Dodany: 03.10.2012 21:35|Autor: Urodzony 31 czerwca

O Japonii z uśmiechem


"Życie jak w Tochigi" było dla mnie niespodzianką, otrzymaną od żony, która wie, że od kilku lat marzę o wycieczce do Japonii. Marzę o takim wyjeździe, który można by nazwać pobytem. Co najmniej miesiąc, a najlepiej z pół roku, aby móc nieśpiesznie posmakować tej fascynującej kultury. Mieliśmy już w bardzo realnym planie wyjazd na wiosnę 2011 roku. Wyjazd - namiastkę, ponieważ w związku z moimi obowiązkami, nie stać mnie było na dłuższą niż dwutygodniową przerwę w pracy. Kupione były bilety lotnicze i JR Pass, czyli karnet na przejazdy słynnymi, japońskimi kolejami, zarezerwowane za pomocą Internetu pierwsze hotele, przeczytane pierwsze książki. Niestety, tragedia z 11 marca, a przede wszystkim jej nuklearne skutki, przerwały brutalnie nasze plany. Od tego czasu wciąż wracam myślami do takiego wyjazdu, który można by nazwać pobytem, jednakże najbliższa okazja do wyczarowania conajmniej jednego miesiąca wolnego rysuje się dopiero po lipcu 2013 roku. Podsycam więc te marzenia, czytając regularnie wszystko, co opisuje historię, kulturę, obyczaje i przyrodę Kraju Wschodzącego Słońca.

O autorce - Annie Ikedzie wiedziałem, że jest mieszkającą w Japonii blogerką, a książka, która jako niespodzianka wpadła mi w ręce, jest jej debiutem. Okazało sie po krótkim czasie, że jest to miła niespodzianka. Przede wszystkim od strony literackiej, jak na debiut, zaskakujący jest fakt, że nie widać tu żadnych śladów nieporęczności ani w budowaniu narracji, ani w prowadzeniu dialogów. Wręcz przeciwnie, słowa płynną spod pióra autorki wartkim, naturalnym strumieniem. Czytając jej tekst, miałem silne przekonanie, że takie opowieści rodzą się z głębokiej, wewnętrznej potrzeby. Wyobrażałem sobie, że dotychczas ukryty przed światem samorodek dojrzewa w zaciszu prywatnego życia, po czym, któregoś dnia, katalizowany wewnętrznym ciśnieniem, eksploduje fascynującym, niepowtarzalnym, autorskim językiem. Gdyby ludzkość zechciała przyznawać nagrody w rodzaju "Nikiforów Literatury", to takie autorki jak Ikeda powinny zdecydowanie zostać ich laureatkami.

Książka tryska dowcipem. Wielokrotnie śmiałem się do łez, kiedy autorka opisywała swoje zderzenia z mentalnością mieszkańców Nihonu. Trzeba przyznać, że pani Anna ma talent do wchodzenia w sytuacje, które same w sobie są komiczne, jak chociażby udzielenie ślubu z okraszeniem go swojsko brzmiącą "łaciną". Przede wszystkim jednak potrafi zabawnie je opisać, korzystając z leżącego w jej naturze dowcipu. Przykładem tego drugiego może być opis mroźnego poranka z formującym się w łazience lodowcem. Prezentuje też siebie, jako postać pełną swady, przekory i zadziorności, co, jak łatwo sobie wyobrazić, staje się zalążkiem wielu sytuacyjnych perypetii.

W warstwie, nazwijmy to, antropologicznej otrzymujemy ciekawy, odmienny od tego, co dotychczas czytałem, przekaz. W opisie Japonii Ikedy nie znajdziemy "ochów" i "achów". Jest tu autentyczna proza codzienności. Bo tak się stało, że już jej pierwszy kontakt z Nipponem nie był z rodzaju długo oczekiwanych, wymarzonych i wytęsknionych. Wręcz przeciwnie, był to koszmarny, kilkumiesięczny incydent, po którym zarzekała się, że "nigdy wiecej!". Jej obecne życie w japońskiej rzeczywistości w kontekście zachwytów jest mocno schłodzone i nie ma tu miejsca na "olśnienia". Mało tego, wiele rzeczy, zwyczajów, zachowań tubylców, z jej teściową na czele, ją po prostu irytuje. Prowincjonalność prefektury Tochigi, naznaczona bylejakością i dziurami w drogach jest przedmiotem jej kpin. Właściwie, to podczas lektury, zadawałem sobie częste pytanie: czy ona pasuje do tego kraju? Czy, rzucona przez przypadek w tak odmienne od naszego środowisko, się tam nie męczy? Czy, w jakimkolwiek znaczeniu i przed czymkolwiek, uciekła z zachodniego kręgu kulturowego i trafiła w wypadku jakiegoś przymusu z deszczu pod rynnę? Po zakończeniu "Życia jak w Tochigi" jestem najbliżej poglądu, że autorka jest po prostu osobą twardo stąpającą po ziemi, trzeźwo patrzącą na otoczenie, a jej ocena tego, co japońskie jest wyważona i znajduje się gdzieś pomiędzy jasno zdefiniowanymi albo intuicyjnie wyczuwanymI złem i dobrem, pięknem i brzydotą, kulturą i obyczajową paranoją. Jej Japonia nie jest krainą z baśni rodem. Jest przykurzona codzienną rzeczywistością, w której, obok cudownie przybranego wozu yatai podczas festiwalu matsuri, obok kolorowo i niewiarygodnie kosztownie przystrojonych uczestników Marszu Tysiąca Wojowników, obok bogatych w bóstwa, szintoistycznych chramów, obok uroków i cudów przyrody jest również miejsce na zrzędzącą teściową, trupy w wypadku na dziurawej i krętej tochigańskiej drodze, pracę dla Yakuzy i chikan molestujących kobiety w miejscach publicznych. W miarę czytania zrozumiałem, że jeżeli dla wielu mieszkańców świata zachodniego, dla wielu z nas, dla mnie osobiście Japonia jest fascynującą Krainą Kwitnącej Wiśni, Wyspą Wschodzącego Słońca, Ojczyzną Amaterasu, Miejscem Cudu Gospodarczego, to dla Anny Ikedy, mieszkanki Nikko, niewielkiego miasta na nippońskiej prowincji jest po prostu domem. We wstępie zresztą, autorka z góry przeprasza czytelników, że to nie jest książka o Japonii, lecz o jej życiu w Japonii. Chciałbym jej powiedzieć: "Nie ma za co, Pani Anno! Napisała Pani najzabawniejszą i bardzo autentyczną książkę właśnie o Japonii."
Wyświetleń: 966
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: