Między wolnością a rutyną
W recenzji odwołuję się do szczegółów fabuły i zakończenia.
Gdy Muminek był jeszcze bardzo mały, Tatuś Muminka się przeziębił. Nigdy wcześniej nie chorował, więc traktuje tę sprawę bardzo poważnie. Nasuwają mu się nawet myśli o śmierci (rzecz jasna z powodu przeziębienia). Zachęcony przez Mamę Muminka, zaczyna pisać książkę o swoim życiu, kolejne fragmenty z ukontentowaniem czytając żonie, Muminkowi, Włóczykijowi i Ryjkowi. A Tatuś Muminka przeżył niemało! Wychowała go Ciotka Paszczaka w domu dla podrzutków. On jednak uciekł z tego przybytku i wkrótce wyruszył na wyprawę łodzią "Symfonia Mórz" razem z nowo poznanymi: wynalazcą Fredriksonem, wiecznie gubiącym wszystko Wiercipiętkiem (późniejszym ojcem Ryjka) oraz tajemniczym Jokiem (ojcem Włóczykija). Ta czwórka zyska wielu przyjaciół, odkryje nowe lądy i przeżyje ciekawe przygody, które Tove Jannson przepięknie opisała. Na pewno nie będziecie się nudzić - za to możecie pęknąć ze śmiechu, bo jak tu się nie śmiać, oceńcie sami:
"Czy one są złe, te olbrzymy? - zapytałem ostrożnie podczas gdyśmy szli w dół rzeki.
- Tak - odparł Fredrikson. - Ale nadeptują cię tylko przez pomyłkę. I potem przez tydzień płaczą. Pokrywają też koszty pogrzebu"[1].
"- Bardzo lubię historie o duchach! - ucieszyła się córka Mimbli. - Mama zawsze starała się straszyć nas wieczorem okropnymi historiami. Opowiadała i opowiadała, aż w końcu tak się sama zaczynała bać, że nie spaliśmy pół nocy, bo trzeba było ją uspakajać"[2].
"Duch się zjawił. Przyszedł naprawdę, był przezroczysty, nie rzucał cienia i natychmiast zaczął mówić o zapomnianych kościach i widmach z wąwozu. Wiercipiętek wrzasnął, chowając głowę w piasek. Ale córka Mimbli podeszła śmiało i wyciągając łapkę powiedziała:
- Hej! Jak miło spotkać prawdziwego ducha. Chcesz trochę zupy? (...)
Duch, rzecz jasna, poczuł się dotknięty. Stracił od razu pewność siebie, skulił się cały i jakby przykurczył. A kiedy zniknął, biedaczysko, w smutnej smudze dymu, Jok wybuchnął śmiechem i jestem przekonany, że Duch to usłyszał"[3].
I tak właściwie mógłby się kończyć opis "Pamiętników..." - jest śmiesznie, ciekawie, czytajcie. Mógłby. Ale to Muminki. Książki z tej serii poza interesująca fabułą odznaczają się łagodną i inteligentną zarazem ironią (zwłaszcza w sposobie kreowania postaci) oraz egzystencjalną głębią, której nie spotyka się zazwyczaj w pozycjach, których docelowym odbiorcą ma być dziecko. Właśnie owa głębia sprawia, że po książki o przygodach mieszkańców Doliny Muminków mogą bez wahania również sięgać dorośli czytelnicy - śmiem twierdzić, że tylko oni będą w stanie zauważyć całą zawartą w nich subtelną filozofię i niebłahe dylematy życiowe.
Bo właściwie "Pamiętniki Tatusia Muminka" to książka o dojrzewaniu. O młodości z jej charakterystycznym pragnieniem dokonania wielkich czynów, która później przechodzi w stabilizację. Tatuś Muminka - przekonany o własnej wielkości, irytująco zakochany w sobie - pragnie przeżywać kolejne niezwykłe przygody, nie znosi zastoju, chce odkrywać to, co nowe, przeć naprzód. Napisze w swoich pamiętnikach:
"Nie chciałem zaprzeczać, że jest nam dobrze, lecz nadal za czymś tęskniłem. Chciałem, żeby się zdarzyło coś nowego. Cokolwiek, byle się wydarzyło! (...) Miałem straszne uczucie, że wszystkie wielkie przygody dzieją się nieustannie gdzieś, gdzie mnie nie ma, i że są to wspaniałe, barwne przygody, które się już nigdy nie powtórzą. Śpieszyło mi się, okropnie mi się śpieszyło!"[4].
Nic dziwnego, że jest szczerze zafascynowany Hatifnatami, "którzy tylko gonią i gonią, i nigdy nie docierają do celu"[5], napędzani elektrycznością, "którą niektórzy nazywają tęsknotą lub niepokojem"[6].
Zagrożeniem dla wolności i niezależności jest apodyktyczna Ciotka Paszczaka, która pojawia się na pokładzie "Symfonii Mórz" w dramatycznych okolicznościach i chce się zająć czwórką podróżników (a raczej - mówiąc Gombrowiczem - ich upupić). Ta postać to symbol konserwatyzmu. Apodyktyczna ciotka gloryfikuje sztywne, odgórnie narzucone ramy (przed którymi wzbraniają się Tatuś Muminka i jego towarzysze), jest zwolenniczką gier wychowawczych, głosi puste hasła i narzuca innym swój punkt widzenia:
"- Cicho bądź. Jesteś poza tym znacznie za mały, żeby palić. Powinieneś pić mleko, ono jest pożyteczne i ci, którzy je piją nie mają trzęsących się łap, żółtego nosa ani łysego ogona. Wasze szczęście, żeście mnie wyratowali. Teraz będzie tu porządek"[7].
Jednak Ciotka Paszczaka jako persona non grata szybko i dramatycznie znika (czy raczej - nieprzypadkowo! - "wyprowadza" się ją z łodzi), a wolność bohaterów zostaje ocalona.
Jednak nie tylko Tatuś Muminka i Ciotka Paszczaka są w "Pamiętnikach..." doskonale sportretowani. Równie wyraziści są wynalazca Fredrikson - który musi być wolny, aby swobodnie tworzyć - oraz Jok, którego pragnienie wolności odzwierciedla się w całkowitym braku respektu dla zakazów, a także wszelkich norm. Z kolei Wiercipiętek czuje się bezpiecznie gromadząc rozmaite przedmioty - dla niego "być" oznacza "mieć".
To właśnie oni zakładają kolonię, gdzie główną zasadą jest niezależność (dołącza do nich wiecznie konfabulująca córka Mimbli, która musi udowadniać wszystkim swoją niezależność, a w końcu porzuca rodzinny dom na rzecz koloni (znowu normy!) i sypia każdej nocy gdzie indziej, "żeby czuć się w pełni niezależną"[8].
A jednak tkwienie w kolonii oznacza stagnację - Tatuś Muminka przeżywa kryzys, z jednej strony tęskni do podróżowania bez bliżej określonego celu, z drugiej - nie potrafi być sam:
"Zdawało mi się, że prawie bym wolał urodzić się jako Hatifnat (...) i żeby nikt nie spodziewał się po mnie niczego innego jak tylko, że będę mknął gdzieś w pogoni za nieosiągalnym horyzontem w milczeniu, całkowicie obojętny na wszystko. Ten smutny stan trwał aż do zmierzchu. Zatęskniłem wtedy za towarzystwem i poczłapałem w głąb lądu, przez pagórki, na których poddani Autokraty dalej budowali bezsensowne mury"[9].
Ale niezależność szybko się kończy - Fredrikson zostaje na służbie Autokraty, Jok i córka Mimbli wiążą się ze sobą, a Wiercipiętek staje na ślubnym kobiercu. Wkrótce wszyscy zamieszkują w sterówce Tatusia Muminka, który wciąż tęskni za wielkim światem.
"Im więcej było tego życia rodzinnego w sterówce, tym bardziej czułem się samotny. (...) Jednego dnia jest się samowolną kompanią wagabundów, którzy ruszają w drogę, gdy robi się nudno, mogą robić co tylko chcą, cały świat stoi przed nimi otworem - aż raptem obojętnieją na to wszystko, przestaje ich to obchodzić. Chcą, żeby im było ciepło. Boją się deszczu. Zaczynają zbierać duże rzeczy, na które nie ma miejsca w podróżnym tobołku. Mówią tylko o małych rzeczach. Nie lubią nagle decydować się na coś, a potem robić odwrotnie. Przedtem rozwijali żagle - teraz strugają półeczki na porcelanę. (...) Najgorsze ze wszystkiego było to, że zarażałem się od nich i im więcej przyjemności sprawiało mi siedzenie z nimi przy piecu, tym trudniej mi było czuć się wolnym i odważnym jak orzeł morski. (...) Zamknięty w środku, pozostawałem jednocześnie na zewnątrz"[10].
I w końcu Tatuś Muminka - podobnie jak dwaj jego kompani - żeni się, porzuca przygodę i wybiera stagnację u boku Mamusi Muminka. A więc zarazem dojrzewa, co ma swoją cenę:
"Od tej pory jej łagodne, pełne zrozumienia oczy kontrolowały moje szaleństwa, które dzięki temu przemieniły się w mądrość i rozsądek, choć równocześnie straciły urok nieskrępowanej swobody"[11].
Oto finał "Pamiętników Tatusia Muminka" - części cyklu Jansson traktującej o konflikcie między potrzebą przygody a przymusem akceptacji ogólnych norm. Temu konfliktowi jest wszystko podporządkowane (od postaw bohaterów po takie szczegóły, jak nazwanie władcy Autokratą czy zapędzanie jego poddanych do bezsensownego stawiania murów). Jednak to wszystko podane jest inteligentnie, bez nachalnego moralizatorstwa, ze zdrowym dystansem i humorem.
I nadal będę twierdził, że "Muminki" są może bardziej dla dorosłych niż dla dzieci. Potwierdzenie zresztą znalazłem w jednej ze scen "Pamiętników...", gdzie Tatuś Muminka frustruje się, gdy jego mali słuchacze nie doceniają wagi kryzysu światopoglądowego:
"- Uważam, że ten rozdział o kryzysie w mojej młodości jest głupi - powiedział Tatuś. (...)
- To jedno z najlepszych miejsc w całej książce - rzekła Mama Muminka. - Wszystko zaraz nabiera życia, jak dajesz parę stron bez przechwałek [czyli przygód; przyp. mój - Misiak]. Ale dzieci są za małe, żeby to zrozumieć"[12].
Jednak potrzeba przygody wygra ostatecznie z rutyną codziennego życia - w części "Tatuś Muminka i morze" bohaterowie porzucą bezpieczną Dolinę i wyruszą w nieznane...
Ale to już zupełnie inna historia.
---
[1] Tove Jansson, "Pamiętniki Tatusia Muminka", przeł. Teresa Chłapowska, wyd. Nasza Księgarnia, 2000, s. 47.
[2] Tamże, s. 126.
[3] Tamże, s. 127-128.
[4] Tamże, s. 66.
[5] Tamże, s. 71.
[6] Tamże, s. 73.
[7] Tamże, s. 58.
[8] Tamże, s. 118.
[9] Tamże, s. 119.
[10] Tamże, s. 159-160.
[11] Tamże, s. 164.
[12] Tamże, s. 123-124.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.