Dodany: 12.11.2012 21:09|Autor: anek7
Na dalekiej północy...
Od jakiegoś czasu na naszym rynku księgarskim pojawia się coraz więcej książek podróżniczych, wspomnień z wypraw w odległe i dzikie miejsca, przybliżających nam, czytelnikom, mało lub całkowicie nieznane kultury. I jakoś tak się składa, że większość tras tych podróży prowadzi do Ameryki Południowej, Australii, południowej i południowo-wschodniej Azji, Afryki czy krajów arabskich - czyli w ciepłe czy wręcz gorące rejony naszego globu. Tymczasem również na dalekiej północy żyje wiele mało znanych plemion, które właśnie z racji trudnych warunków, w jakich przyszło im bytować, zachowały wiele z dawnych obyczajów, tradycji i stylu życia.
Jednym z takich ludów są Nieńcy mieszkający na Półwyspie Jamalskim, w azjatyckiej części Rosji - koczownicy, hodowcy reniferów i jedni z nielicznych, którym udało się uniknąć większości represji z okresu stalinowskiego.
Przyznaję z ręką na sercu, że aż do ostatnich tygodni nie miałam pojęcia o istnieniu Nieńców, co jest tym dziwniejsze, że jedno z najgorzej kojarzących się nam, Polakom, miejsc z historii najnowszej, mianowicie Workuta, leży na ich terenach, a i jego nazwa pochodzi z języka nienieckiego i oznacza "wiele niedźwiedzi". Ale dzięki wydanej przez PWN książce "Dobra krew. W krainie reniferów, bogów i ludzi" ten stan rzeczy uległ zmianie.
Autorka, gdańszczanka Magdalena Skopek, odbyła już wcześniej podróż na Jamał, jednak jej największym marzeniem było poznanie życia Nieńców "od środka". Dzięki wytrwałości oraz temu, że nie dała się trudnościom natury biurokratycznej ani komunikacyjnej, udało się jej w końcu dotrzeć do koczującej w tundrze nienieckiej rodziny, przez dwa miesiące mieszkać w jej czumie (rodzaj namiotu) i uczestniczyć w życiu codziennym.
A życie w tundrze do najłatwiejszych nie należy... Ostre arktyczne powietrze, wszechobecna wilgoć, chmary komarów i meszek to tylko początek długiej listy "przyjemności" czekających każdego, kto chce lub musi tam mieszkać.
Magdalena, zwana przez swoich gospodarzy Mjagnie, dosyć szybko dopasowała się do rytmu życia w czumie i starała się być użyteczna przy codziennych pracach - zbieraniu opału, noszeniu wody, przygotowywaniu posiłków czy "kasłaniu" - to słowo oznacza przeprowadzkę, która odbywała się co kilka dni, wszak Nieńcy to naród koczowników.
Jednak chyba największym wyzwaniem było przystosowanie się do zwyczajów kulinarnych panujących na dalekiej północy - surowe mięso i ryby, suchary, szpik kostny, masło z cukrem czy wreszcie solona krew renifera to tylko niektóre z przysmaków serwowanych w czumie.
Tekst jest bogato ilustrowany fotografiami autorki - portrety rodziny, u której mieszkała, jej sąsiadów, zdjęcia dokumentujące codzienne czynności oraz krajobraz: zarówno drogę i miasteczka stanowiące kolejne etapy w podróży na Jamał, jak i tundrę. I tu przeżyłam ogromne zaskoczenie - jakoś tak wydawało mi się, że owa tundra to najbardziej nieciekawe miejsce na świecie, szarobura, pozbawiona drzew i krzewów pustka, porośnięta mchem i jakimiś karłowatymi roślinkami - tymczasem nic bardziej mylnego. W letnich miesiącach tundrę porasta trawa, kwitną drobne kwiatki, a strumienie i małe jeziorka cieszą oczy różnymi odcieniami błękitu.
Warto sięgnąć po książkę Magdaleny Skopek i poznać jedno z niewielu plemion, dla których czas jakby się zatrzymał. Tym bardziej że na Jamale odkryto bogate złoża gazu ziemnego i pewnie za kilka lat stada reniferów i zagubione w tundrze czumy znikną, a na ich miejscu pojawi się plątanina rur i wykopów...
[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.