Dodany: 11.12.2012 18:22|Autor: imarba

Ukochany pedofil


- Kochanie, tylko pamiętaj, nie rozmawiaj z obcymi!
- Dobrze mamo, a z panią ze sklepiku?
- Z nią możesz.
- Ale ona jest obca.
- No tak, ale to co innego. Z obcymi, takimi z ulicy.
- A z listonoszem?
- Z listonoszem możesz, on nie jest obcy.
- Ale jest z ulicy...
- i nie wolno, żeby ktoś cię dotykał.
- Dobrze mamo, a pan od wf?
- A on cię dotyka?!
- No, raz podtrzymał mnie jak robiłam przewrót.
- To się nie liczy...
- A co się liczy?
- A wujek Tadek? On może mnie dotykać?
- Wujek to wujek, może. To znaczy oczywiście, ale nie w taki sposób.
- A w jaki?
- No nie może cię całować!
- A na imieniny?

Ta rozmowa oczywiście nigdy się nie odbyła naprawdę i oczywiście odbyła się tysiące, a nawet miliony razy. Setki, tysiące rodziców usiłuje chronić swoje dzieci przed pedofilami, stara się uczulić dziecko na takie czy inne zachowania, stara się dziecku wytłumaczyć pewne, niestety dość trudne sprawy, ale bardzo często to po prostu nie działa.

To nie są łatwe sprawy i trudno je jakoś wytłumaczyć. I co potem?

Potem, w sytuacji krytycznej, kiedy coś już się stało, kiedy okazuje się, że ten czy ten, przez tyle a tyle lat, molestował dziecko, każdy zadaje sobie podstawowe pytanie. Dlaczego? I nie chodzi o pytanie do opatrzności, ale o zwykłe ludzkie pytanie. Dlaczego właśnie to dziecko, to a nie inne, padło ofiarą pedofila?

Dlaczego moje? Źle pilnowałam? Nie tłumaczyłam? Nie kochałam?

Na te pytania oczywiście nie ma prostych odpowiedzi, choć część z nich można poznać czytając książkę „Zabawa w miłość. Prawdziwa historia uwiedzionego dziecka”, w której autorka, Margaux Fragoso, opowiada swoje własne przeżycia i doświadczenia z tym tematem związane.

Opowiada o swoim związku ze starszym o ponad trzydzieści lat mężczyzną i o swojej „miłości” do niego. Zaskakujące? Pewnie tak, ale gdyby się tak bliżej przyjrzeć...

Margaux brakuje miłości. Jest dzieckiem chorej psychicznie kobiety, która się stara, ale otumaniona przez kolejne dawki leków po prostu woli zajmować się sobą i swoimi natręctwami niż córką. Ojciec też się stara, nie da się powiedzieć, że nie, ale traktuje małą, siedmioletnią dziewczynkę jak dorosłego człowieka i składa na jej barki odpowiedzialność za wszystko. Za nieudane życie, za wrednego szefa, za chorobę matki, można by powiedzieć, za całokształt. Przecież gdyby się nie urodziła, byłoby inaczej... Nie żyłby z wariatką, nie pracowałby od rana do nocy. Byłby szczęśliwy. Może nawet by tyle nie pił? A kobiety? Margaux musi zrozumieć, że on potrzebuje kochanki. W końcu jest mężczyzną.

Dziewczynka trochę jak mebelek z domku dla lalek stara się dopasować. Nietrudno zgadnąć, że nie bardzo jej to wychodzi. Jest nad wyraz dorosła, ale to wymuszona dorosłość. Ona tak naprawdę jest dzieckiem i chce być dzieckiem. Robi co musi, powiela zachowania akceptowane przez ojca, żeby usłyszeć pochwałę, ale jest głęboko nieszczęśliwa. Ile to trwa? Przez całe jej siedmioletnie życie.

Nagle coś się zmienia. Nagle trafia się ktoś, kto ją kocha! Tak. Kocha ją miłością bezgraniczną. Nie tylko bawi się z nią, chodzi z nią do kina, kupuje smakołyki, na wszystko pozwala, ale przez cały czas bombarduje ją wyznaniami. Przy nim Margaux jest piękna, mądra, zdolna, wspaniała. No oczywiście mają też swoje tajemnice. To jeszcze lepiej! Margaux czuje się wyjątkowa, niczego nie mówi rodzicom, miły pan powiedział jej przecież, że rodzice i tak by nie zrozumieli i pewnie by zabronili im się spotykać. Miły pan ma psa, podwórko, króliki, papugi... Margaux by tego nie przeżyła!

Trochę jak sekta, prawda? Niejeden dorosły dałby się na to złapać, a cóż dopiero małe dziecko!

Margaux Fragoso opisuje swoje przeżycia nie z punktu widzenia dorosłej kobiety, która wie, co ją spotkało, ale z punktu widzenia dziewczynki. Nie ocenia, nie wyjaśnia, jedynie opowiada. Opowiada o tym, co czuła i jak rozumiała te rzeczy, kiedy miała siedem, dziesięć, piętnaście lat... To bardzo ważne, bo pozwala zrozumieć nie tylko co się stało, ale jakie tu zadziałały mechanizmy. Przy czytaniu człowiek się przez cały czas zastanawia, jak to? To ona nie wiedziała?

A jakim cudem miała wiedzieć? Ten miły pan, do którego przychodziła z mamą, ten kochany, wspaniały i dobry pan, powiedział, że to jest dobre. Nigdy do niczego jej nie zmuszał. Nigdy nie krzyczał i nie bił, a że czasem lubił to czy tamto... Robiła to, żeby sprawić mu przyjemność. Tak działają dzieci.

Ilu jest takich ludzi? Oczywiście nie wiadomo. Wydaje się, że wielu, ale tak naprawdę o zjawisku pedofilii, a przecież ono samo także jest niejednorodne, niewiele wiemy. I kto to jest? Sąsiad? Nauczyciel? Kuzyn? Bardzo często, a nawet najczęściej, to ktoś z rodziny. Takie „związki” niestety istnieją niekiedy w rodzinie przez całe lata i nikt tego nie widzi. Czasami dlatego, że nikt nie chce widzieć, nikt nie chce wyjść na „świra”, nikt nie chce się wtrącać; tak zresztą jest i w „Zabawie w miłość”.

Powieść początkowo dziwi. Można by się spodziewać dramatu, drastycznych scen, horroru, a tu nic. Zwykłe życie. A dramat? Oczywiście jest, ale- tak jak w życiu - zasłonięty codziennością, zwykłymi sprawami. Ta dorosła już dziewczyna nie oskarża, ona tylko opowiada.

Kiedyś dziecięca niewiedza nie pozwalała jej ocenić sytuacji w kategoriach dobra i zła; teraz, jako dorosła już osoba, także właściwie nie ocenia, pozwala by czytelnik sam to robił.

Dlaczego to wszystko się wydarzyło?
Kiedy była mała, nikt jej nie powiedział...
Tak, tylko czego?
Cały problem polega chyba na tym, że nie potrafimy wyjaśnić dziecku, na czym polega ten tak zwany „zły dotyk”.
Trzeba by chyba w jakiś sposób odnieść się do seksualności, ale jak? Jak pokazać, który dotyk jest zły?

Książka mnie zachwyciła. Owszem, miałam ochotę rozerwać na strzępy tatusia, mamunię, całe to dziwaczne, obojętne środowisko i pedofila. Co dziwne, w takiej właśnie kolejności. W jakimś sensie on mimo wszystko nie jest postacią li tylko negatywną. Dzięki niemu dziewczynka czuje się kochana, choć ma to swoją cenę. Ona go autentycznie kocha!

Czytając, cały czas miałam nieodparte wrażenie, że to rodzice praktycznie wepchnęli dziecko pedofilowi w ramiona. Czy tak jest zawsze? Pewnie nie, ale dzieci z rodzin dysfunkcyjnych bywają zachłanne na miłość, na odrobinę nawet uczucia, które ktoś im okaże. Na zainteresowanie.

Ta książka może wiele nauczyć. Mądry rodzic wiele z niej wyniesie. Poleciłabym ją wszystkim matkom, oczywiście nie tylko, bo „Zabawa w miłość” ma niezaprzeczalne walory literackie i jej siła leży nie tylko w tym, że porusza poważny problem, to poza wszystkim dobra książka, ciekawie napisana, interesująca, nietuzinkowa. Warto przeczytać.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1156
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: