Dodany: 12.01.2013 17:54|Autor: polter

Książka: Plac dla dziewczynek
Oskarsson Lena (pseud.)

1 osoba poleca ten tekst.

Dorośli z Bullerbyn


Kto brutalnie morduje kobiety na szwedzkiej prowincji? Jaką mroczną tajemnicę z przeszłości skrywa okolica nad jeziorem Skiresjon? Czy nowa bielizna ponętnej Zuzy pomoże jej zdobyć kolejnego mężczyznę? Odpowiedzi na te pytania oferuje "Plac dla dziewczynek" Leny Oskarsson.

Miasteczko w południowej Szwecji. Życiem małej społeczności wstrząsa odnalezienie na placu imienia Dzieci z Bullerbyn zwłok jednej z miejscowych kobiet. Zabójca działał sprawnie i nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Policja, jak to w kryminałach, jest oczywiście bezradna. Na szczęście, w pobliżu przebywa Zuza Wolny, emigrantka z Polski, fanka serialu "Kryminalne zagadki Las Vegas". To właśnie jej chlebodawczyni padła ofiarą mordu. Mąż zabitej oznajmia Zuzie, że skoro Polka nie jest już do niczego potrzebna, to może chociaż poszuka mordercy. Nasza dzielna rodaczka przyjmuje propozycję i zaczyna śledztwo, a przy okazji poszukiwania nowego chłopaka.

"Plac dla dziewczynek" rozpoczyna się mało atrakcyjnym zawiązaniem akcji, z natłokiem postaci (większość bohaterów poznajemy, zanim na scenie pojawi się trup) i wspomnianym wyżej, naiwnie wprowadzonym wątkiem śledztwa. Później sytuacja przedstawia się nieco lepiej - pojawiają się kolejne poszlaki, grono podejrzanych powiększa się, a poza Zuzą na trop mordercy próbują wpaść również inni obywatele miasteczka. Jak nietrudno się domyślić, wkrótce dochodzi także do kolejnego zabójstwa. Intrydze daleko do miana misternej, ale można ją śledzić bez zgrzytania zębami. A w każdym razie byłoby można, gdyby nie specyficzna warstwa obyczajowa.

Wszystkim postaciom z "Placu dla dziewczynek" dokuczają rozmaite problemy emocjonalne, z których jednak większość sprowadza się do nadmiaru niewykorzystanego libido. W praktyce oznacza to mnogość spostrzeżeń, opisów i dialogów dotyczących sfery erotycznej. Niestety, nie sposób nazwać je subtelnymi - autorka stawia raczej na dosłowność. Rzućmy okiem na łagodniejsze przykłady. Przygotowująca się do polowania na mordercę i nowego partnera, Zuza uzbraja się w "stanik Uciekające Cycuszki i majtki z dziurką na pupie", wspomina również z rozrzewnieniem byłego chłopaka, którego zawsze odwiedzała "gładko wygolona pod pachami i na pipce". Z kolei przesłuchujący nieletnią podejrzaną oficer dochodzi do wniosku, że "może to i dziecko, ale cycki już ma" i zastanawia się "czy jeszcze lalki jej w głowie, czy może już ciupcianie". Z początku wydaje się to nawet zabawne, ale takich atrakcyjnych szczegółów jest w powieści legion i mija wiele stron, zanim wątek kryminalny bierze nad nimi górę. Korona cierpliwości dla tych, którzy z własnej woli dotrwają do tego momentu.

Szkoda, że postacie potraktowano tak monotematycznie, bo tkwił w nich pewien potencjał. Szwedzka prowincja okazuje się skrywać aspołeczną azjatycką lolitkę Fridę (taka młodsza i bardziej rozbudzona seksualnie wersja Lisbeth Salander), jej neurotyczną matkę Anchee, powracającego w rodzinne strony po latach nieobecności słynnego fotografa Larsa, czy zagubionego i osamotnionego policjanta Stefana, na którego miłosne sidła zarzuci Zuza. Gdyby lepiej zaprząc ich w karby fabuły oraz zróżnicować portrety psychologiczne, miałaby szansę powstać z tego interesująca mieszanka.

Ciekawszy od samej powieści jest jej przypadek wydawniczy. "Plac dla dziewczynek" to ponoć debiut ukrywającej się pod pseudonimem Lena Oskarsson "uznanej szwedzkiej psycholożki i międzynarodowej konsultantki przy ściganiu sprawców niewyjaśnionych morderstw", a o prawa do sfilmowania powieści mają już ubiegać się dwie wytwórnie filmowe. Skoro tak, to widocznie książka musiała być w Szwecji prawdziwym bestsellerem. Problem w tym, że wszystkie wyszukiwarki zgodnie odmawiają odnalezienia powieści o nazwie "Flickornas torg", jak rzekomo ma nazywać się utwór w oryginale. Milczą także na temat pseudonimu autorki. W połączeniu z faktem, że główną bohaterką jest Polka, rodzi to podejrzenie, że powieść nigdy nie ukazała się w Skandynawii, a napisał ją na przykład polski ghost writer, którego ze Szwecją łączą co najwyżej zakupy w IKEI. Nieładnie.

Ktokolwiek jest autorem, nie wykonał dobrej roboty. Rezultat jego pracy w ostateczności może zainteresuje czytelników i czytelniczki, mających ochotę na lekturę jakiegoś małego bezeceństwa, dla których "Pięćdziesiąt twarzy Greya" okazało się zbyt pikantne. Jeśli komuś zależy na dobrym kryminale, istnieje wiele ciekawszych propozycji.



[Autorem recenzji jest Camillo.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1292
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: msaga 12.02.2013 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Kto brutalnie morduje kob... | polter
Zgadzam się z powyższą recenzją oprócz jednego zdania, porównania Fridy do Lisbeth Salander - "troszkę" jednak jej brakuje. No chyba że jeszcze się jakoś rozwinie ale nie sądzę. W każdym bądź razie przeczytałam 200 stron i zastanawiam się czy sobie nie darować. Dobrze, że książka pożyczona z biblioteki bo na pewno żałowałabym zmarnowanych pieniędzy.
Użytkownik: norge 12.02.2013 16:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się z powyższą re... | msaga
Ja miałam tak samo. Po około 200 stronach straciłam zainteresowanie tym, co wydarzy się dalej i kto okaże się mordercą. Nawet jedna z bohaterek powieści, będąca rodowitą Polką, nic tu nie pomogła :) Coś tej książce brakowało... Oceniam ją jako mało udaną.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: