doktora Śmierci i inne opowiadania" Gene'a Wolfe'a, bo jest to rzecz o miłości do fantastyki i kolejna tutaj bardziej psychologiczna niż fantastyczna.

I na koniec Dan Simmons, czyli drugie z opowiadań wojennych, tym razem o pierwszej wojnie światowej. Narratorem jest w nim właśnie poeta walczący na froncie (było takich wielu, sam autor przywołuje między innymi Roberta Gravesa). Simmonsowi udało się świetnie oddać niepojęte okropieństwa tej pierwszej z wielkich wojen i zderzyć je z elementem onirycznym. Uniknął banału dzięki niejednoznacznemu zakończeniu. Dodatkowo dostajemy piękną klamrę: pierwsze i ostatnie opowiadanie tego zbioru jest o śmierci, każde napisane w zupełnie inny sposób i z innego punktu widzenia, plus Gaimanowy kontrapunkt w środku.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1601
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: janmamut 16.02.2013 05:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Doskonały zbiór, w którym... | dorsz
Widzę: recenzja po pięciu latach przerwy. O, pisz tak, pisz! Każde zdanie się smakuje, osobno i w powiązaniu z innymi.

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: