Dodany: 21.10.2007 13:41|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Gdy twórca wychodzi na scenę... polityczną


Może się mylę, ale mam wrażenie, że gdyby skatalogować znaczące osobistości światowych scen politycznych pod względem zawodu uprawianego przed przeistoczeniem się w działacza partyjnego, ministra, premiera czy prezydenta, niedużo byłoby wśród nich ludzi pióra (za wyjątkiem dziennikarzy, których profesja niejako predestynuje ich do zainteresowania się polityką). Vaclav Havel jest jednym z takich wyjątków.

O tym, że eseista i dramatopisarz nagle „wskoczył” na najwyższe państwowe stanowisko, zadecydowały określone realia: najpierw całe lata życia w zakłamanej, represyjnej rzeczywistości państwa socjalistycznego, sprawiającej, że zaangażował się w działalność opozycyjną - potem nagły kryzys ustroju we wszystkich ościennych państwach, dzięki któremu i w Czechosłowacji mogła się odbyć „zmiana warty”. A przy tej zmianie okazało się, że brakuje inteligentnych i nieskompromitowanych ludzi do obsadzenia aparatu państwowego; trzeba było „namawiać muzyków rockowych, tłumaczy, prezenterki telewizyjne, naukowców, pisarzy, a nawet kolegów z knajpy, żeby zgodzili się objąć pewne funkcje”[1]. Jak to było możliwe, że garstce niefachowców – przynajmniej jeśli chodzi o kwestie zarządzania państwem, stosunków międzynarodowych itd. – udało się przeprowadzić kraj przez ten trudny okres, a potem w równie bezkonfliktowy sposób dokonać jego podziału zgodnie z wolą obywateli, opowiada Havel w długiej rozmowie (czy może raczej korespondencji, bo w rzeczywistości dostarcza pisemnych odpowiedzi na pytania zadane na piśmie) z dziennikarzem Karelem Hvižďalą.

Wydawać by się mogło, że tak detaliczne opisy przebiegu „aksamitnej rewolucji” i trzech kadencji prezydenckich Havla (jednej skróconej w „starej” Czechosłowacji, i dwóch pełnych w Republice Czeskiej) okażą się mało interesujące dla polskiego czytelnika: mnóstwo nazwisk, z których nawet człowiek śledzący na bieżąco wydarzenia zagraniczne i obdarzony dość dobrą pamięcią może nie znać przynajmniej części, mnóstwo relacji ze spotkań i rozmów poświęconych wewnętrznym sprawom państwa. Sam Havel zresztą uprzedza o tym w przedmowie, proponując, by po prostu omijać nieinteresujące nas fragmenty. Ale jeśli chodzi o mnie, nie było takiej potrzeby; z równą ciekawością czytałam kolejne etapy dialogu Havla z Hvižďalą, jak i rozdzielające je przerywniki dwojakiego rodzaju: urywki notatek służbowych, adresowanych do współpracowników z okresu prezydentury, oraz wyjątki z dziennika, pisanego już po zakończeniu urzędowania, w czasie pobytu w Stanach i po powrocie stamtąd jesienią roku 2005.

Wszystko to składa się na zajmującą opowieść o powtórnych narodzinach demokratycznego państwa i o codziennym życiu jego prezydenta, życiu, jak się okazuje przy studiowaniu zapisków, pełnym trosk i wytężonej pracy, cóż z tego, że innej, niż nasza, skoro równie wyczerpującej. Jakże bliski wydaje się zwykłemu człowiekowi, gdy pisze: „Wściekałem się na cały świat; po pierwsze dlatego, że nie mam żadnych świąt i muszę pracować (podobnie jak pielęgniarki w pogotowiu i maszyniści kolejowi); po drugie, że muszę pisać tyle przemówień naraz; po trzecie, że mam do nich tak opasłe materiały i że w ogóle dostałem od was na weekend tyle urzędowych papierów (około trzystu stron)”[2], gdy żali się na brak informacji o realiach kraju, do którego udaje się z oficjalną wizytą („nie mam pojęcia, czy tam jest sto stopni minus czy sto stopni plus, nie wiem, jak mam być ubrany podczas wizyty u cesarza, czy mogę i mam gdzie w ciągu dnia się przebierać (...), czy mam tam wygłosić toast, czego mają dotyczyć różne wywiady(...)”[3], gdy pomiędzy planami narad z rządem i spotkań dyplomatycznych troszczy się o przyziemne detale („W składziku, gdzie jest odkurzacz, mieszka też nietoperz. Jak go stąd wypędzić? Żarówka jest dozwolona, ale tylko taka, żeby go nie budziła i nie drażniła”[4]; „Do podlewania przydałby się dłuższy wąż”[5]).

A przy tym ma do przekazania sporo mądrych uwag i refleksji – dotyczących tożsamości narodowej, zagadnień organizacyjnych UE, wspólnych cech polityki i teatru, stosunku społeczeństwa czeskiego do dawnych dysydentów, konfrontacji własnej wizji państwa z realiami - ale nie tylko z zakresu polityki; tu porównuje mentalność Amerykanów i Czechów, tam analizuje minusy bycia osobą publiczną, gdzie indziej zastanawia się nad znaczeniem życia jednostkowego człowieka albo pojedynczej książki na tle całego świata. „Tak, to śmieszne, ale jednak w pewnym sensie słuszne. Przecież wszystko powinniśmy robić z powagą, jakby chodziło o przyszłość świata. A w sumie tak naprawdę trochę o nią chodzi. Z tą książką bowiem – niezależnie od tego, jaka ona będzie – świat już na zawsze będzie inny niż bez niej. Można nawet powiedzieć, że nie wiemy, czy świat nie powstał właśnie po to, żeby taka czy inna książka nie została napisana czy dokończona”[6]. A może, gdyby światem rządzili ludzie legitymujący się takim stosunkiem do literatury, żyłoby nam się ciut lepiej?...


_ _ _

[1] Vaclav Havel, „Tylko krótko, proszę”, wyd. Znak, Kraków 2007, s. 78.
[2] Tamże, s. 51.
[3] Tamże, s. 57.
[4] Tamże, s. 146.
[5] Tamże, s. 146.
[6] Tamże, s. 361.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4733
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: joanna.syrenka 26.10.2007 19:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Może się mylę, ale mam wr... | dot59Opiekun BiblioNETki
Książkę już dawno mam w schowku.
Dziękuję za recenzję! :)
Użytkownik: magdalena maria 27.10.2007 00:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Może się mylę, ale mam wr... | dot59Opiekun BiblioNETki
Szkoda tylko, że jej promocja została tak brutalnie wykorzystana do osiągnięcia doraźnych celów politycznych w naszym kraju. Ale po co o tym wspominać. Gdyby na przykład książka Vaclava Klausa została wykorzystana do podważenia polityki któregoś z okrągłostołowych autorytetów, to byłby raban. Zasłużony - według pewnej mentalności.

Jeśli z tej książki można wyciągnąć przesłanki dla wniosków z przeszłości, z którą Czesi się lepiej uporali od nas, to ja z chęcią ją przeczytam. W sumie to lubię, gdy autor pozwala czytelnikowi na ich samodzielne wyciąganie.

Myślę że tej książce (polskiemu wydaniu) została wyrządzona krzywda. Można ją było inaczej wypromować. Wiem że podobnego zdania jest wielu Polaków. Często jest kojarzona z perfidną prowokacją polityczną w naszym kraju

Użytkownik: magdalena maria 27.10.2007 00:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Szkoda tylko, że jej prom... | magdalena maria
Oczywiście miałam na myśli samodzielne wyciąganie wniosków. Właśnie. Czy książka uczy samodzielnego myślenia?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.10.2007 17:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście miałam na myśl... | magdalena maria
Nie wydaje mi się, aby w tym celu została napisana. Zresztą szczerze mówiąc, nie wiem, czy w ogóle istnieje jakaś książka, która uczyłaby samodzielnego myślenia. Może podręcznik logiki?
Osobiście mam wrażenie,że owo samodzielne myślenie jest pojęciem nader umownym, bo tak naprawdę jego tok zależy od stanu naszej świadomości. Dla przykładu: osoba, która nie zna podstaw nauk ścisłych, nie jest wszak w stanie ocenić, która z teorii powstania Wszechświata najbardziej jej odpowiada i dlaczego; osoba, która nigdy nic nie czytała na temat polityki, a jej wiedza o teatrze ograniczyła się do przerobienia w szkole kilku sztuk wchodzących w skład zestawu lektur, nie ustosunkuje się do rozważań Havla nad podobieństwem polityki do dramaturgii, itd.
Natomiast jeśli ktoś ma pewną wiedzę w danej dziedzinie, z każdej publikacji na ten temat może wyciągnąć jakieś wnioski. A jakie, to już m.in. zależy od tego, czego dowiedział się do tej pory.
Użytkownik: joanna.syrenka 27.10.2007 09:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Szkoda tylko, że jej prom... | magdalena maria
>Szkoda tylko, że jej promocja została tak brutalnie wykorzystana do osiągnięcia doraźnych celów politycznych w naszym kraju.

Kompletnie nie znam tematu, musiało mi coś umknąć - możesz opowiedzieć coś o tej perfidnej prowokacji?
Użytkownik: magdalena maria 27.10.2007 12:08 napisał(a):
Odpowiedź na: >Szkoda tylko, że jej ... | joanna.syrenka
Pan Havel od lat (głównie ze względu na chorobę serca, jak i dość zaawansowany wiek) nie zajmuje się polityką. Podobno większość czasu spędza w spokoju, w swoim domku letniskowym w Portugalii. Pan Havel ma mnóstwo przyjaciół w całej Europie dzięki którym, jeśli tylko chce, "jest na bieżąco z wydarzeniami w danym kraju". W Polsce przyjacielem pana Havla jest m.in. Adam Michnik. Z pewnością jest przez byłego czeskiego prezydenta ceniony za krytykę inwazji na Czechosłowację w 1968 roku. Adam Michnik należał do tak zwanej "bananowej młodzieży". To określenie używane przez propagandę komunistyczną miało zdyskredytować (pozbyć się bez rozlewu krwi) studentów - dzieci partyjnych działaczy, "synalków rodziców na wysokich stanowiskach". Moralne prawo do buntu mógł mieć prawie każdy, gdyż Wiesław Gomułka to był wyjątkowy antyinteligencki beton komunistyczny. Oczywiście dzisiaj "powinniśmy" pamiętać o buncie tych, którzy w rzeczy samej byli jedynie rewizjonistami, propagatorami bardziej ludzkiej twarzy socjalizmu. Tako rzecze medialna mądrość. Zwolennicy niepodległości Polski w większości już nie żyli (wymordowani przez bolszewików i hitlerowców), część była na zesłaniu, zaś ci w Polsce zostali zepchnięci na margines lub do więzień (swoją drogą to dla mnie właśnie oni są prawdziwymi opozycjonistami, w dużej mierze anonimowi męczennicy za niepodległą Polskę). Wielu Polakom dzisiaj trudno jest jednak te fakty odpowiednio zinterpretować, gdyż sami pochodzą z rodzin w których wykształcenie, dzięki któremu mogą teraz uchodzić za inteligencję, dostali w prezencie od PRLu za podporządkowanie się systemowi. Dzisiaj Polacy, często nieświadomie, przyjmują dyktat autorytetów, które wyrosły na tym gruncie. Wiadomo, haniebną rzeczą jest krytykowanie autorytetów.

Trzeciego września tego roku w Krakowie Vaclav Havel promował swoją książkę "Tylko krótko proszę". Towarzyszyli mu redaktor najbardziej opiniotwórczego dziennika w Polsce - Adam Michnik i Kazimierz Kutz - znany reżyser. Na spotkaniu pojawiły się tłumy ludzi, telewizja, radio. Panel dyskusyjny został jednak zdominowany przez politykę krajową, głównie przez totalną krytykę rządów braci Kaczyńskich przez Adam Michnika. Kazimierz Kutz rozbawił tych z „poczuciem humoru” ponurym żartem " Wiecie czym różni się Vaclav Havel od Adama Michnika? Tym, że Havel siedział w więzieniu i już na pewno nie będzie, a Michnik siedział i może jeszcze tam trafić". W między czasie lekko zdezorientowany Havel dodaje, "że w Polsce powinny szybko odbyć się wybory przy udziale obserwatorów OBWE". W Polsce w tym czasie trwa największa polityczna wojna od 89 roku. Od poglądu Havla odcina się ambasada czeska w Warszawie, głosy krytyczne napływają z Czech.

W wizycie obserwatorów OBWE nie ma nic złego, bywają oni na wyborach nawet w Szwajcarii. Polityka jednak rządzi się swoimi prawami. Tak jak wyjęta z kontekstu wypowiedź została bezlitośnie potraktowana przez media, tak bezlitośnie wcześniej polityczny kontekst zbudował Adam Michnik i spółka. Kto zyskał? Stracił schorowany Havel.

Użytkownik: joanna.syrenka 27.10.2007 16:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Pan Havel od lat (głównie... | magdalena maria
Coś mi się zdaje że poglądy, przynajmniej polityczne, mamy baaaardzo podobne (nawiasem mówiąc, hihi, należę do osób którym jest znana historia po 1945 roku, aczkolwiek dziękuję za wykład w akapicie pierwszym ;D), nie mniej jednak nie przywiązywałabym do tego takiej wagi. Havel przynajmniej w Polsce sam broni się swoim nazwiskiem, i ten incydent chyba nie będzie miał wpływu na promocję tej książki. Kto chciał przeczytać, ten przeczyta, a kto nie, bo np. uważa że pan Michnik i Havel to jedna spółka, ten po ksiażkę nie sięgnie.
Pozdrawiam.
Użytkownik: magdalena maria 27.10.2007 22:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś mi się zdaje że poglą... | joanna.syrenka
Jesteś tego pewna, że baaaardzo podobne? ;)
Oczywiście w żadnym wypadku nie było moją intencją pouczanie i dawanie wykładów starszym :) Nie twierdzę też, że to ja mam rację, a jedynie wyraziłam swoją perspektywę, która ma znaczący wpływ na poglądy.
Właśnie co do poglądów politycznych, to nie wiem czy kwestia jest tak jednoznaczna. Pewnie co do stosunku do historii Polski, wydarzeń, które mogą być interpretowane różnie, to mamy podobny (np. osoba marszałka Piłsudskiego). Inną kwestią jest to, jaką opcję polityczną obie popieramy obecnie. Ale nie bądźmy małostkowe i nie rzucajmy sobie politycznymi skrótowcami typu LSD ;) Lepsze, bo wymagające więcej inwencji twórczej i analitycznego myślenia, są w uogólnianiu określenia typu konserwatysta, liberał, centrysta, itp. No więc ostatnio wymyśliłam sobie, że jestem umiarkowaną konserwatystką, hehe. Czy Ty syrenino jesteś umiarkowaną centro-konserwatystką? ;)

Wracając jednak do sprawy pana Havla. Chyba przeceniasz ludzkie możliwości rozumienia i zapamiętywania. O tych możliwościach, a raczej ułomnościach dobrze wiedzą wszelkiej maści propagandyści - w szczególności tzw. spin doktorzy. Człowiek często po jakimś czasie zapomina istotne szczegóły, a pamięta o mniej istotnych, gdyż zostały polane wstrząśniętym, dobrze wymieszanym sosem emocji. Każdy kto zna zasady funkcjonowania tej branży z pewnością dobrze wie, jakim sukcesem było wywołanie w tylu Polakach nienawiści do premiera Kaczyńskiego. Z drugiej strony na ten sukces pracowała cała opozycja, z Wyborczą na czele (Adam Michnik to najwyższy stopień wtajemniczenia w sztuce spin-doktorów - mistrz wszystkich mistrzów czarnego PR, można powiedzieć urodził się z tym czymś ;)) Oczywiście PiS też ma swoje dokonania na tym polu, można powiedzieć, że ogromne zważając na to, że przystąpił do konfrontacji stosunkowo niedawno (gdyż ze swoimi strukturami istnieje od niedawna). W przypadku pana Havla wydarzenie w wielu głowach zostało zinterpretowane jako ostrzeżenie, uruchomiło system walki-ucieczki, funkcjonujący w przypadku zagrożenia. Cała chemia, w szczególności mózgu, pod wpływem masowego bombardowania bodźcami tego rodzaju buduje poglądy polityczne, często o skrajnie emocjonalnym podłożu, na którym dominuje brak krytycyzmu lub krytyka totalna. Przypadek pana Havla jest według mnie modelowy. Przy czym warty wspomnienia jest fakt, że do pamięci długookresowej (tej najdłuższej) za pierwszym razem przenoszone są informacje przyswajane przy jednoczesnym wpływie silnych emocji.

Ja oczywiście się nie bulwersuję. Po prostu wskazuję swoich przeciwników. A rozpoznaję ich konfrontując ich działalność z interesem narodowym - to tak uogólniając. Polacy mam nadzieję szybko sobie uświadomią w jakich czasach przyjdzie im żyć w przyszłości i zrozumieją, że ta kampania to było preludium do wielkiej wojny polityków o ludzką świadomość ;) Ktoś, kto bacznie śledzi sytuację w Ameryce, wie jak dynamicznie rozwija się tam ta branża i pewnie domyśla się dokąd to wszystko zmierza. Płacząca histerycznie przed kamerami posłanka Sawicka to dopiero początek :)
Użytkownik: joanna.syrenka 28.10.2007 00:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Jesteś tego pewna, że baa... | magdalena maria
Syrenko. Syreninka to chwilowa konieczność na czasowe panowanie nawiasów :/

Na dyskusję o polityce mnie nie naciągniesz, bo raz, nie chce mi się, a dwa - zabrania tego regulamin BNetki (serio, serio!).

A Havla i tak przeczytam.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: