Dodany: 03.10.2012 14:24|Autor: misiak297

Polska pani Bovary?


Kiedy myśli się o niewiernych kobietach w literaturze, chyba od razu ma się przed oczami Emmę Bovary z najsłynniejszej powieści Flauberta albo Annę Kareninę stworzoną przez Tołstoja. Gdzieś tam może jeszcze mignąć w tle Irena Heron, femme fatale rodziny Forsyte'ów z sagi Galsworthy'ego. A jednak Ewa - bohaterka "Opowieści niewiernej" Magdaleny Witkiewicz - nie przypomina żadnej z wyżej wymienionych kobiet. Nie szukała wrażeń mających uchronić ją przed szarością życia jak biedna Emma, nie zakochała się nagle na zabój jak Anna, kochała swojego męża, w przeciwieństwie do Ireny. Powód zdrady w tym przypadku był zupełnie inny - Ewa czuła się niekochana i zaniedbywana przez męża. W swojej opowieści przytacza całą historię, jakby próbując się usprawiedliwić.

Ten związek właściwie od początku nie zapowiadał się dobrze - tylko zakochana Ewa po prostu nie chciała tego dostrzegać. Co uderza najbardziej, to zupełnie inne spojrzenie tych dwojga na życie - Maciek jest racjonalny, a Ewa kieruje się bardziej emocjami i uczuciami. To, czego oczekuje od swojego męża, nie powinno nikogo dziwić. Chce czułości, docenienia, zapewnień o swej atrakcyjności, rozmów o problemach i radościach dnia codziennego, seksu, wspólnego spędzania czasu - tego wszystkiego, co składa się na dobry związek. Tymczasem Maciek po okresie "motyli w brzuchu", a może raczej po zdobyciu żony, coraz bardziej zaniedbuje Ewę. Mało tego, okazuje się despotyczny (a może dopiero po ślubie dociera do Ewy w całej wyrazistości, że taki jest), nie liczy się z jej zdaniem, nie wspiera, wiecznie zapracowany i zajęty budową domu w odległym Krakowie, nie ma dla niej czasu. Ewa rozpaczliwie próbuje ratować słabnącą więź - jednak jej wysiłki trafiają w próżnię. W końcu nawiązuje dwie pozamałżeńskie relacje... Michał - dawny chłopak, wciąż zakochany w Ewie - zapewnia jej dowartościowanie, czułość i tak potrzebne rozmowy, z przystojnym Pawłem - również dawnym znajomym - łączy ją zaś tylko seks.

Co najważniejsze - a dla niektórych chyba nadal szokujące (w końcu obraz Matki Polki, oddanej żony i matki, która jest ostoją rodziny i nie pamięta o własnych potrzebach czy ambicjach, w XXI wieku wciąż jest obecny w naszym społeczeństwie) - zdradzająca męża Ewa z początku nie czuje się winna (tym bardziej, że Maciek niczego nie dostrzega). Bohaterka wreszcie myśli o sobie.

"Zdradziłam męża i nie miałam najmniejszych wyrzutów sumienia. Powiem więcej. Było mi dobrze. Czułam się, jakbym miała wyfrunąć zaraz z tej windy niczym motyl. Świat był bardziej kolorowy, a ja już myślałam, kiedy spotkam się z Pawłem. (...) Ja SOBIE sprawiłam przyjemność. Po raz pierwszy od dłuższego czasu TYLKO sobie. (...) Wzięłam gorącą kąpiel, ale nie po to, by zmyć z siebie smak Pawła, lecz by o nim marzyć"[1].

Trudno oprzeć się wrażeniu, że ten związek i tak nie miał szans, choć co właściwie można by mu zarzucić? Maciek nie bił Ewy, nie maltretował jej psychicznie, nie spotykał się z innymi kobietami, zarabiał na dom... I to jest niewątpliwie ważne. Natomiast zabrakło mu zrozumienia i szacunku dla żony i jej potrzeb. Właściwie padł ofiarą tradycyjnego podziału ról, który do dziś w niektórych kręgach uznawany jest za właściwy, a często wypiera czysto partnerskie relacje:

"Maciek był mężczyzną, który uznawał jedyny słuszny podział ról. Mężczyźni zarabiają pieniądze, a kobiety robią resztę. Zabezpieczają tyły, by mężczyzna w spokoju mógł te pieniądze zarabiać. Czyli piorą, gotują, sprzątają, dogadzają, nie budzą, kiedy śpi i nic od niego nie chcą. I wtedy mąż może pracować i zarabiać na rodzinę. Czasem okazywał wielkie zdziwienie, gdy chciałam od niego czegoś więcej"[2].

"Opowieść niewiernej" nie zostanie na pewno polską odpowiedniczką "Pani Bovary" czy "Anny Kareniny", bo bliżej jej jednak do literatury popularnej niż wysokiej. Jednak - uczciwie trzeba stwierdzić - jest to literatura popularna bardzo dobra. Brak w tej powieści stylistycznych potworków, nachalnego erotyzmu, banalności, niestrawnego lukru, z rzadka tylko autorka skręca w chick-litowe rejony, gdzieś pojawi się pojedyncze niepotrzebne powtórzenie, ale całość jest naprawdę zgrabna.

Poza tym - co ważne - "Opowieść niewiernej" wyraziście wpisuje się w nurt prozy zaangażowanej. To naprawdę aktualny problem społeczny - pseudo-szczęście w małżeństwie, życie w pozornym spełnieniu, brak zrozumienia między partnerami, życie z dnia na dzień (jakoś to będzie). Nie trzeba się zbytnio rozglądać, żeby znaleźć podobne pary. Poruszenie takiego tematu wymagało nie tylko nie lada odwagi, ale i pisarskiej wirtuozerii. Jak już pisałem, jeśli małżeństwo Maćka i Ewy należy do toksycznych, jest to toksyczność w białych rękawiczkach. Przypomina mi się "Trzepot skrzydeł" Grocholi: bohaterka opisywała pozornie szczęśliwe małżeństwo, za którym kryło się maltretowanie psychiczne - tu czegoś takiego nie ma. Tu zabrakło zrozumienia, a Ewa i Maciek byli po prostu niedobraną parą. Każde z nich chciało budować dom - a jednak rozminęli się w planowaniu tej budowy.

Przy całej doniosłości problemów społecznych poruszanych przez Magdalenę Witkiewicz, "Opowieść niewiernej" czyta się tak, jakby słuchało się zwierzeń przyjaciółki, z którą właśnie popija się herbatę w kawiarni (choć powieść nie traci przez to na dramatyzmie). Całość jest przy tym dość skondensowana, ale takie są prawa podobnych historii; czytelnik z jednej strony nie jest zarzucany nadmiarem szczegółów, a z drugiej - nie zostawia się go z poczuciem niedosytu. Uwierzcie, to nie lada wyczyn tak wyważyć tekst! I za to autorce należy się szczery okrzyk: "chapeau bas!". Poza tym postać Ewy jest tak wyrazista i prawdopodobna psychologicznie, że łatwo przekonuje do siebie odbiorcę. Aż miałoby się ochotę nią potrząsnąć, powiedzieć "Rzuć tego ... w cholerę", a innym razem po prostu współczująco przytulić.

Jedyne, czego żałuję, to że postać Maćka została zmarginalizowana. "Opowieść niewiernej" znamy tylko z ust Ewy, Maćkowi odbiera się prawo głosu - choć też trudno nie zrozumieć przyczyn takiego zabiegu. Tu wreszcie Ewa ma przemówić, wylać swoje uzasadnione żale, jednak portret jej męża nieco na tym traci. Szkoda, że Witkiewicz konsekwentnie odsuwała jego słowa na boczny tor nawet w finalnej konfrontacji:

"Długo mówił. Mówił o swoich marzeniach, zupełnie odmiennych od moich, o swoich planach na przyszłość, swoich celach życiowych. (...) Powtarzał wciąż słyszane ode mnie słowa o niedopasowaniu kawałków układanki"[3].

Z drugiej strony mankamentem jest dla mnie zakończenie, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Jednak i tutaj jestem w stanie autorkę zrozumieć - to ewidentnie pozycja mająca służyć pokrzepieniu serc. A co najważniejsze - jest to pokrzepienie na poziomie.

"Opowieść niewiernej" nie jest może dziełem, które przejdzie do historii literatury, ale to książka niewątpliwie bardzo istotna pod względem społecznym. To powieść, która może kształtować postawy, może zwrócić uwagę na ważne problemy w związku - dlatego powinni ją przeczytać wszyscy, nie tylko kobiety. Co cenne, dojrzała tematyka idzie tu w parze z naprawdę sprawnym warsztatem - dzięki temu "Opowieść niewiernej" wyróżnia się na tle innych pozycji literatury popularnej, które często bazują na banalnych schematach, a w dodatku są fatalnie napisane.

Podsumowując: "Opowieść niewiernej" to pozycja, którą warto przeczytać - choćby po to, aby przyjrzeć się własnemu związkowi. Szczerze polecam.


---
[1] Magdalena Witkiewicz, "Opowieść niewiernej", wyd. Świat Książki, 2012, s. 119.
[2] Tamże, s. 158.
[3] Tamże, s. 216.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3070
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Agis 05.10.2012 10:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy myśli się o niewier... | misiak297
Po lekturze tej recenzji zastanawiam się jak byś odebrał książkę "Za kogo ty się uważasz?" Alice Munro - chociaż sprawdziłam w Twoich ocenach, że "Uciekinierka" Cię nie zachwyciła. Dla mnie Munro jest mistrzynią opisywania takich "martwych" związków.
Użytkownik: misiak297 05.10.2012 10:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Po lekturze tej recenzji ... | Agis
Rzeczywiście, Munro mi nie podeszła, ale kto wie, może dam jej drugą szansę? Tym bardziej, że "10 powiązanych ze sobą opowiadań" to przypomina mi strukturę "Okruchów codzienności" Strout - powieści, która zachwyciła mnie jak mało która pozycja w zeszłym roku. Poza tym co mnie do tej nowej Munro nastawia przychylnie, to rekomendacja Cunninghama - jednego z najbardziej cenionych przeze mnie pisarzy zagranicznych - na okładce:)
Użytkownik: Agis 05.10.2012 11:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzeczywiście, Munro mi ni... | misiak297
Dla mnie najlepszą książką Munro do tej pory było "Kocha, lubi, szanuje...", ale "Za kogo ty się uważasz również bardzo mi się podoba, z tymże jeszcze nie skończyłam. Uwielbiam w tej autorce to, ze nigdy nie wiem dokąd mnie zaprowadzi, co pokaże i od jakiej strony. Jedno jest pewne - zawsze zaskakuje.
Użytkownik: Losice 06.11.2019 10:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy myśli się o niewier... | misiak297
Do Emmy Bovary i Anny Kareniny, dodałbym jeszcze Effi Briest, tytułową bohaterkę powieści Theodora Fontane z 1895 roku.
Powieść ta zaliczana jest do kanonu literatury niemieckiej (obowiązkowa lektura szkolna), a odniesienia do niej występują bardzo często u twórców niemieckojęzycznych (klasycznym przykładem przywoływanym na szkolnych lekcjach jest Thomas Mann i "Buddenbrookowie" ). Niestety nie są one (odniesienia) zauważalne przez czytelników nie niemieckojęzycznych (chyba, że tłumacz zamieści swój komentarz).
Z tego co widzę oceniłeś ją (Effi Briest) na 4.0. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: