Dodany: 01.10.2012 22:40|Autor: AnnRK

Wesołe jest życie staruszka


Tego dnia Allan Karlsson obchodził urodziny, a były to urodziny nie byle jakie, bo nasz szanowny jubilat miał szansę na zdmuchnięcie dokładnie setki świeczek. "

Do przyjęcia urodzinowego w świetlicy domu spokojnej starości zostało mniej niż godzina. Sam radny gminy miał tam być. I lokalna prasa. I wszyscy pozostali staruszkowie. I cały personel, ze srogą siostrą Alice na czele.
Tylko główny bohater nie miał zamiaru się pojawić"[1].

Co zrobił, sugeruje już tytuł książki szwedzkiego pisarza Jonasa Jonassona "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął". Krzepki staruszek niepostrzeżenie wymknął się z pokoju, nie przypuszczając nawet, co wyniknie z jego samowolnej wyprawy.

Zaczęło się banalnie. Allan szybko dotarł na dworzec w poszukiwaniu środka transportu, którym mógłby jak najszybciej oddalić się od domu spokojnej starości. W tym samym czasie pewien młodzieniec odczuł pilną potrzebę udania się w miejsce, do którego tylko kobiety chodzą parami. Problem w tym, że dworcowe toalety nie należą do największych, a mężczyzna miał ze sobą ogromną walizkę, z którą nijak w ciasnej kabinie zmieścić się nie mógł. O przypilnowanie walizki poprosił niepozornego staruszka, a traf chciał, że tym staruszkiem był Allan. Tak się jednak zdarzyło, że na dworzec wtoczył się właśnie autobus, do którego Karlsson zamierzał wsiąść. Co zamierzał, to uczynił, zabierając ze sobą powierzony mu bagaż.

Właściwie nie miał konkretnego celu podróży. Kupił bilet do miejsca, do którego można dotrzeć za pięćdziesiąt koron. Miejscem tym okazało się Byringe, gdzie jedynym budynkiem widocznym w pobliżu był zniszczony dworzec zaanektowany przez Juliusa, starszego mężczyznę, lokalnego pijaczka i oszusta. Przy flaszce wódki panowie szybko znaleźli wspólny język. Problem w tym, że jeszcze tego samego wieczora okradziony młodzieniec w stanie wysoko zaawansowanej furii stanął w progu budynku dworca, walizka zawierała bowiem pięćdziesiąt milionów koron, a to nie jest kwota, którą ot, tak oddaje się przypadkowo napotkanemu starszemu panu.

Opowiedzenie dalszych wydarzeń pozostawiam Jonassonowi. Dwaj przedsiębiorczy staruszkowie cechują się zabójczą (dosłownie!) pomysłowością, a starcie z młodzieńcem jest zaledwie początkiem całej serii zwariowanych zdarzeń. Ich historia przeplata się ze wspomnieniami Allana, a trzeba przyznać, że w życiu stulatka nie brak momentów wartych opowieści. Wystarczy wspomnieć, że upił Harry'ego S. Trumana flaszką tequili, zrobił sobie kilkuletnie wakacje za pieniądze podarowane przez Mao Zedonga czy zjadł obiad w towarzystwie Stalina. "Już po kilku minutach od rozpoczęcia dania głównego Stalin nauczył się śpiewać szwedzką przyśpiewkę »Helan gar, sjunghoppfaderallanlallanlej«, którą intonowano przy każdym podniesieniu kieliszka. Allan pochwalił głos Stalina, a ten opowiedział, że w młodości śpiewał zarówno w chórze, jak i występował jako solista na weselach, wstał i udowodnił swój talent, podskakując dookoła stołu i wymachując rękoma i nogami na wszystkie strony do piosenki, która Allanowi brzmiała prawie... hindusko... ale nieźle!"[2]. Szwed miał też przyjemność poznać koreańskiego przywódcę Kim Ir Sena i jego jedenastoletniego wówczas syna, Kim Dzong Ila, przy okazji ujawniając fakty znane tylko nielicznym (a na pewno nikomu żywemu).
"Kto chciał się spotkać z premierem Kim Ir Senem, musiał najpierw poprosić o zgodę na spotkanie z jego synem.
Kim Dzong Ilem.
Lat jedenaście.
- Zawsze każ gościom odczekać przynajmniej siedemdziesiąt dwie godziny, zanim ich przyjmiesz. To pomaga zachować autorytet, mój synu - instruował Kim Ir Sen.
- Myślę, że rozumiem, tato - kłamał Kim Dzong Il, po czym otwierał słownik i szukał tego słowa, którego nie rozumiał"[3].

Allan i Julius natychmiast skojarzyli mi się z parą zwariowanych staruszków znanych z naszej rodzimej literatury, Jakubem Wędrowyczem i jego kumplem Semenem, postaciami stworzonymi przez Andrzeja Pilipiuka. Łączą ich wszystkich nieograniczona pomysłowość i zaradność, niesamowita zdolność przyciągania szalonych przygód, zwariowanych ludzi i niezwykłych wydarzeń oraz... pociąg do alkoholu i pirotechniki. Należy jednak dodać, że "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" nie jest powieścią fantasy, a język, którym posługuje się autor, daleki jest od sympatycznych, aczkolwiek grafomańskich popisów polskiego pisarza[4].

Jonass Jonasson stworzył przezabawną powieść, która zapewnia solidną dawkę rozrywki. W moje poczucie humoru trafił idealnie, co objawiało się dość częstym głośnym rechotem dobiegającym znad książki. Fabuła jest zakręcona, absurdalna i nieprawdopodobna. Gdy zaczyna się wydawać, że Allanowi przytrafiło się już wszystko, co możliwe i niemożliwe, autor częstuje nas kolejną historią z życia staruszka, któremu niestraszne żadne wyzwanie. Bez względu na to czy bohatera ściga gniew Stalina, czy komisarz szukający wyjaśnienia pewnych tajemniczych wydarzeń, Karlsson zawsze wychodzi z tarapatów obronną ręką. I aż się cisną na usta słowa znanej piosenki z Kabaretu Starszych Panów: "Wesołe jest życie staruszka/ Wesołe jak piosnka jest ta/ Gdzie stąpnie, zakwita mu dróżka / I świat doń się śmieje: ha ha"[5].



---
[1] Jonas Jonasson, "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął", przeł. Joanna Myszkowska-Mangold, wyd. Świat Książki, 2012, s. 7.
[2] Tamże, s. 243.
[3] Tamże, s. 282.
[4] Żeby nie było: cykl o Wędrowyczu uwielbiam (no, może poza ostatnią częścią, czyli "Homo bimbrownikusem"), ale bądźmy szczerzy - nie jest to literatura wysokich lotów.
[5] "Wesołe jest życie staruszka", sł. Jeremi Przybora, muz. Jerzy Wasowski.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3367
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: Izzy 08.10.2012 10:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Tego dnia Allan Karlsson ... | AnnRK
Owszem, początek był całkiem zabawny i zaostrzył apetyt na dalszy ciąg historii. Niestety po pewnym czasie znużył mnie, szczególnie po wprowadzeniu wspomnień historycznych. Może za dużo było tych abstrakcji? Nie wiem ale ledwo doczytałam do końca, mój entuzjazm gdzieś się ulotnił. Widocznie nie dla każdego jest ta książka.
Użytkownik: AnnRK 08.10.2012 19:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Owszem, początek był całk... | Izzy
Wydaje mi się, że to czy ta książka się komuś spodoba czy nie, zależy w dużej mierze od poczucia humoru czytelnika. Ja taki typ humoru bardzo lubię, więc przy lekturze bawiłam się świetnie i wspomniane przez Ciebie "abstrakcje" wcale mi nie przeszkadzały. :)
Użytkownik: Lwiica 08.10.2012 20:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się, że to czy ... | AnnRK
Wątki historyczne wplecione w fabułę trzeba traktować trochę z przymrużeniem oka - wtedy lektura jest wyborna :)
Użytkownik: miłośniczka 15.08.2015 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się, że to czy ... | AnnRK
A ja Aniu miałam tak, że początek wydał mi się całkiem obiecujący, a potem tak jakoś... bez polotu. Niczym mnie już tak książka nie zaskoczyła po tym, jak zabito pierwszego opryszka. No i poczucie humoru... może mam nieco inne... wymęczyłam się strasznie, choć sądzę, że film może być obiecujący. Oceniłam na 2.
Użytkownik: AnnRK 15.08.2015 23:17 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja Aniu miałam tak, że ... | miłośniczka
A mnie film rozczarował, za to przy książce bawiłam się świetnie.
Ale fakt, to nie jest taki typ literatury, który można każdemu spokojnie polecać. Jej odbiór za bardzo jest zależny od poczucia humoru, a to, jak wiadomo, bywa bardzo różne. W mój gust trafiło. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: