Dodany: 11.01.2013 21:17|Autor: misiak297

Książka: Saga rodu Forsyte'ów
Galsworthy John

1 osoba poleca ten tekst.

Wyrwać się z matni


[Niniejsza recenzja dotyczy drugiego tomu "Sagi rodu Forsyte'ów pt. "W matni" (poprzedzonego interludium: "Babie lato jednego z Forsyte'ów") - zdradzam w niej szczegóły fabuły i zakończenia utworu.]


Od wydarzeń opisanych w "Posiadaczu" mija dwanaście lat. Irena odeszła od Soamesa, Jolyon wraz z rodziną zamieszkał w przeklętym, pięknym Robin Hill, kilkoro starych Forsyte'ów w ślad za ciotką Anną przeniosło się do wieczności (stary Jolyon, Swithin, Zuzanna Hayman, Roger), następne pokolenie dorasta, króluje atmosfera fin de siècle'u, nadchodzą nowe czasy. I oto dawna tragedia, która dała początek erozji toczącej rodzinę Forsyte'ów, powraca. Oto Soames - ten nieustępliwy radca prawny, ogarnięty rodzinną żądzą posiadania - mając nadzieje na ponowny ożenek, musi się rozwieść. Zaczyna prześladować Irenę (która formalnie nadal jest jego żoną), żądając, aby wzięła winę na siebie. Jednocześnie ze zdumieniem odkrywa, że nadal znajduje się pod wpływem jej powabu, który działał na wszystkich mężczyzn z rodziny Forsyte'ów. Ostatecznie próbuje skłonić ukochaną kobietę, aby do niego wróciła.

Galsworthy nie mógł wymyślić bardziej adekwatnego tytułu dla drugiej części "Sagi rodu Forsyte'ów". Bo - zdaje się - w matni tkwią wszyscy pierwszoplanowi bohaterowie, nie tylko ogarnięty zgubną namiętnością Soames i uciekająca przed nim w pogardzie i strachu Irena. W matni rozwodowej tkwi również siostra Soamesa, Winnifreda Dartie, którą opuszcza wiarołomny mąż-hulaka (widać wyraźne analogie między małżeństwami Winnifredy i Monty'ego oraz Soamesa i Ireny). Nie można zapominać o Jolyonie, który owdowiawszy po raz drugi, zakochuje się w żonie kuzyna. Tragedie miłosne dotykają też młodsze pokolenie - tym razem para niechętnych sobie kuzynów będzie walczyć o siostrę i przyszłą żonę, Holly Forsyte. Nienawiść do Vala Dartie sprowokuje Jolly'ego do rzucenia wyzwania, które jeden z młodych mężczyzn przypłaci życiem podczas wojny burskiej.

Galsworthy - tak jak w poprzedniej części - świetnie portretuje opisywane czasy. Stabilność rodzinna jest tylko mitem, a Forsyte'owskie świętości zostają zakwestionowane. Stary Jolyon nie znajdzie miejsca wiecznego spoczynku w rodzinnym grobowcu na Highgate, a jego zmarła w 1895 roku "w śmiesznie młodym wieku, bo zaledwie siedemdziesięciu czterech lat"[1] siostra Zuzanna Hayman na własne życzenie zostanie skremowana, co nie zdziwi wcale rodziny Forsyte'ów - bo świadczy o tym, "ile wody upłynęło w Tamizie od czasu śmierci ciotki Anny w roku 1886, a więc od chwili, gdy zostało podane w wątpliwość prawo własności Soamesa do ciała żony"[2]. Forsyte'owie z kolejnego pokolenia, choć przeważnie zawierają związki małżeńskie, pozostają bezdzietni, gdyż "Woleli raczej ześrodkować wysiłki na posiadaniu siebie samych niż na posiadaniu dzieci"[3]. Kres minionym czasom ostatecznie położy śmierć królowej Wiktorii.

A co można powiedzieć o postaciach? Niewiele się zmieniają. Irena - uosobienie nieprzemiającego piękna - nadal roztacza swój powab (który zachwyci zarówno starego Jolyona w ostatnich tygodniach jego życia, jak i jego syna), ale jej pogarda i nienawiść dla Soamesa okazują się silniejsze niż miłość do tragicznie zmarłego architekta, Filipa Bossineya. Piękna, nieszczęśliwa kobieta pozwala sobie w końcu na uczucie, które przyniesie jej trwałe szczęście. Z kolei Soamesa niewiele nauczyła sprawa pierwszego nieudanego małżeństwa. Ten natarczywy, zadufany w sobie człowiek nie może zrozumieć, że Irena nie obdarzy go bodaj krztyną cieplejszego uczucia. Nadal twierdzi, że "Życie sprowadza się do tego, co człowiek posiada i usiłuje posiąść"[4]. Po rozwodzie żeni się z młodziutką, acz przedsiębiorczą Anetką Lamotte, do której "nigdy nie zbliży się (...) ani sercem, ani duszą. Kupił ją jak swe obrazy, nic więcej!"[5]. Jest gotów poświęcić tę młodziutką Francuzkę dla upragnionego syna. Dopiero narodziny Fleur, wieńczące tom drugi, wzbudzą w nim jakieś bardziej ludzkie uczucia - a jednak nie stłamszą instynktu posiadania.

W drugim tomie "Sagi rodu Forsyte'ów" aż duszno jest od skomasowanych gwałtownych uczuć. Sporo tu prawdziwej tragedii, stąd nic dziwnego, że znajdziemy w tej części mniej ironicznego humoru (zresztą Galsworthy celował w zjadliwie-pobłażliwym opisywaniu postaci, a niemal wszyscy bohaterowie zostali już przecież wprowadzeni na kartach poprzedniego tomu). Jednak to nie znaczy, że tego humoru nie ma wcale. Oto kilka smaczków:

"Lato tego roku było cudowne i po wakacjach spędzonych nad morzem i za granicą wszyscy już prawie powrócili do Londynu, kiedy Roger, dając wyraz, rzekłbyś, cechującej go dawniej oryginalności zmarł nagle we własnym domu w Princess Gardens. U Tymoteusza szeptano ze smutkiem, że biedy Roger zawsze miał smak ekscentryczny"[6].

"- Irena urodziła syna w Robin Hill.
Ciotce Juli zaparło dech.
- Ależ - wykrzyknęła - oni się pobrali dopiero w marcu!"[7].

"Uważały to za rzecz wielkiej wagi - jedna miała osiemdziesiąt siedem, a druga osiemdziesiąt pięć lat. (...) Czekał je, oczywiście, lepszy świat. »U Ojca mego w niebiesiech jest mieszkania wiele« - lubiła cytować ciotka Jula; znajdowała zawsze pociechę w tej wzmiance o własności nieruchomej, na której kochany Roger zrobił majątek"[8].

Zanurzcie się w świat Forsyte'ów. Posiedźcie ze starym Jolyonem w oczekiwaniu na piękną Irenę. Mknijcie z ogarniętym żądzą Soamesem przez uliczki Paryża. Towarzyszcie Winnifredzie na rozprawie rozwodowej. Pojedźcie konno z Valem i Holly. Czytanie "Sagi rodu Forsyte'ów" to prawdziwa uczta.

Finał "W matni" wydaje się optymistyczny - bo choć odchodzi stare pokolenie (na ostatnich stronach umiera James Forsyte, ojciec Soamesa), to jednak przychodzi nowe, bo wszak życie nie znosi próżni - Irena rodzi syna, a Soames ma córkę, przy której nauczy się, co to prawdziwa miłość. Wszyscy wydają się szczęśliwi, nawet "posiadacz", który wreszcie ma dziecko "jego własne"[9]. Jednak po dwudziestu latach znów padnie na ich cień starych grzechów... Ale to dopiero w części zamykającej "Sagę rodu Forsyte'ów".



---
[1] John Galsworthy, "Saga rodu Forsyte'ów", tom II: "Babie lato jednego z Forsyte'ów; W matni", przeł. Jerzy Bohdan Rychliński, wyd. Książka i Wiedza, 1998, s. 55.
[2] Tamże, s. 56-7.
[3] Tamże, s. 58.
[4] Tamże, s. 265.
[5] Tamże, s. 311.
[6] Tamże, s. 58.
[7] Tamże, s. 294.
[8] Tamże, s. 295.
[9] Tamże, s. 312.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2598
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: porcelanka 08.07.2013 21:50 napisał(a):
Odpowiedź na: [Niniejsza recenzja dotyc... | misiak297
Nie polubię Ireny. Nie oznacza to wcale, że biorę stronę Soamesa, chociaż to jednak on budzi we mnie więcej współczucia. Irena całkowicie nie liczy się z uczuciami innych, jest przerażająco egocentryczna. Przypomniała mi się dyskusja na temat postaci literackich z „Tygrysa i Róży”:
„Irena – oświadczyła babcia gniewnie – była zimna. Trudno za nią tęsknić. Skrzywdziła Soamesa, zraniła go na zawsze. On miał w sobie wiele szlachetności. Zawsze mi go było żal.”

Natomiast mi w tym wszystkim najbardziej żal June – to ona najbardziej wycierpiała i chyba nikogo nie obchodzi tak naprawdę jej los. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Galsworthy naprawdę genialnie portretuje postaci i opisuje uczucia – masz rację, że lektura "Sagi rodu Forsyte'ów" to prawdziwa uczta.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: