Dodany: 25.11.2012 14:29|Autor: Marioosh

Jak to z Wyścigiem Pokoju było


Od 1948 roku w Polsce, Czechosłowacji i NRD maj należał do kolarzy – odbywał się Wyścig Pokoju, impreza nazywana największym wyścigiem kolarskim dla amatorów. Wyścig był imprezą czysto propagandową, ale nie należy zapominać, że, pomijając wszystkie polityczne aspekty, jako wielka promocja kolarstwa pomógł zaistnieć w świecie wielu znanym zawodnikom. Nie ukrywam, sam połknąłem rowerowego bakcyla właśnie dzięki Wyścigowi Pokoju – co prawda wtedy, gdy się nim zainteresowałem, był to już jego okres schyłkowy, a i Polacy, pomijając sukces Lecha Piaseckiego w 1985 roku, nie mieli już praktycznie żadnych osiągnięć, ale spodobała mi się sama kolarska rywalizacja i jej romantyzm. Przeciętny kibic za fasadą sportowej rywalizacji nie dostrzegał jednak przykrej prawdy o wyścigu.

Z książki Artura Paski przebija wielki smutek, gdyż okazuje się, że Wyścig Pokoju był w rzeczywistości imprezą sztuczną, pozbawioną spontaniczności i całkowicie podporządkowaną celom propagandowym. Dokumenty ujawnione przez autora pokazują, że kolarze i ich rywalizacja stanowili jedynie dodatek do realizacji celów politycznych. Kolarstwo było zresztą sztandarową dyscypliną krajów socjalistycznych, gdyż właśnie tutaj do zwycięstwa, podobnie jak w aparacie partyjnym, potrzebna był zgrany i solidny kolektyw. O tym, jak ważna i istotna była w peletonie praca kolektywna, świadczy jeden z dokumentów z 1951 roku, którego autor wnioskuje o likwidację bonifikat czasowych dla zwycięzców, gdyż „wyścig w samym założeniu ma charakter walki zespołowej i zwycięstwo musi być wysiłkiem kolektywnej pracy całego zespołu”[1], a poza tym nie należy zapomnieć, że „wprowadzenie bonifikaty wskazuje na zastosowanie metod klasyfikacyjnych państw kapitalistycznych, gdzie głównym zdaniem jest gloryfikowanie jednostek, które mają z kolei służyć jako manekiny reklamowe”[2].

Impreza zawsze była deficytowa, ale jak mogła nie być, skoro specjalnie nie liczono się z pieniędzmi – na koszt organizatorów ściągano na wyścig reprezentacje krajów tak egzotycznych, jak Indie, Egipt czy Albania i, co jeszcze bardziej absurdalne, kolarze z tych krajów przyjeżdżali bez żadnego ekwipunku, należało im więc zapewnić rowery, części i stroje. Od samego początku mówiono o konieczności oszczędzania, ale nie przywiązywano do tego większej wagi, gdyż wiadomo było, że deficyt zostanie pokryty dzięki dotacji państwowej. O rozrzutności organizatorów świadczy też nagradzanie trzydziestu (!) pierwszych kolarzy na każdym etapie, a także zwycięzców lotnych finiszy i górskich premii – swoją drogą, lista tych nagród powoduje wybuchy śmiechu, bo jest na niej kilim wełniany, kupon materiału, koszula popelinowa i… asygnata na tucznika. Zresztą większość dokumentów wygląda dziś wręcz humorystycznie: na przykład protokół komisji, która stwierdza konieczność przeprowadzenia kąpieli dla zawodników czy wytyczne odnośnie do muzyki granej przez orkiestrę w hotelu zamieszkanym przez kolarzy; dowiadujemy się też, że holenderskiego działacza twierdzącego, iż faworyzuje się gospodarzy, można utemperować za pomocą polityki umiejętnego rozdawania prezentów.

Dziś te notatki, sprawozdania i protokoły mogą budzić uśmiech politowania, ale należy pamiętać, że kolarzom wtedy na pewno nie było do śmiechu. Weźmy chociażby rok 1953 – nieodżałowany Bogdan Tuszyński, legendarny sprawozdawca radiowy wyścigu, pisze w swojej książce, że właśnie wtedy Polacy ponieśli największą porażkę w jego historii. Impreza rozgrywana była wtedy w anormalnych warunkach: śnieg, grad, zadymka; dość powiedzieć, że wystartowało 93 kolarzy, a ukończyło go zaledwie 38[3]. Osoba sporządzająca notatkę o udziale Polaków w wyścigu natychmiast znalazła przyczynę ich przegranej: „niezrozumienie roli ideowego przygotowania zawodników do udziału w wyścigu”[4], „niewyrobienie u zawodników świadomej odpowiedzialności ich przed narodem za osiągane przez nich wyniki”[5], a przede wszystkim „na obozie przygotowawczym nie było systematycznego szkolenia politycznego, zawodnicy nie otrzymywali regularnie prasy partyjnej”[6].

Dużo miejsca w tej książce zajmują dokumenty odnoszące się do organizacji wyścigu w 1969 roku – po inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację federacja kolarska tego kraju podjęła decyzję o wycofaniu się z organizacji imprezy, a nawet padła propozycja likwidacji całego wyścigu. Należy tylko podziwiać odwagę Czechosłowaków, tym bardziej że federacje Polski i NRD mocno naciskały, by wyścig jednak się odbył „zgodnie z dotychczasową tradycją, posiada bowiem specjalne znaczenie polityczne”[7] – z przykrością czyta się pismo ambasadora Polski w Pradze, który uważa, że „wyścig można by zorganizować za wszelką cenę, to znaczy jednak, że należałoby na terytorium CSRS zabezpieczyć imprezę siłami policyjnymi”[8]. Skończyło się na tym, że trasa wyścigu zahaczyła o Czechosłowację na 112-kilometrowym odcinku, wzdłuż którego co 50 metrów stał milicjant lub żołnierz, a kolarzy przywitały wysypane na drodze pinezki, nieprzychylne hasła i wrogie okrzyki.

Czyta się „Wyścig Pokoju w dokumentach...” dość opornie, język urzędowych pism, zwłaszcza z lat pięćdziesiątych, przyprawia o ból zębów, ale bez wątpienia jest to pozycja ciekawa i godna uwagi nie tylko historyków, lecz także zwykłych czytelników. W pewnym sensie to dokument epoki pokazujący stopień wykorzystania sportu do celów politycznych. Trzeba jednak pamiętać, że przez większą część społeczeństwa Wyścig Pokoju był traktowany jako impreza o charakterze czysto sportowym, a i sami kolarze często podkreślali, że stanowił dla nich bardziej formę promocji niż walki ideologicznej – owszem, była w polskich kolarzach, jak też w innych sportowcach, chęć „dokopania Ruskim” (wystarczy wspomnieć słynnego Stanisława Królaka bijącego Rosjanina pompką), ale na końcu i tak zwyciężał sport.



---
[1] Artur Pasko, „Wyścig Pokoju w dokumentach władz partyjnych i państwowych 1948-1989”, wyd. Avalon, Kraków 2009, str. 65.
[2] Tamże.
[3] Bogdan Tuszyński, „Wyścig Pokoju 1948-1988”, wyd. Sport i turystyka, Warszawa 1989, str. 90.
[4] Artur Pasko, dz. cyt., str. 109.
[5] Tamże, str. 110.
[6] Tamże, str. 109.
[7] Tamże, str. 228.
[8] Tamże, str. 223.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4731
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: nainala 26.11.2012 23:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Od 1948 roku w Polsce, Cz... | Marioosh
Zapewne była to impreza polityczna. Pamiętam z mojego dzieciństwa, kiedy jechał Wyścig, ulice były puste, wszyscy siedzieli przed telewizorami, a ci, co nie mieli telewizorów, byli u sąsiadów "na telewizji". Pamiętam Szurkowkiego i Szozdę. To było chyba na miarę "małyszomanii", a może nawet bardziej. Bardzo miło przeczytać o czymś tak starym.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: