Dodany: 09.10.2007 19:01|Autor: kocio

Czytatnik: kociowe czytatki

1 osoba poleca ten tekst.

Odyseja hakerska


[Pierwotnie miała to być recenzja książki "W obronie wolności (Williams Sam)" Sama Williamsa, ale objaśnienia, o czym właściwie jest ta książka, zupełnie rozsadziły formę recenzji. Za namową redakcji rozdzieliłem więc czystą recenzję od poniższego wprowadzenia do tematu, ale nadal myślę o nich łącznie. =} ]

Charakterystyczna broda, długie włosy, spokojny i pewny głos, przenikliwe oczy... To Richard Stallman, znany też od swoich inicjałów jako RMS - jeden ze współczesnych wizjonerów, który odcisnął swoje piętno na kształcie informatyki. Jego dzieło już dziś wpływa na naszą rzeczywistość, ale nie mam wątpliwości, że ten wpływ będzie dostatecznie widoczny dopiero za jakiś czas, tym bardziej, że nie powiedział jeszcze swojego ostatniego słowa.

Aby objaśnić na czym polega ten wpływ, trzeba się cofnąć o ponad 30 lat i prześledzić drogę rozwoju kultury informatycznej aż do chwili obecnej. Gotowi do długiej podróży?...

*** AI Lab, czyli ostatni haker ***

Czy dziwicie się, że programy komputerowe się kupuje? Zapewne nie: dziś oprogramowanie w większości jest traktowane jak towar, taki jak każdy inny, dostępny w kolorowych pudełkach ze sklepu. Ale nie zawsze tak było.

Początkowo oprogramowanie było po prostu dodatkiem do sprzętu. Ludzie, którzy wówczas pracowali z komputerami, byli dosyć nieliczni i bardzo specyficzni. Trzeba bowiem wiedzieć, że w tych czasach określenie "komputer osobisty" byłoby równie abstrakcyjne, co dziś na przykład "osobista rakieta kosmiczna". Jednym z miejsc, gdzie był dostęp do komputerów, było laboratorium sztucznej inteligencji (AI Lab) w słynnej amerykańskiej uczelni technicznej, MIT. W tych akademickich warunkach powstało środowisko, które dzieliło się kodem i pomysłami tak, jak każdą inną ciekawą lub użyteczną ideą. Współpraca była tam jedną z podstawowych zasad działania. Była to społeczność hakerska.

Zwróćcie uwagę, że słowo "hakowanie" miało wtedy zupełnie inny odcień znaczeniowy niż obecnie. To bardzo ważne, aby zrozumieć istotę sprawy. Nie było mowy o szkodzeniu innym ludziom - chodziło jedynie o twórczą, nieskrępowaną zabawę lub pracę nad oprogramowaniem (praca i zabawa mogły też wzajemnie się przenikać). Pojęcie to zresztą ewoluowało przez kilka dziesięcioleci i już wówczas było czymś innym niż pierwotne "nieszkodliwy żart, wygłup" w studenckim slangu MIT z lat 50., choć dziedziczyło po nim element swobody w działaniu.

Na początku lat 70. do AI Lab trafił młody Richard Stallman - człowiek mało towarzyski, ale zdradzający wybitne zdolności analityczne, zwłaszcza w matematyce. Możliwość twórczej pracy z komputerami w gronie pokrewnych mu dusz oraz tamtejsze niezwykle egalitarne i nieformalne podejście do życia spowodowało, że laboratorium stało się dla niego prawdziwą ostoją oraz źródłem życiowego spełnienia.

Z czasem atmosfera w MIT zaczęła się ogromnie zmieniać. Pod koniec dekady wpływy hakerów zaczęły się kurczyć na rzecz administratorów, którzy forsowali zabezpieczanie kont użytkowników, a zarazem swoją nadrzędną pozycję. Mimo spektakularnych akcji sprzeciwu wobec systemu haseł i kontroli, do roku 1980 już w całej uczelni, nie wyłączając AI Lab, zapanowały nowe porządki, a nowe pokolenie nie podtrzymywało hakerskich tradycji. Etos zaufania, współpracy i twórczego fermentu został więc silnie podważony.

Nie koniec na tym, także poza uczelnią w świecie informatyki następowały zasadnicze zmiany. Do tej pory pieniądze spływały z projektów związanych z obronnością, ale po wojnie wietnamskiej (trwającej do 1975 roku) to źródło wyschło i trzeba było szukać innego sposobu na dalszy rozwój. Rodzący się wówczas rynek oprogramowania skutecznie zasysał więc hakerów, a jednocześnie zaczął wymyślać różne sposoby na ochronę kodu przed wykorzystywaniem przez innych.

Stallman, dla którego etyka hakerska zespoliła się z prywatnym życiem tak, że stała się praktycznie częścią jego natury, te zmiany oznaczały prywatną klęskę. Dla niego naturalne było przeświadczenie, że współdziałanie w programowaniu jest znacznie bardziej efektywne niż izolacja i stawianie zapór ludzkiej kreatywności oraz wolności osobistej. Łatwo jest z dzisiejszej perspektywy uważać tę ideę za utopię. Sęk jednak w tym, że wówczas nie była to żadna utopia, tylko wciąż jeszcze istniejąca rzeczywistość!

Ale były to już jej ostatnie tchnienia. Rozkład społeczności hakerskiej i spychanie na margines historii zasad nią rządzących postępowały bezlitośnie. Richard Stallman najboleśniej odczuł to 16 marca 1982 r., gdy jedna z firm wynajmująca hakerów z MIT, Symbolics, odmówiła mu nawet grzecznościowego wglądu w kod swojego oprogramowania (Lisp Machine). Symbolics zrobiła to po to, aby utrudnić życie konkurencyjnej firmie LMI, ponieważ LMI obficie posiłkowała się kodem z AI Lab, gdzie nad swoim kodem lispowym nadal pracował Stallman. Odcięcie go od kodu pisanego w Symbolics uderzało więc faktycznie w LMI, ale bezpośredni cios został wymierzony w Stallmana i resztki kultury hakerskiej.

Zatrzęsło to w posadach światem "ostatniego hakera" i wywołało jego silną reakcję. Od tej pory Stallman przez wiele miesięcy pracował jak nakręcony, próbując samodzielnie dotrzymać kroku zmianom wprowadzanym przez zespół programistów Symbolics, i to nie byle jakich, bo także wywodzących się z AI Lab. Do dyspozycji miał tylko dokumentację, w której opisywali oni wyniki swojej pracy. Niezwykłe zdolności Stallmana połączone z ogromną determinacją doprowadziły do niezwykłego skutku: cokolwiek w latach 1982-1983 stworzyli programiści Symbolics, było natychmiast niezależnie odtwarzane przez Stallmana w MIT jedynie na podstawie tych opisów.

Ten heroiczny sprzeciw wobec próby zniszczenia tego, co RMS uznał za swój dom - czyli społeczności i ducha swobodnej współpracy w AI Lab - ugruntował jego sławę i przeszedł do informatycznej legendy. Ale maszyna lispowa sama okazała się w końcu boczną ścieżką rozwoju informatyki, więc dalsze wysiłki w tym kierunku utraciły sens. Prawdziwym wyzwaniem stał się rozwój tak zwanych mikrokomputerów, a wraz z nim zalew "własnościowego" oprogramowania, któremu już żaden pojedynczy geniusz nie dałby rady.

Pewna epoka nieodwracalnie odchodziła w przeszłość.

*** GNU, czyli alternatywa ***

W obliczu tak niekorzystnego obrotu spraw Richard Stallman był bliski rezygnacji i rozważał nawet porzucenie swojego ukochanego zajęcia. Znalazł w sobie jednak dość siły i uporu, aby powołać do życia projekt GNU. 27 września 1983 r. ukazało się w sieci jego ogłoszenie o planach pracy nad GNU wraz z zaproszeniem do przyłączenia się do projektu.

Cel tego przedsięwzięcia był równie szaleńczy co samotna walka z firmą zatrudniającą zespół hakerów. Stallman postanowił mianowicie stworzyć pełen system operacyjny opierający się na hakerskiej etyce, a więc dostępny dla wszystkich. Zgodnie z hakerskim podejściem zamiast budować od zera, zaczął szukać gotowych klocków, które pasowały do jego wizji. Postanowił między innymi, ze GNU będzie niezależnym odtworzeniem powszechnie znanego systemu operacyjnego UNIX.

Do Stallmana dołączali ludzie tak samo jak on rozczarowani coraz częstszym zamykaniem się dostępności kodu. Opiekuńczym "parasolem" dla GNU została założona w 1985 roku Fundacja Wolnego Oprogramowania (Free Software Foundation, FSF). Jej nazwa sprawiała i do dziś sprawia kłopoty, ponieważ w języku angielskim "free" oznacza zarówno wolność jak i "darmowość", jednak Stallman ostatecznie uznał, że nie ma słowa, które lepiej oddawałoby ideę, jaką stara się wprowadzić w życie, i tak już zostało.

Jednym z pierwszych programów GNU był edytor tekstu EMACS. Stallman stworzył go jeszcze w poprzedniej dekadzie, więc była to bezpośrednia kontynuacja jego hakerskiego życiorysu. EMACS sam w sobie jest świetnym przykładem na to, jak atmosfera swobodnej współpracy stymuluje rozwój. Richard Stallman zapoczątkował go dodając do edytora o nazwie TECO (napisanego wcześniej przez innego hakera) możliwość wykonywania makropoleceń, czyli całych, nawet bardzo złożonych ciągów instrukcji. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę i ludzie masowo tworzyli własne makra dla EMACSA, przyczyniając się do jego sukcesu. Przerobienie po latach EMACS-a tak, aby działał także pod Uniksami, było sygnałem, że GNU nie jest tylko pustym hasłem garstki frustratów i naprawdę ma do zaoferowania coś wartościowego.

Stopniowo projekt nabierał ciała. Po GNU EMACS (1985 r.) pojawiały się kolejne ważne cegiełki nowego systemu operacyjnego, ale edytor ten zapisał się w historii informatyki w jeszcze jeden istotny sposób. Była to licencja GNU EMACS, która oddawała ducha hakerskiej etyki także w postaci zapisu prawnego. Najistotniejsze jej postanowienie głosiło, że wprawdzie każdy może dowolnie modyfikować program, ale w zamian swoje poprawki musi udostępniać na tych samych zasadach. Gwarantowało to, że raz udostępniony kod nie mógł zostać przez nikogo zamknięty, odcinając tym samym społeczność od swoich ulepszeń. Gdy GNU wzbogaciło się o kolejne narzędzie programistyczne, Stallman objął całość nową wersją licencji, którą nazwał "Ogólna Licencja Publiczna GNU" (GNU General Public License, w skrócie GPL).

To dzieło rozpoczęło odtąd swój własny żywot i zatoczyło szerokie kręgi w świecie twórców oprogramowania. GNU GPL zostało wykorzystane nie tylko w projektach GNU, ale także w tysiącach innych programach, których autorzy niekoniecznie nawet poczuwają się do jakiejkolwiek bliskości z RMS-em. To jeden z kamieni milowych położonych pod rozwój wolnego oprogramowania oraz pod powrót już niemal pogrzebanego hakerskiego kodeksu postępowania.

*** Open Source, czyli schizma ***

System operacyjny GNU rozwijał się kolejny rok, ale wciąż nie było działającego jądra systemu, czyli jego "mózgu" (czy też, używając innej analogii, "silnika"). Elementy GNU nadal nie stanowiły samowystarczalnej całości i póki co musiały być uruchamiane na znienawidzonych przez Stallmana własnościowych systemach uniksowych. Opracowywane w ramach GNU jądro HURD z powodu komplikacji technicznych rodziło się w ślimaczym tempie i wystawiało cierpliwość zwolenników wolnego oprogramowania na ciężką próbę. Dziurę tę zapełnił wkrótce zupełnie niespodziewany projekt - zapoczątkowane przez fińskiego studenta informatyki Linusa Torvaldsa jądro Linux.

Linux powstał w ramach działalności hobbystycznej i - jak w swojej pierwszej publicznej wiadomości z 26 sierpnia 1991 r. pisał jego autor - wcale nie miał być tak "poważny" jak GNU. Wkrótce za to, zainspirowany jednym z wykładów Stallmana, Torvalds doszedł do wniosku, że licencja GNU GPL świetnie nadaje się do wykorzystania w jego projekcie... Społeczność Linuksa szybko zaczęła rosnąć w siłę, a jądro Linux zlepione z wieloma istotnymi narzędziami GNU stały się podstawą pełnego wolnego systemu operacyjnego, czyli dystrybucji Linuksa, co jest powszechnie skracane do nazwy "Linux". Nic jednak dziwnego, że Stallmanowi nie spodobała się ta nazewnicza maniera, która pomijała wieloletnie prace u podstaw nad takim systemem w ramach GNU. W 1995 ukuł więc własną nazwę, na którą nalega do dziś: "GNU/Linux". Jak okazało się później, kontrowersja z nazwą była preludium znacznie poważniejszych zmian w środowisku.

W roku 1996 odbyła się przełomowa dla ruchu wolnego oprogramowania impreza pod nazwą Conference on Freely Redistributable Software, na której pojawili między innymi się obaj panowie: Richard Stallman i Linus Torvalds. Na tym zlocie młody, zawadiacki lider zdobył serca publiczności swoim swobodnym zachowaniem. Już wcześniej upór Stallmana i odporność na wszelkie kompromisy powodował liczne tarcia. Dość powiedzieć, że przed konferencją szeregi Fundacji Wolnego Oprogramowania opuścili wszyscy jej członkowie, poza jedną osobą! Idea wolności w wydaniu Stallmana jest tak mocno stopiona z jego wymagającą osobowością, że większości ludzi - nawet podzielających jego zdanie - trudno to w praktyce wytrzymać. Tymczasem Torvalds był jak najdalszy od rygoryzmu RMS-a, a zamiast moralnych przesłanek kierował się przede wszystkim względami technicznymi. Na konferencji posunął się nawet do publicznego oświadczenia, że podoba mu się program PowerPoint - aplikacja, która z wolnością oprogramowania jako żywo nie miała nic wspólnego.

Ta jawna, wręcz arogancka pochwała pragmatyzmu zwiastowała otwarte pęknięcie w środowisku wolnego oprogramowania. Faktycznie - w 1998 roku doszło do krystalizacji nowego ruchu, który przyjął nazwę Open Source (otwarte oprogramowanie) i w kolejnych latach zaczął zdobywać licznych zwolenników. Ruch otwartego oprogramowania nie ma jednego lidera, podczas gdy ruch wolnego oprogramowania to w ogromnym stopniu emanacja silnej osobowości Stallmana. Paradoksalnie, wobec wytrwałego bojownika o wolność stanęła nagle wolność, ale w zupełnie innej w postaci - luźnego ruchu społecznego, związanego z eksplozją Internetu. Można się zastanawiać, czy i bez jego udziału nie doszło by w końcu do przełomu, ale pozostaje faktem, że wpływ Stallmana odcisnął się także w tym nurcie kultury informatycznej.

*** FLOSS, czyli symbioza ***

Open Source niedługo skończy 10 lat i przez ten czas w powszechnej świadomości właściwie zajęło ono miejsce idei wolnego oprogramowania, ale Stallman nie zawiesił swojej działalności na kołku, więc ta "schizma" trwa do dziś. Obok krzepkiego ruchu otwartego oprogramowania nadal rozwija się nurt stallmanowski, choć jest on dużo mniej znany.

Łączy je szczególnego rodzaju symbioza, podobna do połączenia kodu GNU z jądrem Linux. Choć minęło już ponad 20 lat, projekt GNU nadal pracuje nad swoim jądrem HURD, jednak nie jest to już uznawane za zadanie priorytetowe. Mimo ideologicznego rozziewu między obydwoma liderami, Linux świetnie sobie radzi na tym nieplanowanym "zastępstwie", a z kolei licencje stworzone w ramach FSF są jednoznacznie akceptowane przez zwolenników Open Source. Amalgamat tych dwóch odrębnych, ale przenikających się nurtów jest zwykle określany przez obserwatorów jako FLOSS (Free/Libre and Open Source Software).

Oprogramowanie na wolnych licencjach rozwija się w wielu, często niezależnych od siebie miejscach, w różnych organizacjach i firmach, a także rękami programistów niezrzeszonych, a takie aplikacje jak przeglądarka Firefox, pakiet biurowy OpenOffice.org, program do grafiki wektorowej Inkscape, czy program do składu Scribus robią samodzielne "kariery", i nie wykorzystały jeszcze swojego pełnego potencjału. W dodatku nawet Linux nie jest już jedynym jądrem na wolnej licencji. Istnieją wolne systemy zbudowane na jądrach BSD, rozwijają się też systemy wyrosłe z zupełnie innych podstaw niż UNIX, takie jak Haiku, Syllable, ReactOS - i wiele innych.

Sytuacja od strony czysto praktycznej wygląda więc całkiem nieźle, a obecne problemy techniczne stopniowo zostają rozwiązywane - jeśli nie dziś, to z upływem czasu przestaną być ważne. Zakrawa na paradoks, że triumf nurtu otwartego oprogramowania obraca się powoli przeciw niemu. Popularność tego terminu sprawia, że chcą się pod nią podczepić różni sprytni przedsiębiorcy, którzy powołują się na ideę bliżej nieokreślonej "otwartości" nie zapewniając przy tym podstawowych zasad wolnej współpracy. Stallman ze swoją sztywną postawą moralną stanowi więc nadal kotwicę, która przypomina o zasadniczych regułach gry i nie pozwala na zwichnięcie idei wolności oprogramowania.

Środowisko wolnego oprogramowania bliskie lub związane z FSF znów zaznacza swoje istnienie, między innymi nawiązując kontakty z "wolnościowcami" w innych organizacjach społecznych, nie zajmujących się oprogramowaniem, a jednocześnie zyskało wsparcie jednej z największych firm informatycznych, Sun Microsystems. Fundacja stara się też atakować inne przeszkody stojące na drodze wolnemu oprogramowaniu: problemy z niejawnymi, własnościowymi standardami i formatami plików, systemy kontroli użytkownika (tzw. DRM) oraz przestarzałe, a czasem wręcz nieprzyjazne duchowi wolnego oprogramowania prawodawstwo.

Dziś trudno jeszcze powiedzieć, czy wobec tego czeka nas renesans oryginalnej idei Richarda Stallmana, czy też środowisko Open Source poradzi sobie z zagrożeniami i pozostanie dominującą siłą, czy może na przykład dojdzie do jakiejś - trudnej dziś do wyobrażenia, choć już zaproponowanej (http://jakilinux.org/gnu/polaczyc-open-source-i-free-software/) - fuzji tych dwóch nurtów? Informatyka wciąż pozostaje burzliwie rozwijająca się dziedziną życia i jeszcze wiele może się zmienić.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5237
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 14
Użytkownik: emkawu 10.10.2007 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: [Pierwotnie miała to być ... | kocio
Bardzo ciekawie to wszystko streściłeś. :-)
Użytkownik: TJMulder 11.07.2016 23:22 napisał(a):
Odpowiedź na: [Pierwotnie miała to być ... | kocio
Cześć, Daniel.

Dziękuję za Twój artykuł, cieszę się że go napisałeś - to może pomóc zachęcić część osób do lektury właściwej książki. Tym bardziej, iż historię Richarda odnajduję wyraźnie interesującą i fascynującą, co - przypuszczam - powinno być czytelne dla każdego, kto posiada wystarczającą empatię. Zastanawia Mnie, jak wygląda u Ciebie temat zainteresowania (entuzjazmu?) Wolnym Oprogramowaniem dziś, po latach od premiery artykułu?

W Twoim tekście szczególnie doceniam kompleksowość oraz poziom wglądu. W Sieci napotkałem wiele "encyklopedycznie" brzmiących tekstów o Richardzie, przypominających niezbyt ambitne powielanie już istniejących informacji, "podawanie jej dalej", niemalże na zasadzie "głuchego telefonu". Niewiele ma to wspólnego z rzeczywistym wglądem w zagadnienie, co jest dla Mnie osobiście najistotniejsze w jakiejkolwiek recenzji. U Ciebie na szczęście to odnalazłem, dzięki czemu poczytuję Twój tekst za należący do najbardziej wartościowych w kontekście wiarygodnego promowania fenomenu Richarda oraz Jego przekazu. Dziękuję Ci za to.

Ja aktualnie jestem na etapie researchu nt. percepcji Richarda w polskim Internecie. Póki co mam wrażenie, iż słabo to wypada (tym bardziej doceniam prace takie jak Twoja). Jako że temat i dla Mnie jest ważki oraz pozytywnie emocjonujący, zdecydowałem się dołożyć "coś od Siebie", nagrywając niedawno (łącznie) 5-godzinną audycję, w której prezentuję zagadnienie (również kompleksowo) z Własnego punktu widzenia. Jestem przekonany, iż zdecydowanie warto to czynić, stąd... dorzucam linki dla wszystkich zainteresowanych pogłębianiem tematu:

cz.1:
http://moliumpodcast.blogspot.com/2016/07/molium-24-zabezpieczyc-wolnosc-cz1.html#post

cz.2:
http://moliumpodcast.blogspot.com/2016/07/molium-25-zabezpieczyc-wolnosc-cz2.html#post



Pozdrawiam,
Thomas
Użytkownik: kocio 20.07.2016 00:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Cześć, Daniel. Dziękuj... | TJMulder
Też jestem ciekaw jakim sposobem w ogóle dotarłeś do tej notki (o której sam już dawno zapomniałem)?

> Zastanawia Mnie, jak wygląda u Ciebie temat zainteresowania (entuzjazmu?) Wolnym Oprogramowaniem dziś, po latach od premiery artykułu?

Cóż, stabilnie. Zaczynałem od pisania niusów o Linuksie i z czasem to się poszerzało w kierunku innych styków techniki z wolnością. Po drodze włączyłem się aktywnie w Wikipedię, aż się poczułem wystarczająco tym nasycony, a obecnie od kilku lat najbardziej uczestniczę w OpenStreetMap, czyli w społecznościowym mapowaniu świata. Ciekawe co będzie następne. =}

Nie wiedzieć kiedy Ubuntu zacząłem instalować rodzinie i znajomym, a i w pracy jest to faktyczny standard, czyli ten GNU/Linux stał się powszechnym narzędziem dla zwykłych ludzi. A mnie nadal interesują projekty przełomowe na wolnych licencjach - oprogramowanie własnościowe (w tym shareware i freeware) są dla mnie tylko kiepską alternatywą jeśli akurat nie mam jakiegoś wolnego narzędzia i dopiero dostępny kod na wolnej licencji mnie satysfakcjonuje - chociaż sam nie jestem programistą, ale czasem nawet możliwość że ktoś to pociągnie, jeśli autorzy programu go porzucą, jest wystarczająca.
Użytkownik: TJMulder 21.07.2016 23:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Też jestem ciekaw jakim s... | kocio
kocio:
"jakim sposobem w ogóle dotarłeś do tej notki?"

Poszukiwałem wartych uwagi artykułów nt. Richarda Stallmana/projektu GNU/Ruchu Wolnego Oprogramowania w polskim Internecie.


"mnie nadal interesują projekty przełomowe na wolnych licencjach"

Brzmi bardzo interesująco, czy możesz podać więcej informacji, jakie dokładnie projekty masz na myśli?


"Bardzo lubię towarzystwo takich cyberchomików, którzy nie łykają topornego dualizmu humanista/technik i mieszają to twórczo we własnych proporcjach"

Ja również nie jestem programistą, niemniej swobodnie poruszam się po językach HTML, CSS, jQuery... uważam, że mam do nich humanistyczne podejście. Konsekwencją potrafi być sytuacja, w której "rasowy" programista jest zaskoczony sposobem, na jaki napisałem dany skrypt - gdyż stojąca za tym logika jest programistycznie nielogiczna, zupełnie nieprzewidywalna ;) . Przykładowo kiedyś otrzymałem od Przyjaciela-programisty skrypt księgi gości w PHP. Nie czuję się swobodnie w PHP, jednakowoż kod był dla Mnie na tyle przejrzysty, iż przyglądając się mu "humanistycznie" przerobiłem go na Własne potrzeby, tworząc zeń... fotobloga :D . Do dziś jest dla Mnie fascynującym, iż takie rzeczy da się zrobić również bez umysłu ścisłego :) .


"Z drugiej strony lata pracy pod Windows"

A która wersja Windows najbardziej Tobie odpowiada i dlaczego?


"cieszę się po prostu, że mogę jechać głównie na Linuksie"

Na którym konkretnie?
Użytkownik: kocio 22.07.2016 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: kocio: "jakim sposobem w... | TJMulder
Zwykle są to drobne projekty, ale lubię je wypatrywać. Ostatnio interesuje mnie MediaGoblin (społecznościowy, rozproszony "album" medialny), Docker (system kontenerów pod Linuksa, właśnie robi szaloną karierę) tudzież Guix (menedżer pakietów pozwalający na powtarzalne instalacje systemu oraz cofanie zmian w systemie) - zresztą akurat MediaGoblin i Guix rozwijane pod parasolem GNU. Poza tym różne narzędzia związane z mapkami, zwłaszcza te do tworzenia mapek wektorowych (ostatnio np. gotowe dane i skrypty projektu OSM2VectorTiles).

Pracuję pod najnowszym Ubuntu i co pół roku mam kolejną, zasadniczo coraz lepszą wersję. Do Windows mam czysto użytkowe podejście (tak samo jak do OS X), szczęśliwie rzadko muszę z niego korzystać - żadna wersja mnie nie pociąga, dodatkowo Vista była strasznie powolna, a 8 trudna do opanowania, ale zasadniczo byle tylko zrobić co akurat trzeba i wyłączyć. Technicznie oczywiście ma swoje plusy, ale pod Linuksem mam już wystarczająco dobrze, więc wybieram coś, co daje mi większą elastyczność, czyli wolność.
Użytkownik: Anna125 12.07.2016 00:27 napisał(a):
Odpowiedź na: [Pierwotnie miała to być ... | kocio
Bardzo ciekawa postać i idea. Dziękuję za opisanie.
Ostatnio trafiłam na TED'a z twórcą jądra Linuxa:
Linus Torvalds "The mind behind Linux". Dla mnie ciekawe.
https://itunes.com/apps/tedconferences/ted
Użytkownik: kocio 19.07.2016 23:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ciekawa postać i i... | Anna125
A mnie ciekawi jak dotarłaś do tej (już nieco historycznej) notki? =}
Użytkownik: Anna125 19.07.2016 23:52 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie ciekawi jak dotarł... | kocio
Po sznurku :D. Osoba, którą cenię zarekomendowała mi bbnetkę. Zaczęłam buszować po jej zasobach. Zachwyciłam się ale ostrożnie. Testowałam sprawdzając książki i rekomendacje. Wykształcenie formalne mam silnie techniczne i humanistyczne. Pracuję w humanistyce, wybór sprzed lat, dobry wtedy. Nie nadążam za nauką, kto nadąża? Obawiam się, że nikt i jednocześnie mam nadzieję, źe ktoś to przetwarza, tak jak Lem. Technika i człowiek są dla mnie awersem i rewersem tej samej monety. Humanistycznie dotarłam do duchów bbnetki i płakałam.
Użytkownik: kocio 20.07.2016 00:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Po sznurku :D. Osoba, któ... | Anna125
A, to rozumiem i cenię sobie! Bardzo lubię towarzystwo takich cyberchomików, którzy nie łykają topornego dualizmu humanista/technik i mieszają to twórczo we własnych proporcjach i z fantazją. Co ciekawe, zauważyłem, że w praktyce na tym styku robi się fajne towarzystwo koedukacyjne, gdzie jest zarówno ciekawie (faceci), jak i sympatycznie (babki).

> Humanistycznie dotarłam do duchów bbnetki i płakałam.

O, jakie to ładne!
Użytkownik: Anna125 20.07.2016 00:57 napisał(a):
Odpowiedź na: A, to rozumiem i cenię so... | kocio
Pewnie wiesz, o co chodzi z "ubuntu". Afryka pd, plemię Bantu. Kiedyś humanistycznie mnie to poraziło i myślę, i tak już zostało. "I see you". Afrykański czas, afrykańskie pozdrowienie. Życie w społeczności. Zobaczyć kogoś to niełatwa sztuka. Zarejestrować nieobecność - no way, niemożliwe.
Uśmiejesz się a'propos mojej technoczności obecnej, mega użytkowa. Prywatnie siedzę na ios, a pracowo na microsofcie. Z dwojga złego wolę ios, chociaż na wieczne potępienie przyjaciół się narażam.
Użytkownik: kocio 20.07.2016 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnie wiesz, o co chodzi... | Anna125
Tak, jak najbardziej kojarzę, chociaż dystrybucja "Ubuntu" to akurat głównie projekt firmy, a nie oddolna społeczność jak te wokół GNU, Debiana itp., więc bardziej w duchu Open Source - który obecnie dominuje, choć już też okrzepł i cwaniackie podczepianie się pod tę etykietkę nie przejdzie, bo są pewne uznane standardy (w tym kontakt ze społecznością użytkowników).

W ogóle coś się jednak zmienia: odchodzi model sprzedaży pudełek, i z jednej strony są sklepiki internetowe przywiązane do danej platformy, gdzie model freeware i tanich aplikacji własnościowych kwitnie, ale też są serwisy typu GitHub, gdzie kwitną też aplikacje na wolnych licencjach, a dzielenie kodem jest banalne: nie dość, że wszystko jest graficzne i estetyczne, to własną gałąź robi się jednym kliknięciem! W dodatku to wszystko polega na oprogramowaniu Git, które napisał Linus dla rozwoju Linuksa (w sensie jądra), a co pozwala na rozproszone tworzenie wersji, zamiast polega nie na jednym serwisie, więc współczesna społeczność hakerska ma dość niezłe warunki (choć polega na narzędziach GitHuba dokoła kodu, typu strony wiki, bileciki itp., których pewnie sforkować się już nie da, więc do pewnego stopnia to jednak zależy od kontroli firmy). W dodatku komórki, tablety i inne urządzenia wbudowane (np. telewizory) powoli przejmują rolę pecetów i laptopów, a to stwarza zagrożenie wpadnięcia w kolejne problemy zależności, no ale to wszystko się dopiero dzieje. Podsumowałbym to tak, że wraz z umasowaniem informatyki wchodzą nowe zagrożenia wolności (w tym Google i Facebook, które tworzą własne potężne ekosystemy, w których wszystko jest scentralizowane), ale dla chcących jest już znacznie lepiej i ruch oddolnych społeczności w sieci ma się dobrze.

Cóż, nie jestem RMS-em (pewnie nikt nie jest poza nim =} ) i stawiam na sensowną promocję wolnych narzędzi, ale każdy decyduje sam czego chce i może używać. OS X mi się o tyle podoba, że jest bardziej podobny technicznie do Linuksa - pod spodem jest UNIX (a samo jądro, XNU, jest nawet na wolnej licencji), a jak jeszcze doinstalować Homebrew, czyli menedżer pakietów, to jest całkiem sensownie. Z drugiej strony lata pracy pod Windows sprawiły, że tam mi się szybciej robi różne rzeczy. Ideologicznie jest to wszystko podobne i cieszę się po prostu, że mogę jechać głównie na Linuksie i większość moich narzędzi ma wolne licencje. A jakby co to jest Firefox, LibreOffice, VLC, GIMP, Inkscape czy TeX i to można ludziom instalować nawet na niewolnych systemach, i to zawsze coś, bo przynajmniej o tyle będą mniej uwiązani.
Użytkownik: Anna125 20.07.2016 22:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, jak najbardziej koja... | kocio
Z uwiązaniem się zgadzam, acz wyjścia nie widzę, ponieważ to narzędzia, a te muszą być proste, łatwe i szybkie do użycia. Zależność i niewola oraz że to wszystko trochę jest bez sensu. Ostatnio z powodu dużych opadów deszczu padł u moich znajomych prąd. Ciekawie było obserwować, jak na plac wylegli wszyscy mieszkańcy i zaczęli rozmawiać oczywiście o ee ale nie tylko, my też oczywiście wyszliśmy. Pierwszym i nadrzędnym zmartwieniem były wyładowujące się komórki. Niesamowite. Sytuacja z przerwami w dostawie trwała kilka dni. Nieznajomi stali się znajomymi. Dzisiaj ja sąsiadom przyjaciół mówię cześć, dzień dobry, a z niektórymi zatrzymuję się na mini pogawędkę. Przypomniała mi Wellsa, jego Wojnę światów i pamiętną audycję radiową w Nowym Yorku oraz inne postapokaliptyczne wizje.

Z tym Ubuntu (oprogramowanie, projekt firmy), kiedy pierwszy raz usłyszałam nazwę (to zaczęłam tropić skąd się wzięła? Mały bzik na punkcie imion, określeń, mają znaczenie. Kiedy dotarłam zostałam oczarowana duchem Ubuntu i jego rozumieniem w płd Afryce. Zafrapowało mnie zwłaszcza jedno słowo w pozdrowieniu afrykańskim "widzę". Oznacza widzenie drugiej osoby. A więc kogoś innego, niż ja. Wszyscy uważają, że "widzą" lecz nieliczni "widzą", to bardzo trudne, czasem niemożliwe.
Użytkownik: TJMulder 21.07.2016 23:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Z uwiązaniem się zgadzam,... | Anna125
Anna125:
"Wykształcenie formalne mam silnie techniczne i humanistyczne."

Co konkretnie z technicznych dziedzin Cię pasjonuje? To bardzo ciekawe, że łączysz w Sobie pasję humanistyczną i (stereotypowo przynajmniej) bardziej ścisłą... :)


"Prywatnie siedzę na ios, a pracowo na microsofcie. Z dwojga złego wolę ios"

A jest coś, co preferujesz poza tym - co byłoby dla Ciebie dobrym rozwiązaniem? Lub co chciałabyś, aby takim się stało?


"Mały bzik na punkcie imion, określeń, mają znaczenie."

Jeżeli interesuje Cię poszerzanie słownictwa, czy semantyczne/jak najbardziej precyzyjne wypowiadanie się, tworzę od pewnego czasu bazę terminów z różnych dziedzin z języka polskiego: http://moliumpodcast.blogspot.com/2016/07/poszerza​j-sownictwo.html#post .


"Zafrapowało mnie zwłaszcza jedno słowo w pozdrowieniu afrykańskim "widzę". Oznacza widzenie drugiej osoby."

Kojarzy Mi się z indyjskim "namaste".


"Wszyscy uważają, że "widzą" lecz nieliczni "widzą", to bardzo trudne, czasem niemożliwe."

Co masz na myśli, czy możesz proszę rozwinąć?
Użytkownik: Anna125 22.07.2016 02:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Anna125: "Wykształcenie ... | TJMulder
Co konkretnie technicznego mnie interesuje? Wszystko niestety : (lecz i rozum juź nie ten i up' datów nie dokonywałam, a czasu bieżącego - zero). Namaste - interesujące, jak to rozumiesz?
Wykonuję zawód stricte humanistyczny i troszkę żałuję decyzji, którą, podjęłąm w przeszłości, czasem zadręczam wszystkich dookoła kłopotliwymi pytaniami bez odpowiedzi. Nie boję się pytać i twierdzić, że nie rozumiem i że nie działa. W większości przypadków to kłopot, dla mnie i rozmówcy. Technicznie przesiadłam się na appla i cześć, ponieważ do moich niewygórowanych obecnie osobistych potrzeb wystarczy, pracowe to ku mojemu ubolewaniu zawsze Microsoft, Korporacja, autorskie programiki - nie moje, a ja już nie potrafię, zresztą nie moja odpowiedzialność. Houk.
Odnośnie "widzę" to koncepcja, rodowód psychoanalityczny i moje z przyjaciółmi rozwažania. Ludzie tak naprawdę siebie nie "widzą". I nie chodzi tu jakąś megalityczną prawdę objawioną, lecz zwykłe bycie i zauważenie ja tak, a ty tak. Usłyszenie . Moźesz za tym podążyć lub nie, ale chociaż usłysz.



Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: