Dodany: 18.10.2004 12:02|Autor: woy
Kryzys środka historii?
Czekałem na tę książkę, jak na rzadko którą. Bo dał też Sapkowski swoim fanom do wiwatu, trzymając ich w niepewności chyba ze dwa lata i przesuwając termin wydania "Bożych bojowników" z kwartału na kwartał. No i w końcu wyszła. I teraz nie wiem, czy moje mieszane uczucia po zakończeniu lektury związane są z przenoszeniem tego dziecięcia, co wiąże się z nadmiernie wybujałymi oczekiwaniami, czy też obiektywnie moje zastrzeżenia byłyby takie same, gdyby kontynuacja "Narrenturmu" wyszła w normalnym, przyzwoitym czasie.
Wiem, że narażę się miłośnikom Sapkowskiego, ponieważ już czytałem na temat "Bożych bojowników" różne peany. Ale mam prawo, bo "Narrenturm" mnie zachwycił i piałem na jego temat wbrew zastrzeżeniom niektórych. To teraz mam prawo napisać coś "na abarot".
"Boży bojownicy" to kontynuacja wydanej wcześniej powieści "Narrenturm", druga część trylogii fantastycznej, osadzonej w realiach czasów wojen husyckich. To historyczne tło traktowane jest dość umownie, a precyzja realiów raczej nieprzesadna. Trylogia traktuje o przygodach Reinmara z Bielawy, przez przyjaciół zwanego Reynevanem - humanisty, lekarza i czarownika, rzuconego w wir krwawych wydarzeń, raczej niesionego z prądem tych wydarzeń, niż wpływającego na ich bieg.
Konwencja, jaką przyjął Sapkowski: traktowania historii jako cienkiej przykrywki współczesności, zarówno w sferze wydarzeń, jak i metody narracji, jest dobra, gdy całość jest pisana z przymrużeniem oka, z tzw. jajem. Taki był "Narrenturm" i mimo swych niedoskonałości, niekonsekwencji i paru jeszcze innych "ale", bardzo mi się podobał. W końcu, od takiego np. Pratchetta też nikt nie wymaga konsekwencji i precyzji historycznej.
Otóż "Boży bojownicy" utracili moim zdaniem ten najważniejszy element, dla którego tak na tę książkę czekałem: przymrużenie oka właśnie. Właściwie Sapkowski nawet stara się je mrużyć, ale wygląda to nie jak puszczone do mnie oczko, tylko jakby mu coś do tego oka wpadło. Konsekwencją jest przede wszystkim to, że o ile poprzednio Reynevan i kompania byli tą stroną, za której powodzenie trzyma się kciuki, to obecnie być nią przestali! Zauważyłem to gdzieś w połowie książki: zaczęło mi wisieć, czy im się uda, czy nie, bo strona, po której stoją, wcale nie zachęca do identyfikacji. Ba, w zapale pokazywania realizmu Sapkowski zapędził się tak daleko, że przyjąwszy umownie, iż papiści są "be" z definicji - co jest powszechnie i wszystkim wiadome - skupił się na zbrodniach husytów, żeby broń Boże nie wystawić im laurki. I wyszło tak, że łapałem się na kibicowaniu Pomurnikowi! Bo jak mogę zidentyfikować się z facetem, który bezkrytycznie i fanatycznie wyznaje idee, które leżą u źródeł takiego terroru, jaki spadkobiercy Husa fundowali Śląskowi i okolicom?
Technicznie powieść napisana jest nieźle. Czyta się gładko, jednym tchem. Ale przy braku lekkości, spowodowanym eliminacją sytuacji i dialogów komicznych, raziła mnie maniera współczesnych wtrętów, zarówno językowych, jak i sytuacyjnych.
Nie będę tu analizował niekonsekwencji i błędów pisarza w budowie sylwetki głównego bohatera - niech każdy to sprawdzi sam. W moim odczuciu poszło to bowiem w jakimś nieokreślonym kierunku, całkiem odmiennym od tego, jakiego po przeczytaniu "Narrenturmu" oczekiwałem w "Bożych Bojownikach". W każdym razie mam wrażenie, że albo Sapkowskiemu temat się znudził, albo na skutek upływu czasu zgubił pierwotny zamysł. Wyszedł mu całkiem inny Reynevan niż ten, który bawił mnie poprzednio.
W efekcie "Boży bojownicy" okazują się pozycją, którą warto przeczytać, ale cudów po niej sobie nie obiecujcie. Mnie, po genialnym "Narrenturmie", sprowadził Sapkowski na ziemię. No, chyba że to tylko kryzys środka historii i jej zakończenie pozwoli zapomnieć o tych wszystkich zastrzeżeniach, a "Boży bojownicy" będą tylko powieścią, która musiała powstać, żeby dało się powiązać w całość część pierwszą i trzecią. Oby tak było.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.