Dodany: 06.12.2012 12:42|Autor: Simmonides

Nieznośnie swojska obcość


„Dziękujemy za palenie” Adama Leszczyńskiego nie jest bynajmniej pierwszą wydaną w Polsce książką o kontynencie afrykańskim. Nie jest nawet pierwszą reporterską pozycją pokazującą obraz tego kontynentu, wręcz przeciwnie – takich „przekazujących prawdę” o Afryce było ostatnimi laty kilka. A jednak coś się zmieniło. „Dziękujemy...” to książka inna niż poprzednie, warta znacznie większej uwagi niż ta, jaka została jej poświęcona. Przede wszystkim dlatego, że obraz Czarnego Kontynentu, jaki wyczytać z niej można, jest skrajnie różny od tego, jaki na co dzień się nam prezentuje.

Leszczyński bowiem podchodzi do Afryki przede wszystkim z niezwykłą mieszanką zrozumienia oraz respektu, nie powielając orientalistycznego stereotypu, że to kontynent „dla białego nie do pojęcia”, nie przedstawiając go jako swoistej „obcej tajemnicy”, której nikt nie zrozumie, choćby i chciał, a jego mieszkańców - jako nieracjonalnych istot żyjących w świecie magii i dawnych wierzeń, opierających się współczesnej tyranii racjonalności, efektywności, logiki. Przeciwnie. Już okładka zapewnia nas, że „[nieszczęścia] w większości są wynikiem tego, że ludzie w Afryce zachowują się racjonalnie: tak jak postrzegają swój interes. Wszyscy zachowują się w zgodzie ze swoim interesem – i wszystkim, paradoksalnie, jest przez to gorzej”*. I takie podejście w książce króluje.

Jednocześnie Leszczyński – i to jedna z największych wartości jego reporterskiej relacji z Afryki – stroni od prostych ocen i wyjaśnień. Nie próbuje zjawisk nadmiernie wartościować, nie poddaje się prostemu „rozumieniu po swojemu” (czyli w wypadku Europejczyka po prostu stereotypom), raczej stara się rozumieć naprawdę, rozumieć sprawy w ich lokalnym kontekście, odzierając jednocześnie Afrykę z wielu pokutujących u nas od lat mitów, niektórych banalnie prostych, innych niezwykle skomplikowanych - zawsze jednak głęboko zakorzenionych, jak choćby taki, że głównym zagrożeniem dla słoni afrykańskich jest kłusownictwo. Nic bardziej mylnego, odpowiada reporter. Przynajmniej w rejonie, który odwiedził, kłusownictwo w zasadzie nie istnieje na poważną skalę, a problemem dla słoni i ludzi jest zupełnie inne zjawisko, w dodatku znacznie bardziej skomplikowane: standardowa wojna o byt, tocząca się pomiędzy drobnymi farmerami, nieposiadającymi nic poza skrawkiem pola, którego plonami żywią całą rodzinę, oraz słoniami węszącymi tam doskonały posiłek, kiedy tylko zbiory dojrzewają, i skazującymi tym samym rodzinę na całoroczny głód. Przy okazji dostajemy niesamowity, naszkicowany na marginesie portret słonia – portret, który wzbudził u mnie najgłębszy respekt dla tego ogromnego zwierzęcia; trudno w ogóle stworzyć sobie w głowie obrazy, jakie przytacza Leszczyński: słonia, którzy chowa się w zaroślach, kiedy nadjeżdża nocny partol samochodowej straży, by zaraz po jego zniknięciu sforsować płot elektryczny (bowiem te niezwykle inteligentne zwierzęta szybko odkryły, że paliki w płocie nie są pod napięciem, są drewniane – wystarczy więc zwalić jeden, a cały kawałek płotu zostaje „unieszkodliwiony”) bądź zasypać (!) wykopaną przez ludzi fosę i dostać się do żywności, nim ktokolwiek zauważyć zdąży, co jest na rzeczy.

Równie bezlitośnie obchodzi się z mitem, że ludzie umierają z głodu tam, gdzie (np. z powodu suszy) żywności zwyczajnie brakuje. Chociaż dzieje się tak w skrajnych przypadkach (zeszłoroczny głód w Somalii), prawda jest o wiele bardziej – a jakże – skomplikowana, i co gorsza, o wiele bardziej obciążająca dla krajów bogatej północy: całe rodziny giną często w miastach, gdzie jest mnóstwo żywości i roi się od restauracji, w których można zamówić importowaną butelkowaną wodę mineralną znanych marek, a funkcjonująca w sąsiedztwie misja zakonna pomagająca ubogim sprowadza dla siebie (podobno helikopterem) delikatesy z Europy.

Leszczyński nie epatuje jednak – jak to ma często miejsce w przypadku relacji z „orientalnych” miejsc – nadmiernie drastycznymi obrazami, mającymi wywołać tani efekt wzburzenia u czytelnika. Język, co jest kolejnym osiągnięciem godnym podziwu, udaje mu się dobrać tak, aby był na ile trzeba neutralny, a zarazem tak bardzo zaangażowany, jak to tylko możliwe. Owszem, książka zawiera fragmenty naprawdę przerażające i nieraz makabryczne (choćby statystyka rodem z horroru, przewijająca się w rozdziale poświęconym przemocy seksualnej w RPA: „Według szacunków organizacji pozarządowych do gwałtu dochodzi co 17 sekund, a kobieta urodzona w RPA ma większe szanse na to, że zostanie w ciągu swojego życia zgwałcona, niż na to, że nauczy się czytać”**), nigdy jednak nie są to rzucone czytelnikowi makabryczne ochłapy, budujące z góry zamierzony obraz sytuacji – a jedynie uzupełnienie rozbudowanego i doskonale opisanego kontekstu.

Wyłaniająca się z tej książki Afryka to przede wszystkim Afryka bardzo, wbrew pozorom, normalna, swojska, możliwa do ogarnięcia rozumem przez każdego z nas. I nie chodzi tutaj o stwierdzenie, że Czarny Kontynent jest taki sam jak Ameryka, Europa czy Australia – taki wniosek byłby głęboko fałszywy – ale o główne przesłanie, że tamtejsza „inność” nie jest czymś niezrozumiałym, które przenika znacznie głębiej: do źródeł zachowań obywateli.

Najlepiej chyba ilustrującym to zjawisko fenomenem są szamanizm i magia, którym Leszczyński poświęcił osobny rozdział. Czytelnik zostaje uprzedzony, że – mimo mocnego pierwszego wrażenia i powierzchownego opisu wstępnego – nie powinien wyciągać wniosków zbyt szybko ani traktować szamanizmu jako zabobonu czy reliktu przeszłości. „To, co zachodni obserwator uważa za magię i przesąd dla Afrykanina jest elementem szerszego systemu wierzeń, podobnie jak dla katolika jest nim założenie medalika czy modlitwa do świętego. Dla Afrykanina świat nad-przyrodzony jest obecny wszędzie i w różnych postaciach ale jeżeli zachodni antropolog uznaje afrykański świat za pełen przesądów i magii, świadczy to tylko źle o badaczu, bo nie dostrzega, że religijni Europejczycy myślą często podobnie”*** – cytuje autor jednego z nigeryjskich antropologów. Jednak i takie wyjaśnienie jest daleko idącym uproszczeniem, a dotarcie do „drugiego dna” okazuje się tylko krótkim przystankiem, dopiero bowiem kopiąc jeszcze głębiej, zbliżyć się możemy do prawdziwej, często bardzo racjonalnej i niemalże „europejskiej” przyczyny oskarżania ludzi o stosowanie czarnej magii. Wyłania się przed nami obraz społeczeństwa, które wykorzystuje dawne wierzenia jako pretekst (często nie wierząc w magię) i instrument radzenia sobie z poważnymi problemami współczesności – i Leszczyński przedstawia mocne tego przesłanki, wsparte nawet analizami zachodnich ekonomistów.

„Czarnoksiężnicy” są bowiem po prostu wykluczonymi społecznie – w podobny sposób, jak u nas wszystkiemu „winni” mogą być Żydzi, komuniści, darmozjady społeczne czy okradający Polskę Niemcy na spółkę z Unią Europejską i zagranicznym biznesem. Czasem to problemy współczesności, zachodni styl życia, pogoń za pieniędzmi tworzą kozły ofiarne, które w Afryce przyjmują akurat taką lokalną postać z uwagi na miejscowe tradycje (nakazujące m.in. opiekę nad rodziną, bliższą i dalszą, w każdych warunkach – czwórka dzieci „odziedziczonych” po zmarłych krewnych bądź starsza ciotka mogą być jednak poważnym problemem na drodze do kariery zawodowej czy po prostu obciążeniem finansowym w ciężkich czasach, a oskarżenia o czary mogą ten problem rozwiązać, wykluczając oskarżonego z rodziny). Nie bez powodu oskarżonymi są zawsze osoby najsłabsze, niemogące się bronić – stanowią po prostu idealne ofiary.

Paradoksalnie więc, często to nowoczesność wprowadza magię do afrykańskich domostw – a nie magiczne wierzenia stanowią przeszkodę we wprowadzeniu tam nowoczesnej cywilizacji, jak się nieraz stereotypowo twierdzi (choć oczywiście wielu ludzi zwyczajnie w magię i jej uzdrawiające moce wierzy – tak samo jak wielu wykształconych Europejczyków wierzy w horoskopy, tarota czy światowy spisek żydowski).

Rzeczywistość afrykańska, jaką znajdujemy na kartach tej książki, po raz kolejny okazuje się więc prostsza, a jednocześnie bardziej złożona, niż się nam to na co dzień podaje: nie jest wprawdzie w żadnym razie taka sama jak rzeczywistość za naszym oknem, ma bowiem swój bagaż kulturowy, tradycję czy problemy – ale rządzą nią te same co u nas mechanizmy i reguły, w pewnej mierze właściwe każdemu człowiekowi. Nietrudno zrozumieć „inność”, kiedy jest tak bardzo „nasza”.

Niezwykle cenna lekcja, jak na pozycję dostępną za darmo na stronach Polskiej Akcji Humanitarnej.



---
* Adam Leszczyński, „Dziękujemy za palenie”, wyd. Polska Akcja Humanitarna, Warszawa 2012, tekst z okładki.
** Tamże, s. 208.
*** Tamże, s. 228-229.


[Recenzja oddana do publikacji także na stronach Krytyki Politycznej].

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1865
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: