Dodany: 11.12.2012 01:56|Autor: miłośniczka

Miłość bez piątej klepki


„Miłość w czasach zarazy” Gabriela Garcii Márqueza to lektura złożona. W zasadzie temat jest prosty: pewien chłopiec zakochuje się w pięknej rówieśnicy i składa śluby dozgonnej miłości. Jak w baśniach, w starych opowieściach bajarek, jak za dawnych lat – bo wydaje mi się, że „dawne lata” obfitowały w romantyków, czego nie można powiedzieć o dzisiejszym świecie, w którym prawie wszystko kręci się wokół nieustannej pogoni za karierą, sukcesem, lepszą posadą. Ale, ale… Miało być przecież o miłości, Márquezie, Ferminie Dazie, Florentinie Arizie i Juvenalu Urbino. Czas, start!

Fermina była pięknym, dumnym dziewczęciem wychowywanym przez apodyktycznego ojca i podporządkowaną mu ciotkę, starą pannę Scholastykę. Jako jedyna latorośl, traktowana była wyjątkowo i pokładano w niej wielkie nadzieje. Nic dziwnego więc, że gdy tylko odkryto wzajemne zauroczenie dzieci – Ferminy i Florentina – postanowiono je raz na zawsze rozdzielić. Rodzicielskie intrygi (ale nie tylko) doprowadziły dziewczę do małżeństwa z wytwornym, znanym i poważanym Juvenalem Urbino, natomiast zakochanego w niej chłopca skazały na cierpienia, drogę przez duchową mękę i ponadpięćdziesięcioletnie oczekiwanie. Albowiem była to miłość, której kres mogła położyć tylko śmierć kochającego.

Tak naprawdę głównym bohaterem powieści są nie kochankowie, ale… sama Miłość. To wszystkie jej fazy są dokładnie opisywane, rozkładane na czynniki pierwsze, analizowane. Do tego stopnia autor skupił się na jej analizie, że gdy tylko oddaje na krótkie chwile głos bohaterom („Miłość w czasach zarazy” jest praktycznie pozbawiona dialogów), wygłaszają oni tak zdawkowe uwagi i komentują rzeczywistość w tak niewybredny, niewyszukany sposób, iż z westchnieniem ulgi witamy powrót płynnego toku narracji, zapominając o tym, że właśnie usłyszeliśmy coś od tych, o których czytamy. Tak, jakby było to najmniej ważne. Co jednak jest godne uwagi w tych krótkich wypowiedziach bohaterów, to mnogość znaczeń: pod każdą z nich, złożoną choćby tylko z pięciu słów, kryje się tak duża ilość emocji, tak złożone sytuacje, że bez pomocy narratora nie bylibyśmy w stanie pojąć tych niedługich, nierzadko okraszonych wulgaryzmami, wypowiedzi. A jaka jest sama Miłość?

Powieść skłania nas do gruntownego przemyślenia dawno już sformułowanego problemu: czy zakochani są szaleńcami? Czy zakochanie to brak piątej klepki, totalne zaćmienie umysłu? Spójrzmy na nich: Florentino swoją ukochaną znał jedynie z widzenia i wymienianych listów. Prawda, że to niedzisiejsze? Kto jeszcze, w XXI wieku, potrafi powiedzieć „kocham cię” bez wzbraniania się przed szaleństwem stanu zakochania, bez barier ochronnych, bez tak popularnego: „jak poznam lepiej, to powiem, że kocham”. Bo teraz – nie wiem, nie mogę, ośmieszę się. Może to nasz strach przed obnażaniem uczuć sprawia, że w śmieszność ubieramy Florentina Arizę, człowieka, który żył w zgodzie z popędami własnego serca, przyrzekając miłość po grób?

A pozostali? Kochają, ale dziwna jest to Miłość. Oddają się drugiemu „do ostatniej pestki”, zapominając o całym świecie, ale… nie wiedzą, czy to ona, czy to właśnie „to” (o, to właśnie jest dzisiejsze!). Ot, co! Tak trudno to uczucie zdefiniować. Czyżby miało naprawdę być tylko stanem umysłu szaleńca?

Márquez zrobił swoje. Napisał obszerną powieść o Miłości, wierny tradycjom starodawnych bajów, i zrobił to w taki sposób, że książkę czyta się z wypiekami na twarzy, choć gdy próbuje się cokolwiek powiedzieć o fabule, brzmi to banalnie. Nie przywiązał nas zanadto do bohaterów, bo ci, choć niezaprzeczalnie ciekawi, odziani są w swoje wady i dziwactwa w takiej liczbie, że wcale nie mamy ochoty zapoznawać z nimi bardziej ani, nie daj Bóg, zaprzyjaźniać. Zostaje tylko Ona – lekko ześwirowana, romantyczna, szalona, wierna, namiętna, zawsze czuwająca obok i przede wszystkim na wskroś dobra – Miłość. Nieważne, czy w czasach cholery, czy w XXI wieku. Ważne, że potrafi zamieszkać w każdym sercu, pod warunkiem, że nie będziemy trzymać się piątej klepki jak ostatniej deski ratunku. Bo to właśnie zdrowy rozsądek, osławiona piąta klepka, zabija ją na nowo każdego dnia. I za tę lekcję dzięki ci, Márquezie!


[Recenzja została wcześniej opublikowana na stronie Miasta Słów]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 16748
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: analaw 12.12.2012 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: „Miłość w czasach zarazy”... | miłośniczka
Piękna recenzja. Tę ksiażkę zawsze stawiałam wyżej niż kultowe "Sto lat samotności". Dzięki Tobie przypomniałam sobie dlaczego. Dziękuję za to wspomnienie :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.12.2012 17:35 napisał(a):
Odpowiedź na: „Miłość w czasach zarazy”... | miłośniczka
Wspaniała recenzja! Gdybym książki jeszcze nie czytała, natychmiast powędrowałaby do schowka.
Użytkownik: miłośniczka 15.12.2012 00:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniała recenzja! Gdyby... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję, Dot. To była jedna z tych recenzji, po których napisaniu zastanawiasz się, czy to w ogóle zamieszczać. Moje zdziwienie, gdy zobaczyłam ją w rubryce "Poleca Redakcja", było przeogromne. ;)
Użytkownik: WBrzoskwinia 14.12.2012 15:51 napisał(a):
Odpowiedź na: „Miłość w czasach zarazy”... | miłośniczka
Napisałaś o miłości, bo o tym jest książka. A o zarazie?
Użytkownik: miłośniczka 15.12.2012 00:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Napisałaś o miłości, bo o... | WBrzoskwinia
Eee tam, zaraza to było tylko tło. I to wcale nie najważniejsze. ;-)
Użytkownik: midori. 15.12.2012 11:16 napisał(a):
Odpowiedź na: „Miłość w czasach zarazy”... | miłośniczka
Bardzo, bardzo Ci dziękuję za tą recenzję :)
chyba wrócę do tej książki.
Użytkownik: nainala 16.12.2012 02:07 napisał(a):
Odpowiedź na: „Miłość w czasach zarazy”... | miłośniczka
Ja także dziękuję, że przypomniałaś mi o tej pięknej książce i tak, jak nie mogłam przebrnąć przez Sto lat samotności, tak tę książkę pochłonęłam. O miłości ludzi młodych jak wiele napisano, ale w tak piękny sposób opisać miłość ludzi starych, to potrafi chyba tylko noblista.
Użytkownik: librarian 19.12.2012 23:23 napisał(a):
Odpowiedź na: „Miłość w czasach zarazy”... | miłośniczka
To śliczna recenzja jednej z moich ulubionych książek ulubionego pisarza. Czas sobie przypomnieć i znaleźć coś nowego, jak zwykle przy kolejnej lekturze tego samego dzieła po latach. A tymczasem co do miłości, polecam naszą własną polską szaloną historię o miłości, "Pasję według świętej Hanki" Anny Janko.
Użytkownik: miłośniczka 19.12.2012 23:39 napisał(a):
Odpowiedź na: To śliczna recenzja jedne... | librarian
To ta od "Świetlistego cudzoziemca"? Wspaniałe wiersze! Mam własny tomik i jak rzadko kiedy cały pokreśliłam ołówkiem, zaznaczając sobie wiersze, które są dla mnie najważniejsze i z innych, mniej ważnych, wierszy, ciekawe, oszałamiające frazy. Jak na przykład:

"mam dobre buty do śpiewania po śniegu"

"Opowiedz mnie mocniej jeszcze raz Przyjacielu"

"O mój pożyczony powtarzalny kochanku
Pijemy z tej samej gąbki powietrza
A nasze dusze wymieniają się przez skórę"...

Czy całe wiersze-miniaturki, które wbiły mnie w podłogę:

WE ŚNIE

Pod powiekami pod deszczowym niebem
we śnie silniejszym od miłości silniejszej niż śmierć
Pod powiekami pod deszczowym niebem
we śnie silniejszym od miłości silniejszej niż śmierć

albo:

KOTY SIEDZĄCE W OKIENKACH PIWNIC

Koty siedzące w okienkach piwnic
Mają takie miny jakby były właścicielami domów

Ach...!

Ależ trafiłaś, akurat ten tomik mam pod ręką w pokoju. Ale Janko nie czytałam jeszcze nic innego. Przyznam, że nawet po tym tomiku nie spodziewałam się jakiegoś oczarowania - a tu proszę! :-)
Użytkownik: librarian 20.12.2012 05:51 napisał(a):
Odpowiedź na: To ta od "Świetlistego cu... | miłośniczka
Rzeczywiście cudne. Uwielbiam ją. Nie znam jej wierszy ale jestem oczarowana prozą. Czytałam znakomitą "Dziewczynę z zapałkami" a teraz "Pasję". To nie proza to poezja pisana prozą.

"Miłość jest jak jedzenie śniegu: zapiera dech, oszukuje głód."

"Patrzy mi prosto w oczy, szuka mnie tam, powinnam tam być, wszak oczy są oknami duszy... Ale ja zamknęłam niewidzialna powieki. Większość ludzi oprócz zwykłych powiek ma jeszcze drugą parę niewidzialnych, które służą do ukrywanie wewnętrznej prawdy. Spojrzenie zza tych zamkniętych powiek jest nieprzeniknione, nieprzejrzyste jak lód na jeziorze."

"... znika za rogiem i w tej samej chwili rozrasta się BRAK. O, znam ja ten BRAK! Brak jest jak ciężka materia kosmiczna, której nikt nie widział, ale której jeden gram waży tonę. Ciężki, ciemny, żrący jak kwas, skierowany we wszystkie strony naraz, a zatem donikąd. Ślepy a bezkresny. Nic, które jest tak intensywne, że nie ma miejsca na cokolwiek innego. Gdy się ten brak pojawia w duszy ludzkiej, to chce się płakać, chce się biec dokądś, wołać coś, chce się jeść, pić, palić papierosy, wziąć coś na ból. Ale nic nie pomaga, bo to nie jest to. To wciąż nie to co by się dało zamknąć w słowie. A co nie ma nazwy, nie jest u człowieka do wyleczenia."

"Gdy odjeżdża ktoś bliski, musimy na chwilę umrzeć. Rozstanie jest cząstką śmierci, do spróbowania, przed ostatecznym odejściem. Posmakuj, mówi Śmierć, to jest na swój sposób dobre..."

"Słońce ma młode. Na łące, na ścieżkach, we wszystkich zagłębieniach, gdzie pozostało trochę wody po roztopach - iskrzy! Iskrzenie wydaje się piaskiem światła. Pisakiem albo krzykiem, w zależności od natężenia. Słońce ma młode, pełno ich, świetlisty harmider. Tysiące małych lusterek. Zaraz wiosna!"
Użytkownik: miłośniczka 20.12.2012 12:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzeczywiście cudne. Uwie... | librarian
Cudowne są te cytaty! Wrzuciłam "Dziewczynę z zapałkami" do schowka, przekonałaś mnie! :-) Chciałam się teraz rozejrzeć za "Pasją według św. Hanki", albo chociaż "zaschowkować", żeby pamiętać (bo mój schowek to po prostu w większości "do zapamiętania - co przeczytać warto"), ale BiblioNETka mówi, że to druga część cyklu? W każdym razie, jeśli przyjdzie mi zaczynać, to od "Dziewczyny...". (No i poza tym właśnie zatopiłam się w pięknej opowieści Doroty Terakowskiej.)

Cytat o braku jest niesamowity!

TO i ja Cię uraczę jeszcze kawałkiem "Świetlistego cudzoziemca":

"Środek dnia w listopadzie. Każde drzewo osobno polakierowane chłodem, wyodrębnione z przestrzeni, wyraziste aż po najcieńszą gałązkę. Klony w ogrodzie są całkiem nagie, z jednym listkiem wstydu obracającym się na łodyżce. Opadłe liście przykryły ziemię grubą warstwą; są ciężkie, pełne wilgoci i grzybowej woni. Lubię ten pożegnalny aromat, żałobny śpiew roślin, do "usłyszenia" aż gdzieś na samym szczycie podniebienia.
Ubogie listopadowe południe... Zetlała jest tkanka przyrody, prześwieca przez nią tamta strona świata. Sezon na ludzi się kończy. Przyjdą słoty i znów pochorujemy się wraz z całym krajobrazem płacząc i kaszląc; i będzie nas łamało w drzewach, pomarzniemy i w nogi, i w drogi..."

"Jeśli jest ktoś kto cię ma na myśli
Niech ci się przyśni"

NA MINIATUROWYCH SKAŁACH

Chodzi o to żeby się nie dać
Cierpliwie doczekać w końcu dzieci podrosną
i znów się spotkamy na dłużej

Tak łatwo stoczyć się w głąb siebie
i jak wiadro w studni jęczeć łańcuchem

Trzeba się wzajemnie przywoływać
Ponad miniaturowymi skałami po których
klekoczą dziecięce wózki
i rozwożą naszą poranną miłość w różne strony

I choć może jesteśmy stworzeni przeciwko sobie
Chodzi o to żeby się nie dać
i pozwolić całemu światu
by przeszedł pod naszymi złączonymi dłońmi


Przy takiej poezji... człowiek się rozpływa.
Użytkownik: miłośniczka 20.12.2012 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Cudowne są te cytaty! Wrz... | miłośniczka
Polecam Ci całego "Świetlistego cudzoziemca", Librarianko.
Użytkownik: librarian 20.12.2012 22:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Cudowne są te cytaty! Wrz... | miłośniczka
Oj zapomnialam powiedziec ze cytaty sa z "Pasji", "Dziewczyny" nie mam przy sobie.

Wkladam "Cudzoziemca" do schowka, dzieki :))
Użytkownik: miłośniczka 21.12.2012 00:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj zapomnialam powiedziec... | librarian
Gdybyś chciała pożyczyć, pamiętaj, że mam własny egzemplarz. :-)
Użytkownik: margott 25.12.2012 20:26 napisał(a):
Odpowiedź na: „Miłość w czasach zarazy”... | miłośniczka
Żeby nie było tak słodko... Od paru dobrych lat nie czytałam tak nudnej książki. Florentino Ariza mógł być szczęśliwy wiele razy, spotkał wiele kobiet przy których musiał się bronić przed nadchodzącą miłością, ale wolał cierpieć. To był jego świadomy wybór. Celem swojego życia uczynił nie poszukiwanie szczęścia, nie poszukiwanie miłości, ale doprowadzenie do tego aby ponownie pokochała go kobieta, która kiedyś go odrzuciła. To była miłość czy zwykły ośli upór? Jeśli jest to książka o sile miłości, to miłość wypada tu blado. Sam Folrentio to postać odrażająca - egoista, nie liczył się z nikim, ważne było dla niego tylko spełnienie własnego marzenia. Po drodze skrzywdził wiele kobiet, zrobił kilkoro dzieci, którymi absolutnie się nie interesował. I siebie uważał za "męczennika miłości". To brzmi trochę jak kpina. Poza tym miłość ma wiele twarzy, to nie tylko uczucie kobiety do mężczyzny i odwrotnie. Florentino nigdy tych odcieni miłości nie poznał bo zafiksował się na jednym temacie i cała reszta przestała dla niego istnieć.
Użytkownik: miłośniczka 25.12.2012 22:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Żeby nie było tak słodko.... | margott
Cóż - masz rację. To dlatego napisałam, że miłość być może na zawsze już pozostanie stanem umysłu szaleńca. Kochać można na różne sposoby; dla mnie to jest niesamowite, że on nie odrzucił dążenia do tego, co sobie zaplanował/poprzysiągł wiele lat wcześniej, jako młodzieniec, nie odrzucił nawet wtedy, gdy mijające lata przydały mu mądrości. Wiem, że tylko krowa nie zmienia poglądów, niemniej jednak wierność, z jaką pielęgnował swój ideał Florentino przez te wszystkie lata, jest godna podziwu.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: