Dodany: 26.10.2012 12:34|Autor: mastrangelo

Zbrodnia w kraju carów


Grigorij Szałwowicz Czchartiszwili. Z takim nazwiskiem we współczesnej Rosji nie sposób zrobić kariery. Przynajmniej trudno. Z jakiegoś powodu przed dziesiątkami lat rewolucjoniści zmieniali się z Uljanowów w Leninów, z Bronsztejnów w Trockich i z Dżugaszwilich w Stalinów. Czchartiszwili twierdzi, że użycie przez niego pseudonimu nie ma związku z chęcią bycia popularnym i poczytnym*, ale to już materiał na zupełnie inną opowieść. Z Czchartiszwilego jest w Akuninie jedynie japoński pseudonim, który oznacza łotra. Bo też i ten gatunek człowieka jest najważniejszy w jego kryminalnym cyklu o Eraście Fandorinie.

Moskwa. Rok 1876. Erast Fandorin, przedwcześnie osierocony, pozbawiony środków do życia, zmuszony jest porzucić naukę i podjąć pracę. Zostaje zatrudniony w policji na najniższym z możliwych szczebli w skomplikowanej carskiej administracji. Zbiegiem okoliczności początek jego kariery styka się z samobójczą śmiercią bogatego studenta, który cały swój majątek pozostawia majętnej Angielce – Lady Astair, poświęcającej życie na zakładanie sierocińców. Gdy przełożeni błyskawicznie odkładają sprawę, uznając ją za wyjaśnioną, podejrzliwy śledczy zaczyna działać na własną rękę. W celu wyjaśnienia zagadki musi wyruszyć aż do Londynu.

Śmiem twierdzić, że kryminały retro pisze się łatwiej. Konstatacja taka jest efektem przemyśleń następujących:

1. Wiedza o czasach minionych, w zestawieniu z bolesną teraźniejszością, jest okrojona, by nie powiedzieć uboga. A gdy utwór otacza nimb tajemniczości, łatwiej czytelnika zaciekawić i wciągnąć w opowiadaną historię i kunsztowną (z pozoru) grę.
2. Szczególnie łatwo jest napisać kryminał retro z akcją osadzoną w drugiej połowie XIX wieku. Rodzą się ruchy rewolucyjne, panoszy się chwiejące się w posadach Święte Przymierze, w stosunkach między mocarstwami – niepewność, Prusacy i Francuzi ledwo skończyli się brać za łby, bomby rozbłyskują na ulicach miast, anarchiści ganiają socjalistów, a tych ścigają rojaliści i karbonariusze, rozwój cywilizacji jest niepowstrzymany, w narodach budzi się samoświadomość, w klasach uciskanych – sprzeciw, powstają teorie spiskowe i tajne stowarzyszenia, szerzą się rasizm i antysemityzm. Można powiedzieć – niewyczerpana studnia możliwości. Erudycyjny zasób schyłku XIX stulecia pokazał Umberto Eco w „Cmentarzu w Pradze”. Nic dziwnego, że wtedy pojawił się archetyp w postaci Sherlocka Holmesa. Przez tę łatwość popaść można jednak w samozadowolenie i zepsuć znakomity materiał. Szczęśliwie, Akunin tego nie robi.

Bardzo upraszczając, opierając się na skrócie myślowym, powiedzieć można, że dobrze skonstruowany kryminał składa się z trzech składników. Po pierwsze - dobrze skrojonej intrygi, trzymającej w napięciu i nietypowej, skrupulatnie opisanej siatki zbrodni w adekwatnym kontekście. Po drugie – języka powieści i opisu realiów, bo przecież nie można opowiadać o zabójcach cara Aleksandra pisząc stylem Masłowskiej ani nie wiedząc nic o caracie. Po trzecie – postaci – im mniej sztampowych, im bardziej wykraczających poza przeciętność albo literacki schemat powieści z dreszczykiem, tym lepszy finalny produkt.

Historia, którą raczy nas Akunin w „Azazelu”, jest poprawna, lecz nic ponadto. Nie ma w niej wyjątkowo kunsztownych i zawiłych zwrotów akcji, wydaje się, że nawet mniej wytrawny czytelnik nadąża i nie ma problemu z wychwytywaniem niuansów. Finał i puenta również pozbawione są przysłowiowej wisienki (choć osobiście wolałbym ananas). Jednakże fabuła jest wyjątkowa w jednym aspekcie – niejednoznaczności zbrodni. W kryminałach postać detektywa, by weszła do kanonu, nie może być kryształowo czysta. Przypomnijmy sobie wszystkie słabostki Marlowe’a, Holmesa, Poirota czy Mocka. Jednak rzadko się zdarza, by niejednoznaczny był ciąg zbrodni i łotr – tu twórcy dają nam bezwzględnie złe postaci. W przypadku „Azazela” ostateczne rozstrzygnięcie wcale nie jest etycznie jednoznaczne.

Po drugie, język. Tu, choć pisarz stara się odżegnywać od porównań, wychodzi z Akunina życiorys Czchartiszwilego. Doświadczenie tłumacza i literaturoznawcy powoduje niezwykłą dbałość o szczegóły. Umiejętna stylizacja językowa sprawia, że momentami trudno odgonić od siebie myśl, iż jest to powieść napisana wtedy, w 1876 roku, a nie historia retro stworzona bez mała sto lat później. W połączeniu ze skrupulatnym opisem sytuacji społecznej, z wyrazistym przybliżeniem warunków panujących w carskiej Rosji, wypada bardzo wiarygodnie.

I wreszcie – postaci, najmocniejsza strona prozy Akunina. Główny bohater nie ma w sobie nic z typu idealnego detektywa. Większość z nich poznajemy w wieku dojrzałym, mocno już znużonych życiem i sceptycznych, z bagażem doświadczeń. Fandorin to młodzieniec, amator, któremu kryminalna zagadka nasunęła się właściwie przypadkiem. Erast nie tylko jest młokosem, ale również zachowuje się jak młokos albo bardzo nieprofesjonalny lub niedoświadczony stróż prawa – wszystko go ekscytuje, nie potrafi ukryć emocji, podejmuje pochopne decyzje, które okazują się tragiczne w skutkach. Niesie to za sobą dwie konsekwencje – bohater nie jest jednowymiarowy, bo łączy wymienione cechy z chłodną analizą, dokładną kalkulacją i świadomością własnej wartości. Z drugiej strony zaś powstaje bardzo ciekawe wrażenie, że w rzeczywistości nie ma on wielkiego wpływu na rozwój wydarzeń – to okoliczności i przypadek doprowadzają do rozwiązania intrygi. Dużą rolę w „Azazelu” odgrywają kobiety. A tu Akunin jest bezlitosny. Większość pań to trzpiotki pozbawione rozumków, niańczone i wychowywane, by ładnie wyglądać i być płodnymi żonami. Momentami obraz jest tak drastycznie szowinistyczny, że oskarżenie Akunina o skrajny mizoginizm nie byłoby bardzo naciągane. Jeśli jednak kobieta w powieści wychodzi poza swoją stereotypową, dziewiętnastowieczną kobiecość, mamy do czynienia z postacią wybitną, wyrachowaną, świadomą swoich celów i rządzącą światem rozbuchanego testosteronu. Tej chwiejnej równowadze warto się przyjrzeć bliżej.

To mój pierwszy kontakt z Akuninem i zarazem jego kryminalny debiut. Mam ochotę sięgnąć po więcej. W związku z tym liczę, że w przeciwieństwie do polskiego mistrza kryminału retro, Marka Krajewskiego, wraz z kolejnymi książkami jest w coraz lepszej formie.

Na koniec rada, drodzy czytelnicy. Nie zaczynajcie czytać przed snem, bo wtedy nieprzespana noc gwarantowana.


---
* Informacja zaczerpnięta z wywiadu z Borysem Akuninem w „Tygodniku Powszechnym”, wydanie internetowe, dostęp z dn. 25/10/2012.


[Recenzja opublikowana także na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1112
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: