Dodany: 11.10.2012 12:22|Autor: Janusz Dante

Młot rzeczywistości


Niniejsza recenzja zawiera pewne szczegóły fabuły omawianej pozycji.


„Stracone złudzenia”, trzyczęściowy cykl monumentalnej „Komedii ludzkiej”, można właściwie traktować jako jeden spójny utwór (co też czynią zazwyczaj wydawcy, niemal zawsze wydając „Dwóch poetów”, „Wielkiego człowieka w Paryżu” i „Cierpienia wynalazcy” w jednym tomie), a to z powodu wyjątkowo silnego powiązania poszczególnych historii. Głównymi bohaterami są poeci z tytułu pierwszej, Lucjan „de Rubempré” Chardon i Dawid Sechard, przy czym akcja koncentruje się raczej wokół Lucjana. Poznajemy obydwu jako przyjaciół z prowincjonalnego Angoulême, szarego i nudnego, wypranego z uroków życia, skazującego swych mieszkańców na beztreściową i miałką egzystencję. Wkrótce ich losy rozdzielają się: Dawid zostaje w rodzinnych stronach, ażeby zająć się swymi tajemnymi badaniami, Lucjan zaś w wyniku absurdalnej nieco intrygi wyjeżdża do Paryża, uzbrojony jedynie w swe wiersze i towarzystwo ubóstwianej kochanki, w poszukiwaniu sławy i majątku.

Właśnie ten wyraźny zwrot w życiu młodego poety czyni „Stracone złudzenia” najpełniejszym, może najlepszym dziełem Balzaka. Wywleczony zostaje na wierzch bezlitosny kontrast między dwiema zasadniczymi sceneriami „Komedii ludzkiej”: Paryżem, pełnym przepychu i rozkoszy, ale i pozbawionej skrupułów brutalnej rywalizacji, oraz prowincji, bezpłciowej i zacofanej, acz nie mniej tętniącej podłością, intrygą i mętnymi interesami. Królowa angulemskiego towarzystwa, wielka i wykwintna pani de Bargeton, na salonach paryskich okazuje się brzydka, niemodna, staroświecka. Samego Lucjana, na prowincji okrzykniętego wielkim poetą przez ludzi niemających o poezji pojęcia, stolica przyjmuje z niewzruszoną obojętnością i pogardą dla jego ubóstwa i drobnomieszczańskich korzeni. Chardon rozpoczyna walkę o swoje powodzenie. Z początku uzbrojony w szlachetne idee, wspierany przez garstkę mądrych i skromnych przyjaciół, pod wpływem światka cynicznych dziennikarzy staje się z czasem zwyczajnym karierowiczem, ze wszystkimi tego złymi konsekwencjami, by w końcu ponieść klęskę w bezustannej grze paryskiej.

Ów dziennikarski światek to kolejny mocny punkt cyklu, a konkretnie „Wielkiego człowieka w Paryżu”. Złudzenia Lucjana co do krystalicznej czystości czy szlachetności dusz pisarskich sław Francji zostają rozwiane przez dwulicowych żurnalistów, kupczących swą inteligencją i piórem. Poeta przekonuje się, że w dziennikach i tygodnikach decyduje się, przy udziale stosunków i łapówek, o wzlotach jednych i upadkach drugich, o sukcesach i klęskach artystów bez względu na ich talent i dokonania. Z początku zamierzając potraktować ten zawód wyłącznie jako źródło niezbędnych dochodów i trampolinę dla sukcesu literackiego, Lucjan – mimo ostrzeżeń wiernych przyjaciół – coraz głębiej wpada w bagno kumoterstwa, stopniowo sprzedaje talent, wypala się twórczo. Balzac pisze o tym towarzystwie z wyraźną niechęcią, z nienawiścią wręcz podkreśla oszustwa i nadużycia; można by się tu dopatrywać elementów autobiograficznych, wszak rzecz dzieje się w początku lat 20., a więc w czasach pierwszych poważnych prób literackich pisarza, przyjętych nader chłodno.

Wreszcie Lucjan, pokonany, wypalony, zdeptany paryskimi obcasami, wraca do Angoulême, gotów pokajać się przed rodziną, która dla niego poświęciła wszystko; tu okazuje się, iż mimowolnie stał się jej zgubą. Co więcej, wciągnięty zostaje w kolejną bezlitosną grę interesów, podobną tym paryskim; tyle że w stolicy gra się o sławę i stosunki, na prowincji zaś – wyłącznie o pieniądze. Różne są nagrody, te same pozostają zasady, czy raczej ich brak. Lucjan i Dawid, niezdolni do tej rywalizacji czy też jej niechętni, w końcu zmuszeni są się poddać. To, co po długich staraniach udało się w „Ojcu Goriot” Rastignacowi, przerasta tych dwu. A może, jak zauważa pod koniec „Cierpień wynalazcy” Lucjan, tamten zwyczajnie miał więcej szczęścia. Lepiej dobierał stroje, kobiety, znajomości – a to i tylko to zdaje się decydować o sukcesie w wielkim (tak małym!) świecie.

Balzac serwuje nam wspaniałą, wyczerpującą i w pewnym stopniu alegoryczną historię o konflikcie młodości ze światem, o buncie, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jak w mało której pozycji z „Komedii ludzkiej” bierze na warsztat skostnienie społeczeństwa z jego szkodliwymi podziałami, małość ludzi branych za wielkich, rządy pieniądza, zwykłą ludzką podłość i dwulicowość. Wszystko podaje w znanej jego czytelnikom bujnej formie, obfitującej w opisy szczegółowe, ale nie męczące, okraszonej głębokimi przemyśleniami, niebanalnej, ale nie nachalnej – dosyć już zresztą o niej powiedziano, aby tutaj rozwodzić się nad wszystkimi jej przymiotami.

Zbiorczy tytuł dla trzech opowieści jest nieprzypadkowy. Rzeczywistość niby uderzeniami młota poskramia szczytne plany młodych ludzi, zbyt bogatych duchem na swe materialne ubóstwo, zbyt wielkich na małostkowość świata, w którym przyszło im żyć i działać. W „Straconych złudzeniach” Balzac ukazuje pełnię swojego geniuszu kompozycyjnego. Z prowincji rzuca nas w wir Paryża, po czym wracamy do Angoulême. Ten zabieg, tyleż prosty, co genialny, jeszcze podkreśla opisywaną tak szczegółowo w drugiej opowieści dwoistość stolicy. Namiętna, wzniosła miłość i brudny erotyzm ladacznic. Wielkie umysły i podłość charakterów. Błyskawiczne kariery miernot i ludzie wybitni umierający w rynsztoku. Arcydzieła kultury i kupczący nimi głupcy.

Balzac w najwyższej formie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1222
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: