Rec. Ewa Popielarz
Ocena: 4,5 / 6
Autorom powieści sensacyjnych wydaje się, że wystarczy, jeśli stworzą jakąś jedną drobną rysę na nieskazitelnym obliczu bohatera swojej książki, by to dostatecznie uwiarygodniało jego wizerunek. Powstają potem niemalże roboty, połączenia Jamesa Bonda z Arsenem Lupinem, z domieszką Sherlocka Holmesa i Brada Pitta. Co ciekawe, w niczym to nie przeszkadza lekturze!
W powieści Douglasa Prestona i Lincolna Childa główny bohater również nie ma wiele wspólnego z tym, co nazywamy życiowym prawdopodobieństwem. Jest doskonałym włamywaczem, radzi sobie z matematyką i fizyką wyższą, genialnie opanował technikę kamuflażu, świetnie włada bronią, jest silny i zwinny, a do tego tryska humorem, rzuca na prawo i lewo cięte riposty, no i działa obezwładniająco na płeć piękną. Jej przedstawicielki z łatwością tracą dla niego głowę – niekiedy dosłownie.
Miecz Gideona to powieść sensacyjna z typowym bohaterem, ale nietypową konstrukcją. Na początek zostajemy wprowadzeni w historię ojca Gideona – Melvina Crew. Ośmielił się on skrytykować tajny standard szyfrowania danych Thresher, ale nikt go nie wysłuchał. W rezultacie Sowieci złamali kod i kilkudziesięciu amerykańskich agentów zginęło. Z Melvina zrobiono kozła ofiarnego i zastrzelono go jako wroga państwa. Gideon miał wtedy zaledwie dwanaście lat. Jego matka, na łożu śmierci, zdradziła mu nazwisko człowieka odpowiedzialnego za śmierć ojca i zaklęła syna, by pomścił jego pamięć i oczyścił go z zarzutów. Bohater przez lata, które minęły do tego momentu, wyszkolił się w profesji oszusta i włamywacza, więc spełnienie tego zadania przyszło mu nad wyraz łatwo. To jednak dopiero początek historii. Ktoś docenił jego talent i postanowił go wykorzystać, by – a jakże – uratować świat, tym razem przed Chinami, które chcą przejąć panowanie nad resztą globu dzięki tajemniczej „broni”.
„Gideon” znaczy „great warrior”, czyli wielki wojownik. I takim właśnie staje się bohater książki Prestona i Childa. Wyrwany znad jeziora w Nowym Meksyku, gdzie oddawał się pasji wędkarskiej, zostaje postawiony przed niezwykle trudną misją. Otrzymuje garść podstawowych informacji, broń i pieniądze – dalej ma sobie radzić sam. Tytułowy „miecz” przypomina słynny miecz Damoklesa, oznaczający śmiertelne zagrożenie, nieodwracalny wyrok losu. Nad Gideonem wiszą dwa takie miecze – jeden wynika z podjętego przez niego zadania, drugi posłużył zleceniodawcom jako element szantażu, dzięki któremu bohater zgodził się wziąć udział w tej śmiertelnej grze. Postawiono go przed wyborem rodem z tragedii antycznej: albo odzyska tajną broń i zmierzy się z człowiekiem-potworem o niepokojącym imieniu Drzemiący Żuraw, albo wróci nad swoje jezioro i… I tu należy spuścić zasłonę milczenia.
Pomysł na powieść w powieści okazał się niezwykle trafiony, choć nieco ryzykowny. Pierwsza część przygód Gideona, dotycząca jego ojca, mogłaby skutecznie zniechęcić do kontynuowania lektury. Jest sztampowa, pełna niewyjaśnionych suspensów, napisana bez polotu i zupełnie niewciągająca. Od kiedy jednak akcja zaczyna zataczać szersze koło i nie tyczy się już osobistych porachunków, ale misji o zasięgu globalnym, autorom rozwiązują się pióra. Dzięki temu
Miecz Gideona można – en bloc – nazwać doskonałą powieścią sensacyjną. Wiele tu zwrotów akcji, co prawda w części przewidywalnych, ale sporo naprawdę zaskakujących, napięcie zaś wciąż utrzymuje się na przyzwoitym średnim poziomie. Do tego książka się w zasadzie nie kończy. „Great warrior” wkrótce wyruszy z kolejną misją. Wiele wskazuje na to, że może już ostatnią.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.