Dodany: 16.11.2012 17:52|Autor: derryblossom

Za dużo złotych myśli


„Prawie każda strona przynosi ważną myśl, uczy doceniać chwilę, akceptować cierpienie” – pisze Roman Praszyński w „Elle”. „Działa jak ekstrakt przywracający wiarę” – chwali Igor Kościelniak na łamach „Przekroju”. „Popłakałam się, czytając tę książkę. Jest piękna”* – wyznaje ze wzruszeniem pani bibliotekarka, która być może nie pisze recenzji do gazet i nie jest wielkim autorytetem, lecz jej opinię również należy tutaj wspomnieć, chociażby dlatego, że to głównie ona nastawiła mnie do „Oskara i pani Róży” Érica-Emmanuela Schmitta niezbyt przychylnie. Bo ja sceptyczna jestem i podchodzę z rezerwą do książek, które wszyscy chwalą. W tym przypadku miałam rację: powieść znudziła mnie i zirytowała – łzy ani jednej.

Ta króciutka książeczka opowiada o dziesięcioletnim Oskarze, który, odkąd zdiagnozowano u niego raka, spędza życie w szpitalu. Leczenie nie przynosi efektów. Pewnego dnia chłopiec podsłuchuje rozmowę lekarza z rodzicami i dowiaduje się, że za kilkanaście dni umrze. Zrozpaczonemu dziecku pomaga pani Róża, starsza wolontariuszka, która nie boi się trudnych tematów. Proponuje Oskarowi, by zaczął pisać listy do Boga (w którego Oskar nie wierzy)… i udawać, że jeden dzień to dziesięć lat życia. Książka stanowi właśnie zbiór owych listów.

Jest to wręcz idealny pomysł na powieść, jeśli pragnie się wzruszać. M n i e  nie zrobiło się smutno ani trochę, bo odniosłam wrażenie, że „Oskar…” jest tylko grą na emocjach czytelnika. Czyż istnieją bardziej poruszające tematy, niż: chore dziecko, śmierć, cierpienie, miłość, Bóg? Schmitt połączył to wszystko, przy okazji niewiarygodnie spłycając. W wykreowanym przez niego świecie wszystko jest płaskie, jednowymiarowe, oczywiste, proste. Ta książka nie stawia pytań, na które czytelnik ma odpowiedzieć sam (co uważam za jedną z cech prawdziwej literatury), wręcz przeciwnie - podaje odpowiedzi na tacy; nie zmusza do myślenia, lecz przekazuje gotowe poglądy opakowane w różowy papier. Smutne, że taka historia – bo przecież takie rzeczy dzieją się naprawdę i to jest straszne – została wykorzystana, by, mówiąc krótko, się sprzedać. To tylko moje zdanie, nie twierdzę, że tak było rzeczywiście i nie chcę nikogo obrażać: mówię wyłącznie o swoich odczuciach. Być może jestem niewrażliwa, uprzedzona i idiotycznie przekorna; w końcu wielu osobom się podobało…

Plusy? Nie umarłam z nudów. Kilka fragmentów nawet mi się spodobało, rozbawiło (bo jest to, wbrew pozorom, książka – przynajmniej w założeniu – lekka i zabawna). Ale rozmowy Oskara z panią Różą były strasznym przeżyciem! Nie ma banalniejszej formy przekazywania „złotych myśli” i morałów, niż włożyć je w usta bohaterów, a Schmitt tyle ich chciał tu zawrzeć, że prawie w każdej wymianie zdań pada jakaś życiowa mądrość. Oskar, który jako narrator opowiada swobodnie, lekko, nagle wygłasza kwestie sztywne i patetyczne. Pani Róża jest, być może, miła, ale niezwykle irytująca: większość jej wypowiedzi to wyświechtane frazesy. Gdyby takie zdania pojawiały się rzadziej,  d u ż o  rzadziej, i otoczone były bardziej ambitnymi i głębszymi refleksjami, nie przeszkadzałyby mi – ale tak wielkie nagromadzenie aforyzmów rodem z kalendarza jest nie do wytrzymania, po prostu nuży. Pomijając już to, że z niektórymi się nie zgadzam.

Ciekawostka: „Oskar…”… został lekturą szkolną! Dla trzeciej klasy gimnazjum, gdyby ktoś pytał. Kiedy słuchałam, jaka ta opowieść jest mądra i że przekazuje nam Sens Życia i cierpienia, i ile w niej wartościowych cytatów, miałam ochotę… nie, wcale nie zrobić coś strasznego. Chciało mi się spać.

Ale przynajmniej zyskałam dobry „przykład z lektury” do wykorzystania w rozprawce! A czyż nie po to czyta się książki, aby można było się na nie powołać, uzasadniając swą tezę…?



---
* Éric-Emmanuel Schmitt, „Oskar i pani Róża”, przeł. Barbara Grzegorzewska, wyda. Znak, Kraków 2010, tekst z okładki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6141
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: kocio 27.11.2012 14:19 napisał(a):
Odpowiedź na: „Prawie każda strona przy... | derryblossom
Miałem to samo wrażenie - na szczęście jak przeczytałem "Małe zbrodnie małżeńskie", to się przekonałem, że autor potrafi nieco rozrzedzić atmosferę i pisać aż zapiera dech: Portret dwóch dusz.
Użytkownik: kornwalia 29.11.2012 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: „Prawie każda strona przy... | derryblossom
Dla mnie też ta książka była płytka jak kałuża. Potem przeczytałam jeszcze tego autora "Jak zostałem dziełem sztuki" i dla mnie Schmitt już pozostanie nudziarzem, który albo stara się być inną wersją Coelho, albo sam nie wie, co chce przekazać.
Jestem zaskoczona, że wciągnięto go na listę lektur...
Użytkownik: Pingwinek 23.08.2014 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie też ta książka b... | kornwalia
Wciągnięcie Schmitta na listę lektur w gim. mnie również zastanawia.
Użytkownik: Aithne 30.11.2012 11:03 napisał(a):
Odpowiedź na: „Prawie każda strona przy... | derryblossom
Ja Schmitta bardzo lubię, ale akurat "Oskar..." nie zrobił na mnie większego wrażenia. Nie uważam, żeby był słaby, ale też nie płakałam przy nim ani szczególnie się nie wzruszyłam. Książka miała specyficzny klimat... I to by było na tyle. Szału nie zrobił, kolokwialnie to ujmując. Nawet za bardzo nie pamiętam już jego treści...
Dużo bardziej podobają mi się Schmittowe opowiadania (notabene, to chyba jedyny przypadek, w którym opowiadania podobają mi się na równi z/bardziej niż powieści). Dramaty zresztą też. Całe szczęście, że zaczęłam zaznajamianie się z jego twórczością od "Małych zbrodni małżeńskich"!

A co do lektur: ja swego czasu, również w 3. gimnazjum, jako lekturę na konkurs kuratoryjny (!) musiałam przeczytać "Alchemika"...
Użytkownik: Pingwinek 23.08.2014 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja Schmitta bardzo lubię,... | Aithne
Co do lektur: ja miałam Coelho na liście ponadprogramowych w gimnazjum, w I czy II klasie (początki trzeciego tysiąclecia). Nie miałam jednak o ówczesnej swojej polonistce najlepszego zdania ;)

(Chociaż "Alchemika", przeczytanego parę lat później, lubię. A całą resztę czytałam, czytam, tak trochę "dla beki" ;p)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: