Dodany: 07.10.2012 11:23|Autor: AnnRK

Krytycznym okiem Jerzego Stuhra


Nigdy nie wiadomo, na kogo padnie. Tego nie przewidzisz, przed tym się nie zabezpieczysz. Rak. Choroba, która spada jak grom z jasnego nieba. Okrutna, bezlitosna. Często wygrywa. Czasami daje się pokonać. Nasz dzisiejszy bohater wygrał walkę, choć po początkowej diagnozie dawano mu jakieś cztery miesiące życia. "Po raz kolejny zaczynam wszystko od nowa. Tym razem jest to poważna walka o życie. Teraz nie ma już moich dokonań, uznania u publiczności, pozycji, popularności. Jestem tylko ja i choroba"[1]. W czasie choroby Jerzy Stuhr zapisywał swoje refleksje. "Tak sobie myślę..." to bardzo osobisty dziennik tego wybitnego aktora, wspaniałego reżysera.

Początkowo miał być jednym z tych, które pisze się "do szuflady". Tak się jednak stało, że zapiskami zainteresowało się Wydawnictwo Literackie, a aktor dostał szansę przekazania swoich myśli kolejnym pokoleniom. Wszak pamięć ludzka jest krótka, a popisy teatralne aktorów szybko zacierają się w pamięci widzów. "Tak, to jest pokusa ogromna, tego zawsze zazdrościłem pisarzom jako aktor - jednowieczorna łątka"[2]. Myśli zawarte w książce mają szansę przetrwać wiele lat.

O czym pisze Jerzy Stuhr? Choć w jego życiu rozgrywa się dramat, niewiele zapisków poświęca chorobie. Komentuje za to wydarzenia ze świata kultury czy polityki. Na każdy temat ma własne zdanie i nie boi się go wyrażać, niekiedy nawet zbyt dosadnie. Pisze o Acta, Euro 2012, sprawie Madzi z Sosnowca. Uważnie śledzi to, co dzieje się dookoła. Swoje zdanie wyraża wprost, bez owijania w bawełnę.

Jerzy Stuhr wydaje się rozczarowany rzeczywistością, która go otacza. Nie sili się na obiektywizm. Krytykuje, porównuje teraźniejszość z przeszłością, surowo oceniając tę pierwszą. Wspomina własną karierę, trudny start w dziedzinie reżyserii i reakcję środowiska filmowców na wieść, że Jerzy Stuhr, który od lat bawi widzów aktorskimi popisami, ośmielił się spróbować czegoś więcej i postanowił stanąć po drugiej stronie kamery. Stuhr nakręcił sześć filmów, żaden z nich nie przeszedł niezauważony. I na tym polu odniósł więc sukces, ale reakcja środowiska reżyserskiego boli go do dziś.

Jerzy Stuhr przygląda się zachodzącym w ludziach i świecie zmianom, i większość tych zmian mu się nie podoba. Boli go wszechobecne zakłamanie, wątpliwa moralność, upadek wartości, które uważał za ważne. Dużo miejsca poświęca na krytykę obecnej kondycji polskiego teatru. Sporo pisze też o filmie. Zachwyca się "Erratum" Marka Lechkiego, "Różą" Wojciecha Smarzowskiego, krytykuje "Sponsoring" Małgorzaty Szumowskiej czy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Marka Koterskiego. Kierunek, w jakim rozwija się teatr i samo aktorstwo, zdaje się go jednocześnie smucić i irytować.

"Tak sobie myślę..." zawiera sporo cennych uwag, celnych obserwacji. Po pierwszym przeczytaniu dziennika zdążyłam go już mocno pokreślić. Tu postawiłam wykrzyknik, tam podkreśliłam kilka zdań. Ot, choćby takie: "Tak, odwaga wstydu, że się czegoś nie wie, że się jest niedouczonym, nieoczytanym, nie na bieżąco, nie trendy, i umiejętność przyznania się do tego to również - w połączeniu z dyskrecją zajmowanego stanowiska - nieodłączne cechy inteligenta"[3]. Prawda, że trafne?

Mimo ciągłych narzekań (chwilami miałam wrażenie, że Stuhr właściwie nie jest zadowolony niemal z niczego, co go w tej teraźniejszości otacza) nie sposób nie zauważyć, z jaką miłością autor opowiada o swojej rodzinie. Aż się ciepło na sercu robi, gdy z dumą wspomina o swym synu, który ma szansę na równie błyskotliwą karierę jak on i odnosi kolejne sukcesy. Aż łza się w oku kręci, gdy pisze o swej radości na wieść, że kolejny raz zostanie dziadkiem. Rodzina dodaje mu sił. Z takim wsparciem łatwiej wygrać z chorobą.

Jerzy Stuhr jest bystrym obserwatorem, marudnym intelektualistą, który otaczającej go rzeczywistości wysoko postawił poprzeczkę, ma ogromne wymagania wobec siebie i otoczenia, a jednocześnie jest człowiekiem o wielkiej wrażliwości. Potrafi być złośliwy i ironiczny, ale też ciepły i wrażliwy. Swoją książkę uzupełnił zdjęciami - i z przeszłości, i z czasu choroby. Czytelnik otrzymał ładnie wydaną, wartościową książkę, obowiązkową lekturę dla wszystkich wielbicieli talentu pana Jerzego.



---
[1] Jerzy Stuhr, "Tak sobie myślę...", Wydawnictwo Literackie, 2012, s. 7.
[2] Tamże, s. 68.
[3] Tamże, s. 50.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1292
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: miłośniczka 08.01.2016 15:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Nigdy nie wiadomo, na kog... | AnnRK
O książce będziemy rozmawiać na najbliższym spotkaniu Klubu z Kawą nad Książką w Kielcach. Dzisiaj odbieram z biblioteki. Mam ogromną chrapkę na ten tytuł, a po Twojej recenzji - tym większą! :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: