Dodany: 16.11.2012 21:28|Autor: paren

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

1 osoba poleca ten tekst.

"LATANIE w LITERATURZE" - KONKURS nr 151




Przedstawiam Wam przygotowany przez Natii KONKURS nr 151:



Kochani!

Po pysznych tortach i torcikach proponuję na kilka dni oderwać się od ziemi i poszybować w przestworza. Zdaję sobie sprawę, że po takiej ilości słodkości może to być trudne, ale liczę na to, że lekkość dusiołków Was zachęci. :-)

Tym razem przygotowane przeze mnie fragmenty są raczej łatwe, więc proszę, by podpowiedzi na forum były odpowiednio przemyślane i zakamuflowane, tak by nie podawać gotowego rozwiązania na tacy – wszak nie na tym polega zabawa, prawda?
Informacji o tym, czy ktoś zna danego rodzica i/lub dusiołka będę udzielała mailowo po wyraźnym życzeniu danego uczestnika konkursu.

Punktacja tradycyjna, tj. po 1 punkcie za autora i tytuł – łącznie można więc zdobyć 40 punktów.

Odpowiedzi proszę przesyłać do 27 listopada (wtorek) do godz. 22:00 na adres: [...] . W temacie pierwszego maila proszę o wpisanie swojego stałego nicku.

Bardzo proszę o odpisywanie na moje maile w tym samym wątku, tj. klikając "odpowiedz" i nie zmieniając tytułu maila.

Życzę powodzenia i zapraszam do zabawy!



1.

Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy;
Młodości! dodaj mi skrzydła!
Niech nad martwym wzlecę światem
W rajską dziedzinę ułudy:
Kędy zapał tworzy cudy,
Nowości potrząsa kwiatem
I obleka w nadziei złote malowidła.



2.

Nagle za ścianą odezwał się telefon. Jazgot umilkł natychmiast, jak ucięty nożem. Po chwili do jadalni wbiegł porucznik Jenkins.
- Operation today! - wrzasnął.
Nadal nie ruszali się z miejsc, jakby nie zrozumieli komunikatu. Wreszcie W. zerwał się na równe nogi.
- No co jest, nie rozumiecie po angielsku? Lecimy do Warszawy!
Pięć krzeseł przewróciło się niemal jednocześnie, kiedy rzucili się do spadochronów.



3.

Smoki szczęścia natomiast są tworami powietrza i ciepła, istotami o niepohamowanej radości i mimo potężnych rozmiarów lekkimi jak letnie obłoki. Toteż do latania nie potrzeba im skrzydeł. Pływają w podniebnych przestworzach jak ryby w wodzie. Widziane z ziemi wyglądają jak powolne błyskawice. Najdziwniejszy jest ich śpiew. Głos smoków szczęścia brzmi jak złoty grzmot wielkiego dzwonu, a kiedy mówią cicho, wydaje się, jakby owo grzmienie dochodziło z daleka. Komu zdarzyło się kiedyś słyszeć ten śpiew, nie zapomina go już do końca życia i opowiada o nim jeszcze swoim wnukom.



4.

- Czy Orr jest wariatem?
- Jasne, że tak - powiedział doktor Daneeka.
- Czy możesz go zwolnić od lotów?
- Jasne, że mogę. Ale najpierw on sam musi się do mnie zwrócić. Tego wymagają przepisy.
- Więc dlaczego on się do ciebie nie zwraca?
- Bo to wariat - wyjaśnił doktor Daneeka. - Musi być wariatem, żeby nadal brać udział w lotach bojowych, kiedy tyle razy ledwo uszedł z życiem. Jasne, że mogę go zwolnić, tylko najpierw musi się do mnie zwrócić.
- I to wystarczy, żeby go zwolnić?
- Wystarczy. Niech się do mnie zgłosi.
- I wtedy będziesz mógł go zwolnić? - upewnił się Yossarian.
- Nie. Wtedy nie będę mógł go zwolnić.
- Chcesz powiedzieć, że jest jakiś kruczek?
- Jasne, że jest kruczek - odpowiedział doktor Daneeka. - Paragraf X. "Człowiek, który chce się zwolnić z działań bojowych, nie jest prawdziwym wariatem".



5.

Niech nad martwym Waszym światem
wzniosę się
i spadnę
ryjąc głęboko w połaciach mięsa nosem,
ażeby sprostać
Wam, przedwcześnie starczy,
których dzieciństwo i młodość kaleka
ocalały z wojennych, a nie ocalały
z pokojowych zniszczeń!…



6.

X1 uchwycił się mocno grzywy najbliższego t., postawił stopę na pobliskim pniaku i wgramolił się na jedwabisty czarny grzbiet. Zwierzę nie zaprotestowało, tylko obróciło pysk do tyłu, szczerząc kły i próbując nadal lizać mu szatę.
Znalazł taki sposób umieszczenia kolan za jego skrzydłami, że poczuł się bardziej bezpiecznie, i rozejrzał się, jak sobie radzą inni. X2 podciągnął się na grzbiet swojego t. i teraz próbował przerzucić krótką nogę na drugą stronę. Y1 już siedziała na swoim wierzchowcu po damsku, z nogami z jednej strony, i poprawiała sobie szatę, jakby robiła to codziennie. Natomiast X3, Y2 i Y3 nadal stali nieruchomo w miejscu, gapiąc się z otwartymi ustami w przestrzeń.
- Co z wami?
- Jak mamy dosiąść czegoś, czego nie widzimy? - zapytał X3.



7.

Klasa turystyczna samolotu Air France lecącego do Zurychu była zatłoczona. Na wąskich fotelach siedziało się niewygodnie, tym bardziej, że coraz mocniej dawały o sobie znać turbulencje. Jakieś niemowlę wrzeszczało w ramionach matki, inne dzieci szlochały, tłumiąc okrzyki strachu. Rodzice uśmiechali się uspokajająco, ale sztucznie, próbując dodać sobie pewności, której im brakło. Inni pasażerowie siedzieli cicho, niektórzy pili whisky, opróżniając szklaneczki nieco szybciej niż zazwyczaj. Kilka osób siliło się na śmiech z trudem dobywający się z zaciśniętych gardeł. Obłudnicy. Zamiast ukrywać, śmiech podkreślał tylko ich strach. Każdy przeżywał ciężki lot na swój sposób, lecz nikt nie zdołał uciec przed strachem. Człowiek zamknięty w stalowym cygarze dziesięć tysięcy metrów nad ziemią ulegał mu łatwo, bo maszyna zaraz, za chwilę, mogła runąć w dół, pikując w przepaść przy wtórze ryku silników. Strach rodził pytania: Jakie myśli cisną się wtedy do głowy? Jak się zachowuje człowiek w takich okolicznościach?
Pacjent doktora Washburna chciał znaleźć odpowiedź na te pytania. Czuł, że to ważne. (…) Co by wtedy zrobił? O czym by myślał? Czy oprócz nieopanowanego strachu przed śmiercią i pustką czułby coś jeszcze? Na tym powinien się skoncentrować, to wielokrotnie podkreślał Washburn w Port Noir.



8.

Wsunął głowę pod osłonę kabiny. Świecące wskazówki poczynały lśnić Sprawdził po kolei cyfry i uspokoił się. Czuł. że siedzi mocno w przestworzach.
Musnął palcem stalową podłużnicę i uczuł przepływający przez nią prąd życia - metal nie drgał, lecz żył.
Moc pięciuset koni budziła w martwej materii łagodny prąd przemieniający jej lód w aksamitne ciało.
I po raz nie wiem który pilot nie odczuwał w tym locie ani zwrotu, ani upojenia, ale tajemniczą prace żywej istoty.
Przebywał teraz w odrębnym świecie, w którym, rozpychając się łokciami, usiłował jak najwygodniej się rozsiąść.
Postukał w tablicę rozdzielczą, dotknął po kolei kontaktów, poprawił się na siedzeniu i oparł wygodniej. szukając najodpowiedniejszej pozycji, by móc lepiej odczuwać kołysanie się pięciu ton metalu, które ruchliwa noc brała na swe barki. Potem po omacku przesunął na miejsce latarkę, puścił ją. znów odnalazł. chcąc się upewnić, że mu się nie wyśliźnie; następnie obmacał wszystkie dźwignie, próbował chwytać je ruchem niezawodnym, przyuczał swe palce do działania po omacku w tej oślepiającej ciemności. A kiedy palce były już na dobre z ciemnością obeznane, pozwolił sobie na zapalenie lampy i oświetlenie przyrządów precyzyjnych w kabinie. Teraz już tylko według przyrządów czuwał nad lotem wśród nocy, w którą zanurzał się jak nurek w morzu. A ponieważ nic się nie chwiało, nie drgało, nie dygotało, ponieważ żyroskop, wysokościomierz i rytm motoru pozostawały bez zmiany, przeciągnął się. oparł głowę o skórę fotela i zatonął w tym głębokim zamyśleniu, jakie ogarnia podczas lotu. w którym lotnik doznaje rozkoszy niewysłowionej nadziei.



9.

Wówczas X wymyślił nowy i niesłychany sposób ucieczki. Z piór ptasich, sklejonych woskiem, sporządził olbrzymie skrzydła dla siebie i dla swego syna, Y. Obaj przytwierdzili sobie skrzydła do ramion, a zanim ruszyli w drogę, rzekł ojciec do syna: "Pamiętaj, synu, żebyś zawsze latał środkiem, między morzem, a niebem. Nie wolno ci zbyt wysoko szybować, gdyż gorąco promieni słonecznych roztopi wosk, który spaja skrzydła; ani nie zlatuj zbyt nisko, aby wilgocią wody nie nasiąknęły pióra".



10.

X odwiesiła słuchawkę i jednocześnie w sąsiednim pokoju rozległo się drewniane kuśtykanie i coś zaczęło dobijać się do drzwi. X otworzyła i szczotka do zamiatania, włosiem ku górze, tańcząc wleciała do pokoju. Końcem kija stepowała po podłodze, wierzgała i rwała się ku oknu. X pisnęła z zachwytu i wskoczyła na oklep na szczotkę. Dopiero wtedy błysnęła jeźdźczyni myśl, że wśród całego tego zamieszania zapomniała się ubrać.
Pogalopowała do łóżka, złapała pierwszą z brzegu rzecz, jakaś niebieską koszulkę. Wymachując nią niczym sztandarem wyleciała przez okno. Jeszcze głośniej buchnął ponad ogrodem walc. X z okna spłynęła ku ziemi i zobaczyła na ławce M. I. Zastygł na ławce kompletnie oszołomiony wsłuchując się w krzyki i hałasy dobiegające z oświetlonej sypialni lokatorów z góry.
– Żegnam pana, M. I.! – zawołała X tańcząc przed nim na szczotce.
M. I. jęknął i przebierając dłońmi po ławce odsunął się jak mógł, tak że strącił nawet na ziemię teczkę.
– Żegnajcie na zawsze! Odlatuję! – zagłuszając dźwięki walca wołała X. Zrozumiała teraz, że koszula nie jest jej do niczego potrzebna i, zachichotawszy złowieszczo, zarzuciła ją M. I. na głowę. Oślepiony M. I. zwalił się z ławki na cegły alejki.
X obejrzała się, żeby po raz ostatni popatrzyć na willę, w której tak długo cierpiała, i w jaśniejącym oknie zobaczyła wykrzywioną ze zdumienia twarz N.
– Żegnaj, N.! – zawołała X i poderwała szczotkę. – Niewidzialna!
Niewidzialna! – krzyknęła jeszcze głośniej i pomiędzy gałęziami klonu, które smagnęły ją po twarzy, przeleciała nad bramą i wyleciała w zaułek. A w ślad za nią poleciał całkiem już oszalały walc.



11.

O świcie wszystkie są gotowe: wzlatujemy równocześnie jednym zamachem skrzydeł. Na czele stada leci Alfonso. Lecimy prosto na południe, ponad zbiorowiskiem gazu, ponad Lansdowne i dalej, do Chester, a ja cały czas z nimi. Zastanawiam się, co teraz będzie z moim życiem. Czy jeszcze kiedykolwiek obudzę się we własnym łóżku?
I nagle, sam nie wiem jak, już nie jestem z nimi. Jestem w powietrzu, lecę, widzę, jak się oddalają. Nie mogę dotrzymać im tempa; opuszczają mnie. Widzę siebie jako ptaka, który leci razem z innymi, tuż za Alfonsem i Ptasią. Wiem, że będę z nimi, gdziekolwiek się udadzą. Z mojego miejsca na niebie widzę, jak się staję się – jak stajemy się – coraz mniejszymi punkcikami, aż wreszcie jest już tylko niebo.



12.

Tak X-ów dostrzegły bystre oczy G.; zniżył lot i mimo wichury, nie zważając na groźne burzliwe niebo, okrążył w powietrzu pagórek: dwie drobne, ciemne i osamotnione postacie stały trzymając się za ręce na niewielkim wzniesieniu; ziemia drżała pod ich stopami ziejąc dymem, rzeki ogniste zbliżały się ku nim. W chwili, gdy orzeł wypatrzył ich i opuszczał się już na skrzydłach w dół, obaj zachwiali się i upadli, może mdlejąc z wyczerpania, a może dusząc się od oparów i gorąca albo poddając się w końcu rozpaczy i nie chcąc spojrzeć w oczy nieuchronnej śmierci. Leżeli obok siebie. A tymczasem spłynął na ziemię G. i L., i chyży M.; we śnie, nieświadomych swego losu, orły uniosły X-ów wysoko w przestworza, daleko od Krainy Ciemności i ognia.



13.

Wciąż o Ikarach głoszą – choć doleciał Dedal,
jakby to nikłe pierze skrzydłem uronione
chuda chłopięca noga zadarta do nieba
- znaczyła wszystko. Jakby na obronę
dano nam tyle męstwa, co je ćmy gromadą
skwiercząc u lampy objawiają…
- Jeśli
poznawszy miękkość wosku umiemy dopadać
wybranych brzegów – mijają nas w pieśni.
Tak jak mijają chłopa albo mu się dziwią,
że nie patrzy w Ikary…
Breughel, co osiwiał
pojmując ludzi, oczy im odwracał
od podniebnych dramatów. Wiedział, że nie gapić
trzeba się nam w Ikary, nie upadkiem smucić
- choćby najwyższy…
- A swoje ucapić.
- Czy Dedal, by ratować Ikara, powrócił?



14.

Mój ojciec podniósł się na bantach, oblany nagłym blaskiem, wyciągnął ręce, przyzywając ptaki starym zaklęciem. Poznał je, pełen wzruszenia. Było to dalekie, zapomniane potomstwo tej ptasiej generacji, którą ongi Adela rozpędziła na wszystkie strony nieba. Wracało teraz, zwyrodniałe i wybujałe, to sztuczne potomstwo, to zdegenerowane plemię ptasie, zmarniałe wewnętrznie.
Wystrzelone głupio wzrostem, wyogromnione niedorzecznie, było wewnątrz puste i bez życia. Cała żywotność tych ptaków przeszła w upierzenie, wybujała w fantastyczność. Było to jakby muzeum wycofanych rodzajów, rupieciarnia Raju ptasiego.
Niektóre latały na wznak, miały ciężkie, niezgrabne dzioby, podobne do kłódek i zamków, obciążone kolorowymi naroślami, i były ślepe. Jakże wzruszył ojca ten powrót niespodziany, jakże zdumiewał się nad instynktem ptasim, nad tym przywiązaniem do Mistrza, które wygnany ów ród piastował jak legendę w duszy, ażeby wreszcie po wielu generacjach, w ostatnim dniu przed wygaśnięciem plemienia pociągnąć z powrotem w pradawną ojczyznę.
Ale te papierowe, ślepe ptaki nie mogły już poznać ojca. Na darmo wołał na nie dawnym zaklęciem, zapomnianą mową ptasią, nie słyszały go i nie widziały.
Nagle zagwizdały kamienie w powietrzu. To wesołki, głupie i bezmyślne plemię, jęły celować
pociskami w fantastyczne niebo ptasie.
Na darmo ojciec ostrzegał, na darmo groził zaklinającymi gestami, nie dosłyszano go, nie dostrzeżono. I ptaki spadały. Ugodzone pociskiem, obwisały ciężko i więdły już w powietrzu.
Nim doleciały do ziemi, były już bezforemną kupą pierza.



15.

Otóż XY wymknął się przez okno, bo okno nie było zakratowane. Z gzymsu, na którym stanął, ujrzał szczyty drzew rosnących w Parku Leśnym i w tej chwili zapomniał, że jest małym dzieciątkiem, w długiej nocnej koszulce, uniósł się w górę i poleciał hen, ponad kominy i dachy domów, prosto do Parku Leśnego. Troszkę to dziwne, że X latał bez skrzydeł, ale obie łopatki swędziały go zupełnie tak, jakby jeszcze miał skrzydełka, a zresztą może moglibyśmy wszyscy latać, gdybyśmy mieli taką niezachwianą wiarę w naszą możność latania, jaką miał tego wieczora odważny XY.
Doleciawszy do Parku Leśnego, X wylądował szczęśliwie między Pałacem Dziecinnym a Wężowym Jeziorem. Czym prędzej rzucił się na trawnik i tarzał się po murawie, wierzgając nóżkami jak małe źrebiątko. X zapomniał zupełnie, że był człowiekiem, i myślał, że jest znowu ptakiem, tak jak wtedy, kiedy był na Ptasiej Wyspie. Otworzył usta, chcąc złapać przelatującą muchę, ale mucha mu uciekła. Więc machnął za nią rączką, czego, rzecz prosta, ptaszki nie robią nigdy.



16.

Wszystkie ekrany kontrolne rozbłyskują zielenią i bursztynem.
Nocny Wędrowiec, tu Kontrola. Rozpoczynamy zrzut. Jak się czujesz, X?
Gotów.
Jesteś już na szynie transportowej, ruszamy do komory zrzutowej.
Zrozumiałem.
Przez całą drogę Kontrola odpytuje mnie z procedur, wskazań przyrządów pewnie po to, żeby czymś mnie zająć. To nie prom.
To kapsuła zrzutowa. Jestem ładunkiem. Nie mam na nic wpływu. Start i lądowanie odbędą się automatycznie. Ja mam zacisnąć zęby na ochraniaczach ustnika i pamiętać o oddychaniu. Ewentualnie rozluźnić mięśnie, myśleć o Europie i postarać się znaleźć w tym odrobinę przyjemności. To wszystko.
(...)
Ostatni dźwięk mojego świata to łoskot szczęk cumowniczych, prześlizgujących się po pancerzu i stłumiony łomot odpalenia.
Nie jestem gotowy...
Potem nie ma już żadnych dźwięków z zewnątrz poza głosami w słuchawkach. Wydaję z siebie radosny, kowbojski ryk i spadam.



17.

Helikopter zatoczył się jak pijany, gwałtownie tracąc wysokość. Wtedy posypała się następna seria pocisków. Z góry i z tyłu rozległy się złowieszcze trzaski, a w innymi miejscu pociski zagrzechotały o metal. Silnik zakaszlał. Maszyna zniknęła z nieba.
Był to jet ranger 206. Mieścił pilota, czterech pasażerów, w tym jednego z przodu, a trzech z tyłu, i wszystkie miejsca były zajęte. Godzinę wcześniej Scot odbywał rutynowy lot. Zabierał w Szirazie z lotniska, położonego o jakieś osiemdziesiąt kilometrów na południowy wschód, kolegów wracających z miesięcznego urlopu. Teraz rutyna zmieniła się w koszmar. Przed helikopterem wyrastała góra, którą cudem chyba ominęli, po czym runęli w przepaść, co dawało możliwość uzyskania z powrotem siły ciągu i częściowego opanowania maszyny.
(…)
Nowe lądowisko było mniejsze, znajdowało się kilkaset metrów dalej, po drugiej stronie doliny; obniżało się, dając dobrą drogę ucieczki, gdyby jej potrzebowali, i było osłonięte od wiatru. Mało śniegu, grunt nierówny, ale znośny.
Wygląda lepiej. - Lochart zsunął słuchawkę z jednego ucha i obejrzał się do tyłu. - Hej, Jean-Luc – zawołał, przekrzykując hałas silnika. - W porządku?
Aha. Słyszałem, jak coś poszło.
My też. Jordon, nic ci nie jest?
Jasne, w porządeczku – odkrzyknął skwaszonym głosem Jordon. Szczupły, twardy Australijczyk potrząsał głową jak pies. - Tylko walnąłem pieprzonym łbem, to nic, prawda? Cholerne, pieprzone pociski! Wydawało mi się, iż Scot powiedział, że wszystkie pieprzone sprawy lepiej się ułożą, gdy ten pieprzony Szach się wyniesie, a Chomeini wpieprzy się tu z powrotem. Lepiej? Teraz ci zasrańcy do nas strzelają! Nigdy przedtem tego nie robili. Co się tu dzieje, do cholery?!



18.

Fergusson wówczas nic nie odpowiadał, był wciąż zamyślony, nie sypiał po nocach, robiąc doświadczenia z rozmaitemi maszynami, niewiadomego użytku. Z tego wszystkiego widocznem było, że kiełkowała w mózgownicy jego myśl jakaś.
Nad czem mógł on tak rozmyślać i pracować? zapytywał siebie Kennedy, gdy przyjaciel jego w styczniu opuścił go i przeniósł się do Londynu.
Odpowiedź na to pytanie znalazł następnego dnia w zaznaczonym już przez nas artykule "Daily Telegraph".
- Litościwy Boże! - zawołał - ten człowiek zwaryował! Przebyć Afrykę balonem! - A więc o tem myślał przez dwa ostatnie lata!
Te i temu podobne wykrzyki wydawał Dick, uderzając się pięścią w czoło - wzruszenie jego nie miało granic.
Gdy stara jego przyjaciółka, pani Elżbieta, zwróciła uwagę, że cały ten projekt może polegać na mistyfikacyi, odpowiedział żywo:
Głupstwo! znam przecie Samuela, projekt taki mógł tylko powstać w jego głowie. Puścić się balonem, bujać w powietrzu! zazdrościć ptakom! Nie! z tego nic nie będzie! postaram się temu przeszkodzić! Jeśli mu się tym razem nie stawi przeszkód, któż zaręczy, iż pewnego pięknego poranku nie puści się w podróż na księżyc!



19.

I chłopiec zapomniał znów zupełnie o tym, że jest taki mały i bezsilny. Zeskoczył z murka, rzucił się między gęsi i objął gąsiora rękami.
Wybij sobie z głowy ucieczkę! - wołał. - Słyszysz?
Ale w tej samej chwili gąsior pojął, jakim sposobem wzbić się ma w górę. W zapale nie zwrócił uwagi na chłopca i uniósł go z sobą.
Stało się to tak szybko, że malec stracił przytomność umysłu. Zanim się opamiętał, że powinien puścić szyję gąsiora, był już za wysoko; gdyby ją teraz puścił, zabiłby się na pewno.
Nie pozostawało nic innego, jak tylko wdrapać się na grzbiet gąsiora. Ale wcale niełatwo było utrzymać się na gładkim grzbiecie między poruszającymi się skrzydłami. Musiał obiema rękami trzymać się mocno piór, żeby nie spaść na ziemię.



20.

Jeżeli poprzednie zdjęcia były interesujące, to te okazały się wprost zaskakujące. Jedno z nich ukazywało stojący na pasie startowym nocny myśliwiec Junkers 88S z wyraźnie widocznym hitlerowskim krzyżem na kadłubie i swastyką na ogonie. Mechanik nosił czarny kombinezon Luftwaffe. Obok stał samolot zwiadowczy Fieseler Storch. Dalej dwa hangary.
A cóż to takiego, do licha? - zapytałem.
Tutejszy pas startowy. Tak, w Cold Harbour. Nocne loty nad Francję, takie rzeczy. Przechytrzało się wroga, udając go.
Zdaje się, że to niezbyt korzysten, jeśli wpadło się w ręce nieprzyjaciela – zauważyła Denise.
Pewny pluton egzekucyjny.


===========


Dodane 28 grudnia 2012:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 7908
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 23
Użytkownik: paren 16.11.2012 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przy... | paren
Natii proponuje, by oderwać się od ziemi i poszybować w przestworza... Zapowiada się niezwykła przygoda. :-)

Zapraszam! :-)
Użytkownik: Natii 17.11.2012 08:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przy... | paren
Kochani, zapraszam do zabawy! :-) Na Wasze maile postaram się zacząć odpowiadać dziś po południu.
Użytkownik: joanna.syrenka 17.11.2012 19:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przy... | paren
W pierwszym rozdaniu mam siedem lądowań, więc jestem bardziej niż zadowolona. Boję się pytać o dusiołki, bo niektóre są tak oczywiste, że nie chcę sobie wstydu narobić :P
Ale co tam - skąd znam 19 i kto mi pomataczy 2? :)
Użytkownik: anek7 17.11.2012 19:44 napisał(a):
Odpowiedź na: W pierwszym rozdaniu mam ... | joanna.syrenka
2 - to coś co pewnie większość zna a mało kto czytał;) Przeczytaj uważnie tekst, zwróć uwagę na rekwizyty, zamknij oczy i co (albo kogo) widzisz?

19 - hmm... Skąd znasz? Może Ci, podobnie jak mnie, mama czytała do poduszki? Byłam mocno zdegustowana, że nasze podwórkowe gęsi całkiem nielotne były, pomijając, że i tak by mnie nie uniosły... Ale może na północy ptactwo ma większy gabaryt?
Użytkownik: alva 17.11.2012 20:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przy... | paren
Numer 6 mnie dobije. Miałam go na końcu języka, kiedy pewna niepozytywna osoba mi przeszkodziła. Ale ja to znam! Skąd?!
Użytkownik: anek7 17.11.2012 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Numer 6 mnie dobije. Miał... | alva
Tajemniczy skrzydlaty stwór był niewidoczny dla tych osób, które nie miały na swoim koncie pewnego bardzo traumatycznego przeżycia.
Użytkownik: skatty 17.11.2012 22:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przy... | paren
Ta nieszczęsna 2 też mi nie daje spokoju. Wszystko mam, tylko to jedno mnie męczy...
Użytkownik: imarba 18.11.2012 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przy... | paren
Wszystko mam, choć jeszcze nie posłane, ale 2 nie mam, to znaczy podejrzewam autora, ale nie mam jak sprawdzić...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.11.2012 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystko mam, choć jeszcz... | imarba
Pozostaje zrobić to, co nieraz robili bohaterowie (w liczbie pięciu, z czego trzech to grupa rodzinna) po dotarciu na miejsce - choć od razu i nie wszyscy naraz) - czyli strzelić :-). Tak właśnie uczyniłam - drogą skojarzeń z bardziej obrazkowym medium, dzięki któremu przypomniałam sobie imię dzieciątka - i trafiłam.

Osobiście byłabym wdzięczna za jakieś namiary na 5 i 13, bo choć nie wykluczam, że kiedyś się z tymi rodzicami zetknęłam, to najwyraźniej nie mam ich w swoich zbiorach.
Użytkownik: anek7 18.11.2012 20:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przy... | paren
14, 15, 16 i 17 - czy ktoś mógłby coś szepnąć na temat tych lotników?
Użytkownik: joanna.syrenka 18.11.2012 20:26 napisał(a):
Odpowiedź na: 14, 15, 16 i 17 - czy kto... | anek7
14 - to bardzo aromatyczny lotnik, który zresztą lata głównie przez sen.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.11.2012 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: 14, 15, 16 i 17 - czy kto... | anek7
15 - nie ma to jak umieć latać od siódmego dnia życia (a w razie potrzeby zawsze można pojeździć na kozie)!
16 - mało kto chciałby lecieć w taką misję, wpadając w zawieruchę na obcej planecie gorzej niż śliwka w kompot. Nawet jeśli ma wsparcie elektronicznego ... takiego czegoś, bo na magię to za mało. Ale jeśli się ma w sobie polską zawadiackość, bałkański temperament i fińską zimną krew - może być łatwiej.
Użytkownik: Natii 18.11.2012 21:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przy... | paren
Kochani, odpowiedziałam na wszystkie maile, które otrzymałam do tej pory. Jeśli ktoś nie dostał ode mnie odpowiedzi, to znaczy, że mail tej osoby do mnie nie dotarł - proszę w takiej sytuacji o ponowne przesłanie. (tak, sprawdziłam spam ;-))
Użytkownik: Pani_Wu 20.11.2012 17:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przy... | paren
Sznajperku, gdzieś Ty przebywał, że takie hasło wymyśliłeś? :)))))) Czyżby jakiś duch w Ciebie wstąpił? :) Jest doskonałe!
Użytkownik: Sznajper 20.11.2012 18:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Sznajperku, gdzieś Ty prz... | Pani_Wu
Dzięki :)
Musiałem przeleżeć parę dni w szpitalu, dlatego logo pojawiło się dopiero teraz. A czytanie uratowało moje zdrowie psychiczne, nadszarpnięte przez pobyt w tej instytucji ;)
Użytkownik: Pani_Wu 20.11.2012 19:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki :) Musiałem przel... | Sznajper
No cosik słyszałam, że jakieś dziwne metody leczenia teraz stosują ;)
Użytkownik: margines 20.11.2012 22:30 napisał(a):
Odpowiedź na: No cosik słyszałam, że ja... | Pani_Wu
Literaturoterapia, czy coś?
Użytkownik: Pani_Wu 20.11.2012 23:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Literaturoterapia, czy co... | margines
Jakoś tak podobnie, ale chyba po łacinie :)
Użytkownik: anek7 21.11.2012 20:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś tak podobnie, ale c... | Pani_Wu
Biblioterapia:)
Użytkownik: margines 22.11.2012 11:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Biblioterapia:) | anek7
Że też mi to do głowy nie przyszło! :/
A taka oczywista sprawa!
Dzięki, Anek, za sprostowanie.
Użytkownik: anek7 22.11.2012 12:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Że też mi to do głowy nie... | margines
E - ja taka cwana jestem, bo miałam takie zajęcia na studiach:)
Użytkownik: margines 20.11.2012 18:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przy... | paren
Sznajper,
logo i hasełko... wprost niebiańskie:)!

Wielkie brawa!
Użytkownik: margines 20.11.2012 18:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przy... | paren
No i o mały włos zapomniałem
(ale w porę się pamiętałem)
napisać
i dać wam tu znać,
że w harcach pod chmurami
marginesy lubią brać udział czasami:)
Tak więc wczoraj
przyszła pora
na podskoki
pod obłoki:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: