Dodany: 16.11.2012 19:47|Autor: kocio

BiblioNETka> O BiblioNETce

4 osoby polecają ten tekst.

"Wszystkie prawa zastrzeżone"?


Pod moim nowym wpisem z opisem z okładki książki pojawił się taki dopisek:

"(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione."

Jak się domyślam, jest standardowo doklejany, bo to samo pojawiło się pod cytatem z tej samej książki, który także dopisałem.

Mam dwa poważne zastrzeżenia do tego napisu:

1. To mi wygląda na jakiś niemiły straszak - jeśli się pisze o zakazach, to uczciwie byłoby pisać także o tym, co czytelnik może (polecam w tym kontekście zobaczyć projekt "Bądź bardziej świadomy" - http://badzbardziejswiadomy.pl/ ).

2. To jest mylące i nie ma sensu - istnieje przecież prawo cytatu, dozwolony użytek... Prawo autorskie ma bowiem rozmaite wyjątki. Dla unaocznienia absurdu: nie pytałem autora książki o zgodę na umieszczenie cytatu ani wydawnictwa w kwestii opisu z okładki i szczerze wątpię, żeby robił to ktokolwiek umieszczających takie cudze teksty na BiblioNETce. To by znaczyło, że prawie wszystkie "cudze teksty" w BiblioNETce byłyby już naruszeniem prawa, prawda?...

Nie wiem, czemu właściwie ten dopisek służy, do kogo jest właściwie skierowany i skąd się pojawił, ale moim zdaniem jest nie tylko niezgodny z rzeczywistością, ale wręcz szkodliwy. A jeśli ktoś sądzi, że taka (dez)informacja daje przynajmniej jakieś prawne zabezpieczenie (tzw. "dupochron" =} ), to polecam tekst Piotra "VaGli" Waglowskiego "Decyzja w sprawie okładek płyt Warnera" ( http://prawo.vagla.pl/node/7037 ) - tam też umieszczone było podobne ostrzeżenie, a UOKiK wygrał sprawę z samym potężnym Warner Bros...

Szanujmy prawo, ale nie wprowadzajmy w błąd jednej ze stron, której ono dotyczy!
Wyświetleń: 9846
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 12
Użytkownik: Anna 46 16.11.2012 20:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Pod moim nowym wpisem z o... | kocio
Tan dopisek służy ku przestrodze nieuczciwym portalom wykorzystującym nasze teksty bez wiedzy i zgody.

Jeżeli ktoś wykorzystuje moją recenzję, to rada bym zobaczyła link do strony (BiblioNETka), gdzie ta recenzja została zamieszczona, ale nie - mój tekst zostaje bezczelnie podpisany cudzym nazwiskiem - nie uchodzi!
Użytkownik: kocio 16.11.2012 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Tan dopisek służy ku prze... | Anna 46
Już rozumiem skąd się to wzięło - znalazłem odpowiedni wątek ( Nasze prawa autorskie ). Ale to i tak nie usprawiedliwia straszenia sformułowaniem ani jego nieprawdziwości.

A na twoje życzenie istnieje prosta rada - wystarczy własnoręcznie dopisać pod swoim tekstem (a na pewno nie pod "cudzymi tekstami", jak to jest obecnie...), że jest on np. na licencji CC BY (Creative Commons Uznanie Autorstwa), które akurat nic nie wspomina o konieczności linku, ale podanie autora jest obowiązkowe, albo choćby opisowo, że można kopiować ten tekst, ale trzeba dodać link do tej strony. Wtedy ktoś może przeczytać, jakie ma prawa i obowiązki - jeśli nie jest uczciwy, to i tak to niczego nie załatwi, a jeśli jest, to zamiast się bać paragrafu i mieć wątpliwości, postąpi zgodnie z twoim życzeniem.
Użytkownik: Anna 46 16.11.2012 21:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Już rozumiem skąd się to ... | kocio
Nie mam ochoty niczego dopisywać, skoro tekst jest mój, niech mój pozostanie.
Nikt tu nikogo nie straszy a dalsza dyskusja na temat, to zwykłe bicie piany.
Pozdrawiam.
Użytkownik: kocio 16.11.2012 22:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mam ochoty niczego do... | Anna 46
A jak tekst jest wydawnictwa, to "niech jego pozostanie", owszem - tylko co to znaczy, że nie wolno nam go kopiować pod żadnym pozorem?... To jest przecież to samo prawo, tylko raz jesteśmy z jednej strony (twórca), a raz z drugiej (odbiorca/przetwórca), i obu należy się respektowanie jego praw. To, o czym napisałaś (przepisanie całego utworu ze zmianą nazwiska/atrybucji), nie jest dozwolone i tak, dodanie dopiska copyrightowego prawnie nie zmienia niczego, a tylko straszy. To, że ktoś się czuje przez kogoś innego pokrzywdzony, nie jest powodem, żeby rozklejać straszaki. Ja się źle czuję w takiej atmosferze.

Oczywiście niczego nie musisz dopisywać - prawo autorskie działa z automatu, ale wyjątki też są odgórnie określone. Podałem tylko jaki dopisek nie byłby mylący zamiast tego, który jest teraz. Lepszy brak dopiska niż manipulacyjna treść, nawet jeśli wynikająca z czyjejś faktycznej przykrości.
Użytkownik: Szeba 17.11.2012 19:06 napisał(a):
Odpowiedź na: A jak tekst jest wydawnic... | kocio
Myślę, że gdybym pod jakimś moim tekstem - nie przepisanym, ale napisanym przeze mnie - dodała inny dopisek, to byłby on nadrzędny?

Może powinno być kilka opcji tych automatycznych not a może powinna też istnieć możliwość wyboru takiej, czy innej noty podczas dodawania danego tekstu? Tylko że jeszcze trzeba by się nieźle orientować w prawie autorskim, a z tym jest kłopot - dezorientacja, to dobrze oddaje także moje odczucia.
Użytkownik: kocio 18.11.2012 04:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że gdybym pod jaki... | Szeba
1. Zasady.

Podstawowe zasady nie są aż tak skomplikowane i dadzą się z grubsza streścić ludzkim językiem:

Domyślnie jeśli coś upublicznisz (i to jest ustawowy utwór, czyli nie materiał urzędowy ani prosty nius, i jest jakiś twój sposób ekspresji), to dostaje się pod warunki prawa autorskiego, czyli generalnie ty decydujesz, co wolno z tym robić jeśli idzie o dalsze publikowanie. A jak nic nie powiesz, to obowiązują maksymalne ograniczenia - choć nawet i one "tylko" do 70 lat po śmierci.

Polskie prawo nie ma nic przeciw kopiowaniu dowolnego utworu na cele własne (niezależnie skąd utwór pochodzi i czy ktoś go upublicznił legalnie czy nie, choć powszechnie fałszywie sugeruje się, że pobieranie jest nielegalne), więc choćbyś pękła to nie jesteś w stanie skutecznie prawnie tego zabronić. Podobnie jest z cytowaniem z zachowaniem podstawowych warunków (trzeba zaznaczyć autorstwo) choćby na cele krytyczne (czyli np. wykorzystać fragment książki żeby go zjechać lub wychwalić) lub satyryczne - to także nie wymaga żadnej zgody ani wiedzy twórców. Mogą się pieklić o niekorzystną recenzję (np. "Kac Wawa"), ale akurat prawo autorskie nie daje im żadnej możliwości powstrzymania tego - to już zupełnie inne regulacje.

2. Problemy.

Zasady się specjalnie nie zmieniły od lat i dziesięcioleci (a wręcz nawet stuleci), ale ponieważ nastąpiła rewolucja informacyjna, to zrobiło się gorąco i stąd takie zamieszanie.

Przede wszystkim obieg komercyjny wymieszał się z obiegiem prywatnym - jak coś publikujesz na własnym blogu albo serwisie przeznaczonym dla 6 przyjaciółek (albo dla 1000 czytelników w BiblioNETce), a dostęp do niego nie jest ograniczony np. hasłem, to i tak w praktyce dostęp do tego ma cały świat, więc mimowolnie stajesz się tak samo masowym publikatorem jak BBC czy Disney. I tu prawo autorskie zderza się ze zwykłą komunikacją międzyludzką, która szerokim strumieniem zasiedliła sieć.

Po drugie forma cyfrowa każe się zastanowić nad pojęciem pożyczania (bo jak teraz "pożyczyć" utwór - skopiować komuś i usunąć u siebie? teoretycznie tak, ale widać jak to jest przystosowane do obiektów materialnych, bo wcześniej to było znacznie prostsze niż kopiowanie), kręgiem znajomych (czy jak z kimś gadam na czacie i piszę majle, ale nie wiem jak się nazywa i jak wygląda, to jest znajomy?).

Dalej - skoro z utworów można czerpać zyski, to panuje paranoja kontrolowania: wydawcy prostych wiadomości (tzn. bez komentarza, informujących o faktach) też by chcieli, żeby mogli sprzedawać prawo do ich wykorzystania, niezależnie od litery prawa, a więc definicję utworu chce się rozszerzyć na wszystko (urzędy i agendy państwowe też przecież by chciały zarabiać), a zarazem powstają też materiały rejestrowane automatycznie (np. z kamery monitoringu), gdzie udział twórczy jest żaden, a właściciel urządzenia mimo tego by chciał...

Wychodząc poza prawo i bardziej wchodząc w ekonomię - posiadaczom praw autorskich wydaje się, że każda nie dozwolona (nieutoryzowana) przez nich kopia to dla nich strata ekonomiczna, a nawet ta, wydawałoby się zdroworozsądkowa teoria, jest coraz silniej podważana przez badania i praktyki biznesowe np. Coelho.

Kolejna sprawa - oprogramowanie i bazy danych doczekały się osobnych, ostrzejszych regulacji. Tu nawet (o ile pamiętam) kopiowanie na własny użytek bez zezwolenia jest zabronione.

Cała ta gorączka powoduje, że przestaje się dostrzegać dlaczego to prawo zostało od początku ograniczone wyjątkami i stara się sugerować, że one nie istnieją. To mogłoby mieć sens, gdyby twórczość (nie tylko artystyczna) była zawsze samorodna i nie miała wpływu na resztę życia społecznego, tymczasem widać współcześnie, że kultura działa inaczej - najczęściej powtarza się coś i ewentualnie modyfikuje. A współcześnie to powtarzanie i modyfikowanie staje się prostsze niż kiedykolwiek. Dlatego prawo autorskie w obecnej formie przeradza się nieraz w cenzurę i staje w poprzek podstawowym zwyczajom społecznym (kopiowało się zawsze, tylko ta skopiowana rzecz nie miała ogólnoświatowego zasięgu, więc wydawcy i autorzy nie zajmowali się tym, bo to był inny obieg).

Dodatkowym problemem jest to, że nie ma jednego, międzynarodowego prawa autorskiego, i to, co w jednym kraju jest legalne, w innym nie. A nie jest żadnym dziwem, że Fin będąc w Niemczech publikuje coś na serwerze stojącym w Ameryce.

Dlatego jestem zdecydowanie przeciwny mnożeniu straszaków. Nie dlatego, że nie dostrzegam konfliktu interesów (bo to niczyja wina, że w sieciach cyfrowych obiegi się wymieszały), tylko dlatego, żeby interesy wydawców i autorów nie były eksponowane kosztem interesów odbiorców i (prze)twórców. To jakby np. w handlu odebrać klientom prawa rękojmi czy reklamacji (bo przecież towar należy do sprzedającego, nieprawdaż?), tylko z jeszcze gorszymi skutkami.

3. Licencje.

Wracając do naszych konkretnych problemów - chociaż prawo jest z nazwy autorskie, to dotyczy często wydawców, bo istnieje szeroka praktyka kupowania tych praw (poza prawami osobistymi, czyli podpisaniem nazwiskiem lub pseudonimem, bo te są niezbywalne). "Nadrzędna" będzie więc umowa - w naszym przypadku BiblioNETka nie jest wydawcą (choć o role pośredników też trwają gorące dysputy) i nie przejmuje naszych praw do recenzji. Jeśli regulamin nas nie wywłaszcza, to nadal możemy dowolnie określać, na co chcemy pozwalać (poza wyjątkami ustawowymi, które są ponad naszą wolą).

Pewien umiarkowany kłopot jest z formułowaniem tych praw. Możesz ogłosić, żeby za każdą publikację twojego tekstu trzeba było ci wysłać kartkę pocztową (i były publikowane programy na licencji tzw. Cardware), albo zrobić cokolwiek innego dziwnego. To jednak utrudnia wykorzystywanie tego w bardziej złożonych projektach, dlatego istnieją gotowce licencyjne, a w dziedzinie treści innych niż dane dla komputerów powszechne stały się licencje Creative Commons. To nie jest jedna licencja, ale cała ich rodzina, co z jednej strony standaryzuje warunki wykorzystania, a z drugiej pozwala dobrać odpowiedni zestaw jak z klocków.

Te klocki to "BY" (uznanie autorstwa), "SA" (dalsze wykorzystanie tylko na tej samej licencji), "NC" (tylko niekomercyjnie) i "ND" (bez utworów pochodnych). Są jeszcze wersje dostosowane do prawodawstwa różnych krajów oraz kolejne numerki, świadczące o poprawionych wersjach tych licencji, dlatego można np. spotkać opis "CC BY-SA 3.0 PL" (trzeba podać autora, a jeśli się chce zrobić z tym tekstem jakiś miks, to on musi zapewniać tylko ten sam warunek - podanie pierwotnego autora - ale nie może zabraniać dalszego miksowania, a konkretny zapis licencji to trzecia wersja i jest specjalnie dostosowany do polskiego prawa).

Jeszcze jednym ciekawym przypadkiem jest CC0 - to ogłoszenie typu "róbta co chceta", czyli przekazuje się odbiorcom maksimum praw w danym systemie (bo np. w polskim prawie nie można się totalnie zrzec utworu - nikt takiej możliwości nie przewidział).

4. Praktyka.

Byłoby więc miło, gdyby można było wybrać sobie jak bardzo chcemy pozwolić odbiorcom na dalsze opracowywanie (jak wspomniałem jak się nic nie napisze, to obowiązują maksymalne ograniczenia). W ten sposób są dostępne teksty na Wikipedii (akurat wszystkie na CC BY-SA 3.0 unported - czytelny opis: http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.pl), multimedia na Wikimedia Commons (czyli te wykorzystywane przez Wikipedie), wiele fotek na serwisie Flickr (http://www.flickr.com/creativecommons/) czy cała muzyka na Jamendo. Generalnie coraz więcej serwisów zaczyna udostępniać swoje zasoby na takich warunkach - to w stosunku do domyślnego copyrightu nadal nisza, ale rozwojowa.

Ja chętnie bym z takiego zautomatyzowanego wyboru na BiblioNETce skorzystał, zamiast ręcznie wszędzie dopisywać np. "CC BY 3.0". Oczywiście zawsze mogę to zrobić, ale człowiek jest leniwy - jak w Wikipedii wymagana jest liberalna licencja, to całkiem sporo ludzi nawet nie zwraca uwagi, że ktoś to może wykorzystać potem, tylko dopisuje albo wrzuca fotki, a jak chce coś wrzucić na Facebooka, to wrzuca nie patrząc, że tam z kolei regulamin może pozwalać serwisowi na dalsze wykorzystywanie bez uzyskiwania dalszej zgody użytkownika. Tak to z ludźmi jest i już. =}
Użytkownik: emkawu 18.11.2012 13:33 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Zasady. Podstawowe ... | kocio
Dziękuję Ci za tę czytatkę, miałam podobne przemyślenia, ale brakowało mi szczegółowej wiedzy.
Użytkownik: kocio 18.11.2012 16:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci za tę czytatk... | emkawu
Miałem cichą nadzieję, że nie za długi i niezbyt rozbudowany we wszystkie strony ten wpis wyszedł, bo problemy prawa autorskiego to od kilku lat mój konik... =}

***

Ale skoro jesteśmy przy temacie - jeśli kogoś te kwestie też interesują, to Fundacja Nowoczesna Polska urządza niedługo w Warszawie "CopyCamp", czyli konferencję na temat przyszłości prawa autorskiego:

http://copycamp.pl/

Z uwagi na ograniczenia miejsca trzeba się tylko zarejestrować, ale wjazd jest bezpłatny. Jest to o tyle ważna impreza, że firmują ją też SFP, Google, ZAiKS i CEE Trust (wspiera organizacje pozarządowe), a patronuje jej Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, a więc instytucje reprezentujące różne interesy związane z prawem autorskim (bo system jest znacznie bardziej skomplikowany niż tylko "autorzy-odbiorcy"!). Ta różnorodność pozwala wierzyć, że będzie to gorąca i poszerzająca horyzonty dyskusja, a nie jałowe spotkanie "swoich ze swoimi". Pomoże to przygotować grunt pod zrównoważoną, uwzględniającą różne potrzeby, reformę prawa autorskiego - tylko "grunt", bo cała sprawa jest na lata!

Powstał też niedawno serwis informacyjny "Prawo kultury" (także prowadzony przez naszą Fundację) naświetlający problemy z obecnym brzmieniem tego prawa na świecie:

http://prawokultury.pl/

Również niedawno została przetłumaczona na polski i udostępniona do pobrania interesująca propozycja zalegalizowania niekomercyjnego obiegu w sieci - Dzielenie się: Kultura i gospodarka epoki internetu (Aigrain Philippe, Aigrain Suzanne); już przeczytałem i gorąco polecam:

http://prawokultury.pl/newsy/ksiazka-philippe-aigrain-juz-dostepna-po-polsku/

Dzieje się!...
Użytkownik: Szeba 18.11.2012 17:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Miałem cichą nadzieję, że... | kocio
Dzięki.
Użytkownik: Szeba 18.11.2012 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Zasady. Podstawowe ... | kocio
Dzięki, ale mimo wszystko, mimo dobrych chęci, twoich i moich, wciąż nie mogę powiedzieć, że mi się wreszcie rozjaśniło w głowie i w temacie, że teraz to już wszystko wiem, żegnaj dezorientacjo!
Nawet w twojej wypowiedzi jest więcej pytań, gdybań, wątpliwości, niż konkretów, bez urazy. Ale może to specyfika tematu?

Ja bym chciała mieć wszystko w jednym miejscu, wypożyczyć, albo kupić jedną jakąś książkę, przeczytać od deski do deski i już, wiedzieć wszystko o prawie autorskim, co mogę, czego nie i dlaczego, co kto może i kiedy, ewentualnie co z tym jeszcze można by było próbować zrobić, przeforsować co itd. I jeszcze żeby to się przez najbliższe dziesięć lat nie zmieniło ;)

Mówisz "jak się nic nie napisze, to obowiązują maksymalne ograniczenia" - myślę, że tu, na Biblionetce postanowiono jednak uwidocznić to, dać tym zapisem po oczach, przypomnieć każdemu, kto tu zagląda, że zasada obowiązuje i działa, bo zbyt wielu użytkowników zaczęło znajdywać swoją twórczość w różnych zakątkach internetu "cytowaną" z pogwałceniem wszelkich praw.
To oznacza "czy pamiętasz o prawach autorskich?", albo "czy pamiętasz, że to zostało wymyślone-stworzone przez konkretną żywą osobę?" - może tak wystarczyłoby to zresztą ująć ;)

Ludzie po prostu _nie wiedzą_ jak to wszystko działa. I za dużo szumu wokół tego zrobiono, za dużo sprzecznych informacji padło.
Ja na przykład nie wiedziałam, że jak nie ma żadnego zapisu, to działa maksymalne ograniczenie!
Myślałam do niedawna, że przynajmniej młodzież wie więcej na ten temat, że są na czasie, że to ich rzeczywistość, ale przyszło mi się rozczarować - nie wiedzą i nawet specjalnie nie interesują się tymi zagadnieniami, w większości.

Spora część ludzi łamie prawo autorskie, czy zahacza o to zupełnie nieświadomie, nie z premedytacją. Przede wszystkim dlatego, że środowisko się zmieniło, poszło do przodu, ale prawa w nim działające są takie same jak sprzed rewolucji ;) To nie może dobrze działać, dochodzić będzie do kolejnych paranoi.

A zapis indywidualny można sobie wstawić do wizytówki na Biblionetce, tam gdzie piszemy parę słów o sobie - raz, z zastosowaniem do wszystkich naszych tekstów własnych, albo jak kto chce - zrobić legendę, raz.
Użytkownik: kocio 18.11.2012 18:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki, ale mimo wszystko... | Szeba
"Nawet w twojej wypowiedzi jest więcej pytań, gdybań, wątpliwości, niż konkretów, bez urazy. Ale może to specyfika tematu?"

Nie obrażam się =} , faktycznie masz rację. To rzeczywiście specyfika tematu - prawo się ostało na czasy druku, a warunki się zmieniły, i to drastycznie: to była regulacja dla wąskiego kręgu autorów, producentów, wydawców, a teraz dotyka niemal każdego aktu komunikacji w sieci. Żyjemy w ciekawych czasach pod tym względem, a jak wiadomo to nie sprzyja jasności i stabilności - więc bierze się niedopasowany model i go naciąga, każdy po swojemu... No i działa to jak każda prowizorka.

W polskiej Wikipedii zrobiliśmy poradnik na temat dalszego wykorzystywania treści stamtąd i umieściliśmy link na głównej stronie. Nie jest idealny, ale przynajmniej wyjaśnia zamiast straszyć (wolna licencja to też licencja i też można złamać jej zasady):

http://pl.wikipedia.org/wiki/Pomoc:Kopiowanie_z_Wi​kipedii

Myślę, że przygotowanie w BiblioNETce podobnego poradnika i link pod recenzjami ("Przeczytaj, na jakich zasadach możesz skorzystać z tego tekstu" czy coś w tym rodzaju) byłoby lepsze - bo trudno "pamiętać" o tym, czego się właściwie nie zna. =}
Użytkownik: Phi 12.01.2013 10:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Pod moim nowym wpisem z o... | kocio
Chyba dopisek pojawił się przez plagiaty recenzji na innych stronach. Trafiają też na allegro lub chomikuj. Już ja widzę jak dopiskiem, przejmą się "kopiści" :P Wpis pod "notami wydawców" albo "cytatami" to jest paranoja. Osoby, wstawiające tekst nie są jego autorami ani nie pytały autora/wydawnictwa o zgodę na umieszczenie w portalu. Dopisek przeczy sam sobie.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: