Dodany: 23.01.2013 22:44|Autor: Literadar

Człowiek, który zapomniał swego nazwiska


Okładka

Rec. Dorota Tukaj
Ocena: 3,5 / 6

Warszawa w dwudziestoleciu międzywojennym to niewątpliwie fascynujący wycinek czasoprzestrzeni, dość dobrze nam znany ze względu na sporą ilość zachowanych przekazów – pisemnych, graficznych, fotograficznych i filmowych, fikcyjnych i dokumentalnych – i na stosunkowo niewielką odległość w czasie, dzięki której jeszcze dziś żyją ludzie, pamiętający oblicze stolicy z tamtych lat. A oblicze to, promieniejące splendorem wielkiej polityki i wielkiej kultury, stylowo przyprószone patyną historii, miało też swoje mroczne strony – jak ma je każde miejsce, gdzie żyją ludzie. Zainicjowana przez wydawnictwo Ciekawe Miejsca seria Kryminały przedwojennej Warszawy ukazuje nam te mroczne strony w ujęciu autorów ówczesnych powieści sensacyjnych. Zatem jaką wizję zła czającego się w stołecznych zakamarkach przedstawia nam Stanisław Wotowski, notabene pisujący nie tylko thrillery i kryminały, ale także eseje biograficzne i dzieła o tematyce ezoterycznej?

W zakładzie dla umysłowo chorych gdzieś na odległych peryferiach Warszawy przebywa od paru tygodni wytworny młody człowiek, który nie wie, kim jest i jak się tam znalazł. Lekarstwo, mające przywrócić mu pamięć, nie działa. Niby zwykły trudny przypadek… tylko, że jedna z pielęgniarek dostrzegła coś dziwnego w okolicznościach jego przybycia do zakładu i zwierzyła się z tego koleżance. Panna Janeczka postanawia pomóc nieszczęśnikowi w ucieczce, nie zastanawiając się zawczasu, jak poradzi on sobie w mieście bez dokumentów i bez najlżejszego pojęcia, kogo i czego winien tam szukać. Ale słowo się rzekło… Anonimowy „wariat” błąka się nocą po stolicy, by zaraz w pierwszym lokalu, do którego wchodzi, zostać rozpoznanym przez kilka osób. Od tej chwili równocześnie z walką o odzyskanie tożsamości będzie musiał uczestniczyć w jeszcze jednej, znacznie niebezpieczniejszej rozgrywce, w której przewagę mają przeciwnicy wiedzący doskonale, kim jest i dlaczego muszą się go pozbyć. On zaś będzie miał po swojej stronie kogoś, kto nie chce zysku, a tylko prawdy i sprawiedliwości dla niewinnego…

Jak podaje w posłowiu autor, „istotnie dramat ten miał miejsce w jednej z bardzo znanych rodzin arystokratycznych w Warszawie”. Czy rzeczywiście, trudno już dziś dociec, wiemy jednak ze źródeł historycznych, że praktyki umieszczania „niewygodnych” ludzi w zakładach psychiatrycznych nie były szczególnie rzadkim fenomenem. Całkowitym wytworem wyobraźni autora wydaje się natomiast metoda, za pomocą której wprowadzono ofiarę w stan pozornego szaleństwa z następową pełną amnezją. Słabości fabularnych jest zresztą trochę więcej – choćby to niezwykłe podobieństwo dwóch mężczyzn, wcześniej przez nikogo niedostrzeżone (mimo, że należąc do stosunkowo nielicznej grupy zamożniejszych warszawian, powinni byli mieć wspólnych znajomych), a po zaledwie dwóch latach nieobecności jednego z nich tak bardzo mylące, że nabierają się na nie nawet dawne kochanki, czy też prawdopodobieństwo, że ścigany przez policję uciekinier wskoczy przez okno akurat do mieszkania byłej flamy swego sobowtóra i zarazem żony jednego ze swych prześladowców.

Nie najlepiej poradził sobie też Wotowski ze stylizacją dialogów, zwłaszcza w pierwszych rozdziałach, gdy postanowił w usta bohaterów włożyć pewne objaśnienia, niezbędne czytelnikowi, lecz w danym kontekście brzmiące nienaturalnie. Trudno sobie wyobrazić, że jedna z dwóch osób, od dawna razem pracujących i znających dane miejsce na wylot, powiada do drugiej: „Postanowiłam udać się do kancelarii, obok której mieści się apteczka, aby przynieść jakiś środek nasenny. (…) Jak wiesz, aby z domku, w którym znajdują się nasze pokoje, znaleźć się w głównym gmachu, trzeba przejść aleję prowadzącą do wjazdowej bramy.” Momentami razi dziwaczny szyk zdań: „kręciła się w średnim wieku kobieta”, „kto tu przywiózł go?”, „widzę, że niezbyt powodzi ci się”.

Mimo tych usterek powieść czyta się lekko, szybko i z odrobinką emocji – w sam raz na krótką podróż pociągiem albo leniwe popołudnie na plaży, i raczej nie do zapamiętania na długo…


Więcej recenzji Doroty Tukaj znaleźć można na http://ksiazki.wp.pl/kuid,44,nick,Dorota-Tukaj,profil.html

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3258
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: gosiaw 24.01.2013 09:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Rec. Dorota Tukaj ... | Literadar
Ja tę książkę oceniłam nieco wyżej, choć przyznam, że miałam problem z wystawieniem oceny. Bo sama historia jest ciekawa. Gdzieś w necie widziałam stwierdzenie, które mi się spodobało i wydaje mi się trafne - to taka polska, przedwojenna "Tożsamość Bourne'a". :) Natomiast te sztuczne dialogi to faktycznie jest coś co razi. Nie wiem tylko na ile jest to niezręczność autora, a ściślej mówiąc czy tylko tego przedwojennego autora. To chyba w dużej mierze była taka ogólna maniera. Jak sobie przypomnę przedwojenne filmy, które z lubością oglądali moi dziadkowie, a ja czasem przypadkiem razem z nimi, to myślę, że Wotowski nijak nie odbiegał od ówczesnych standardów. Sztuczność, niepotrzebna egzaltacja i patos to chyba była ówczesna norma.

Sama historia bardzo ciekawa, choć też wydawała mi się z lekka naciągana i też już nie wiem czy wierzyć w zapewnienia autora, że wszystko to jest autentyczne. :)

Tak czy owak myślę, że i "Człowiek, który zapomniał swego nazwiska" i w ogóle seria "Kryminały Przedwojennej Warszawy" to jest ciekawa propozycja dla miłośników "przykurzątek", a tych chyba w BiblioNETce nie brakuje.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.01.2013 10:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tę książkę oceniłam ni... | gosiaw
Ja takie smaczki historyczne lubię, więc pewnie kolejne pozycje z tej serii też przeczytam z niejaką przyjemnością. Swojej "trójki z plusem" nie postrzegam jako oceny złej (nawet lubiani przeze mnie autorzy kryminałów i thrillerów, jak np. Child czy Lackberg, też od czasu do czasu na takowe zasługują) i z definicji zresztą jest ona ponadprzeciętna: coś w takiej książce jest, co sprawia, że się ją w jakiś sposób zapamięta, że mimo dostrzeżonych usterek ma się ogólnie pozytywne wrażenie.
Ciekawa jestem, czy gdyby poszperać w publikacjach typu "Pitawal warszawski", znalazłoby się jakiś ślad podobnej sprawy?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: