Dodany: 01.12.2012 21:13|Autor: paren

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

1 osoba poleca ten tekst.

W HOTELIKU POD RÓŻAMI… czyli HOTELE w LITERATURZE - KONKURS nr 152


Przedstawiam Wam przygotowany przez Dot59 KONKURS nr 152:



W HOTELIKU POD RÓŻAMI… CZYLI HOTELE W LITERATURZE

„Pamiętasz, była jesień,
pokój numer 8,
korytarza mrok.
Już nigdy nie zapomnę
hoteliku ‘Pod różami’,
choć już minął rok”
[A.Czekalski, R.Pluciński – „Pożegnania”]

Bohaterowie literaccy i sami pisarze dość często podróżują, a w podróży, wiadomo, trzeba się gdzieś zatrzymać. Od jakichś dwóch stuleci jest to wyraźnie łatwiejsze dzięki istnieniu hoteli. Te bywają różne – skromne lub luksusowe, przytulne lub obskurne – ale zawsze dostarczają przynajmniej dachu nad głową i mniej lub bardziej wygodnego łóżka, czasem z wyżywieniem. 30 takich placówek czeka na Biblionetkowych podróżników.
Za każdy fragment można otrzymać 2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł – maksymalnie 60 punktów; liczba strzałów nieograniczona Jeżeli więcej osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, zostaną wymienione w kolejności nadesłania finałowych maili.
Jeśli w tekście padają imiona/nazwiska wyjątkowo ważnych postaci, zostały utajnione i zastąpione literami X,Y,Z, mniej ważne oznaczone są pierwszymi literami imion/nazwisk.
Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 14.12 (piątek) o północy.
Odpowiedzi wysyłajcie na adres: [...] W tytule podajcie swój nick biblionetkowy.
Jeżeli nie życzycie sobie podpowiadania, czy znacie dusiołka/ rodzica, zaznaczcie to w pierwszym mailu. Wszystkie dusiołki znajdziecie w moich ocenach.
Odpowiedzi na maile spodziewajcie się głównie późnym popołudniem lub wieczorem.



Najpierw trochę hotelowej teorii.


1.

- No pewnie, że rozumiem, moja droga. Od lat jesteśmy w branży, a porządny hotel właśnie tym się odznacza, że stwarza tylko przestrzeń i atmosferę, żeby goście sami zrobili z nich taki użytek, jaki zechcą. W porządnym hotelu cała przestrzeń, cała atmosfera tchnie wielkodusznością i sympatią. Porządny hotel, rzec by można, dotyka gościa albo obdarza go dobrym słowem akurat wtedy, kiedy gość tego potrzebuje - mówi ojciec i macha baseballowym kijem, dyrygując pieśnią, do której sam na poczekaniu układa słowa. - Porządny hotel jest zawsze do dyspozycji klienta, ale nigdy nie bywa nachalny.
- Aha. Chyba o to właśnie chodzi - odpowiada Sylvia, Betsy, Patricia, Columbine, Sally, Alice, Constance albo Hope. - W tym waszym hotelu wszystko jakoś tak samo ze mnie wyłazi, ale nic się nie dzieje na siłę.
-Otóż to, moja droga, nic na siłę - przytakuje ojciec. - W porządnym hotelu niczego się nie robi na siłę. Jest tylko przestrzeń, która ja nazywam „przestrzenią sympatyczną” - powiada tata, nigdy nie zdradzając, że zawdzięcza ten termin S.i jego bombie sympatycznej.
- I wszyscy są tu tacy mili - dodaje Sylvia.
- Tak, właśnie to mi się podoba w porządnych hotelach - przyświadcza ojciec podekscytowanym tonem. - Wszyscy są tam mili. W naprawdę znakomitym hotelu - oznajmia Sylvii czy komukolwiek innemu, kto go akurat słucha - klient ma prawo wręcz tego oczekiwać.



2.

Koszt całej operacji opiewał na grubo ponad miliard dolarów - ponad pięćset tysięcy franków na jeden pokój - i winien był zaowocować stworzeniem centrów hotelowych, których luksusowi dorównywałaby ich samowystarczalność; idea przewodnia inwestorów opierała się bowiem na przekonaniu, że choć dobrze jest, gdy miejsce uprzywilejowanego odpoczynku, rozrywki i kultury, jakim powinien być zawsze każdy hotel, znajduje się w zaspokajającej określone potrzeby strefie klimatycznej (ciepłej, kiedy gdzie indziej doskwiera zimno, z czystym powietrzem, śniegiem, jodem etc.), a także w okolicy zapewniającej turystom rozmaite atrakcje (kąpiele morskie, ośrodki narciarskie, miasteczka wodne, centra sztuki, zabytki, osobliwości i widoki naturalne [parki etc.] albo nienaturalne [Wenecja, Matmata, Disneyworld itd.], itd.), nie powinno to w żadnym wypadku zobowiązywać klienta do czegokolwiek: dobry hotel to hotel, z którego klient wychodzi wtedy, kiedy ma na to ochotę (…).



Czasem praktyka rzeczywiście (mniej lub bardziej) przybliża się do tej teorii.

3.


Piątkowe popołudnie w hotelu Mondrian na bulwarze Zachodzącego Słońca. Mondrian to spełnienie fantazji o hollywoodzkim hotelu, czego dowodzi fakt, że mało kto z branży decyduje się tu zatrzymać. Drzwi wyjściowe oblegają fotografowie; basen otacza bugenwilla i blond piękności; tuż pod moim pokojem znajduje się wysokościowy sky bar, z którego widać całe Hollywood - didżej o szóstej rozkręca imprezę, która trwa do trzeciej rano. Puszcza gangsta rap dla gości, z których większość jest biała, a w „alfonsach” widzi modelowy wzór obrotności w biznesie. Pokoje utrzymane są w bieli; białe jest każde prześcieradło, każde krzesło, stół i poszewka, każdy wazon, każdy kwiat w każdym wazonie.



4.

I w końcu dotarła na miejsce, rozglądając się z pełnym podziwu zdumieniem po luksusowym hotelu, który zarezerwowano dla niej w Cadogan Gardens w Chelsea.
Recepcjonista, zasuszony pedant ze starannie ułożoną fryzurą, nie wydawał się nadmiernie uszczęśliwiony na jej widok. Kiedy uświadomił sobie, że jest Rosjanką, stał się podejrzliwy i przestudiował jej paszport, jakby spodziewał się znaleźć ślady broni biologicznej KGB. Gdy sprawdził jej rezerwację i przekonał się, że za pobyt zapłacono z góry gotówką, uznał, że nie jest agentką KGB, ale kochanką gangstera.
- Co pani robi w Londynie? Zwiedza czy…-spytał, nie podnosząc głowy znad kontuaru.
- Jestem historykiem - odparła z wahaniem po angielsku, starając się nie roześmiać z jego zmieszania. Wydawało jej się, że potrząsnął lekko głową, jakby nie mógł się zdecydować, kim naprawdę jest: prostytutką, szpiegiem czy… czy historykiem.
W pokoju znów zaniemówiła na widok podwójnego łóżka z baldachimem, marmurowej łazienki z dwiema, tak, dwiema umywalkami, dwoma puszystymi szlafrokami i całą baterią szamponów, mydeł i płynów do kąpieli (które natychmiast schowała do torby, żeby je zabrać do domu), i telewizji kablowej. (…)
Na biurku leżały ozdobne koperty i papier listowy (one też trafiły prosto do torby!). Były również puchowe poduszki, narzuty na łóżko, zasłony, lambrekiny jak w pałacu, a na dole znajdował się salon ze starym tykającym zegarem, miękkimi kanapami i stosami błyszczących czasopism, takich jak „Vogue”.



5.

Skręciliśmy w lewo w Rue Marbeuf i wyszliśmy na Avenue George V naprzeciwko hotelu George V.
- Pasuje ci? - zapytałem.
- Wpuszczą nas do środka? - zapytała.
- Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać.
Przeszliśmy przez ulicę i facet w cylindrze otworzył przed nami drzwi. Dziewczyna w recepcji miała w klapie żakietu bukiecik małych flag oznaczających języki, w których mówiła. Użyłem francuskiego, co sprawiło jej przyjemność. Dałem jej dwa vouchery i poprosiłem o dwa pokoje. Nie wahała się ani chwili i dała nam klucze, zupełnie jakbym płacił złotym kruszcem albo kartą kredytową. Hotel George V był jednym z tych miejsc, w których widzieli już wszystko. A jeśli nie widzieli, nie mieli zamiaru się do tego przyznawać.
Pokoje, które dała nam wielojęzyczna recepcjonistka, wychodziły oba na południe i z obu widać było częściowo wieżę Eiffla. Jeden miał wystrój w odcieniu jasnoniebieskim, a salon i łazienkę wielkości kortu tenisowego. Drugi, położony troje drzwi dalej, był w odcieniu bladożółtym i miał żelazny wąski balkonik.



6.

Wjeżdżają do jakiegoś ogrodu. Wszystkie drzewa świecą… ach, pozawieszali na nich żaróweczki… a przed nimi oświetlony pałac, schody, strzeżone przez dwa granitowe lwy, na schodach portier w liberii, ukłon, skinął na kogoś, ludzie w liberiach wypakowują bagaże, napis HOTEL BOTANICO, pięć gwiazdek, i jeszcze - jakby tego było mało - napis Gran Lujo. Bez sensu. Bez żadnego znaczenia prawnego jak napis VSOP na koniakach, to wie, i nie jest Kopciuszkiem, i bywała już w bardzo dobrych hotelach, okropnych, prawdę mówiąc, jakichś Hiltonach i temu podobnych, z panem Deschamps i paroma innymi (…).
Hall. Ogromny dywan, okrągły, złoty. Żyrandole. Piramidy z kwiatów. On załatwia formalności w recepcji, ona przysiadła w fotelu, zapaliła, boy czeka z ich wózkiem i bagażami, jej dokumenty niepotrzebne (…).
Denis już wraca, z dwoma elektronicznymi kluczami, wsiadają do windy, boy z bagażami do służbowej, i tak jest przed nimi, prowadzi do pokoju… ach, jak się jej podoba ten pokój! Z lustrzaną szafą, ogromnym łożem, jednym dla dwojga, mniejsza o to, różowymi zasłonami, pościelą, nie, morelowymi, jedno i drugie morelowe, ten odcień, jakieś hafty, cuda, no, gran lujo!



7.

W przestronnej hotelowej sali uczestnicy wycieczki mieli do swej dyspozycji narożną salkę, oddzieloną od pozostałych części z jednej strony niebieskimi witrażami w złotych mosiężnych ramach, z drugiej zaś imponującą ścianą rozmaitych roślin tropikalnych; pozostałe dwie ściany tworzyły duże i na ogół otwarte okna z widokiem na przyległy gaj piniowy, plażę i morze. Złoto-niebieski klimat salki przypomniał M. jego ulubioną praską kawiarnię „Gany’s”; w dodatku wyposażenie sali odpowiadało jego dziecinnej słabości do symetrii: na środku stał okrągły i co rano suto nakryty szwedzki stół, na którego orbicie rozmieszczone były mniejsze okrągłe stoły, każdy z sześcioma niebieskimi krzesłami dokoła.
Obecność uśmiechniętych kelnerów, wyciszona melodia nastrojowego fortepianu oraz blask szklanek i sztućców, przepisowo ustawionych na lśniąco białych obrusach, wśród elegancko wykrochmalonych serwetek, sprawiły, że nadchodzący na moment zwolnili kroku (…)”.



8.

Hotelik na obrzeżach starego miasta trzymał się konwencji bajki o Rumcajsie. Czerwony dwuspadowy dach, zza którego wyzierała zwieńczona dachówką i jakby narysowana dziecięcą ręką czworokątna wieża, fasada pomalowana na zielono i kremowo, półkolista markiza nad wejściem - wszystko się zgadzało. Na parkingu jednak, jak z całkiem innej bajki, ujrzeli historyczny przegląd wyrobów fabryki w Mlada Boleslav -same skody, od poczciwej starej octavii, przez trzy favoritki, aż do lśniącej metalicznie skody superb. W recepcji powitała ich promienna Czeszka, brązowe dębowe panele i haftowane serwetki na komodzie, a w pokoju, który P. miał dzielić z W., nieskazitelnie białe ściany i olbrzymie renesansowe okna z szerokimi parapetami.



9.

Hotel Taft stał na wzgórzu w jednej z lepszych dzielnic miasta. Szeroka ulica wiła się między dużymi kosztownymi domami aż na szczyt wzgórza. Potem biegła pod łukiem zwieńczonym napisem „Hotel Taft” i tuż za nim przechodziła w drogę dojazdową do hotelu. X. przejechał wolno pod łukiem, następnie długim podjazdem dotarł do samego budynku. Musiał zwolnić i czekać w kolejce, aż samochody przed nim, zazwyczaj prowadzone przez szoferów, zatrzymają się przed głównym wejściem, a portierzy otworzą drzwiczki pasażerom. Gdy X. podjechał do wejścia, ktoś z personelu zjawił się przy jego wozie i też otworzył mu drzwiczki. (…).
X, skinął głową i wszedł do ogromnego holu, rozglądając się dookoła, patrząc na recepcję, na kabiny telefoniczne pod ścianą, na kilka otwartych wind ze stojącymi przed nimi windziarzami. Przeszedł wolno przez wysłany białym puszystym dywanem hol i dotarł do drzwi, przez które przeszli pozostali goście.



10.

Na pełnym wdzięku wybrzeżu francuskiej Riwiery, z grubsza w pół drogi między Marsylią a włoską granicą, pyszni się duży różowy hotel. Spąsowiałą fasadę chłodzą usłużne palmy, oślepiająco lśni wstążka plaży. Ostatnio chętnie zjeżdżają tu na lato znakomitości, ludzie rozchwytywani, ale przed dziesięciu laty hotel niemal świecił pustkami do końca kwietnia, kiedy to bywalcy z Anglii przenosili się na północ. Dziś do hotelu przylgnęły liczne pawilony, lecz u początku tej opowieści z sosnowego gąszczu między „Hôtel des Étranger” Gausse’a i odległym o pięć mil Cannes wyzierały tylko - jak lilie wodne - niszczejące kopuły starych willi.
Hotel i plaża - istny dywanik modlitewny, świetlisty i rdzawy - stanowiły całość.



11.

Hotel Hoff Lunn Spout istniał już w 1859 roku, choć w listach X-a nie było o nim wzmianki; o sam mieszkał w Scarborough, w pensjonacie „Klif”, obecnie rozebranym, oraz w prywatnych pokojach w Firley. M. znalazła ów hotel w „Przewodniku smakosza”, gdzie polecano go dla „bezwzględnie świeżych potraw z ryb i niestrudzenie dobrej, choć rzadko uśmiechniętej, obsługi”. Ponadto było tu tanio, a M. troskała się o finanse R.
Budynek hotelu stał na skraju wrzosowiska, przy drodze z Robin Hood’s Bay do Whitby. Długi i niski, zbudowany był z owego szarego kamienia, który jest rzeczywistością ludzi z północy, południowcom zaś, przywykłym do ciepłej cegły i miękkich łuków, może wydawać się nieprzyjazny. Miał łupkowy dach i pojedynczy rząd białych okien, a otaczała go pustawa połać asfaltowego parkingu. Pani Gaskell, która odwiedziła Whitby w 1859 roku, aby napisać plan „Kochanków Sylwii”, nadmieniła później, że ogrodnictwo nie jest na północy sztuką popularną i że nikt nie próbuje sadzić kwiatów nawet przy południowych i zachodnich ścianach surowych, kamiennych budynków. Wiosną suche mury zabarwiają się na krótko kwitnącymi porostami, lecz ogólnie rzecz biorąc, w takich miejscach jak Hoff Lunn Spout brak roślinności nadal rzuca się w oczy.



12.

Tej nocy spali w Santa Fe. Hotel był znakomity - nieporównanie lepszy niż na przykład ten straszny Pałac Bory Polarnej, w którym X. tyle się wycierpiała poprzedniego lata. W każdym pokoju skroplone powietrze, telewizja, aparaty do masażu, radio, gotujący się roztwór kofeiny, gorące środki antykoncepcyjne i osiem różnych rodzajów perfum. Rośliny muzyczne w hallu wydzielały muzykę syntetyczną; niczego już do szczęścia nie brakowało. Wywieszona w windzie informacja podawała, że hotel dysponuje sześćdziesięcioma kortami do tenisa przesuwanego i że w parku można grać w golfa z przeszkodami i w golfa elektromagnetycznego.
- Nie, to wszystko jest zbyt piękne - wołała X. - Wręcz chciałabym tu zostać na dłużej. Sześćdziesiąt kortów do tenisa przesuwanego...



13.

Hotel Stork był jak z innej epoki, wrak z białą fasadą i aksamitnoczerwonym wnętrzem, który osiadł na mieliźnie królestwa nowej generacji. W środku nie było jeszcze lat sześćdziesiątych, niczego, co przypominałoby o Beatlesach i Mersey Beat. Oświetlenie w kolorze wyblakłego złota i grube dywany tłumiące każdy dźwięk. Bardzo krótko ostrzyżony pikolo w czerwonym mundurze czynił honory przy wejściu, a w recepcji czekał młody portier w żakiecie, pasiastych spodniach i z czerwoną szyją, poocieraną od usztywnionego kołnierzyka. Podając X. klucz, uśmiechnął się lekko. Śniadanie serwowane jest od siódmej do dziesiątej, ale jeśli pani życzy sobie czegoś teraz…
Niczego sobie nie życzyła. Jedyne, czego pragnęła, to znaleźć się w swoim pokoju. Mały pikolo złapał jej walizkę, nim zdołała go powstrzymać - była dla niego dużo za ciężka! - i przyciągnął ją do windy. Przytrzymał jej drzwi, a kiedy wchodziła do środka, przesadnie się ukłonił.



14.

- Pokój dziewięćset sześć jest wolny – informuje recepcjonista. – Bardzo ładny – dodaje.
W windzie są szklane drzwi. S. kręci się w głowie, gdy kabina unosi się z piętra na piętro. Na każdej kondygnacji stoi stół z misą jabłek, co nasuwa przypuszczenie, że wszystkie są identyczne. Ale to nieprawda. Jadąc w górę, S. usiłuje odkryć różnicę. Na ósmym piętrze już wie: ozdabiają je inne dzieła sztuki.
Klucz jest barwy złota i zdradliwy, S. ma spore trudności z włożeniem go do zamka. Wyobraża sobie, że to hotel, w którym posiadający władzę mężczyźni urządzają schadzki z elegancko ubranymi kobietami o ustach pomalowanych szkarłatną szminką i w butach tego samego koloru.
Z wystroju holu mogła się domyślić, jak będzie wyglądał pokój. Ściany pomalowano na głęboki kawowy odcień. Wiszą na nich czarno-białe fotografie gargulców. Pokój S. jest narożny i ma sześć wielkich okien. Za nimi ciągną się wystające ślimacznice jak na wyższym piętrze bogato zdobionej katedry. To mogłyby być Włochy albo Praga, chociaż jest coś bardzo amerykańskiego, wręcz jankeskiego w solidności i męskim charakterze wnętrza. Pod ścianą stoi łóżko z ciemnym baldachimem. (…) Stoi tu też brązowy fotel podobny do tych z holu. Do drzwi przymocowane są wielkie metalowe ozdoby.



15.

Ponieważ nie pamiętałem dokładnego adresu, obawiałem się, że będzie mi trudno trafić. Niepotrzebnie, od razu go znalazłem. Przeobraził się w ogromny, dwudziestopięciopiętrowy budynek. Modernistyczne krzywe linie w stylu Bauhausu, lśniące szkło i stal nierdzewna. Przy podjeździe rząd tyczek z powiewającymi flagami różnych krajów, pracownik hotelu w dobrze skrojonej liberii, który pokazywał taksówkom, gdzie mają stanąć, przeszklona winda jeżdżąca bezpośrednio do restauracji na ostatnim piętrze…kto mógłby to przegapić? W marmurowej kolumnie przy wejściu umieszczono płaskorzeźbę delfina, a pod nią był napis: Hotel Dolphin.
Stałem zaskoczony przez dwadzieścia sekund i z otwartymi ustami gapiłem się na hotel. Potem westchnąłem tak głęboko, że moje westchnienie mogłoby sięgnąć Księżyca. Delikatnie mówiąc, zamurowało mnie.
Nie mogłem w nieskończoność stać osłupiały pod hotelem, więc postanowiłem przynajmniej wejść do środka. Adres i nazwa się zgadzają. Zarezerwowałem nawet pokój. Muszę wejść. Wszedłem pod górę po lekko nachylonym podjeździe, a potem przez wypolerowane szklane drzwi obrotowe. Hol przypominał rozmiarem salę gimnastyczną i ciągnął się w górę aż do ostatniego piętra. Szklane ściany pięły się do samego szczytu, a stamtąd lało się słoneczne światło. Wszędzie stały kanapy wyglądające na bardzo kosztowne, a pomiędzy nimi pozrozstawiano liczne liściaste rośliny w doniczkach. W głębi holu znajdowała się luksusowa kawiarnia.



A czasem (mniej lub bardziej) od niej odbiega.

16.


Z lotniska La Guardia przyjechaliśmy taksówką i zobaczyliśmy, że Lochmoor wiele już stracił z dawnego blasku. Recepcjonista i kasjer siedzieli za kuloodporną szybą. Wiedeńskie dywany były zawilgocone od kapiących kaloryferów, a lustra usunięto, pozostawiając upiorne prostokąty tynku i ślady po ozdobnych śrubach. Winda, jak klatka dla ptaków opleciona złotymi, powykręcanymi prętami, pamiętała jeszcze czasy przedwojenne. Kiedyś pracował tam windziarz, ale to należało już do przeszłości. Wcisnęliśmy nasze walizki do malutkiej kabiny i spróbowaliśmy zasunąć drzwi, ale ciągle wyskakiwały z szyn. Musiałem je trzy razy zatrzaskiwać, zanim popłynął prąd elektryczny. W końcu winda ruszyła w górę i przez malowane sprayem pręty mogliśmy oglądać mijane piętra, wszystkie ciemne i prawie identyczne. Różniły się jedynie pokojówką w fartuszku, wózkiem obsługi pokoi stojącym za drzwiami czy też parą butów. Jednak nawet tu, w tej starej kabinie, miało się wrażenie wznoszenia się z otchłani i z dużym rozczarowaniem odkryliśmy, że nasze – ósme – piętro było równie szare jak hol.
Nasz pokój został wydzielony z jakiegoś większego apartamentu. Ściany stykały się ze sobą pod różnymi kątami. Nawet drobniutka T. dusiła się tutaj. Z niewiadomych powodów łazienka była prawie tak duża jak sypialnia. Sedes stał niepewnie na luźnych kafelkach i nieustannie ciekła w nim woda.



17.

Trudno było wyobrazić sobie, że zatrzymują się tu samotni urlopowicze albo ludzie podróżujący służbowo, a że „Victoria”, jak głosi mój przewodnik, jest hotelem of a superior description, w to też niełatwo było mi uwierzyć, gdy po malowanych olejną farbą na granatowo schodkach zmierzałem do hotelowego wejścia. Dłuższą chwilę sterczałem w pustym hallu i łaziłem po nawet w środku sezonu – jeśli w ogóle można mówić o sezonie w Lowestoft – kompletnie wyludnionych pomieszczeniach, nim natknąłem się na wystraszoną młodą kobietę, która najpierw bezskutecznie przeszukiwała rejestr recepcji, a potem wręczyła mi potężny, przyczepiony do drewnianej gruchy klucz. Rzuciło mi się w oczy, że ubrana była według mody z lat trzydziestych i że starała się na mnie nie patrzeć. Jej spojrzenie uciekało w dół albo biegło skroś stojącego przed nią człowieka, jakby go tam wcale nie było. Później w jadalni, gdzie byłem tego wieczoru jedynym gościem, ta sama wystraszona osóbka przyjęła ode mnie zamówienie i niebawem przyniosła mi zapewne od lat pogrzebaną w chłodni rybę, na której panierowanym pancerzu, miejscami osmalonym płomieniem grilla, zaraz wygiął mi się widelec.



18.

Hotel Solferino do złudzenia przypomina miejsce potępienia. Tutaj można spotkać tylko tych, którzy nic już nie mają, zerwali ostatnie więzy, musieli wszystko porzucić. Jest to miejsce dla ludzi, którzy sami odeszli lub zostali opuszczeni i którym odpowiada banalna samotność, papierowe tapety w złym guście, wykładzina o nieokreślonej barwie. Jest to lokal dla cieni, milczących i nijakich ludzi, nawet nie przejezdnych, ponieważ nie ma już komiwojażerów. Nie. Jest to lokal dla stałej klienteli, dla tych, którzy biorą swój klucz z recepcji, nie mówiąc nic nikomu, nie przeszkadzając nawet portierowi. Mają własne miejsca w barokowej sali restauracyjnej. Starzeją się wraz z murami. (…)
Tu mówi się cicho, chodzi się wolno. (…) Portier jest niewysokim mężczyzną, o twarzy wymęczonej przez zbyt wiele nie do końca przespanych nocy, zbyt wiele godzin czuwania, naznaczonych nierówną walką między czujnością a snem. Ma staroświeckie maniery, nosi wyświecone garnitury i blizny po niegdysiejszych zmaganiach z tanim winem. Ukazuje swoje zmęczenie każdemu, kto zgodzi się marnować czas na jego oglądanie. Fotele w holu są zniszczone, lustra wyszczerbione i poplamione. Wszystko tutaj skazane jest na powolną, lecz nieuchronną degradację.



19.

S. zamawia dla obu sióstr pokój w najlepszym hotelu w Konstancy, który stoi na skarpie tuż nad morzem. W hotelu tym jest dużo cudzoziemców i dobra restauracja z widokiem na morze. Jest też hotelowa praczka, nie mówi ona ani słowa po francusku lub niemiecku i wraz z bielizną obu sióstr przynosi im również męskie kołnierzyki lub koszule, za które żąda zapłaty. Siostry nie mogą jej wytłumaczyć, że nie mają żadnego mężczyzny ze sobą, bo ich nie rozumie. Wołają portiera, robi się awantura, ale na przyszły tydzień znowu im przynosi dla odmiany męskie kalesony i nie chce wyjść z pokoju, póki za nie nie zapłacą. Gdy X. przez okno wylatuje kiedyś jakaś ładna jedwabna kombinacja, momentalnie, w jej oczach, przechodząca podwórkiem kobieta podnosi ją i chowa do swojej torby.



20.

W ciemnym hotelu
W mieście Wrocławiu
Zapach ruiny
Starte chodniki
Łyżeczki w szklance
Na korytarzu
Szła numerowa
Starte chodniki.

Klucz się przekręca
W pokoju obok
Trzasnęło światło
Echo i głosy
Zgasili światło
I łóżko skrzypi
W ciemnym hotelu
Starte chodniki (…)



21.

(…) powrócili do hotelu i zamknęli się w swoim numerze. Zajazd mieścił się w jednej z brudniejszych ulic miasta. Z bramy w piętrowym froncie domostwa wchodziło się tam na mało co szersze od niej podwórze, wybrukowane takimi bulwami kamiennymi, jakby ta robota wykonaną została przez cyklopów, budowniczych Akryzjusza, dziada Perseuszowego. Stajnia nakryta wielkim i dość dziurawym dachem była przedłużeniem dziedzińca.
Z obudwu stron odkrytego placyku znajdowały się dwa długie parterowe domy, w których mieściły się pokoje hotelowe. Wchodziło się do nich wprost z bruku, na którym znać było, że konie szlachciców goszczących w murach Hotelu Warszawskiego nieraz bardzo długo czekać musiały na wyjazd swych władców. W rogu dziedzińczyka czerniały na odrapanym murze ogromne litery napisu: "Nómerowy" - a niżej widać było okno do połowy schowane w ziemię. Tam właśnie mieszkał chudy i ponury Wincenty, istota żyjąca z napiwków składanych w jej dłoni tytułem wynagrodzenia za usługi wszelkiego rodzaju, do jakich jej używał świat goszczący w Hotelu Warszawskim.
Pani Y kazała X-owi powtarzać gramatykę rosyjską, a sama ułożyła się na kanapie, żeby odpocząć. Pragnęła choć chwileczką snu skrócić czas oczekiwania na rezultat swych zabiegów, ale nie udało się jej zmrużyć oka. Twarda poduszka hotelowa i wilgotna jej poszewka przejmowały ją wstrętem; co chwila rozlegał się łoskot straszliwy, gdy na dziedziniec wjeżdżała jakaś furmanka, a nadto z sąsiedniego numeru, dokąd prowadziły drzwi zamknięte na głucho i zatarasowane komodą, słychać było ciągłe hałasy i wrzaski.



22.

Pokój był wiadomego rodzaju, bo i hotel też był wiadomego rodzaju, to jest właśnie taki, jakie zwykle bywają w miastach gubernialnych, gdzie za dwa ruble na dobę podróżni otrzymują dogodny pokój z karaluchami jak suszone śliwki wyglądającymi ze wszystkich kątów, i z drzwiami do sąsiedniego pomieszczenia zawsze zastawionymi komodą, gdzie zagospodarowuje się sąsiad, człowiek małomówny i spokojny, ale nadzwyczaj ciekawy, interesujący się wszystkimi drobiazgami dotyczącymi przyjezdnego. Front hotelu odpowiadał jego wnętrzu: był bardzo długi, jednopiętrowy; parter nie był otynkowany i świecił ciemnoczerwonymi cegiełkami, jeszcze bardziej pociemniałymi skutkiem pogody i z natury brudnymi; pierwsze piętro było pomalowane odwieczną żółtą farbą na dole były sklepiki z powrozami, chomątami i obarzankami.



23.

Poszedłem na postój i zapytałem pierwszego w kolejce o hotel. Rozwiązywał krzyżówkę. Nie podniósł nawet głowy: „Który?”. Odpowiedziałem, że najtańszy. „Najtańszy jest najdalej” - powiedział i odłożył gazetę i długopis na siedzenie obok. (…). Po drodze był przemysł, kominy, estakady rur i betonowe ogrodzenia. Trwało to z pięć minut i kierowca powiedział: „To tu.”.
Z okien zwisało pranie. Gacie, koszule, skarpetki powiewały na wietrze. Sześć pięter schnącej bielizny. Nie było balkonów, ale jakieś barierki, sznurki, linki, drabinki, druciane stelaże i na tym łopotała garderoba. Wszedłem i w środku było jak w bloku mieszkalnym sprzed trzydziestu lat: ciemno, lastryko, lamperie i mimowolnie węszyło się za smrodem zsypu. W głębi stał kontuar obity sosnową boazerią. Zastukałem lekko w blat. Z głębi budynku dobiegało echo jakichś głosów, ale nikt nie nadchodził. Czułem zapach smażeniny. Było jak w domu. Jednak w końcu zjawiła się kobieta ubrana tak, że można ją było wziąć zarówno za kucharkę, sprzątaczkę, jak i recepcjonistkę. Na nogach miała ortopedyczne buty bez palców i pięt, biały fartuch i czepek, a pod spodem cywilny strój z ofalbanionym dekoltem.



24.

Tak, to może być coś na moją kieszeń, pomyślałem. Nad samą wodą. Idealnie. Tak idealnie, że na pewno jest w tym jakiś haczyk. Ale spróbować nie zaszkodzi.
Wstałem, przeszedłem na drugą stronę ulicy i skręciłem w drzwi pod niebieskim neonem. Nadal nie zamajaczył mi w głowie nawet cień podejrzenia. Zobaczyłem hol emanujący dostojnością i powagą, recepcjonistę w średnim wieku za kontuarem w recepcji, zabytkową windę linową, palmy w donicach u stóp schodów… Wszystko to przywodziło na myśl jakiś rodzinny hotelik w Bloomsbury i onieśmielało. (…)
Spytałem, czy mogę obejrzeć pokój. Recepcjonista podniósł słuchawkę telefonu, żeby powiadomić jednego z piętrowych, a ja tymczasem podszedłem do windy. W kabinie na ławeczce pod lustrem siedział windziarz i czytał chińską gazetę. Na mój widok bez słowa złożył gazetę, zasunął z trzaskiem kratę, szarpnął za linę i unieśliśmy się z hurkotem w górę. Fakt mijania każdego kolejnego piętra obwieszczał głośny metaliczny szczęk. Na trzeciej, najwyższej kondygnacji, gdzie wysiadłem, przywitał mnie skrzekliwy falset śpiewaka kantońskiej opery, wydobywający się z miniaturowego radia, które stało na biurku piętrowego. Piętrowy - uśmiechnięty, gładkolicy młodzian koło dwudziestki, ubrany w białą marynarkę, szerokie bawełniane spodnie i filcowe łapcie - poprowadził mnie korytarzem do samego końca i otworzył ostatnie drzwi.
- Bardzo ładny pokój, sir - powiedział z uśmiechem, przepuszczając mnie przodem do środka.
Pokój nie był ładny, ale schludny i funkcjonalny, z szerokim twardym łóżkiem, tanią komodą, ścienną szafą, i, a jakże, obowiązkową emaliowaną spluwaczką na podłodze.



25.

Mój hotel nazywał się Hotel des Trois Moineaux. Był to ciemny, zniszczony, zdezelowany kurnik o pięciu piętrach, podzielony za pomocą drewnianych przegród na czterdzieści numerów. Pokoiki były niewielkie i zawsze lepiło się tam od brudu, ponieważ nie zatrudniano pokojówek, a Madame F., la patronne, nie miała czasu na sprzątanie. Ścianki działowe były cienkie jak z tektury, zaś w celu zamaskowania szczelin pokryto je różową tapetą, niezliczonymi warstwami, które odchodziły i za którymi gnieździły się stada robactwa. Pod sufitem przez cały dzień maszerowały niczym kolumny żołnierzy długie szeregi pluskiew, które nocą schodziły na dół wygłodniałe jak wilki, toteż trzeba się było budzić co kilka godzin i tłuc je tysiącami. Niekiedy, gdy pluskwy stawały się nie do wytrzymania, paliło się siarkę, co powodowało, że owady wędrowały do pokoju obok; wtedy sąsiad w rewanżu okadzał swój pokój, a pluskwy powracały. W hotelu wprawdzie panował brud, ale było w nim miło jak w domu, albowiem Madame F. i jej mąż dawali się lubić. Opłata za numer wynosiła od trzydziestu do pięćdziesięciu franków tygodniowo.
Goście nie zagrzewali tu długo miejsca. Byli to głównie cudzoziemcy, przybywający bez bagażu, mieszkający tydzień, a potem znikający jak kamfora. Reprezentowali rozmaite zawody — byli więc wśród nich łatacze obuwia, murarze, kamieniarze, niewykwalifikowani robotnicy, byli też studenci, prostytutki, zbieracze szmat. Niektórzy biedni jak mysz kościelna.



Niekiedy jednak standard i wystrój hotelu jest sprawą drugorzędną – liczy się to, co się w nim dzieje.

26.


Parodia korytarza hotelowego. Parodia milczenia i śmierci.
- Patrz, to numer naszego domu - zauważyła i wykrzyknęła wesoło X.
Było podwójne łóżko, lustro, podwójne łóżko w lustrze, drzwi garderoby z lustrem, drzwi do łazienki jak wyżej, granatowe okno, odbite w nim łóżko, to samo w lustrze na drzwiach garderoby, dwa fotele, stolik ze szklanym blatem, dwie szafki nocne i podwójne łóżko: dla ścisłości ogromne łóżko meblowe z kasetonami, przykryte jasnopurpurową kapą z kordonkami, a przy nim, z lewej i prawej, dwie lampy o różowych abażurach z falbankami.



27.

W małym, zielonym weneckim hotelu,
Pod beczką, na której siedział amor z żółtej blachy,
Zaproszony przygodnie, na obcym weselu
Piłem zdrowie i krzykiem zagłuszałem strach.

W sali już podawano na srebrnych talerzach
Ościste morskie ryby, smażone w oliwie,
Gdy zaczęła się owa gonitwa po wieżach,
Po balkonach, piwnicach, nierozumna straszliwie.

Tuż za oknami, na mokrych lagunach,
Ujrzałem niebo gwiazdami przekręcone na opak,
Panna młoda w welonach biegła jak w całunach,
Gdy na schodach gaz zgasił kędzierzawy chłopak.

Cicho i natrętnie w białych szatach dama
Do mych drzwi zapukała i kazała mi iść.
Bez szelestu otwarła się okienna rama
I pnącego się wina zadygotał liść (…)



28.

Przejechał przez centrum miasta i skręcił do hotelu „Berchtesgadener Hof”, brzydkiego trzypiętrowego budynku z płaskim dachem, który od strony ulicy wyglądał jak koszary strzelców górskich. Jedynie tarasy z drugiej strony łagodziły koszarowy styl budynku. Naziści przejęli go w 1936 roku i przebudowali na luksusowy dom. Zatrzymywali się w nim dostojnicy, którzy zdecydowali się tam spędzić urlop lub dla których zabrakło miejsca w górskiej rezydencji Hitlera i okolicznych budynkach.
Hotelowy boj odebrał kluczyki od samochodu, aby odprowadzić go do podziemnego garażu. M. przeszedł przez ciężkie dębowe drzwi i znalazł się w recepcji. Oczywiście bez interwencji K. nie miałby co marzyć o dostaniu pokoju w tym hotelu, a ona dostrzegła okazję spotkania kochanka, więc wstawiła się u jakiegoś hitlerowskiego dostojnika, który nakazał przydzielić M. apartament.
Przez oszklone drzwi zauważył S. Siedział z K. przy stoliku pod szeroką prostokątną kolumną, wyłożoną, jak wszystko w tym lokalu, jasną brzozową boazerią.



29.

Neon z nazwą hotelu migotał w zapadającym zmierzchu. Nazwa była wykaligrafowana starannym pochyłym pismem, jakiego zakonnice próbowały kiedyś nauczyć I. Ale ona uparcie stawiała proste okrągłe litery. Hotel był dawną rezydencją plantatora kawy, obecnie zaś przestronne, sklepione pokoje zostały podzielone i wyposażone w tanie meble z lat pięćdziesiątych. Zwykłe podwyższenie służyło za łóżko, na ścianach wisiały zdjęcia łobuziaków o figlarnych wielkich oczach, ale gdy przekręciło się kontakt, wiatrak zawieszony na pręcie u sufitu mełł leniwie powietrze czterema skrzydłami. Poza tym w pokoju znajdowało się kilka luster w złoconych ramach oraz kufer i ozdobna szafa z ciemnego, pachnącego słodkawo drewna. I. czuła się jak światowa kobieta, rozpakowując ubrania i układając je w szufladach, upozowując się na kanapie i dzwoniąc po służbę hotelową, by zamówić rozkazującym tonem jedzenie i napoje. Recepcjonista, gruby pół Włoch, pół Brazylijczyk, w koszuli bez kołnierzyka, nie zawahał się wynająć im pokoju, natomiast chłopak hotelowy, Mulat, który zaniósł im do pokoju worek marynarski i mały plecak, kiwał dłonią dopóty, dopóki nie dostał większego napiwku. Gdy zamknął za sobą drzwi, słychać było, jak splunął głośno na podłogę. Jednakże z upływem czasu obsługa hotelowa polubiła ich; niewielu gości zatrzymywało się tu na dłużej niż na kilka godzin. Przy hotelu znajdował się niewielki dziedziniec, gdzie zaniedbany krzew bugenwilli rozrósł się do olbrzymich rozmiarów. Gdy wracali w południe z zakupów, pili kawę w jego cieniu, na zniszczonej drewnianej ławce, na której zapewne zwykł kiedyś odpoczywać plantator z żoną.



30.

-Dzień dobry- powiedziałem, podchodząc.- Polecono mi państwa hotel, chciałbym wynająć pokój dla jednej osoby.
- Dla jednego człowieka? - uściślił z serdecznym uśmiechem mężczyzna.
- Dla jednej osoby - podkreśliłem.
- Z pokojem może być problem, mamy festiwal. - Mężczyzna westchnął. - Nie robił pan wcześniej rezerwacji, prawda?
- Nie.
Znów westchnął ciężko i zaczął przeglądać jakieś papiery, jakby w tym małym hotelu znajdowało się tyle pokoi, że poważnym problemem było zapamiętanie, które są wolne. Nie podnosząc wzroku, zapytał:
- Kto nas panu polecił?
- Ciemny podczas kontroli na Heathrow.
- Sądzę, że będziemy mogli panu pomóc -odparł mężczyzna, wcale niezdziwiony. - Jaki pokój pan woli, jasny czy ciemny? Jeśli jest pan…ee…z psem, to mamy bardzo wygodny pokój, z którego nawet największy pies może swobodnie wychodzić i do którego może wchodzić, nikogo nie niepokojąc.
- Chciałbym jasny pokój - powiedziałem.
- Daj panu luks na trzecim, Andrew - usłyszałem z tyłu.- To wysoki gość, bardzo wysoki.
Wziąłem klucz od portiera i odwróciłem się.
- Zaprowadzę pana - powiedział jasnowłosy młodzieniec stojący przy automacie z papierosami, obok drzwi prowadzących do małej restauracji. Zdarza się, że w takich hotelach w ogóle nie ma restauracji i śniadania podawane są do pokoju, ale pewnie tutejsi goście mieli zbyt egzotyczne gusta.



===========


Dodane 28 grudnia 2012:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 13473
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 38
Użytkownik: paren 01.12.2012 21:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Hotel - ważny obiekt na mapie każdej miejscowości. Mniej lub bardziej komfortowy przystanek w drodze, dający możliwość odpoczynku podczas podróży. Także literackich...

Zapraszam. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.12.2012 23:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Zawczasu usprawiedliwię się, że w pierwszym dniu Waszego hotelowego tournee mogą powstać opóźnienia w recepcji.
Specjalnie wybrałam ten termin konkursu, żeby mi nie kolidował z rodzinnymi imprezami; niestety brat ma taką pracę, że nie zawsze jest w stanie wszystko przewidzieć i wskutek tego przełożył urodzinowy obiad na tydzień później - więc jutro muszę na pewien czas wybyć. Po powrocie nadrobię zaległości w najszybszym możliwym tempie.
Użytkownik: anek7 02.12.2012 17:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Trudne bardzo - jedno znam, a jedno mi się gdzieś mgliście kojarzy...
Tak marnie to jeszcze nigdy nie było:(
Użytkownik: Mag.ma 02.12.2012 17:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudne bardzo - jedno zna... | anek7
Zgadzam się - trudne.
Ja miałam nadzieję, że wrócę do udziału w konkursach (bo ostatnio jakoś nie wychodziło), ale nic mi nie wygląda znajomo...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.12.2012 18:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się - trudne. Ja... | Mag.ma
Ehm... w razie czego zapewniam mataczenia autorskie :-). Na pocieszenie mogę dodać, że z zasady - więc i w tym przypadku - każdy dusiołek mam w ocenach.
Użytkownik: joanna.syrenka 02.12.2012 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Ehm... w razie czego zape... | dot59Opiekun BiblioNETki
Hyhy, faktycznie - to znacznie zawęża wybór... :D
Użytkownik: joanna.syrenka 02.12.2012 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudne bardzo - jedno zna... | anek7
Ja kojarzę dwa, albo trzy. Jeden dusiołek ma chyba tytuł we fragmencie, ale nie powiem który, bo i sama nie jestem pewna ;)))

Trudne! Jak sobie tak przypomnieć to strasznie dużo tych hoteli w literaturze i to na ogół podobne wszystkie...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.12.2012 20:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja kojarzę dwa, albo trzy... | joanna.syrenka
No to użyjemy kompasu:
w poszukiwaniu 1 rodzica należy się skierować na północ; 1 - na południe; 3 - na (szeroko pojęty ) wschód; 16 - na takiż zachód; 1 - na wschód albo na zachód (zależy od okresu biograficznego).
Użytkownik: joanna.syrenka 02.12.2012 20:20 napisał(a):
Odpowiedź na: No to użyjemy kompasu: w... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tylko jeden na południe? Hmmmm, bo ja w swoim pierwszym zapale znalazłam już dwa :D Będę musiała zweryfikować swoje typy ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.12.2012 20:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Tylko jeden na południe? ... | joanna.syrenka
Jeśli chodzi o miejsca akcji, to więcej by się znalazło, ale rodzic tylko jeden. :-).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.12.2012 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Oprócz kompasu dodaję kalendarzyk.

Sprzed I wojny światowej pochodzą 2 dusiołki, których pierwsze wydania dzieli 55 lat.
Z okresu międzywojennego 4, ale jeden znalazłam w zbiorze wydanym ponad 30 lat później, a 3 samodzielne ukazały się rok po roku.
Z 2 połowy XX wieku jest 12, w tym znów dwa skupiska 3 tytułów ukazujących się rok po roku.
Pozostałe są z wieku XXI, przy czym wszystkie wydano w ciągu 8 kolejnych lat.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.12.2012 23:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Na razie po konkursowych hotelach peregrynuje zaledwie troje podróżnych.
Nikt jeszcze nie zameldował się w hotelach nr 2, 5, 8, 10, 13, 14, 15, 18, 23, 24, 28 i 29.
Ewentualne dalsze formularze meldunkowe proszę zostawiać w recepcji - nic nie zginie, a formalności dokonamy rano, gdy recepcjonistka wypije kawę i oprzytomnieje po 6 godzinach snu :-).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.12.2012 22:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Oj, kryzys kryzysem, ale żeby aż tak hotele świeciły pustkami? Doczekałam się dopiero pięciorga gości! Zapraszam, może jeszcze ktoś się skusi?
Gdyby ktoś chciał zwizytować hotele w godzinach nocnych, postaram się odpisać z rana (na psa urok, internet w pracy działa nienajgorzej, a parę minut przerwy pewnie się da wygospodarować :-).
Użytkownik: joanna.syrenka 03.12.2012 23:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, kryzys kryzysem, ale ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Och, jak znam życie to pewnie część gości skorzysta z oferty last minute...

Użytkownik: KrzysiekJoy 04.12.2012 07:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, kryzys kryzysem, ale ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dorotko, wieczorkiem na pewno pojawię się w recepcji.:)
Użytkownik: joanna.syrenka 04.12.2012 00:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
No dobrze, moi drodzy, to do roboty.
Mam 1, 7, 19, 21, 22 i 26.

Najbardziej denerwuje mnie 23, wysłałam już kilka typów i wszystkie niecelne... Chętnie też posłucham podszeptów boya hotelowego na temat 20, 25 i 27.
Użytkownik: joanna.syrenka 04.12.2012 00:16 napisał(a):
Odpowiedź na: No dobrze, moi drodzy, to... | joanna.syrenka
Wróć - 27 już mam!
Użytkownik: joanna.syrenka 04.12.2012 00:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Wróć - 27 już mam! | joanna.syrenka
20 i 25 dzięki Pani Wu już też :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.12.2012 23:52 napisał(a):
Odpowiedź na: No dobrze, moi drodzy, to... | joanna.syrenka
Bohater 23, gdyby miał taką skłonność do literackich refleksji, jak rodzic, mógłby zapytać słowami jednej z naszych najbardziej znanych poetek, po cóż ma jechać tam, gdzie jedzie i jedzie, i czas mu się dłuży...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.12.2012 23:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
W kolejnym odcinku hotelowej sprawozdawczości donoszę, iż nienawiedzone przez turystów nadal pozostają hotele nr 2, 5, 10, 14 i 15. A 3 spośród nich znajdują się stosunkowo blisko, w każdym razie na naszym kontynencie (co nie znaczy, że i wszyscy rodzice miejscowi :-).
Jest jeszcze dużo wolnych miejsc - na chętnych czekają dodatkowe atrakcje w postaci autorskich mataczeń!
Użytkownik: joanna.syrenka 05.12.2012 19:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Kochani, co jest?
Kiedyś w wątkach konkursowych aż roiło się od komentarzy - skąd ta posucha? Nie ma z czego dedukować, strasznie utrudniacie sprawę...
Dalej, pisać mi no tu!
Użytkownik: Pani_Wu 05.12.2012 22:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Mataczenie uzgodnione z organizatorem konkursu!


2 - Opowieść o jednym dniu i zarazem całym stuleciu z życia paryskiej kamienicy, po której tajemniczych wnętrzach autor oprowadza czytelnika ruchem skoczka szachowego. Uwaga na liczbę 99.

5 - To swoisty prequel całego cyklu, książka, w której autor odsłania kilka tajemnic z przeszłości bohatera. Pada mur berliński, ginie ważna osoba, dzwoni telefon, a bohater wyrusza w świat.

10 - Amerykańscy emigranci rezydujący na terenach Francji, szukają szczęścia w krótkotrwałych, namiętnych romansach, nierzadko raniąc przy tym bliskie sobie osoby i w konsekwencji jeszcze bardziej pogarszając swoją skomplikowaną sytuację.
W Polsce tłumaczona dwukrotnie.

14 - Aby odzyskać równowagę po tragicznej śmierci męża, bohaterka decyduje się zostać korepetytorką nastolatki. Wraz ze swoją podopieczną i jej rodzicami spędza lato w pełnym uroku, starym domu na wybrzeżu. Niespodziewanie dla siebie zostaje wplątana w dziwny, pełen napięcia trójkąt.

15 - Bohater, dziennikarz piszący na zlecenie, nie potrafi ułożyć sobie życia: rozwiódł się z żoną, czuje się samotny i opuszczony. Nękają go sny o niegdyś obskurnym, a teraz ekskluzywnym hotelu.
Użytkownik: Pani_Wu 05.12.2012 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Mataczenie uzgodnione z o... | Pani_Wu
c.d.

1 - Historia pewnej rodziny, której sposobem na życie jest uprawianie hotelarstwa. Ale to jest tylko tło prawdziwych przeżyć i perypetii opisanych bohaterów, a duża ich ilość pozwoli każdemu na zidentyfikowanie się z którymś z nich i wspólnym przeżywaniu ciekawych przygód.

3 - To wielobarwny wybór najlepszych artykułów i esejów rodzica z ostatnich lat. Dzieli się w nich przemyśleniami o ważnych książkach, kreśli portret swojej rodziny i sylwetkę ojca, wielbiciela brytyjskich komedii. W prześmieszny sposób relacjonuje galę rozdania Oscarów, przenikliwie pisze o doświadczeniu podróży do głodującej Liberii. Jest błyskotliwy/a, ciepły/a i zawsze całkowicie szczery/a.

4 - Opowieść o trzech pokoleniach kobiet rosyjskich: od czasów ostatniego cara, poprzez okres stalinowski, po dzisiejszą Moskwę z jej oligarchami, którzy dorobili się miliardowych fortun na ropie naftowej. Opowiada o lekkomyślnej miłości kobiety do mężczyzny i bezgranicznej miłości matki do dzieci, okrutnej śmierci i tajemnicach, które kryje przeszłość - o zwyczajnej rodzinie żyjącej w niezwykłych czasach.

Użytkownik: Pani_Wu 05.12.2012 23:04 napisał(a):
Odpowiedź na: c.d. 1 - Historia pewn... | Pani_Wu
17 - Dziennik podróży, reportaż literacki, esej. Autor opowiada o swojej samotnej wędrówce po jednym z regionów przybranej ojczyzny, wschodnim wybrzeżu Anglii. Ale obserwacje czynione w odwiedzanych miejscach to tylko niewielka część tego, co ma czytelnikowi do przekazania. Prawie każdy dostrzeżony obraz czy odbyta z kimś rozmowa staje się pretekstem do uruchomienia strumienia świadomości, przywołującego wydarzenia z przeszłości autora, historie znajomych, biografie znanych postaci, ważne momenty historyczne lub mniej znaczące, lecz ciekawe informacje z najróżniejszych dziedzin.

29 - Wydawałoby się, że do happy endu wystarczy spełniona miłość, bycie razem, wspólne mieszkanie, dzielenie życia. Ta książka pokazuje wyraźnie, że wcale tak nie jest. Bycie razem, mieszkanie pod wspólnym dachem, budzenie się codziennie obok siebie - tylko idealista mógłby uważać, że to wystarczy do szczęścia. Bohaterowie byli cały czas razem, czy to fizycznie, czy jedynie mentalnie. Byli wręcz skazani na siebie, ale jednocześnie nie było im pisane szczęście.
Historia miłosna wykreowana w tej powieści jest momentami tak bardzo przesiąknięta słońcem, że robi się gorąco na samą myśl o tym, co przeżywają bohaterowie.


30 - Młodzi Rosjanie kryją się przed nadspodziewanie palącym wrześniowym edynburskim słońcem w „Podziemiach Szkocji” – atrakcji turystycznej, stylizowanej na prawdziwe średniowieczne podziemia z „salami tortur”, labiryntem luster, „zamkiem wampirów” i „krwawą rzeką”. Podchodzą do tych rozrywek z przymrużeniem oka, uśmiechając się kpiąco na widok sztucznych pajęczyn, czerwonych żarówek i nazbyt teatralnego przewodnika. Dopiero wsiadając do łódki, która ma ich zawieźć do „zamku wampirów” zaczynają się niespodziewanie bać.
Użytkownik: misiak297 05.12.2012 23:24 napisał(a):
Odpowiedź na: 17 - Dziennik podróży, re... | Pani_Wu
To ja dołączę...

7 Grupka z niedaleka jedzie na wczasy. Hip, hip hurra! A na wczasach dużo zdarzyć się może. Flirty, romanse, zrzucane kostiumy kąpielowe, ale też... dramaty, rozliczenia. [... - tu policja konkursowa wycięła fragment]

A ja 12 i 13 poproszę.

Dzięki, Pani Wu, odgadłem 14.
Użytkownik: Pani_Wu 05.12.2012 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja dołączę... 7 Gru... | misiak297
12 - To absolutna klasyka antyutopijnych wizji społeczeństwa przyszłości. Książka o sugestywności młota pneumatycznego i intensywności sennego koszmaru. Obezwładniający klimat opowieści nie pozwala nawet na moment oderwać się od lektury, a po jej skończeniu w pamięci na długo pozostaje atmosfera konsekwentnie zbudowanego, przerażającego obrazu odhumanizowanego świata ludzi eugenicznie programowanych w czasie sztucznej ciąży, hodowanych i starannie modyfikowanych przed urodzeniem.

13 - odyn ;)
Użytkownik: joanna.syrenka 06.12.2012 09:21 napisał(a):
Odpowiedź na: 12 - To absolutna klasyka... | Pani_Wu
Boże, a ja tą 12 miałam w planach. Już nie chcę :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.12.2012 09:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Boże, a ja tą 12 miałam w... | joanna.syrenka
Ależ ona świetna jest!
Użytkownik: joanna.syrenka 06.12.2012 09:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ ona świetna jest! | dot59Opiekun BiblioNETki
Przypuszczam, że kiedyś i tak przeczytam...
Użytkownik: joanna.syrenka 06.12.2012 09:44 napisał(a):
Odpowiedź na: 17 - Dziennik podróży, re... | Pani_Wu
No, teraz można zgadywać! Rozpracowałam prawie wszystkie. Przy kilku mam jeszcze problem, ale to do nadrobienia.

Muszę przyznać jednak, że konkurs piekielnie trudny!
Użytkownik: Pani_Wu 06.12.2012 12:26 napisał(a):
Odpowiedź na: No, teraz można zgadywać!... | joanna.syrenka
Bo widzisz, hotel choćby nie wiem jak się starał nam dogodzić, to jednak nie ma jak w domu :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.12.2012 22:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Frekwencja nadal niewielka, ale każdy hotel doczekał się już przynajmniej jednego gościa. Cóż, nie tracę nadziei, że jeszcze jakiś amator noclegów poza domem dostrzeże tę galerię interesujących ofert i spróbuje szczęścia!
Użytkownik: KrzysiekJoy 08.12.2012 09:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Nie na moją kieszeń są hotele 6, 8, 24, 28. Czy ktoś, pomoże mi w zameldowaniu się w nich? :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.12.2012 11:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie na moją kieszeń są ho... | KrzysiekJoy
Do hotelu 6 można trafić nawet, gdy się jest parą emigrantów z krajów byłego bloku wschodniego, zazdroszczących istocie nadziemskiej życia na wyższej stopie...
8 jest z prawie tego samego gatunku co 5, i nawet bohater ma z tym z 5 co nieco wspólnego, lecz odbywa się to na bliższej nam półkuli (i praktycznie wcale nie w tym kraju, gdzie stoi hotel)
Do 24 przybywa człowiek z innego obszaru kulturowego i wplątuje się w historię znaną od wieków, coś jakby "Damę Kameliową" w bardziej współczesnych realiach.
Rodzica 28 łatwiej znaleźć na półkach z literaturą gatunku bardziej realnego niż dusiołek, a czasem go można i zobaczyć na ekranie w charakterze narratora.
Użytkownik: KrzysiekJoy 10.12.2012 16:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Do hotelu 6 można trafić ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Progi tych czterech hoteli są bardzo trudne do przekroczenia. Może ktoś, kto już w nich przebywał opowie mi coś o nich?
Użytkownik: joanna.syrenka 11.12.2012 01:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Progi tych czterech hotel... | KrzysiekJoy
Cóż, ja też wybieram tańsze hostele... Żadnego z tych jeszcze nie mam.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 11.12.2012 07:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Cóż, ja też wybieram tańs... | joanna.syrenka
3 hotelarzy jest krajowych:
6 - najstarsza (przypadkowo gdyby jej wiek dopisać do numeru dusiołka, powstałaby liczba niemająca nic wspólnego z postacią w tytule :-) - obecnie zajmuje się raczej innymi rodzajami działalności artystycznej, ostatnią książkę wydała w tym samym roku co dusiołka)
8- młodszy równo o 10 lat - na co dzień ma do czynienia z literaturą, ale w nieco inny sposób (zgodnie z danymi z bazy biblionetkowej, jego nazwisko miało okazję poznać ponad 12 tysięcy użytkowników, choć większość z nich pewnie tego nie zauważyła :-), a sam stworzył tylko dwie powieści, z których druga jest geograficzno-kulinarna
28 - wiekowo asymetrycznie pośrodku - prawie wszystko, co napisał, dotyczy tego samego okresu historycznego, co dusiołek, względnie krótko potem.
Ostatni jest (w zasadzie był) pochodzenia wyspiarskiego, ale prawie tam nie mieszkał, bo w czasie wojny przebywał na Dalekim Wschodzie - to ważne! - a po powrocie trafił do Wiecznego Miasta.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.12.2012 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygoto... | paren
Aktualnie po konkursowych hotelach wędruje "aż" ośmioro gości. Są jeszcze wolne miejsca na dwie najbliższe doby!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: