Dodany: 30.11.2012 21:50|Autor: AnnRK

Mamutka


11 kwietnia 1983 roku Eva Khatchadourian urodziła syna, Kevina.
8 kwietnia 1999 roku Kevin zabił dziewięć osób uwięzionych w szkolnej sali gimnastycznej.
8 listopada 2000 roku Eva napisała pierwszy z wielu listów do męża, szczerych, bolesnych, odsłaniających uczucia kobiety, która wydała na świat mordercę.

Eva bała się późnego macierzyństwa. Miała własną, świetnie prosperującą firmę i zorientowana była raczej na robienie kariery niż zmienianie pieluch czy zabawę klockami. "Zanim zaszłam w ciążę, moje wizje wychowywania dziecka - czytanie bajek, uśmieszki przed snem, karmienie - wyglądały jak obrazy kogoś innego. Obawiałam się konfrontacji z moją zimną naturą, egoizmem i brakiem hojności, grubą i niezniszczalną ścianą mojego własnego rozgoryczenia. Byłam śmiertelnie przerażona tym, że mogę zostać bezpowrotnie uwięziona w czyimś życiu"[1]. Eva szczerze pisze o swoich obawach, wątpliwościach, a nawet nienawiści do jeszcze nienarodzonego dziecka. I o tym, co przeżywała, gdy Kevin dorastał.

Próżno było szukać w oczach małego chłopca tego uwielbienia dla swej mamy, mamusi, mamulki, tego ciepłego uśmiechu, jakim dzieci w podobnym wieku obdarzają swoje rodzicielki. Eva zrezygnowała z pracy, chcąc cały wolny czas poświęcić pierworodnemu. Jeśli liczyła na wdzięczność, srodze się zawiodła. Wychowany w dostatku Kevin nie pragnął niczego. Za nic miał drogie zabawki, nie cieszył się z kolejnych prezentów. "Durne" to jedno z najczęstszych określeń tego, co go otaczało. Dziwną radość czerpał z niszczenia szczęścia innych. A gnębienie matki - czy "mamutki", jak lubił ją nazywać - zdawało się nieustającym źródłem jego satysfakcji. Zupełnie inaczej zachowywał się przy rozpieszczającym go ojcu. Czas jednak pokazał, że pozornie idealne relacje na linii ojciec - syn były tylko przykrywką dla prawdziwych uczuć Kevina. Jednak do pewnego momentu przy tacie chłopiec zachowywał się jak mały aniołek, całą swoją złość wyładowując na mamie.

Ciężkim dzieciństwem tłumaczymy wiele dorosłych błędów. Czy pobłażliwy ojciec i zdystansowana matka mogą cokolwiek usprawiedliwiać? Zabrakło miłości? Ciepła? Jak wytłumaczyć trudny charakter chłopca? Skąd w nim tyle złości, taka potrzeba duszenia cudzego szczęścia w zarodku? Czy można urodzić się złym? Czy matka powinna kochać bezwarunkowo? Pytania mogłabym mnożyć w nieskończoność. I równie długo szukać na nie odpowiedzi.

Pisząc do swego męża, Eva próbuje zrozumieć, jak doszło do tragedii. Wspomnienia przeplata opisami bieżących wydarzeń. Z łatką matki mordercy nie jest jej lekko. Krzywe, potępiające spojrzenia śledzą każdy jej ruch.

Czasami pisze o swoich wizytach w więzieniu. Kevin wydaje się dumny z tego, co zrobił. Czy żałuje? Tak. Nie wszystkich, którzy mieli zginąć, zdołał posłać na tamten świat. Genialny, dopracowany plan nie powiódł się w stu procentach. Tego żałuje. Ale jednak dokonał czegoś niezwykłego. Jest kimś niezwykłym. W więzieniu cieszy się szacunkiem. "Nie ma tu chłopaka, który nie chciałby zabić kilkudziesięciu swoich rówieśników. Każdego co rano nachodzą takie myśli, ale tylko ja miałem jaja, by zrobić to w prawdziwym życiu"[2].

Rzadko zdarza mi się, abym nie polubiła żadnego z bohaterów książki. "Musimy porozmawiać o Kevinie" Lionel Shriver jest jednym z takich przypadków. Przenikliwy, diabelnie inteligentny socjopata Kevin, równie inteligentna, ale pozbawiona uczuć macierzyńskich Eva, jej mąż Franklin, niezbyt bystry, mało spostrzegawczy i kompletnie oderwany od rzeczywistości, wreszcie Celia, młodsza siostrzyczka Kevina, mdła dziewczynka bez charakteru - trudno mi z sympatią spojrzeć na którekolwiek z nich.

Całą historię poznajemy z punktu widzenia Evy. To rodzi pytanie o obiektywizm opowieści. Z listów wyłania się obraz Kevina - potworka, który od najmłodszych lat był jedynie utrapieniem i źródłem wszelkich problemów. Eva nie udaje, że jest matką idealną, ale miałam wrażenie, że uwagę czytelnika (męża) delikatnie kieruje przede wszystkim na zło drzemiące w dziecku, a nie na własny chłód emocjonalny. Co o tej historii miałby do powiedzenia Kevin?

Lektura powieści epistolarnej Shriver rodzi wiele pytań i wątpliwości. Dla mnie najistotniejsze są dwie kwestie. Czy człowiek może urodzić się zły, a od tego, w jakich warunkach się wychowa, zależeć będzie jedynie, ile tego zła z siebie wydobędzie? I czy sam fakt bycia matką powinien być jednoznaczny z żywieniem przez kobietę ciepłych uczuć do swojego dziecka, czy też ma ona prawo nie kochać swego potomka? "Mama" - to słowo nie zawsze kojarzy się z ciepłem i bezpieczeństwem. Co rusz wstrząsają nami tragedie zaniedbywanych, katowanych, porzucanych czy wręcz mordowanych dzieci.

Nie potrafię wskazać w historii tej rodziny winnych i pokrzywdzonych. Wiem tylko, że ta powieść warta jest każdej spędzonej z nią minuty. Wciąga od pierwszych stron i choć niby wiemy, jaki jest finał, autorka ma w zanadrzu jeszcze jedną niepokojącą niespodziankę... Język tej powieści jest jej wielkim atutem. Każde zdanie jest doskonale przemyślane. To trudna, ciężka emocjonalnie, ale bardzo wartościowa pozycja. Jedna z tych, które zostają w czytelniku na długo po odwróceniu ostatniej kartki.

Na podstawie "Musimy porozmawiać o Kevinie" powstał film o tym samym tytule w reżyserii Lynne Ramsay. W roli Kevina wystąpił Ezra Miller. Evę zagrała Tilda Swinton, aktorka, która do tej roli pasowała idealnie. Wydaje mi się, że o ile w wersji książkowej to Kevin był źródłem zła, o tyle film w gorszym świetle pokazuje Evę. Po seansie miałam ochotę potrząsnąć tą kobietą, w nadziei, że wydobędę z niej choć odrobinę ciepła. Mam jednak wrażenie, że równie dobrze mogłabym potrząsać bryłą lodu.



---
[1] Lionel Shriver, "Musimy porozmawiać o Kevinie", przeł. Krzysztof Uliszewski, wyd. Videograf II, 2011, s. 41.
[2] Tamże, s. 51.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10298
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 28
Użytkownik: wyssotzky 03.12.2012 22:38 napisał(a):
Odpowiedź na: 11 kwietnia 1983 roku Eva... | AnnRK
Do przeczytania w zestawie z Piąte dziecko (Lessing Doris).
Użytkownik: AnnRK 03.12.2012 23:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Do przeczytania w zestawi... | wyssotzky
Czytałam. Dobra, nawet bardzo (druga część już niekoniecznie), ale to książka Shriver w tym zestawie jest zdecydowanym numerem jeden.
Użytkownik: livka 28.07.2014 17:42 napisał(a):
Odpowiedź na: 11 kwietnia 1983 roku Eva... | AnnRK
Czytam, czytam, czytam... I z każdą chwilą mam coraz większe obrzydzenie... Nie, nie jeszcze nie do Kevina, ale do jego mamusi. Nie znam chyba bardziej egoistycznie nastawinej do życia bohaterki książkowej. Wszystko tylko, ja, ja, ja... moje, chcę, planuję, nie chcę, nie planuję... Itd. Moje rozstępy, mój pomysł na dom, moje plany zawodowe, moje plany podróży... Doszlam do połowy książki i nie znalazłam jednej rzeczy, którą zrobiłaby wyłącznie z myślą o innych. Masakra. Szczerze współczuję jej mężowi i synowi... Dobra... Czytam dalej, ale musiałam ulżyć narastającej wrogości:-)
Użytkownik: Paulina* 29.07.2014 14:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam, czytam, czytam...... | livka
"Doszlam do połowy książki i nie znalazłam jednej rzeczy, którą zrobiłaby wyłącznie z myślą o innych."

Ja znalazłam jedną: urodziła dziecko. Z tego, co pamiętam, głównym powodem była chęć uszczęśliwienia męża...
Użytkownik: livka 29.07.2014 14:43 napisał(a):
Odpowiedź na: "Doszlam do połowy książk... | Paulina*
A mnie się wydaje, że właśnie dla męża nie chciała mieć dziecka... Skłoniło ją do tego dopiero nagłe pragnienie utworzenia "kopii zapasowej", czy jakoś tak? Tak czy siak nie trawię kobitki...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 29.07.2014 14:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam, czytam, czytam...... | livka
A ja powiem tyle - czytaj, czytaj i podziel się wrażeniami po odwróceniu ostatniej kartki :) Akcja wciąż przyspiesza, a rzeczy przestają wyglądać jednoznacznie. Ja pewnie inaczej bym oceniał tak książkę, jak i bohaterów w połowie i na koniec... W każdym razie myślę, że nikt, kto przeczytał, nie pozostał obojętny, nieważne, czy wini tę czy tamtą stronę. To prawdziwa Literatura.
Użytkownik: livka 29.07.2014 14:48 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja powiem tyle - czytaj... | LouriOpiekun BiblioNETki
Jeszcze 30% mi zostało. Nie mogę przyśpieszyć... bo jak napisałaby narratorka: muszę się poświęcać dla zaspokojenia potrzeb najmłodszej kopii zapasowej:-) Dam znać jak skończę, czy znalzłam w sobie odrobinę miłosierdzia dla tej Pani:-)
Użytkownik: Marylek 29.07.2014 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze 30% mi zostało. N... | livka
Louri ma rację. Doczytaj do końca - też jestem ciekawa, co wtedy powiesz. :)
Użytkownik: livka 30.07.2014 08:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Louri ma rację. Doczytaj ... | Marylek
Doczytałam... Okoliczności łagodzących dla matki nie dostrzegłam. I choć tragedia powala rozmachem, zakończenie potwierdziło moje przypuszczenia. Kevin jawi mi się od początku jako dziecko złaknione uwagi matki. Trochę jak maluchy, które rozrabiają, bo wolą gdy mama na nie krzyczy, niż gdy nie zwraca na nie uwagi. A tej się nawet nakrzyczeć porządnie nie chciało!!! Choć chłopak robi co może... Odpowiedzialność wygodnie zrzuciła wyłącznie na ojca. Wiem, wiem... łatwo teoretyzować! Tak odebrałam postać. Trudno. Oczywiście to wyłącznie moja ocena, a każdy ma prawo do swojej:-) Wielkie ukłony dla Autorki!!!
Wniosek? Jako matka czwórki dzieci w przedziale 8 mcy - 12 lat, nie mogę wieczorem zasnąć, gdy mam świadomość, że nie poświęciłam każdemu z nich umownych "psychologicznie" 15 minut na indywidualny kontakt. Teraz pewnie przez długie miesiące taka "zaległość" mi się nie grozi.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 30.07.2014 09:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Doczytałam... Okolicznośc... | livka
A czytałaś ten tekst i dyskusję O Kevinie trzeba rozmawiać ?

Moim zdaniem właśnie - jakkolwiek matce Kevina wiele można zarzucić - jednak niewłaściwe byłoby traktowanie dziecka jako zwierzątka, którego zachowanie i stosunek do świata zależą jedynie od wychowania=tresury rodziców. Jestem przekonany, że jego postać stworzona została bardzo jaskrawo, aby rzucało się w oczy, że dziecko może być genetycznie skłonne do zła; także postać zaślepionego ojca, który nie uczestniczy praktycznie w procesie wychowawczym jawi mi się jako odpowiadająca za większą część winy niepohamowania i niepowściągnięcia skłonności Kevina. Ale mimo to, to właśnie matka jest w większości ocen obarczana całkowitą odpowiedzialnością. I zastanawiam się - czy to wina jakichś stereotypów? oczekiwań społecznych? przyzwyczajeń z naszego, polskiego podwórka (gdzie często ojciec jest kukłą sprzed telewizora czy komputera, a matka musi udźwignąć dom w sensie aprowizacji jak i pedagogiki)? przekonania, iż matka zawsze z dzieckiem ma wyjątkową więź i kontakt? Ale przecież z Celią było zupełnie inaczej...
Użytkownik: livka 30.07.2014 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: A czytałaś ten tekst i dy... | LouriOpiekun BiblioNETki
Za wychowanie dziecka odpowiedzialni są zawsze oboje rodzice! Nieco inaczej postrzega się rolę ojca, a inaczej matki, gdyż wynika to z różnorodności płci (choć genderyści chcieliby inaczej). Traktuje o tym wiele podręczników do psychologii. To nie są stereotypy! W tym konkretnym przypadku ojciec w ogóle nie widział problemu! Jak więc miał reagować? Szczególnie na sytuacje, których świadkiem (i adresatką) była matka? I była świadoma tego, że przekaz skierowany jest wyłącznie do niej.
Matka wpadła na świetny pomysł, jak poinformować ojca o problemie... szkoda, że za późno.
Nigdy mi przez myśl nie przeszło, by całą winę za zło tego świata zrzucać na matki. Skłonność do zła, drzemie w każdym z nas. Nie wiem, jak będą żyły moje dzieci, gdy będą dorosłe. Wiem jedno. Chcę mieć pewność, że jasno przekazałam im co w życiu jest dobre, a co złe. Nie zatrzasnęłam drzwi przed żadnym problemem. A co wybiorą? Czas pokaże.
Użytkownik: livka 30.07.2014 10:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Za wychowanie dziecka odp... | livka
Zapomniałam o najważniejszym. Wielkie uznanie dla bohaterki, za jej postawę po Czwartku. Podziwiam!.. choć jej przez to nie polubiłam... Szacunek!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 30.07.2014 11:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Za wychowanie dziecka odp... | livka
Masz rację! Dokładnie to chciałem przekazać - odczytałem natomiast, że właśnie Evę winisz jedynie, a uniewinniasz Kevina ("ofiara oziębłości", "ofiara społeczeństwa i toksycznej matki") oraz Franklina ("co on mógł", "to rola matki wychować dziecko"). 100% zgody także co do genderyzmu...
Polecam też (z trochę innego gatunku) w kontekście wpływu na wychowanie książkę Tabula rasa: Spory o naturę ludzką (Pinker Steven) :)
Użytkownik: livka 30.07.2014 15:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację! Dokładnie to ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Cieszę się:-) Poszukam zaproponowanej książki, choć teraz najchętniej poczytałabym powieść o jakiejś kochającej matce... Najlepiej takiej matki od większej gromadki:-) Dla odreagowania. Był gdzieś może na forum wątek o matce w literaturze? Nie radzę sobie z wyszukiwaniem starszych tematów.
Pozdrawiam:-)
Użytkownik: Marylek 30.07.2014 15:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieszę się:-) Poszukam za... | livka
Ja bym Ci poleciła Piąte dziecko (Lessing Doris) - niewątpliwie matka jest kochająca, ale... To książeczka (niewielka objętościowo) stanowiąca niejako rewers opowieści o Evie, która nie chciała mieć dzieci...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.07.2014 18:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieszę się:-) Poszukam za... | livka
Kochająca i wielodzietna?
Mamuśka (O'Carroll Brendan)
Użytkownik: misiak297 30.07.2014 19:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieszę się:-) Poszukam za... | livka
Album rodzinny (Steel Danielle)

Opowieść o silnej i odważnej kobiecie, która nade wszystko kochała swoją gromadkę dzieci.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 30.07.2014 21:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieszę się:-) Poszukam za... | livka
Moim zdaniem bardzo pasowało tu będzie Wybrałam życie: Aborcja to nie jest powód do dumy (Grysiak Brygida) - wbrew tytułowi, są to głównie opowieści kobiet, które doświadczają trudnego macierzyństwa, ale wprost heroicznie i wzruszająco kochają swe dzieci :)
Albo Żona mormona: Druga z dziesięciu żon, matka trzynaściorga dzieci (Spencer Irene) masz naprawdę "mocarną gromadkę"! ;)
Użytkownik: livka 31.07.2014 12:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Moim zdaniem bardzo pasow... | LouriOpiekun BiblioNETki
Dziękuję za wszystkie propozycje. Zaklepałam sobie na start Żonę mormona:-)... chętnie przeczytam, tym bardziej, że niedawno "przerabiałam" amiszów:-) Panią Grysiak mam już za sobą. Też polecam...
Użytkownik: Marylek 30.07.2014 15:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Za wychowanie dziecka odp... | livka
"Za wychowanie dziecka odpowiedzialni są zawsze oboje rodzice!"

A dzieci, które mają tylko jednego rodzica? A sieroty? Kto jest odpowiedzialny za ich wychowanie? A dzieci z rodzin rozbitych, lawirujące między rodziną ojca, a matki? Jest tyle skomplikowanych sytuacji rodzinnych! Rodzina Kevina była z pozoru najnormalniejsza pod słońcem!

A kto był odpowiedzialny za wychowanie Evy, która wszyscy oskarżają o oziębłość uczuciową wobec Kevina?

Ta książka jest dobra, bo stawia wiele pytań, ale odpowiedzi musimy długo szukać w nas samych i nie są one ani proste, ani jednoznaczne.
Użytkownik: livka 30.07.2014 15:55 napisał(a):
Odpowiedź na: "Za wychowanie dziecka od... | Marylek
Każdy na te pytania musi sam sobie odpowiedzieć. Gwoli ścisłości nie oskarżam Evy o oziębłość. Nie da się kogoś pokochać na siłę. Wkurza mnie jednak jej skrajny egoizm i brak reakcji...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 31.07.2014 09:28 napisał(a):
Odpowiedź na: "Za wychowanie dziecka od... | Marylek
"Za wychowanie dziecka odpowiedzialni są zawsze oboje rodzice!"
Wydaje mi się, że Livce chodziło tu o to, że jeżeli rodzina jest, jak piszesz "z pozoru najnormalniejsza pod słońcem", a przynajmniej pełna, to wówczas niedopuszczalna i godna potępienia jest sytuacja, gdy tylko jeden rodzic zajmuje się i interesuje wychowaniem dziecka.

Implikuje to sąd, iż rodzina "upośledzona" poprzez brak ojca bądź matki (niezależnie, czy z powodów losowych, czy prawnych, czy z wyboru) pozbawiona jest ważnej cząstki wychowania - tak matka jak i ojciec mają do przekazania coś istotnego, co zastąpić może być bardzo trudno, choć wiadomo, że "obecny rodzic" przeważnie próbuje nadrobić ze wszech sił tę lukę... Tym bardziej kontrastuje to z sytuacją, gdzie mimo "pełności" rodziny, któreś z rodziców przez zaniechanie ceduje na drugie trudy procesu wychowawczego.
Użytkownik: Marylek 31.07.2014 10:08 napisał(a):
Odpowiedź na: "Za wychowanie dziecka od... | LouriOpiekun BiblioNETki
To prawda, co piszesz. Mnie chodziło bardziej o problem odpowiedzialności.

To Ty pisałeś, że idea dziecka postrzeganego jako tabula rasa nie przekonuje Cię?

Otóż, rodzice / rodzic / instytucja wychowawcza odpowiedzialni są za "wkład podstawowy" - przekazywane wartości, sposobów zachowań, które dziecko uczy się kopiować, potem wykorzystując i modyfikując tę nabytą wiedzę i umiejętności. A potem przychodzi taki moment, że człowiekowi wręcz nie wypada mówić, że to mamusi wina, bo źle go wychowała. Albo bo tatusia nie miał.

Kevin miał 16 lat (bez jednego dnia), czy to jeszcze jest wiek, w którym za czyny człowieka odpowiadają jego rodzice? Możemy się, oczywiście spierać nad jakością "wkładu" Evy i Franklina. Ale sam Kevin był wystarczająco inteligentny i wystarczająco wykształcony, by rozumieć czym jest społeczeństwo i jakie normy obowiązują w kontaktach z ludźmi. Zgadzam się, że wołał o uwagę mamusi, sposób wołania jednak wybrał samodzielnie.

Mamusia i tatuś (nie tylko Kevina) lub ich brak, mogą być odpowiedzialni za traumy dzieciństwa. W dorosłym życiu człowiek sam jest odpowiedzialny za to, w jaki sposób z takimi traumami sobie radzi.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 31.07.2014 10:46 napisał(a):
Odpowiedź na: To prawda, co piszesz. Mn... | Marylek
Otóż to! Jakkolwiek człowiek, rodząc się, nie jest "tabula rasa", nie jest także odwrotnie, czyli aby sprawnie żyć/funkcjonować, musi (prócz nauki pewnych podstawowych funkcji, jak samodzielne chodzenie, jedzenie, toaleta) zostać wychowany i nasiąknąć kulturą oraz nauczyć się postępować ze zwierzęcą częścią swej natury (moim zdaniem: nie zwalczać jej, ale także nie pozwalając instynktom i emocjom zapanować nad postępowaniem).

Wbrew temu, co piszesz/postulujesz, obecny świat wydaje się coraz bardziej walczyć z odpowiedzialnością za swe czyny, starając się znaleźć wytłumaczenie np. patologicznych zachowań w środowisku, warunkach życia, u toksycznych rodziców/dziadków/rodzeństwa/kolegów/nauczycieli itd. Oczywiście, nawet jeżeli bywa w tym ziarno prawdy, jest to tylko przepychanie śmieci do drugiego pokoju, bo czemu ci "toksyczni" są wobec tego, jacy rzekomo są?

Kevin jest - tak jak piszesz - obdarzony porażającą inteligencją, dlatego także potrafi grać konwencjami i właściwie jawnie kpi z konwenansów. Dobrze wie, jak powinien się zachować i, gdy uważa to za przydatne w jakiejś swojej grze, potrafi dostosować swe czyny do oczekiwań tak, że nawet oczarowuje innych. Eva w swych listach próbuje przekazać także to właśnie: zna go na tyle, że potrafi przejrzeć takie gierki! Jest to naprawdę świetnie ujęte w powieści.

Natomiast uważam za dyskusyjne Twoje ostatnie zdanie o traumach. Ostatecznie - radzenia sobie z traumami dziecko także (jedynie?) może nauczyć się w domu rodzinnym. Więc jeżeli ojciec lub matka w krytycznych chwilach (powiedzmy utrata pracy) odreagowuje na sprzęcie domowym czy nawet domownikach, to dziecko, dorósłszy, może zachowywać się tak samo. I jakkolwiek będzie wtedy odpowiedzialne (de nomine) za swe reakcje, to indukowane one były wcześniej - czasem ciężko to zwalczyć.
Użytkownik: yyc_wanda 24.10.2015 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam, czytam, czytam...... | livka
Eva egoistką? Eva wycofała się z aktywnego udziału w pracy zawodowej, powierzając opiekę nad biznesem obcej osobie. Przez kilka lat poświęcała się wyłącznie wychowaniu syna. Podziwiam ją, że wytrwała tak długo. Może jej uczucia macierzyńskie nie były zbyt wybujałe – była bardziej stworzona do roli businesswoman, niż matki – ale starała się wypełnić swoje obowiązki najlepiej jak umiała. Gdyby była egoistką, wróciłaby do pracy zawodowej, powierzając wychowanie dziecka nianiom. O tym, że nie była kobietą zimną i wypraną z matczynych uczuć, świadczy jej więź emocjonalna z Celią. Gdyby Kevin był normalnym dzieckiem, Eva byłaby normalną matką. Czytając tę powieść miałam duży problem, by uwierzyć w istnienie takiego dziecka-potworka, ale z drugiej strony, skądeś się biorą dorośli sadyści. Może psychopatą jest się od urodzenia?
Trudno jest spekulować, co bym zrobiła będąc na miejscu Evy, ale wyobrażam sobie, że po „Czwartku” nie chciałabym już widzieć mojego syna na oczy; że uciekłabym gdzie pieprz rośnie, byle być dalej od niego. To, że Eva była na tyle silna, by wytrwać przy nim, by znosić jego cynizm, arogancję i wrogość, świadczy na jej korzyść.

A typ matki-egoistki został świetnie sportretowany w powieści „Niania”. Polecam.
Użytkownik: yyc_wanda 24.10.2015 20:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Eva egoistką? Eva wycofał... | yyc_wanda
Miało być:
Niania w Nowym Jorku (McLaughlin Emma, Kraus Nicola).
Użytkownik: Anja2206 24.04.2017 18:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam, czytam, czytam...... | livka
A ja wręcz przeciwnie: czuję coraz większe obrzydzenie do Franklina....
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: