Dodany: 14.12.2012 00:22|Autor: Biegnąca
Śpiący Szostak
Z niecierpliwością czekałam na ostatni tom „Trylogii krakowskiej” Wita Szostaka. Zastanawiałam się, jak może wyglądać zakończenie całej opowieści. Kim okaże się Wielki Nieobecny poprzednich tomów, Bartek Chochoł? Czy w ostatecznym rozrachunku stanie przed nami bystry i wciąż młody trzydziestoparolatek, który wywróci do góry nogami zakurzoną kamienicę przy ulicy S., a opowieść o rodzinie Chochołów, dzięki przestawieniu kilku elementów, na oczach czytelnika przemieni się jak w kalejdoskopie? Czy raczej będzie to dojrzały, trochę zmęczony życiem mężczyzna pięćdziesięcioparoletni, który czasem zetrze kurz z opowieści, by pozwolić mu za kilka stron opaść ponownie tylko po to, by móc raz jeszcze go zetrzeć? Czy raczej zobaczymy zgorzkniałego starca, którego jedynym marzeniem jest godna śmierć, zarówno własna, jak i sączonej przez niego opowieści?
Lecz wreszcie: JEST. Oto i on: staje przed nami Bartek Chochoł, TEN Bartek Chochoł.
No i co? No i nic.
Otrzymujemy bohatera-marudę, streszczającego nam swoją historię i życiorysy, których ma, jak się okazuje, sporo. Raz jest starcem, raz dzieckiem, a raz mężczyzną w sile wieku. I niby wszystko dobrze, ale czegoś usilnie, wciąż i wciąż brak.
Niby można doczepiać powieści kolejne dna, że „fuga” to przecież spoina, że te kawałeczki opowieści są po to, żeby pozlepiać wątki z wszystkich trzech tomów. Okej, to bierzemy nożyczki i ciachamy strony. Wklejamy wypowiedzi Bartka do poprzednich tomów. Co zostaje z „Fugi”? Smętna okładka ze stopką redakcyjną, na której nie uświadczysz nawet wzmianki o korekcie, która (swoją drogą) bardzo przydałaby się tej książce (wyd Lampa i Iskra Boża, 2012).
Pierwsze podejście się nie udało. Ale jest druga szansa na obronę tej książki. „Fuga” (dokładnie: „fuga dysocjacyjna”) to także termin z dziedziny psychologii, pokrewny wyparciu. Ot, pewnego dnia, zamiast do pracy czy szkoły, udajesz się pod zupełnie inny adres, mając w głowie swój nowy, inny życiorys. Nie robisz tego świadomie, oczywiście. Ale przyczyną takiego zaburzenia psychicznego musi być mocny szok lub inne traumatyczne wydarzenie. Co takiego przytrafiło się Bartkowi, że mógłby (jak zasugerował nam wieloznacznym tytułem Autor) stracić pamięć minionych wydarzeń? I to nie raz, lecz bez mała razy osiem, gdyż mniej więcej tyle życiorysów snuje bohater?
Otóż Bartkowi nic takiego się nie przytrafia. Że złamał nogę, która boli go w każdym wspomnieniu? Daruj, Autorze, ale to kiepskie wytłumaczenie dla takiej choroby psychicznej.
Dobrze, to został nam ostatni bastion, najpewniejszy w przypadku twórczości Wita Szostaka. „Fuga” jako gatunek muzyczny. I tu dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy. Fuga (łac. „ucieczka”) jest utworem wielogłosowym, opartym na zasadzie imitacji. Jego podstawę stanowi temat, który zostaje powtórzony wiele razy; może jednak ulegać przekształceniom. Wszystko się zgadza. Bartek Chochoł cały czas snuje swoją opowieść, zamieniając postacie i ich dokonania. Raz Zosia jest jego żoną, innym razem to usłużna sąsiadka, która dokarmia Bartka-starca kiełbasą i ogórkami. Fuga może także zostać odczytana wstecz. I to jest prawdą, bo Bartek raz jest dzieckiem, a raz panem w podeszłym wieku. Trudno zatem się dziwić, że właśnie taki, wieloznaczny sposób wybrał Szostak na zakończenie swojej „Trylogii krakowskiej”.
Fuga jest sprawdzianem możliwości artysty; pokazuje ogrom jego możliwości lub wręcz przeciwnie.
Jak jest w wypadku „Fugi” Wita Szostaka? Niech każdy osądzi sam. Ja uważam, że "Quandoque bonus dormitat Homerus” (łac. „Niekiedy i wspaniały Homer się zdrzemnie”).
„Fuga” jest takim właśnie snem Szostaka.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.