Dodany: 03.12.2012 21:49|Autor: NinaX

Randka w ciemno, czyli a miało być tak pięknie


"Zielona Mila" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Stephena Kinga. Wychodząc naprzeciw autorowi, który jest tak wychwalany i ceniony, miałam nadzieję, że ta pierwsza randka zainicjuje kolejne, i w końcu połączy nas długi i udany związek. Miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze.

John Coffey zostaje skazany na śmierć na krześle elektrycznym za gwałt i brutalne morderstwo dwóch siedmioletnich bliźniaczek. Trafia do oddziału więzienia zarządzanego przez Paula. Paul, który jest narratorem powieści, bardzo szybko przekonuje się o niewinności czarnoskórego olbrzyma. Pojawienie się Johna Coffeya na "Zielonej Mili" zakładu w Cold Mountain bezpowrotnie zmienia życie nie tylko jego, ale wszystkich pracowników oraz więźniów, na których z utęsknieniem czeka Stara Iskrówa.

Od pierwszej do ostatniej strony miałam wrażenie, że coś jest nie tak, bo przecież - "czy to nie sam mistrz King napisał właśnie TĘ książkę?" Klimat powieści jest tak przytłaczający i ciężki, że dużą trudność sprawia skupienie się na właściwej akcji (której prawie nie ma) i wychwytywanie tego wszystkiego, co najważniejsze. Wiele tu stron o niczym i zdecydowanie za dużo ciężkostrawnych opisów i dialogów.

Niebywale irytował mnie moralizatorski ton wypowiedzi włożonych przez Kinga w usta jego postaci, wtłaczających czytelnikowi do głowy odpowiedzi na odwieczne pytanie: "jak żyć?". Dydaktyzm wysuwa się na pierwszy plan tak bardzo, że nie ma już miejsca na własne wnioski i przemyślenia. Gotowe i, co więcej, schematyczne odpowiedzi na pytania, które winny pozostać retorycznymi sprawiały, że mój poziom irytacji wzrastał.

Cała historia została napisana tak, by wydusić z czytelnika wielkie emocje, wzruszenie, bunt. Już na pierwszy rzut oka widać, że autor bardzo chciał, żeby powieść działała właśnie w ten sposób. Chciał tak bardzo, że nawet nie starał się tego ukryć pod maską subtelności czy niepokojących niedopowiedzeń, które rzeczywiście mogłyby zostawić czytelnika w stanie emocjonalnej rozsypki.

A największy mój zarzut w stosunku do "Zielonej Mili" to papierowość postaci. Mam wrażenie, że King poszedł na łatwiznę i w większości wybrał typowe, schematyczne rozwiązania. Czarno-białe postawy bohaterów, czarno-biały kodeks ich postępowania były co najmniej naiwne. Rys psychologiczny bohaterów książki został spłycony do maksimum.

Mimo że w mojej recenzji pobrzmiewają niechęć i rozczarowanie, nie mogę powiedzieć, iż godziny, które spędziłam przy lekturze tej powieści, były zmarnowane. Osadzenie akcji utworu w latach trzydziestych to najlepszy pomysł Kinga. Więcej; świetnie realizowany pomysł! Te czasy w USA, ich specyfika i różnorodność zostały nakreślone znakomicie i to właśnie bogate tło historyczno-społeczne w "Zielonej Mili" jest najlepsze.

Muszę też wspomnieć o Panu Dzwoneczku Eduarda, który zdecydowanie wybija się na tle całej - bezbarwnej i papierowej - reszty. Warto przeczytać "Zieloną Milę" dla rozdziału, w którym opisana jest jego historia - właśnie tam znajdziemy to, czego próżno szukać w pozostałej części powieści: wzruszenie, mądrość i całą gamę emocji. Jeśli King potrafi tak pisać, to może nie wszystko stracone i gdy znajdę odrobinę wolnego czasu, ładnie się wystroję, by dać mu szansę na kolejnej randce.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1790
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: