Dodany: 01.01.2013 23:09|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

1 osoba poleca ten tekst.

"WODA w LITERATURZE" - KONKURS nr 154


Przedstawiam Wam KONKURS nr 154, który przygotowała Marylek:



„Trzeba mi wielkiej wody,
tej dobrej i tej złej,
na wszystkie moje pogody,
niepogody duszy mej.”

Tak śpiewała kiedyś Maryla Rodowicz słowami Agnieszki Osieckiej. I tak mi się jakoś porobiło, że tę samą potrzebę odczułam i postanowiłam się nie ograniczać, a podzielić się z Wami różnorakimi wodnymi dylematami - fragmentami do odgadywania.

Tyle wokół nas wody! Spada deszczem z chmur, wsiąka w ziemię, spod której wydobywa się w postaci strumyków i potoków, te zamieniają się w rzeki, często tworzą jeziora, wpadają do morza. Wszystko, co żyje, zawiera wodę, bez niej nie byłoby życia na Ziemi; wykorzystujemy ją do zabawy i relaksu, pomaga nam w pracy. A przecież stanowi też wielką siłę, która może być pomocna, ale również groźna, przerażająca, destruktywna.

Zapraszam do zabawy: za odgadnięcie trzydziestu fragmentów można zdobyć 60 punktów – po jednym za autora i tytuł. W przypadku wiersza proszę o jego tytuł, nie o tytuł zbiorku. Mataczenia wszelakie bardzo mile widziane. Konkurs trwa do dnia 13 stycznia (niedziela), do godziny 23.59. Odpowiedzi proszę wysyłać na adres: [...]
Proszę o podawanie w każdym mailu swojego STAŁEGO NICKU biblionetkowego!

UWAGA! 
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem! 



Dobra woda

Woda niezbędna jest nam do życia, zaspokaja pragnienie, leczy, pozwala rosnąć roślinom. Cóż byśmy bez niej zrobili?


1.


   Prowadził więc króla,
A ten, jak dziad żebrzący, we dwoje się skula,
I wlecze się o kiju, okryty w łachmany.
Owoż krocząc po ścieżce kamieńmi zasianèj,
Weszli w miasto: stanęli u cembrzyn krynicy
Misternych, gdzie brał wodę mieszkaniec stolicy.
Itak, Nerit, Poliktor wznieśli ową studnię,
Którą wilgoć lubiące topole przecudnie
Ocieniały dokoła, a chłodny ze skały
Zdrój tryskał. Nieco wyżej ołtarzyk był mały,
Poświęcony boginkom; przechodzień tam stawał
I cześć obiatowaniem boginkom oddawał.



2.


   Tak więc tego rana G. napełnił wodą ze studzienki bukłak z foczej skóry i – jako że nie mógł podziękować starym za ogień i pożywienie, ani też nie miał prezentu, którym chciał się odwdzięczyć kobiecie – uczynił, co mógł: rzucił urok na to słone i zawodne źródło. Woda trysnęła poprzez piasek tak słodka i czysta, jak któreś z górskich źródeł na wyżynach wyspy G., i podobnie jak one pociekła nigdy nie wysychającym strumieniem. Z tej to przyczyny ów spłacheć piasku i skał znajduje się obecnie na mapach i ma swoją nazwę: żeglarze nazywają go Wyspą Źródlanej Wody. Ale chaty już nie ma, a sztormy wielu zim nie pozostawiły śladu po tych dwojgu, którzy dokonali tu swego żywota i umarli samoistnie.



3.


   Po prawej stronie płytkim kamienistym łożyskiem spadał w dół górski potok, spieniony wylewał się na tarasowato układające się bloki skalne i płynął dalej, już spokojniej, w stronę doliny, malowniczo spięty kładką o prymitywnie skleconych poręczach. Ziemia była niebieska od dzwonków, którymi obsypane były rosnące tu w wielkiej obfitości krzewy. Poważne świerki, równe i olbrzymiego wzrostu, stały samotnie lub w grupach na dnie wąwozu i na jego zboczach, a jeden z nich, ukośnie rosnąc na pochyłym brzegu dzikiego strumienia, krzywo i dziwacznie wrzynał się w obraz. Zaciszny szum wody wypełniał to piękne pustkowie. X spostrzegł ławkę na drugim brzegu strumienia.
   Przeszedł kładkę i usiadł, aby rozkoszować się widokiem wodospadu, bryzgającej piany i przysłuchiwać się sielankowo gwarzącemu, monotonnemu, a jednak w treści swej zmiennemu szumowi; bo X lubił szumiące wody tak bardzo jak muzykę, a może nawet więcej. Ale zaledwie rozsiadł się wygodnie, nagle krew tak gwałtownie rzuciła mu się z nosa, że niezupełnie udało mu się uchronić ubranie od zaplamienia. Krwotok był raptowny, uporczywy, i X miał z nim chyba z pół godziny do czynienia, bo musiał ciągle biegać od ławki do potoku i z powrotem, aby przepłukiwać chusteczkę do nosa, wciągać wodę nozdrzami i znowu kłaść się na ławce na wznak, z wilgotną chustką na nosie. Tak leżał, aż wreszcie krew przestała uchodzić – leżał bez ruchu, ręce miał skrzyżowane pod głową, kolana podniesione, oczy zamknięte, uszy pełne szumu, i nie czuł się źle, raczej ukołysany był obfitym upływem krwi i w stanie dziwnie osłabionej żywotności; bo po każdym wydechu długo nie czuł potrzeby wciągnięcia na nowo powietrza, ale zmartwiały, spokojnie pozwalał sercu uderzyć wiele razy, zanim – po upływie pewnego czasu i leniwie – znowu płytko odetchnął.



4.


I zamiast naiwnie
na deszczyk utyskiwać –
ja myślę przeciwnie
o jego pozytywach –
o tym, że
życie czcze,
gdy ustają dżdże.
Z deszczu jest grzybek
i woda jest dla rybek.
Zeń – owoc dla drzewek
I groszek dla marchewek.
Z jego ros
krzepnie kłos –
więc się cieszę w głos –
gdy…

w schludnej mej izdebce
pada sobie deszcz!
Chlupie, chlapie, drepce, chłepce
wzdłuż i wszerz!
To cieniutką strużką
zdobi sufit w szereg map,
to znów mi na łóżko –
cichutko kap, kap, kap.
A chociaż deszczyk to jest rodzaj kolosalnych łez –
to mi chlup, chlup, chlup,
to mi chlap, chlap, chlap,
to mi tup, tup, tup,
to mi kap, kap, kap,
to mi wesolutko z deszczykiem moim jest!



Codziennie używamy wody nie tylko dla celów spożywczych, ale też higienicznych, a nawet kultowych.


5.


(…) Zza ściany dochodził szum wody. Teraz sobie przypomniał. Dziewczyna weszła do łazienki, stanęła pod prysznicem. Ale przecież to było bardzo dawno temu. Czy to możliwe, że stała tam nadal? Odsunął listewkę boazerii, pochylił się przy małej dziurce. Zmrużył oczy i zlustrował jasno oświetloną łazienkę. Była pusta. Nie mógł zajrzeć do brodzika, bo zasłona była szczelnie zasunięta. Być może zapomniała o prysznicu i położyła się. Wydaje się mało prawdopodobne, by mogła spać, gdy woda lała się z kranu odkręconego do oporu, ale przecież jemu przydarzyło się coś takiego przed chwilą. Możliwe, że zmęczenie działa podobnie jak alkohol.
   W każdym razie nie wydarzyło się nic złego. W łazience panował porządek. Norman jeszcze raz obejrzał pomieszczenie i wtedy wzrok jego padł na podłogę.
   Woda z kabiny ciekła po posadzce. Nie za dużo, tylko troszeczkę, ale wystarczyło, by ją dostrzegł. Cieniutka strużka płynąca po białych kafelkach.
   Czy to na pewno woda? Woda przecież nie jest różowa. W wodzie nie ma cieniutkich żyłek czerwieni.



6.


   Jest to niesamowite, małe pomieszczenie o połyskliwej, drewnianej podłodze koloru zaparzonej herbaty i lśniących, trójkolorowych ścianach – na dole ciągnie się ozdobny pas brązowych kafli, wyżej oplatająca całą łazienkę wstęga czarnej tapety, a na samej górze atłasowa warstwa musztardowo żółtej farby, sięgająca sufitu. Trzy kolory sprawiają, że na ceramiczną wannę, umywalkę i muszlę klozetową spływa dziwne światło.
   Sugar siada na klozecie. Jest dokładnie taki sam jak na parterze u pani Castaway, tyle tylko, że wydziela absurdalny zapach róż, woda została bowiem spryskana różaną esencją. Zaraz się go pozbędę myśli Sugar, opróżniając pełny do bólu pęcherz. Oddając mocz, odkręca kran nad umywalką, by podmyć się i wytrzeć luksusowym, bawełnianym ręcznikiem. Zauważa, że wszystkie półki zastawione są produktami firmy Rackhama: leżą tu mydła najróżniejszych rozmiarów i kolorów, sole do kąpieli, fiolki z różnymi maściami, słoiczki kremów oraz puderniczki. Wszystkie te przedmioty zwrócone są literą „R” do przodu. Sugar wyobraża sobie Williama, który musiał poświęcić mnóstwo czasu, żeby poustawiać je w ten sposób, a potem cofał się o kilka kroków i podziwiał swoje „R” spod przymrużonych powiek – a na tę myśl przebiega ją dreszcz rozkoszy i przerażenia. Jak bardzo Rackham stara się sprawić jej przyjemność! I jak gorąco pragnie uznania z jej strony! Będzie musiała używać wszystkich tych przeklętych kosmetyków, które jej tu zostawił, a potem wychwalać je przed nim pod niebiosa, jeżeli nie chce napytać sobie biedy.
   Ale nie dziś wieczorem. Sugar naciska spłuczkę i wszystkie jej wydaliny jakimś magicznym sposobem połyka świat podziemi.



7.


   Owoż gdy przyjechały nad brzeg ślicznej rzèki,
Gdzie w cembrzyny kamienne sączą się poniki
Wód nieprzebranych, miejsca dla praczek wygodne,
Prędko muły wyprzęgą i puszczą swobodne
Na paszę w słodką trawę, co z taką rozkoszą
Wyściela brzegi rzeki. Potem z woza znoszą
Bieliznę i po sztuce w ocembrzone wody
Kładą, depcąc nogami, piorą na wyprzody.
Wypłukawszy do plamki wszystko jak należy,
Rozpościerają rzędem wzdłuż ciepłych wybrzeży
Nad morzem, kędy fale gładki żwirek ścielą.
Skończywszy; wraz się chłodzą zdroistą kąpielą,
Oliwą maszczą członki, potem na trawniku
Siądą do smacznej strawy, a szatki w wietrzyku
Niech schną tymczasem. Gdy tak spożyły łakotki,
Staną do piłki, z głowy odrzucą namiotki.



8.


   Eilan ruszyła za drugą z dziewcząt rumieniąc się z gniewu. Zbliżały się do źródła. W chwilę potem ścieżka poprowadziła je w dół kotliny, gdzie spomiędzy dwóch skał tryskała woda. Kiedyś, w odległej przeszłości mężczyźni ułożyli wokół sadzawki kamienie; przez następne lata woda wygładziła wykute na nich spiralne płaskorzeźby. Ale leszczyna, do której gałęzi ludzie przywiązywali swe magiczne wstążki, była młoda – potomek rosnących tu kiedyś drzew.
   Usiadły obok sadzawki i przykryły płachtą swe ofiarne dary: starannie przyrządzone ciasta, butelka miodu, kilka srebrnych monet. Była to mała sadzawka, w której mieszkała boginka tego lasu – żadne z tych świętych jezior, gdzie całe armie składały w ofierze zdobyte przez siebie skarby – ale kobiety z ich rodu od wielu lat, każdego miesiąca, przynosiły tu swe dary, by wciąż odnawiać związek ze swoją Boginią.
   Drżąc z zimna zsunęły suknie i pochyliły się nad sadzawką.
   - Święte Źródło, jesteś łonem Bogini. Niech twoje życiodajne wody pozwolą mi przynieść światu nowe życie… - Eilan zaczerpnęła trochę wody i pozwoliła jej spłynąć po swoim brzuchu pomiędzy uda.
   - Święte Źródło, twoje wody są mlekiem Bogini. Ty, która karmisz świat, pozwól mi karmić tych, których kocham… - jej sutki pokryły się gęsią skórką w zetknięciu z chłodną źródlaną wodą.
   - Święte Źródło, jesteś duchem Bogini. Niech twoje wody, wiecznie bijące z głębin, dadzą mi moc odnowienia świata… - zadrżała, gdy woda obmyła jej czoło.



Jak wiele przyjemności może dać woda, jak miło bawić się, figlować, pływać, czy choćby tylko patrzeć na przelewającą się wodę!


9.


   W ciągu kilku następnych dni (…) wykopali rów biegnący od studni do Ponurego Zakątka K. następnie przepompowano tamtędy wodę, która wypełniła blaszany kufer po brzegi. Tam Lotta urządziła sobie dom, który nazwała Dworem Niezłomnym.
   Nowa zabawa stała się popularna w Lesie. Nazwano ją Spływem Rowem. Kiedy nadeszły deszcze – a wreszcie nadeszły, bo zawsze przecież nadchodzą – co odważniejsze zwierzęta biegły do Zaczarowanego Miejsca, wskakiwały do rowu i dawały się ponieść wodzie aż do miejsca, gdzie mieszkał K. Lotta była w tym najszybsza, bo miała najgładsze futerko i potrafiła odpowiednio się poruszać w czasie Spływu.



10.


Postanowił tedy powrócić na miejsce wczorajszej zabawy i – jeśli spotka kogoś z jej uczestników – zażądać zwrotu psa i strzelby. Kiedy wstał, żeby ruszyć w tamtym kierunku, poczuł sztywność w stawach i brak zwykłej żwawości. „Nie służą mi te górskie noclegi – pomyślał – i jeżeli po tej wieczorynce rozłoży mnie atak reumatyzmu już mi jejmość V.W. pokaże, gdzie raki zimują.” Z niejakim trudem zszedł na dół wąwozu, znalazł parów, którym wraz z towarzyszem wspinał się poprzedniego wieczora, ale ku jego zdumieniu płynął nim teraz spieniony potok górski, skacząc z kamienia na kamień i napełniając wąwóz wesołym szemraniem. R. mimo to wdrapał się jakoś po ścianach parowu, choć musiał przedzierać się przez gęstwinę brzóz, sassafrasów i leszczyny, a czasem potykał się o dzikie wino lub zaplątywał w jego zwojach biegnących od drzewa do drzewa i tworzących nieprzebytą sieć.
   W końcu dotarł do miejsca, w którym parów poprzez skały prowadził do amfiteatru, nie znalazł jednak żadnego przejścia. Skały tworzyły wysoki, niezdobyty mur, z którego potok zasłoną z pierzastej piany spadał do szerokiego i głębokiego basenu, czarnego od cieni otaczającej puszczy. Biedaczysko R. musiał tu stanąć, nie mogąc postąpić ani kroku dalej. Wołał znowu i gwizdał na psa, lecz jedyną odpowiedzią było mu krakanie stada wron, które z braku lepszego zajęcia krążyły wysoko w powietrzu nad uschniętym drzewem, zwisającym nad słoneczną przepaścią, i bezpieczne na swych wyżynach, zdawały się kpić z sytuacji nieboraka. (…)



11.


   Zawrócił na skałę i zdjął z siebie kaftan. Gdy wrócił znowu do syczącego skraju przyboju, schylił się i wziął morze w dłonie. Dopiero gdy się prostował, przyszło mu na myśl, że to przypominało ofiarny rytuał, zaklęcie, modlitwę do Posejdona, Wroga. Wszedł po kolana w wodę, starał się nadążać za padającą falą, ale został z tyłu, nie zdążył, fala wróciła i przybój uderzył go mocno w samo krocze, dosięgnął do pasa, nagle znalazł się aż pod pachami, tak że musiał przechylić się do przodu przeciw niemu, by utrzymać równowagę. Broda i włosy zamokły, w ustach poczuł smak soli. Zrobił kilka kroków w tył, żeby nie dać się wessać gdy woda odpływała. Opuściła teraz jego skórę, poczuł się inaczej, czysty. Podbiegł kilka kroków w przód, ścigając falę przyboju, spotkał się z nią w następnym tchnieniu. Gdy dosięgła mu do brodawek piersi, rzucił się przed siebie i zrobił kilka ruchów pływackich, zaraz poczuł, że woda wsysa go od brzegu, zakręcił i łukiem popłynął do brzegu we wznoszącej się na nowo, niosącej, spokojnie oddychającej wodzie. Doniosła jego ciało aż do piany na skraju fali, gdzie spoczął na kolanach, oparty na dłoniach, i poczuł miękkie, klaskające wodne klepnięcie w zad. Gdy przyszedł przybój następny raz, zdążył był już wstać i pozwolił mu zmyć sobie kolana i dłonie. Wyszedł z morza, przekroczył przez ostatni, cienki, zmęczony skraj przyboju, wydostał się z uchwytu wody. Gdy znalazł się u stóp skały, wziął pęk trawy i wytarł dłonie. Kamienie wciąż jeszcze grzały, wiatr wiał – schwytany – wzdłuż nagiej górskiej ściany, nagrzał się trochę od ciepłego zbocza. Otrząsnął się, zrobił kilka podskoków, żeby usunąć kroplę wody z ucha. Nie miał kropli wody w uchu. Ale było to dawne wspomnienie o takiej kropli. Wziął swój chiton i wycierał się delikatnym płótnem idąc przez krzaki na skałę. Tam na górze włożył na stopy sandały i wciągnął wilgotny chiton przez głowę. Słyszał głosy od strony wyspy.



12.


   Na basenie było rojno. Przeważała młodzież. Potrącany, popychany i deptany przez dwudziestolatków dostał się na skocznię. Wszedł na górę i usiadł na brzegu. Tu panowała względna cisza, choć od czasu do czasu jakiś śmiałek wdrapywał się na najwyższe piętro, aby już po chwili strzelistym łukiem zapaść znowu w wodę.
   Skocznia dotykała prawie ściany lasu. Wydawało się, że wystarczy wyciągnąć rękę, aby pogłaskać gałęzie sosen. Woń rozgrzanego igliwia, mchu i żywicy biła w nozdrza. Widoczna stąd cała zatoka wydawała się miską pełną księżycowego światła. – Dlaczego człowiek tak dba o to, żeby stworzyć wokół siebie tysiące spraw, które nie pozwalają mu być szczęśliwym?... – Spojrzał w dół, nie lubił, gdy ogarniały go refleksje. Basen mienił się od kolorowych czepków i kostiumów, ruszał się ludzkimi ciałami, rzucanymi crawlem, motylkiem czy też żabką. Trzeba było tam zejść i być między nimi, nie myśleć, tylko żyć.



13.


   Wspaniałe ruiny tego okazałego niegdyś domu otaczają cudowne ogrody, owoc pracy sir Josepha Paxtona. W ogrodach znajdują się dwie ogromne fontanny z kamienia. Niedawno odrestaurowano największą z nich, przedstawiającą Erosa i Psyche. Choć obecnie wodę w fontannach tłoczy elektryczna pompa, pierwotnie działała na silnik parowy i mawiało się, że kiedy go włączono, hałasował jak pociąg ekspresowy, za sprawą stu trzydziestu dysz - ukrytych pośród olbrzymich mrówek, orłów, ziejących ogniem smoków, potworów ze świata podziemi, kupidynów i bożków – które strzelały w niebo trzydziestometrowymi strumieniami wody.
   Jest jeszcze druga, mniejsza fontanna, przedstawiająca upadek Ikara, która mieści się na końcu tylnego deptaka. Za fontanną Ikara widać jezioro i letni domek, który wybudowano w tysiąc dziewięćset dwudziestym trzecim roku na zlecenie ówczesnego właściciela, pana Theodore’a Luxtona, w miejsce hangaru dla łodzi. Jezioro zyskało złą sławę w obecnym wieku jako miejsce samobójczej śmierci poety Roberta S. Huntera w tysiąc dziewięćset dwudziestym czwartym roku, w wieczór dorocznego letniego przyjęcia w posiadłości R.



14.


   - Widzisz ten pusty kawałek ziemi?
   Spojrzał we wskazanym kierunku.
   - Tak, psze pani.
   - Wiele lat temu było tam najpiękniejsze jeziorko w W.S. … Latem pływaliśmy w nim, łowiliśmy ryby, a kto chciał, mógł się przejechać łódką. – Ze smutkiem potrząsnęła głową. – Okropnie mi go brakuje, okropnie.
   Smokey patrzył na pustą ziemię.
   - Co się z nim stało? Wyschło?
   Zapaliła dla niego papierosa.
   - Nie, jeszcze gorzej. Któregoś dnia w listopadzie wielkie stado kaczek, och, chyba ze czterdzieści, albo i więcej, wylądowało na samym środku tego jeziora, no i kiedy tam sobie siedziały, stało się coś okropnego. Temperatura tak spadła, że całe jezioro zamarzło na kamień – dosłownie w trzy sekundy. Raz, dwa, trzy – i już.
   Smokey zdumiał się.
   - Poważnie?
   - No.
   - To pewnie te kaczki pozdychały.
   - Nie, kurcze, - powiedziała I. – Odfrunęły i zabrały jezioro ze sobą. Teraz jest gdzieś w Georgii…



Wiele rodzajów pracy związanych jest z wodą.


15.


   Umocował wiązadłami wiosła w dulkach i pochyliwszy się do przodu zagarnął wodę piórami wioseł i zaczął w ciemnościach wypływać z przystani. Łodzie z innych plaż też wyruszały na morze i stary rybak słyszał, jak ich wiosła zanurzają się i odpychają wodę, chociaż nie mógł nic dojrzeć, gdyż księżyc już zaszedł za wzgórza.
   Czasem ktoś przemówił w jakiejś łodzi. Większość ich jednak płynęła w ciszy, przerywanej jedynie pluskiem wioseł. Za wylotem przystani rozproszyły się i każda podążyła w tę stronę oceanu, gdzie spodziewała się znaleźć ryby. Stary pamiętał że ma wypłynąć daleko; zapach lądu pozostał już w tyle, a on wiosłował prosto w czystą, poranną woń oceanu. Dostrzegł w morzu fosforescencję wodorostów, płynąc nad miejscem, które rybacy zwali wielką studnią, ponieważ była tam nagła głębia licząca siedemset sążni, gdzie gromadziły się wszelkie odmiany ryb dzięki wirowi wytwarzanemu przez prąd uderzający o strome ściany dna oceanu. Tu były skupiska krewetek i ryb używanych na przynęty, a czasem, gdzieś w najgłębszych rozpadlinach, ławice mątw, które nocą wypływały prawie na samą powierzchnię i stawały się żerem wszelkich wędrujących ryb.
   Stary czuł w mroku zbliżanie się świtu, a wiosłując słyszał drżący dźwięk, gdy latające ryby wyskakiwały z wody, i syk ich sztywnych, napiętych skrzydeł, kiedy wzbijały się w ciemność. Bardzo lubił latające ryby: były one największymi jego przyjaciółkami na oceanie. Żal mu było ptaków, a zwłaszcza małych, delikatnych, ciemnych rybitw, które wciąż latały rozglądając się za czymś i prawie nigdy nic nie znajdując. Pomyślał: „Ptaki mają cięższe życie niż my, z wyjątkiem drapieżników i tych dużych, silnych. Dlaczego stworzono ptaki tak kruche i wątłe jak te jaskółki morskie, jeżeli ocean potrafi być tak okrutny? Jest dobry i bardzo piękny. Ale umie też być okrutny, a przychodzi to nagle, i takie małe ptaki, co latają muskając wodę i polując, i mają słabe, smutne głosy, są za delikatne na morze.”



16.


   Na Zalewnym jeszcze lód stał przy brzegu. Podjechaliśmy na traktorze jak najbliżej, by łodzi nie wlec w rozmiękłym śniegu przez las. Dalej Maksimka w pojedynkę ją potaszczył: najpierw pchał po lodzie jakieś sto, sto pięćdziesiąt metrów, potem, gdy krucho się zrobiło, wlazł do środka i brzozową żerdzią się odpychał aż trzasnęło, jakby pękła tafla szkła i łódka chlupnęła w wodę. My tymczasem obeszliśmy jezioro po bagnach, przykrytych brudnym, namokłym śniegiem, brodząc miejscami po pas. Jarząbki pryskały nam spod nóg. Maksimka czekał koło ruczaju, łączącego jezioro z morzem, gdzie można łowić, daleko nie odchodząc, i słodką rybę, i morską. Okazało się, że mnisi nas uprzedzili. Ich sieci już stały. Obok swoje rzuciliśmy. (…)



17.


   Frakcja radykalna, która przeniosła się na nowy teren, równolegle z uprawą roli wkładała dużo wysiłku w tajne szkolenie wojskowe i przez to kilkakrotnie wywoływała konflikty z okolicznymi rolnikami. Jeden z nich dotyczył praw do korzystania z rzeczki płynącej przez teren Akebono. Rzeczka była od dawna używana jako źródło wody dla rolnictwa w tej okolicy, a Akebono odmówiło miejscowej ludności wstępu na swój teren. Konflikt trwał przez kilka lat, doszło nawet do wypadku, kiedy mieszkańcy, protestując przeciwko postawieniu przez Akebono siatkowego parkanu odcinającego dostęp do rzeczki, zostali dotkliwie pobici przez kilku członków komuny. Policja prefekturalna wyruszyła do Akebono z zamiarem przesłuchania członków i przeprowadzenia rewizji pod pretekstem, że miejscowi rolnicy odnieśli obrażenia. I tam doszło do nieoczekiwanej wymiany ognia.



18.


   - Jesteśmy na miejscu.
   Obszerna, rozstawiona pod wodą bateria reflektorów, zgrupowana mniej więcej w czworokąt.
   - To rusztowanie – wyjaśnił sternik.
   Łódź łagodnie uniosła się w górę i prześliznęła gładko nad oświetlonym rusztowaniem, rozciągającym się mniej więcej na pół mili. Przez iluminator widzieli pracujących na nim nurków. Machali oni rękami do przepływającej łodzi. Sternik nacisnął klakson.
   - Oni to słyszą?
   - Och, pewnie. Woda to doskonały przewodnik dźwięków.
   - Mój Boże – westchnął Ted.
   Wprost przed nimi z oceanicznego podłoża wznosił się stromo gigantyczny tytanowy statecznik. Norman był całkowicie nieprzygotowany na jego ogrom; gdy wymijali go z lewej strony, na minutę zablokował ich pole widzenia. Metal miał matową szarą barwę i z wyjątkiem białych plam morskich roślin pozbawiony był jakichkolwiek znaków szczególnych.



Czasami niezbędna może okazać się podróż wodą.


19.


   Gdy tylko zobaczyła za domami i drzewami błysk tafli jeziora, wbiła kolana w końskie boki i pogalopowała w tamtą stronę, wyprzedzając W. i G. Po chwili wypadła na zieloną murawę, tuż obok żwirowego brzegu. Nieruchoma tafla wody lśniła w blasku zachodzącego słońca niczym kuta miedź. A. nigdy jeszcze nie widziała tak wielkiego jeziora. Drugi brzeg był całkowicie niewidoczny. Po jej lewej stronie wznosiła się zbudowana bez jednolitego planu gospoda, wychodząca nad wodę na grubych, drewnianych palach. Po prawej widziała długie molo. Daleko na wschodzie dostrzegała też następne, jakby miasto wyciągało ku jezioru drewniane palce. Wypatrzyła jednak tylko jedną łódź wiosłową, która leżała do góry dnem, porzucona na skałach pod gospodą. Jej deski całkowicie zbutwiały.
   - Odpłynęli – powiedziała przygnębiona. I co teraz mieli począć?
   - Tam jest gospoda – odezwał się L., gdy dogonili ją pozostali. – Myślisz, że zostawili coś do jedzenia? Albo ale?
   - Chodźmy sprawdzić – zaproponował G.B.
   - Mniejsza o gospodę – warknął W. – Y. kazał nam znaleźć łódź.
   - Wszystkie zabrali.
A. wiedziała skądś, że to prawda. Nawet jeśli przeszukają całe miasteczko, nie znajdą nic lepszego niż ta leżąca do góry dnem łódka. Zrozpaczona zsunęła się z siodła i uklękła przy brzegu. Fale oblewały jej nogi z cichym chlupotem. Pojawiła się garstka świetlików, które to się zapalały, to gasły. Zielona woda była ciepła jak łzy, lecz nie wyczuwało się w niej soli. Smakowała latem, błotem i wszystkim, co rośnie. A. zanurzyła w niej twarz, chcąc zmyć kurz, brud i pył, które zbierały się na skórze przez cały dzień. Gdy uniosła głowę, strużki wilgoci spłynęły po jej szyi, docierając za kołnierz. Było to przyjemne wrażenie. Żałowała, że nie może zdjąć ubrania i popływać w ciepłej wodzie niczym chuda, różowa wydra. Może udałoby się jej dopłynąć aż do W.



20.


   Pomogli H.A. wsiąść do samochodu i kazali mu się nie martwić. Testament znajdzie się w Ameryce za dwadzieścia cztery godziny, a G. będzie wówczas bezpieczny. Kiedy samochód przejechał przez bramę, M. poszedł z C. na plażę i patrzył, jak ten wsiada do łodzi motorowej, i nadal patrzył, kiedy łódź zaczęła podróż do Afryki.
   - Będę z powrotem rano – krzyknął P.C. i M. zastanowił się, co się stanie, jeśli tę właśnie noc wybrał sobie G. na pojawienie się.
   Później zjadł obiad, a obsługiwały go dwie staruszki. Następnie poszedł plażą aż do skraju posiadłości, gdzie zawrócili go strażnicy. Miało to miejsce kilka minut przed zapadnięciem ciemności i Morze Śródziemne było najgłębszego i najbardziej aksamitnego błękitnego koloru. Za horyzontem czuło się afrykański kontynent, zapach dzikich kwiatów i dzikich zwierząt.
   Tutaj, nad wodą, nie rozlegał się brzęk owadów – te stworzenia potrzebowały bujnej roślinności, dusznego, gorącego powietrza interioru. Miało się wrażenie, że jakaś maszyna przestała pracować. M. stał na plaży czując spokój i piękno sycylijskiej nocy i współczuł wszystkim innym, którzy muszą podróżować ze strachem w ciemności: (…).



21.


   Spojrzała w dół na staw przy Skarfjell. U jej podnóża, w głębokim cieniu gór, niebieskozielone wody wydawały się tajemnicze. Wiatr marszczył ich powierzchnię i bryzgał falami na brzegi jak w prawdziwym jeziorze. Z boku ponad zatoką spostrzegła miejsce porośnięte trawą. Wpatrując się w nie stwierdziła, że w zatoce stoi łódź, a na brzegu wiszą rozpięte suszące się sieci. Dalej w głębi stoją domki, z jednego komina idzie dym. Więc tam ktoś mieszka… Aż jej się gorąco zrobiło z wrażenia… A może tam wiedzą, co się z D. stało?
   Szarpnęła lekko linką i Blister jednym susem stanął na nogach. Widocznie był przyzwyczajony, że pan jego tu się zawsze zatrzymuje i podziwia roztaczający się stąd widok na cały łańcuch gór. Zaczęli schodzić w dół. Chwilami zbocze było strome, ale znajdowała zawsze jakieś oparcie dla nogi.
   Gdy doszła do wody, do miejsca, gdzie leżała deska do lądowania, Blister zaczął z całych sił szczekać w kierunku drugiego brzegu. Po chwili dopiero wylazł z chaty jakiś człowiek i ociągając się podszedł do łodzi. Zasłonił sobie oczy ręką od słońca i zaczął przyglądać się A. i psu. W końcu odwiązał łódź i starał się do nich podpłynąć, ale szło to wolno, bo staw był tu bardzo szeroki.



Zła woda

Ale czasami woda bywa groźna i niebezpieczna, może nieść ze sobą zniszczenie, strach, ból czy rozpacz.


22.


   Podszedł do rzędu okien z widokiem na jezioro. Przed nim rozciągały się setki mil wody. Kanada leżała po drugiej stronie jeziora. Woda mieniła się różnymi barwami: od srebrzystej, przez turkusową, do intensywnie błękitnej. Rosemary na pewno zachwyciłaby się tym widokiem. Kiedy usiłował spojrzeć na otoczenie jej oczami, z wierzchołków najwyższych sosen doszedł go jakiś niezwykły dźwięk. Nie było wiatru. Tyko ten cichy, przenikliwy szum. W tej samej chwili koty, które powinny być senne po łososiowej uczcie, zaczęły biegać jak szalone. Y, bez żadnej widocznej przyczyny, rozdzierająco miauczała, a X wojowniczo uderzał głową w nogi stołów i krzeseł.
   Minęło zaledwie kilka minut, a jezioro zmieniło barwę na stalowoszarą, upstrzoną białymi grzywami fal. Potem, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, zerwał się wicher. Na grzbietach fal rozbryzgiwała się piana. Wysokie sosny kołysały się od podmuchów wiatru. Klony i brzozy gięły się niczym źdźbła traw na wydmach. Nagle deszcz zaczął bębnić o szyby z takim hałasem jakby strzelano z karabinu maszynowego. Słychać było wycie wichury. Spienione fale uderzały o brzeg. Wiatr łamał konary drzew i zrzucał je na ziemię.



23.


   Zbliżająca się z prawej strony szklista ściana deszczu… Błękitny rozłam w zasłonie chmur… Temperatura opada, świat staje się monochromatyczną kurtyną…
   Dudnienie grzmotu, biały błysk, kurtyna wygina się w naszą stronę… Dwieście metrów… Sto pięćdziesiąt… Dość!
   Jej dolny brzeg ryje grunt, orze, pieni się… Zapach wilgotnej ziemi. Rżenie Gwiazdy… Pęd…
   Wąskie strużki wody pełzną po gruncie, wsiąkają, pozostawiając ślad… Czasem bulgocą błotniście, czasem sączą się wolno… Równy prąd, strumyki dookoła, plusk…
   Przed nami wzniesienie, a pode mną napinają się i rozluźniają, napinają się i rozluźniają mięśnie Gwiazdy, gdy przeskakuje przez strumienie i potoki, przedziera się przez płynną falującą taflę i wbiega na zbocze. Podkowy krzeszą iskry na kamieniach. Wspinamy się wyżej. Pod nami plusk wody zmienia się w jednostajny huk…
   Wyżej więc, gdzie sucho: stajemy, bym mógł wyżąć skraj mego płaszcza… W dole, z tyłu, po prawej stronie szare, wzburzone morze atakuje podnóże urwiska, na którym stoimy…



24.


   Nieduża rzeczka, zapewniał Vigor, ale potem nadpłynęły chmury, lunął deszcz i Hatrack stała się sporą rzeką. Nawet wtedy jednak wydawała się łatwa do przejścia. Konie ciągnęły mocno i Alvin właśnie powiedział do Calma, który trzymał lejce: „Dojechaliśmy w ostatniej chwili”, kiedy to woda oszalała. Prąd niósł dwa razy silniej, spieniły się fale. Konie wpadły w panikę, straciły orientację i zaczęły szarpać w różne strony. Chłopcy skoczyli, żeby doprowadzić je do brzegu, ale wóz stracił już rozpęd, a koła zapadły się w muł i utknęły. Tak, jakby rzeka wiedziała, że nadjeżdżają i zachowała całą wściekłość na moment, gdy znajdą się w samym środku i nie będą już mogli uciec.
    - Uwaga! Uwaga! – wrzasnął z brzegu Measure.
   Alvin spojrzał w górę, żeby zobaczyć, jakie nowe diabelstwo wymyśliła rzeka. Zobaczył płynące z prądem całe drzewo, niby taran kierujące swe korzenie w środek wozu – dokładnie w to miejsce, gdzie siedziała Faith, z trudem hamująca poród. Alvin nie potrafił jej pomóc, w żaden sposób nie potrafił. Mógł tylko ile sił w płucach wykrzykiwać imię żony. Może w głębi serca wierzył, że póki utrzyma na wargach jej imię, utrzyma i ją przy życiu. Ale nie miał nadziei. Żadnej.
   Lecz Vigor nie wiedział, że nie ma nadziei. Skoczył, gdy pień dzieliło od wozu nie więcej niż pięć metrów. Trafił tuż powyżej korzeni. Siła jego skoku odchyliła nieco kłodę, potem okręciła, okręciła i odchyliła od wozu. Oczywiście, drzewo wciągnęło Vigora pod wodę – ale korzenie minęły wóz, a pień bokiem zahaczył o burtę.



25.


   Tydzień później Laura i ja wędrowałyśmy ścieżką obok Louveteau, w dół od Przełomu. Tego dnia mgła podniosła się znad rzeki, wirowała w powietrzu niczym serwatka, kapała z nagich gałązek krzewów. Kamienie na ścieżce były śliskie.
   Nagle Laura znalazła się w wodzie. Na szczęście nie szłyśmy tuż obok głównego prądu więc jej nie porwał. Wrzasnęłam i pobiegłam w dół rzeki, gdzie złapałam ją za płaszcz. Jej ubranie jeszcze nie nasiąkło wodą, ale i tak była bardzo ciężka, sama prawie wpadłam. Udało mi się dowlec ją do płaskiego występu skalnego; potem ją wyciągnęłam. Ociekała jak mokra owca, ja sama byłam nieźle przemoczona. Potrząsnęłam nią. Wtedy już drżała i płakała.
   - Zrobiłaś to specjalnie! – krzyknęłam. – Widziałam! Mogłaś utonąć. – Laura przełknęła i zaszlochała. Objęłam ją. – Dlaczego to zrobiłaś?
   - Żeby Bóg znowu pozwolił żyć mamie – zapłakała.
   - Bóg nie chce, żebyś umarła – powiedziałam. – To by Go rozwścieczyło! Gdyby chciał, żeby mama żyła, i tak by to zrobił, bez twojego tonięcia. – Tylko tak można było rozmawiać z Laurą, kiedy wpadała w podobne nastroje; trzeba było udawać, że wie się o Bogu coś, czego ona nie wie.



26.


  Dla uchodźców wietnamskich, którzy na rozchwierutanych łodziach z popsutymi silnikami, bez zapasów jedzenia czy wody powierzają się morzu, nadal chłostanemu monsunem, nawet widok ziemi na horyzoncie nie oznacza jeszcze wybawienia. W zeszłym tygodniu grupę trzystu, jacy dotarli do ujścia rzeki Terengganu w Malezji na pokładzie dziurawego statku Dobra wodarybackiego, obrzuciła kamieniami tutejsza ludność i odholowała na pełne morze kutrem patrolowym. Godzinę później tylko pięćdziesiąt cztery osoby płynęły jeszcze w stronę brzegu. Inne utonęły. Po wielu pertraktacjach i interwencjach organizacji międzynarodowych ci, którzy przeżyli, dołączyli do tysięcy uchodźców czekających miesiącami w specjalnych obozach, w straszliwych warunkach, aby jakiś kraj przyznał im azyl i możliwość rozpoczęcia wszystkiego od nowa.



27.


   Kuter konał, rozłaził się w szwach. Nieustanne miażdżące ciosy wiatru i morza dosłownie zabijały go, rozszarpywały na kawałki. Raz po raz rufa zanurzała się poniżej pokrytych pianą burt, a dziób wariacko wyskakiwał w powietrze, aż ukazywała się ociekająca wodą stępka. A potem wszystko leciało pionowo w dół: huk i potężny wstrząs, gdy szeroki dziób walił między fale. Uderzeń tych nie mogły wytrzymać stare belki, które trzaskały stopniowo.
   Sytuacja wyglądała dosyć kiepsko, gdy tuż po zapadnięciu ciemności wypłynęli z zatoczki i po straszliwie wzburzonym morzu przebijali się północnym kursem do N. Sterowanie niezgrabnym starym kutrem stało się niezwykle trudne; pod ciosami fali gwałtownie zeskakiwał z kursu w zupełnie nieoczekiwanych momentach, zataczając łuki dochodzące do 50 stopni. Ale przynajmniej trzymał się cało, gdy grzywacze przelewały się przez niego w regularnych odstępach, a wiatr ustalił się i wiał z południowego wschodu. Teraz sytuacja się zmieniła. Kilka desek zerwało się ze stewy, powstał silny przeciek przez dławik wału śruby i kuter czerpał wodę szybciej, niż stara ręczna pompa mogła ją wyssać. Ścigane wiatrem fale stały się cięższe, a przy tym nierówne i skołtunione, i uderzały w kuter z coraz to innej strony. Siła wiatru zdwoiła się z przeraźliwą gwałtownością, wiatr szaleńczo zmieniał kierunek od południowego zachodu do południowego wschodu. I tylko wtedy, gdy wiał z południa, pchał ślepo niesterowny statek na żelazne rafy N., rafy, które czatowały, niewidoczne, gdzieś przed nimi w ogarniającej wszystko ciemności.



28.


   - Nie pozwól mu uciec! – powiedział B. – Wygląda na to, że jeszcze nam będzie potrzebny, jeżeli oczywiście wilki nas tu nie dopadną. Nienawidzę tej obrzydliwej sadzawki!
   I schyliwszy się podniósł duży kamień, który cisnął z rozmachem w czarną wodę.
   Kamień zniknął z miękkim pluskiem, lecz jednocześnie dało się słyszeć świśnięcie i bulgot. Ogromne, rozedrgane koła rozeszły się po tafli jeziora i od miejsca, w którym spadł kamień, zaczęły powoli przybliżać się do podnóży skały.
   - Dlaczego to zrobiłeś, B? – odezwał się F. – Ja także nienawidzę tego miejsca i boję się… Nie wiem, czego się boję, nie wilków jednak i nie ciemności za tymi drzwiami. Czegoś innego. Boję się tej wody. Nie mąć jej!
(…)
   Z toni wypełzła długa, kręta macka, jasnozielona, fosforyzująca, ociekająca wodą. Oplotła nogę F. i zaczęła wciągać go do jeziora. S. padł na klęczki i rąbnął ramię poczwary nożem. Puściła ofiarę. Wierny sługa odciągnął swego pana, jak mógł najdalej krzycząc o pomoc. Dwadzieścia nowych macek wyłoniło się z wody. Czarne jezioro kipiało, w powietrzu rozszedł się odrażający smród.



29.


   Kamień, przypomniała sobie znowu. Kamień Leona musi być gdzieś tutaj, kilka metrów przed dziobem. Stanęła za plecami Santiago, żeby spojrzeć w przód, starając się przeniknąć wzrokiem białą zasłonę wodną oświetloną lampą z helikoptera i wypatrzyć skałę na tle ciemności brzegu wijącego się przed nimi. Mam nadzieję, że on też ją dojrzy, pomyślała. Mam nadzieję, że będzie miał dość czasu na manewr, żeby ją wyminąć, i mam nadzieję, że łódź celników na to pozwoli. Kiedy wymieniała te wszystkie życzenia, zobaczyła przed sobą czarny, złowrogi cień; nie patrząc nawet w lewo stwierdziła, że motorówka straży skręciła, aby głaz wyminąć; w tym samym momencie zrobił to Santiago: z twarzą zalewaną wodą i oczami zmrużonymi przed oślepiającym światłem, nieopuszczającym ich ani na chwilę, chwycił dźwignię zanurzenia śruby i w rozbryzgach gęstej piany, która otoczyła ich świetlistą białą chmurą, skręcił nagle kierownicę phantoma i ominął niebezpieczeństwo, po czym dodał gazu i pędząc z szybkością pięćdziesięciu węzłów na płaskiej wodzie, wrócił na swój kurs, znów pomiędzy linią załamania fal i brzegiem, na minimalnej głębokości. W tym momencie Teresa obejrzała się do tyłu i stwierdziła, że skała wcale nie była skałą, ale wywróconą łodzią, która w ciemności przypominała skałę, a Kamień Leona nadal czeka gdzieś przed nimi. Otworzyła usta, żeby krzyknąć do Santiago, że to jeszcze nie ta skała, uważaj, ona ciągle jest przed nami, kiedy zobaczyła, że helikopter gasi reflektor i gwałtownie wzbija się w górę, a motorówka celników raptownie skręca na pełne morze. Zobaczyła też siebie, jakby z zewnątrz, całkiem spokojną i zupełnie samą na pokładzie phantoma, jakby wszyscy właśnie ją opuścili i zostawili w ciemności i wilgoci. Poczuła śmiertelny strach, już dobrze znany, bo właśnie rozpoznała Sytuację. I wtedy świat roztrzaskał się na kawałki.



30.


Znów rzeka księżycowa lśni,
ta rzeka znała nasze sny,
gdy wiatr zamilkł,
co noc z nami
ta rzeka z księżycem szeptała we mgle.

Ta rzeka najczarniejsza z rzek –
wysoki, księżycowy brzeg –
gadają po nocach do dziś,
lecz ty się tylko śnisz…

Nie wyjdziesz już na rzeki brzeg
nie czekasz, bym do ciebie biegł,
poszłaś sobie stąd,
może przez mój błąd…
(…)


===========


Dodane 14 stycznia 2013:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 22838
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 67
Użytkownik: asia_ 01.01.2013 23:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Dla ochłody po sylwestrowych i noworocznych szaleństwach Marylek proponuje nam czystą, zimną wodę. Można ją stosować wewnętrznie i zewnętrznie ;)

Zapraszamy!
Użytkownik: mika_p 01.01.2013 23:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Ech... prawie nic nie wiem...
Użytkownik: Marylek 01.01.2013 23:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Ech... prawie nic nie wie... | mika_p
Tak Ci się tylko zdaje. Trzeba się trochę zamoczyć...

Zapraszam wszystkich, ktorzy nie boją sie wody! :-)
Użytkownik: mika_p 02.01.2013 00:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak Ci się tylko zdaje. T... | Marylek
Zimna woda, i coś w niej pływa, jakieś robaczki, a i macka może wyleźć, nieeee... wysypki dostanę albo i to mackate coś mnie zeżre....
Użytkownik: Marylek 02.01.2013 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Zimna woda, i coś w niej ... | mika_p
Nie mąć złej wody, to Cię nic nie zeżre. A zwracam Twoją uwagę, że jest tam też prysznic - chyba ciepły. I zachęcająco czyściutkie źródełko... ;)
Użytkownik: mika_p 02.01.2013 00:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mąć złej wody, to Cię... | Marylek
Wolę wannę z morzem ciepłej wody i pianą :) Jedna wanna w całym konkursie - no co to za zachęta. A źródełka z natury swej są zimne, o!
Użytkownik: Marylek 02.01.2013 00:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Wolę wannę z morzem ciepł... | mika_p
No tak, jedna wanna, ale jaka! I jeszcze ten prysznic... A, i basen jest, dla rozrywki!
Nie samą jednak rozrywką człowiek żyje, trochę też trzeba popracować.
Użytkownik: mika_p 02.01.2013 13:00 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, jedna wanna, ale ... | Marylek
Pod prysznicem jest trup. Wystarczająco dużo się naoglądałam i naczytałam taniej sensacji i kryminału, żeby miec pewność, że różowa woda oznacza trupa. Co prawda, obcy mi trup, ale na pewno trup. Mam go podeptać?
Użytkownik: Marylek 02.01.2013 15:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Pod prysznicem jest trup.... | mika_p
Nie, masz go rozpoznać. To dosyć znany trup... ;)
Użytkownik: Marylek 02.01.2013 16:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, masz go rozpoznać. T... | Marylek
Hm, teraz mi przyszło do głowy, że większość chyba jednak oglądała tego trupa i stąd go zna...
Użytkownik: mika_p 02.01.2013 18:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm, teraz mi przyszło do ... | Marylek
Jeśli myślę o tym, o czym Ty myślisz, to znaczy, że wyłudziłam smęceniem podpowiedź na forum od samej organizatorki! Idę na pocztę :)
Użytkownik: Marylek 02.01.2013 18:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli myślę o tym, o czym... | mika_p
Hehehe! To była luźna refleksja, stosowna w niewesołej sytuacji (trup pod prysznicem). Też idę na pocztę, aż ciekawa jestem, co wymyśliłaś! ;)
Użytkownik: Pani_Wu 02.01.2013 18:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Hehehe! To była luźna ref... | Marylek
Macie zamiar rozmawiać na poczcie? O.o
Użytkownik: mika_p 02.01.2013 18:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Macie zamiar rozmawiać na... | Pani_Wu
A, nie, po co? Trafiłam w prysznic :) Mamy szczęśliwe zakończenie tej smęcącej gałęzi!
Użytkownik: Pani_Wu 02.01.2013 19:02 napisał(a):
Odpowiedź na: A, nie, po co? Trafiłam w... | mika_p
To pomatacz proszę, bo mi jakoś pod ten prysznic się nie spieszy :(
Użytkownik: mika_p 02.01.2013 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: To pomatacz proszę, bo mi... | Pani_Wu
Marylek pisze, że wszyscy widzieli trupa.
Płeć da się wydedukowac z dusiołka.
Narzędzie zbrodni też (skoro woda różowa, to jest krew, a jak krew, to przerwana została ciągłość tkanek).
I czytamy, że bohater nie widzi trupa, bo?
A wszyscy widzieli ten moment, kiedy trup stawał się trupem. Nawet ja, chociaż filmu chyba nie widziałam nigdy.
Użytkownik: Pani_Wu 02.01.2013 19:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylek pisze, że wszyscy... | mika_p
Idę na korepetycje :)
Użytkownik: Marylek 02.01.2013 18:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Macie zamiar rozmawiać na... | Pani_Wu
Na poczcie udzielam odpowiedzi wiążących. Zapraszam pod prysznic! Tylko ostrożnie, bo faktycznie łatwo nadepnąć...
Użytkownik: Pani_Wu 02.01.2013 19:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Na poczcie udzielam odpow... | Marylek
...a na kogo? :)
Użytkownik: mika_p 02.01.2013 19:24 napisał(a):
Odpowiedź na: ...a na kogo? :) | Pani_Wu
Na trupa :)
Użytkownik: Marylek 02.01.2013 00:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Jeśli ktoś życzy sobie informację na temat tego, co czytał, proszę mnie o tym powiadomić w mailu.
Użytkownik: Pani_Wu 02.01.2013 00:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Logo jest również piękne. Biblionetka pierwszy raz przegląda się w wodzie :)
Użytkownik: Marylek 02.01.2013 00:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Logo jest również piękne.... | Pani_Wu
Och, tak! Za piękne logo pięknie dziękuję Sznajperowi! Chlup, chlup! :)
Użytkownik: Sznajper 02.01.2013 14:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, tak! Za piękne logo ... | Marylek
:)
Użytkownik: Pani_Wu 02.01.2013 10:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Czy ma ktoś rozszyfrowaną prysznicową 5, 9 bajkową, 11 starożytną, sportową 12, 20 z afrykańskim motywem, 21 ze stawem i psem, 26 z uciekinierami, konający kuter 27 oraz wiersz nr 30.

Służę swoimi kroplami wody, które już przebadałam :)
Użytkownik: mika_p 02.01.2013 12:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ma ktoś rozszyfrowaną... | Pani_Wu
9 mam.
(bo ja w ogóle mam 6 odgadniętych, a na forum smęcę dla reklamy wątku ;)) - duży wątek jest bardziej zachęcający)

Tę z futerkiem na razie zignoruj. Zidentyfikuj miejsce. To opisane w dusiołku jest w prawym dolnym rogu mapy - książkę z mapą masz w ocenach. A teraz zastanów się, dlaczego ta z najgładszym futerkiem jest ci obca.
Użytkownik: Pani_Wu 02.01.2013 14:19 napisał(a):
Odpowiedź na: 9 mam. (bo ja w ogóle ma... | mika_p
Ja nie dla reklamy, ja nie wiem. To znaczy teraz się zbliżam. Ale jak mam w ocenach, skoro nie mam (wg organizatorki?).
Czy to ma coś wspólnego z tłumaczem?
Coś mi tu nie gra... hm....
Nie chcesz czegoś?
Użytkownik: mika_p 02.01.2013 14:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja nie dla reklamy, ja ni... | Pani_Wu
Dobra, to inaczej.
Mój tok myślenia był taki:
Znam to miejsce. Ale nie znam żadnej Lotty tam!

No więc to jest TO miejsce. To, które pierwsze przychodzi na myśl. Jest na mapie. Książkę z mapą masz ocenioną. Tylko teraz musisz się zastanowić, skąd TAM się wzięła Lotta z najgładszym futerkiem.
Są dwie ściezki, którymi możesz podążyć.
Pierwsza jest biblionetkowa: wejdź na stronę ksiażki z mapą i popatrz uważnie, jak jest zakwalifikowana.
Druga jest zewnętrzna: wyobraź sobie, że chcesz tę ksiażkę z mapą kupić w jakimś ładnym, nowym wydaniu :)

Wiem, ze to brzmi czołgowato, ale tak naprawdę, wszystko jest w dusiołku, tylko trzeba sobie zaufać, własnym oczom i wspomnieniom. To jest TO miejsce.

Ja chcę wszystko :) Mam 2, 4,9,15, 24 i 28, więc naprawdę niewiele i przyjmę każdą pomoc :)

Użytkownik: Pani_Wu 02.01.2013 16:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobra, to inaczej. Mój t... | mika_p
Luźne skojarzenia, nie wszystkie, bo na niektóre nie mam pomysłu:

1 - o tym jak facet wracał do domu okrężną drogą

3 - szpital na wysokościach

6 - Kieślowski nieniebieski

7 - pobliże nr 1

8 - tam, gdzie udaje się dusza Celta

14 - przedziwna potrawa obyczajowa, u nas nieznana

18 - doskonały kształt

19 - można powiedzieć "szach, mat"

22 - "do serca przytul psa...", no, ale na poważnie

23 - bursztyn i desperados
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.01.2013 11:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobra, to inaczej. Mój t... | mika_p
20 - ma zadanie do wykonania w ojczyźnie Rodziny
21 - trop geograficzny jest w tekście dusiołka, a samo miejsce akcji ma związek z moim ulubionym zwierzątkiem (futerkowym, bardzo dużym i niekiedy bardzo złym)
22 - w odróżnieniu od łososiowej uczty, TEGO to one nie mają w zwyczaju
26 - bywał też gdzie indziej, ale tam najczęściej

Mnie straszliwie męczą: 12, 16 i 27, w których - o zgrozo - osobiście pływałam; co do tego środkowego mam podejrzenia, będę dzisiaj przekopywać kolejną szafę z książkami - ale dwa skrajne doprowadzają mnie do rozpaczy, bo wszystkie posiadane, a podejrzane tytuły sprawdziłam i nic!
Użytkownik: janmamut 03.01.2013 11:35 napisał(a):
Odpowiedź na: 20 - ma zadanie do wykona... | dot59Opiekun BiblioNETki
Eee, w 27 sprawdziłaś wszystkie podejrzane tytuły? Pomijając charakterystyczny styl, mamy przecież N. Mamy N.! A kierował przecież A.!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.01.2013 11:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Eee, w 27 sprawdziłaś wsz... | janmamut
No nie wszystkie, tylko te, co mam w domu i które Marylek ma w ocenach...
Użytkownik: janmamut 03.01.2013 11:46 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie wszystkie, tylko t... | dot59Opiekun BiblioNETki
No, to dokładniej: A.S. i C.B.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.01.2013 12:00 napisał(a):
Odpowiedź na: No, to dokładniej: A.S. i... | janmamut
O, kurza piechota (nie ciężka artyleria :-)! No to do TEGO nie zajrzałam, chyba leży w szafie u młodego...
Użytkownik: Marylek 03.01.2013 21:27 napisał(a):
Odpowiedź na: O, kurza piechota (nie ci... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ja to akurat mam w ocenach. ;)
Użytkownik: Pani_Wu 02.01.2013 14:40 napisał(a):
Odpowiedź na: 9 mam. (bo ja w ogóle ma... | mika_p
Mam! Ale nie w ocenach :)))
Użytkownik: mika_p 02.01.2013 14:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam! Ale nie w ocenach :)... | Pani_Wu
Może się nieprecyzyjnie wyraziłam. Chodziło mi o to, ze masz w ocenach ksiażkę-z-mapą, ksiażkę-punkt-do-podjęcia-tropu, a nie ksiażkę z dusiołkiem :)
Użytkownik: Pani_Wu 02.01.2013 15:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Może się nieprecyzyjnie w... | mika_p
Jest dobrze :) Twoja podpowiedź naprowadziła mnie. Ta druga część, aczkolwiek pomysł z mapą też :) Dziękuję :)
Użytkownik: Marylek 02.01.2013 16:03 napisał(a):
Odpowiedź na: 9 mam. (bo ja w ogóle ma... | mika_p
"na forum smęcę dla reklamy wątku"

Bardzo popieram ten rodzaj reklamy!!! Zapraszam do powszechnego smęcenia :-)
Użytkownik: Marylek 02.01.2013 23:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Kochani! Raportuję niniejszym, że sześcioro śmiałków weszło do wody w pierwszym dniu trwania konkursu. Jedynie akwen nr 12 nie został dotychczas odwiedzony, a akwen 30 nie został nazwany, choć zidentyfikowano jego, hmm, założyciela.

Jutro będę rano, a potem chyba dopiero około 21, pozostawiam więc pole (wodne) do mataczeń.
Mokrej nocy! Plum, plum, chlup!
Użytkownik: Pani_Wu 03.01.2013 01:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochani! Raportuję niniej... | Marylek
Plusk!
Użytkownik: Pani_Wu 03.01.2013 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
No, dobrze, wszyscy podsumowują zeszły rok, a ja nadal nie mam 11 i 12. Czy ktoś coś wie?
12 wczoraj było nierozpoznane, ale 11 tak.
Oraz 20 i 21 (co one tak parami?)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.01.2013 19:56 napisał(a):
Odpowiedź na: No, dobrze, wszyscy podsu... | Pani_Wu
20 i 21 zamataczyłam gdzieś powyżej.
11 odgadłam na nosa, zresztą w dość śmieszny sposób - szukając po tropie geograficznym podanym w innym dusiołku, przefiltrowałam sobie stosowną bazę pod kątem języka (nie tego, jak się okazało ostatecznie, ale spokrewnionego), i przelatując tytuły po kolei, w końcu przeczytałam opis... który mi spasował do tego, co wyczytać można w kawałku 11 (a po uważnym czytaniu okazało się, że nie tylko opis pasuje :-).
12 za to nie mam też. Sądziłam, że należy szukać blisko, ale może to był błąd, bo efekt zerowy.
Użytkownik: Pani_Wu 03.01.2013 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: 20 i 21 zamataczyłam gdzi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Idę zatem węszyć :)
Użytkownik: Marylek 03.01.2013 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Kochani pływacy! Chcę Wam powiedzieć, że wszystkie akweny już zajęte, w każdym ktoś pływa. No to plum, plusk!
Na razie pływa dziesięcioro pływaków, ale jest dużo miejsca, zapraszam! :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.01.2013 22:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Mój strumyk (świadomości :-) płynie i płynie z wolna, ale nadal nie znalazł ujścia do akwenów nr 10, 12, 13, 17, 23 i 24. Byłabym wdzięczna za coś, co ułatwi mi ich odszukanie, w zamian służę resztą.
Użytkownik: Pani_Wu 03.01.2013 22:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój strumyk (świadomości ... | dot59Opiekun BiblioNETki
To ja chętnie, bo mi poprzednie mataczenia niewiele pomogły :)

12 - właśnie odkurzona mamusia pojawia się w budkach i salonikach, a dusiołek dotyczy antyzimy.

13 - Angielska prowincja i jej tajemnice, dekadenckie lata dwudzieste i przemiany społeczne w Anglii po I wojnie światowej.

17 - ponoć jogging podnosi iloraz inteligencji :)

24 - ach te magiczne liczby i kolejność urodzeń!
Użytkownik: Marylek 03.01.2013 22:34 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja chętnie, bo mi popr... | Pani_Wu
Hehehe! Ja też się dziwię, że Dot nie ma 24. ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.01.2013 07:50 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja chętnie, bo mi popr... | Pani_Wu
Ahaa... no to słusznie podejrzewałam 12, nawet dusiołka samego, tylko nie miałam gdzie sprawdzić! A że czytałam to ponad 30 lat temu, to w pamięci niewiele zostało...
No i 17, a, wstyd, powinnam była rozpoznać po stylu, tylko mnie zmyliła nazwa w tekście, brzmiąca jakoś... okołorównikowo! Dusiołek i tak zostanie przeczytany prędzej czy później :-).
24 też się już domyślam, otarłam się o to szukając innego dusiołka i czytając opisy...

Bohater 20 nie jest wprawdzie tym samym, co bohater 24, ale za to czyim! No i nawet gdy na jakiś czas powraca w ojczyste okolice na drugi kontynent, musi go słuchać (ojca, nie kontynentu ;-).

21 to część sagi rodzinnej, gdzie główną rolę gra surowa przyroda oraz wspomniane wcześniej zwierzątko (od niego nazywa się miejsce akcji, oczywiście w stosownym języku).

11 to nowocześnie opowiedziana historia postaci występującej w innych dusiołkach. Przy czym po tytule tego nie rozpoznasz, mnie się raczej z rybołówstwem i wybrzeżem kojarzy, niż z peregrynacją.
Użytkownik: Marylek 05.01.2013 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
A cóż tu tak cicho straszliwie? Nikt się nie pluska? ;)
Użytkownik: Cirilla 06.01.2013 15:00 napisał(a):
Odpowiedź na: A cóż tu tak cicho strasz... | Marylek
Nie pluska, bo w nocy przyszedł mrozik i woda zamarzła :)))
Swoją drogą temat idealny na upalne lato.
Użytkownik: Marylek 06.01.2013 16:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pluska, bo w nocy prz... | Cirilla
Latem co słabsze strumyki mogłyby wyschnąć. ;)
Użytkownik: Akrim 06.01.2013 16:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Chyba wszyscy mają 13, a ja mam z nią kłopot.
Pomoże mi ktoś? :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.01.2013 16:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba wszyscy mają 13, a ... | Akrim
A bo trudna jest do wytropienia, choć jak się już wie, to we fragmencie konkursowym zawarte są wszystkie istotne informacje. W pierwszym zdaniu - co, w ostatnim - gdzie, oraz co się tam ongiś wydarzyło. A rzecz opowiada z perspektywy czasu osoba prawie stuletnia, która przepracowała tam większość swojego życia (jak to w takich posiadłościach, w kraju z takimi tradycjami bywa).
Użytkownik: Akrim 06.01.2013 16:14 napisał(a):
Odpowiedź na: A bo trudna jest do wytro... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję Dorotko, potwierdziłaś moje przypuszczenia. :)
Użytkownik: Akrim 06.01.2013 16:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba wszyscy mają 13, a ... | Akrim
Dopiero teraz zauważyłam matactwo Pani Wu. I chyba już po kłopocie. :)

Co nie znaczy że nie poczytałabym czegoś o innych dusiołkach, np. 2, 3, 4, 8, 9. :-) Tych nie mam z pierwszej dychy...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.01.2013 17:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Dopiero teraz zauważyłam ... | Akrim
2- piękna (i pięknie przełożona) klasyka gatunku, między innymi o tym, jak z biedniutkiej chatki można trafić do bardzo specyficznej szkoły i w jakie kłopoty można się wpakować, nadużywszy nauczanych tam umiejętności
3- krwotoki (przy tym znacznie groźniejsze niż z nosa) były dość częstą przypadłością w środowisku, w którym znalazł się bohater. Tytuł mógłby sugerować ten sam gatunek co w 3, jednakże nic z tych rzeczy, sama twarda realność i trochę filozofii
4 – tytuł trochę ciężko zamataczyć; rodzic zaś najwyraźniej lubił wybrany przez Marylka żywioł, bo o samym dusiołkowym zjawisku atmosferycznym napisał co najmniej 6 utworów (z czego jeden o tytule antonimicznym do dusiołka, a jeden o wpływie tegoż zjawiska na zachowania nieletnich), a prócz tego m.in. o wykorzystaniu tegoż żywiołu do czynności higienicznych oraz do pozyskiwania smacznego elementu diety semiwegetariańskiej :-)
8 – gatunkowo zbliżona do 2, ale wpasowana w prawdziwe realia historyczne, mocno od nas odległe czasowo (podobnie jak wcześniejsze części cyklu, w których występują powszechnie znane postacie legendarne)
9 – rozgryź namiar podany w 1 zdaniu, a będziesz wiedzieć, gdzie się rzecz dzieje. Bo przecież tylko Lotta jest nowa, a tamtych wszystkich znasz od dawna.
Użytkownik: Neska 06.01.2013 17:38 napisał(a):
Odpowiedź na: 2- piękna (i pięknie prze... | dot59Opiekun BiblioNETki
Moje myśli płyną wąskim strumykiem po korytach dusiołków 15,16. Kto pomoże poszerzyć akweny myślowe?.
Użytkownik: Akrim 06.01.2013 18:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje myśli płyną wąskim s... | Neska
16 nie mam, ale tytuł 15 natychmiast mi przyszedł do głowy, gdy zobaczyłam tytuł konkursu. Bo w niej jest baardzo dużo wody (słonej)... Za moich czasów to była lektura, o ile dobrze pamiętam.;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.01.2013 18:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje myśli płyną wąskim s... | Neska
15 - akwen nader ogromny, a wraz z pływającym po nim (w pewnym określonym celu) osobnikiem ongiś obowiązkowy
16 - imię we fragmencie ukazuje z grubsza kierunek, gdzie udał się rodzic, a składnia zdradza, że spędził tam duuuuużo czasu (choć nie cały w tym miejscu, które opisuje dusiołek; po nim wydał jeszcze cztery podobne pozycje, z których połowa ma w tytułach odniesienia do miejscowej fauny)
Użytkownik: Akrim 06.01.2013 20:31 napisał(a):
Odpowiedź na: 15 - akwen nader ogromny,... | dot59Opiekun BiblioNETki
Oj, naszukałam się tej 16, ale co się dziwić, skoro nawet nazwisko tatusia zobowiązuje do życia w ukryciu. ;))
Dziękuję! :)
Użytkownik: Marylek 06.01.2013 23:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Kochani wodniacy, jutro będę dopiero po 18 tutaj. Bawcie i chlapcie się sami, jak dołączę, to powycieram całą rozlaną wodę. :)
Użytkownik: Akrim 10.01.2013 11:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Czy ktoś mógłby chlapnąć;) coś o 12, 23, 25, 27, 29? Bardzo proszę. :)
Użytkownik: mika_p 11.01.2013 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś mógłby chlapnąć;... | Akrim
Pani_Wu chlapała o 23, gdzieś tam w początkowych dniach konkursu. Od siebie mogę dodać, że tatuś nie ma kropki. Jeszcze jak trafię w dziecię, to już będzie całkiem dobrze.

Użytkownik: Marylek 12.01.2013 15:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Przypominam, że chlapiemy się, chlupiemy i pluskamy do jutra, do północy!
Użytkownik: Marylek 13.01.2013 21:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam KONKURS ... | asia_
Kochani, wodopój czynny jeszcze niecałe trzy godziny. Zapraszam spóźnialskich! :)
Użytkownik: joanna.syrenka 13.01.2013 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochani, wodopój czynny j... | Marylek
Oj tam, zaraz spóźnialskich. Zapracowanych po prostu!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: