Dodany: 11.09.2007 15:46|Autor: Method

Dobra ale nie porywająca


Powieść „Kenilworth” to historia rozgrywająca się w Anglii, w drugiej połowie XVI wieku za panowania królowej Elżbiety I. Jest to typowy przykład powieści historycznej, powstałej w wyniku dociekliwych poszukiwań archiwalnych autora – Waltera Scotta.

Treść książki opiera się na faktach, które nieco wzbogacone i uzupełnione przez angielskiego pisarza, opowiadają o pewnej intrydze zawiązanej w bezpośrednim otoczeniu królowej. Otóż hrabia Leicester, ulubieniec Elżbiety I, w pędzie ku zaspokojeniu swej wszystkożernej ambicji i za namową sprytnego, acz cynicznego doradcy, stawia sobie za cel jej poślubienie. Istnieje jednak pewna przeszkoda, którą jest ukrywana przed światem małżonka hrabiego; dumna i piękna szlachcianka Amelia Robsart. Sprawa, jak to na dostojnym i potężnym dworze bywa, jest zagmatwana i owinięta niebezpieczną siecią kłamstw, niedomówień i tajemnic. Jeżeli dodamy do tego walkę o honor, oszustów podających się za alchemików oraz dziwne zbiegi okoliczności, przepis na „klasyczną powieść rozrywkową”, z autentycznymi wydarzeniami w tle, będzie w stu procentach zrealizowany.

Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłem uwagę podczas czytania, są dialogi, ponieważ przypominają mi one nieco sokratejską dialektykę. Rozmowy między poszczególnymi bohaterami powieści są śmieszne i jednocześnie dające wiele do myślenia. Dialogi nakreślają nam sylwetki postaci i wydarzenia, w których uczestniczą. Uważam, że jest to najistotniejszy element powieści, znacznie wzbogacający jej wartość.

Walter Scott wprowadza nas w świat przedstawiony od podstaw. Historia rozpoczyna się w gospodzie „Pod czarnym Niedźwiedziem” wśród mieszkańców wsi Cumnor, skąd w miarę upływu czasu przemieszczamy się na wytworne salony najznamienitszych w owym czasie dostojników angielskich. Jest to zabieg, dzięki któremu nakreślony został przekrój ówczesnego społeczeństwa, choć wydał mi się on trochę uproszczony i zmitologizowany.

Niezaprzeczalną zaletą powieści jest według mnie język, jakim została napisana. Świetne dialogi, gry słów i cytaty z pieśni ludowych lub dzieł Williama Szekspira poprzedzających każdy rozdział, które w pewien sposób sygnalizują treść w nich zawartą, to ważne i niewątpliwie wzbogacające książkę elementy. Istnieje jednak coś, co nie pozwoliło mi na wystawienie tej pozycji wysokiej oceny. Tym czymś jest niestety sama treść, która wydała mi się prosta i pozbawiona klimatu. Akcja powieści jest schematyczna i brak jej trudnej do zdefiniowania głębi. Nie wciągnęła mnie w świat przedstawiony, nie oczarowała, a postacie będące jej bohaterami wydały mi się szare i przeciętne, pojawiały się i znikały nie pozostawiając w mojej wyobraźni większego śladu.

Myślę, że „Kenilworth” można nazwać lekturą uniwersalną, gdyż ukazuje mechanizmy władzy, grę polityczną, intrygi i przypadkowych ludzi padających ofiarą destruktywnej maszynerii, jaką jest walka o wpływy i chęć rządzenia. Książka jest godna polecenia, bo oprócz świetnej formy oferuje czytelnikowi także pewną wiedzę historyczną, jednak to za mało, aby uznać tę pozycję za wybitną.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5432
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: miłośniczka 12.09.2007 11:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Powieść „Kenilworth” to h... | Method
Przede wszystkim muszę Cię pochwalić: naprawdę bardzo dobra recenzja. Niestety, z niektórymi tezami polemizowałabym. :-(

Przede wszystkim uważasz, że pierwszym (a może jedynym?) wątkiem "Kenilworth" jest intryga na dworze królewskim. Czytałam tę książkę niedawno i tak właściwie to mam nieodparte wrażenie, że ta intryga jest tylko konsekwencją tego, co obserwujemy w głównym (wg mnie) wątku: miłości Edmunda do Amelii i Amelii do hrabiego Leicestera. Przecież to klasyczny romans! Tyle, że naprawdę bardzo (i bardzo ładnie) rozbudowany o wiele innych wątków. Jak na XIX-wieczną powieść o miłości przystało, historia ta jest naznaczona piętnem śmierci - i nie jest to tragedia jednego człowieka, lecz kilku. Tragedia przez duże T, ogromnie wzruszająca i zaskakująca. Samo zakończenie nadaje powieści ten pikantny smaczek - zaprtawia ją goryczą. Widzisz, Walter Scott czasami pozwala na szybki bieg wydarzeń, aby trzymać napięcie, innym razem zwalnia (dla niektórych do znudzenia), ale jak pomysłowo, pięknie, tragicznie kończy utwór! Byłam w szoku. Podczas czytania czasami nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że właściwie książka jest nijaka i taka, jak większość - bo spodziewałam się happy endu, czegoś w stylu.. .i dzielny rycerz rozkochuje w końcu w sobie panią swego serca, natomiast obłędnie chciwy mąż zostaje ukarany za swoje czyny. Na szczęście, Scott uniknął takiego szajsu. Zrobił to umiejętnie, z doprawdy niebywałym majstersztykiem.

Druga rzecz: dialogi. "...przypominają mi one nieco sokratejską dialektykę. Rozmowy między poszczególnymi bohaterami powieści są śmieszne..." No, trudno się spodziewać innego stylu, w końcu to XIX wiek, jeżeli chce się ascetycznych dialogów trzeba sięgnąć średniowiecza, ktoś kto poszukuje w książkach naszego codziennego języka weźmie się za czytanie literatury współczesnej. Głupio czynić książce zarzut, że napisana jest stylem, w jakim ogólnie się wtedy pisało. Pretensje mieć trzeba do danego okresu, nie dzieła. Moim zdaniem.

"...postacie będące jej bohaterami wydały mi się szare i przeciętne, pojawiały się i znikały nie pozostawiając w mojej wyobraźni większego śladu." -> No, to już Twój problem. Ze mną było akurat odwrotnie! "Szare i przeciętne" to chyba sugeruje, że każda była do siebie podobna? No chyba żartujesz! ;-) Scott pięknie nakreślił cały kalejdoskop najprzeróżniejszych postaci. Co prawda u praktycznie każdej z nich wyróżnia się jakaś cecha nr 1, ale to sprawia, że każdy jest inny, NIEprzeciętny. Ja wszystkich inaczej sobie wyobrażałam. W ogóle moja wyobraźnia podczas lektury "Kenilworth" działała jak szalona! :-))

Dałam 5. I jest za co!
Użytkownik: Bozena 12.09.2007 13:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Przede wszystkim muszę Ci... | miłośniczka
Muszę przeczytać tę książkę, i przeczytam, zwłaszcza ze względu na Ciebie. Pięknie napisałaś, Kasiu, ale nie mogę ustosunkować się na razie do obu wypowiedzi, choć znam warsztat pisarski autora. To trochę "nasz" W. Scott, czyż nie?:)
Użytkownik: miłośniczka 12.09.2007 23:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę przeczytać tę książ... | Bozena
Och, droga Olgo, jak najbardziej nasz! Połączyło nas to Perth ;-) Cieszę się, że i Tobie przypadło do gustu to miasteczko.
Jeśli tylko dorwiesz gdzieś "Kenilworth" i przeczytasz, koniecznie napisz, jak Ci się spodobało! Ja wciąż poszukuję "Pięknego dziewczęcia..."; mam w schowku i nie zapominam.
...A wiesz, że i "Listy do Olgi" schowałam dzięki Tobie? Przeczytałam Twoją dyskusję na ich temat w czytatniku i nabrałam na nie chrapki! :-) Ściskam Cię mocno i pozdrawiam z moich kochanych Beskidów! :-))
Użytkownik: Bozena 20.09.2007 23:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, droga Olgo, jak najb... | miłośniczka
Kasiu, ogromnie mnie ucieszyłaś, ogromnie, tyle że boję się Twojego rozczarowania, bo nie wiem, czego oczekiwałabyś po listach tych. Są one bardzo niejednorodne. Właściwie prywatnych nie ma, a tylko - w tych istniejących – są wzmianki co do osobistych potrzeb V. Havla piszącego z więzienia. Połowa książki to listy - w filozoficzny cykl ułożone, inne są wspomnieniami życia literackiego przed Praską Wiosną, a jeszcze inne - opisem własnej twórczości, ogólnie zaś - są wyrazem spełnienia oczekiwania społecznego na głos pisarza zza krat. Bo V. Havel miał świadomość, że poprzez listy właśnie - podpisem swoim dając rękojmię odpowiedzialności za ich treść – do świata dotrze. Olga - była jakby niemym łącznikiem pomiędzy „tutaj” i „tam”, choć i do niej odnoszą się nieliczne partie tekstu; no i zakończenia każdego z nich, ciepłe, ale cokolwiek jednostajne: „Całuję Cię, Vásek”:).

Akurat tutaj nie jest miejsce na rozważania o tym dziele, więc krótko powiem jeszcze, że czytając pomału tę książkę - czasem nawet wracając do fragmentów już przeczytanych - można bardzo dużo skorzystać. V. Havel skupia się przede wszystkim na problemach egzystencjalnych: na sensie życia, na naszej tożsamości... i na „instancji najwyższej”, czym ona by nie była. Jak dla mnie, lektura ta to zadziwienie filozoficznym umysłem znanego mi polityka, jego inteligencją i talentem literackim; w „Listach do Olgi” płynnie i jasno, bez chaosu (co nie jest łatwe w wywodach filozoficznych) przechodzi on – z listu na list, kontynuując wcześniejsze rozważania – od problemów prostych (zdawałoby się) do złożonych i transcendentalnych.

Za pozdrowienia z beskidzkiej krainy (oj, piękne masz widoki, piękne!) i miły komentarz - dziękuję Ci, Kasiu droga, z przyrzeczeniem, że wrócę tutaj po przeczytaniu książki W. Scotta. Może nie tak szybko, ale na pewno wrócę:)))
I ja - Ciebie pozdrawiam.
Użytkownik: miłośniczka 21.09.2007 19:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Kasiu, ogromnie mnie ucie... | Bozena
Mimo wszystko postaram się przeczytać, jak gdzieś je dorwę! :) Czytałam gdzieś już nawet fragmenty i pomimo, że nie jest to książka do przeczytania w jeden dzień (dobre odniosłam wrażenie?), przypadły mi do gustu. Buziaki! :-)
Użytkownik: Bozena 22.09.2007 08:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Mimo wszystko postaram si... | miłośniczka
:))
Użytkownik: Method 12.09.2007 15:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Przede wszystkim muszę Ci... | miłośniczka
Uważam, że głównym wątkiem (absolutnie nie jedynym) powieści jest intryga na dworze królewskim, bo gdyby nie ona, to małżeństwo hrabiego Leicestera z Amelią Robsart nie byłoby tajemnicą, a co za tym idzie zabrakłoby kolejnych intryg knutych przez Varneya a historia pięknej Amelii prawdopodobnie nie skończyłaby się tak tragicznie, poza tym Tressilian w obliczu legalnego i jawnego związku zaniechałby prób ściągnięcia żony hrabiego do domu jej ojca.
Zgadzam się z Tobą co do zakończenia, które również moim zdaniem jest zaskakujące i pozbawione jakichkolwiek oznak przeciętności i przewidywalności.
Co do dialogów, to uświadomiłaś mi, że nie wyraziłem się zbyt precyzyjnie, przez co moja wypowiedź odniosła skutek odwrotny do zamierzonego. Otóż pisząc o sokratejskiej dialektyce miałem na myśli "sprawdzanie i zbijanie twierdzeń rozmówcy poprzez wyprowadzanie z nich konsekwencji doprowadzających w końcu do tezy absurdalnej lub sprzecznej z twierdzeniem pierwotnym" (przepraszam, ale musiałem użyc tej definicji :)), przez co rozmowy poszczególnych postaci przesycone są humorem, a to z kolei w moim mniemaniu wielki plus i oznaka niesamowitej zręczności pisarskiej Scotta, która jest świetna i stanowi o wartości "Kenilworth".
Jeżeli chodzi o postacie to uważam je za przeciętne ze względu na ich schematycznośc, czyli jak sama powiedziałaś wyróżniających się jakąś cechą numer 1, przez co są przewidywalne; hrabia Leicester jest niezdecydowany, Varney podstępny i cyniczny, Tressilian honorowy i tak dalej przez całą powieśc. Z obiektywnego punktu widzenia nie musi to byc wcale wada, bo książkę Scotta z całą pewnością można traktowac jako pewnego rodzaju przedstawienie, w którym poszczególne postacie odgrywają przeznaczoną im rolę. Według mnie jednak ukazanie bohaterów w ten sposób sprawia, że stają się oni trochę nierealni, lekko wyidealizowani, nieskomplikowani. To oczywiście nie musi byc cecha negatywna, jednak do mnie za bardzo nie przemawia.
Ja dałem książce ocenę 4 bo uważam, że jest dobra ale nie wybitna.
Twoja polemika unaoczniła mi pewne recenzyjne braki, za co dziękuję i pozdrawiam.
Użytkownik: miłośniczka 12.09.2007 23:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Uważam, że głównym wątkie... | Method
Ojej, aż mi teraz wstyd! :-] Troszkę na Ciebie najechałam, a właściwie to po prostu się nie do końca zrozumieliśmy. Cóż, cieszy mnie, że mamy jednakowe zdanie co do warsztatu pisarskiego - rzeczywiście, pewna nieścisłość w recenzji spowodowała, że odebrałam to z początku zupełnie odwrotnie, jako odbieranie Scottowi należnych mu laurów ;-) (no, jakby nie było! :-)). Widzę, że delikatnie różnią się nasze upodobania; ale to dobrze, ludzie czym bardziej różni, tym ciekawsi, czyż nie? :-) Zresztą piątka z czwórką sąsiadują ze sobą, także nie podążamy całkowicie odrębnymi ścieżkami upodobań literackich. Pozdrawiam serdecznie i baaardzo cieplutko i życzę kolejnych miłych wrażeń lekturowych! :-)
Użytkownik: miłośniczka 12.09.2007 23:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Uważam, że głównym wątkie... | Method
Mimo wszystko jednak uważam, że intryga na królewskim dworze, aczkolwiek autor poświęca jej bardzo dużo miejsca i spora część akcji rozgrywa się właśnie tam i w Kenilworth, jest jedynie najważniejszym pobocznym wątkiem. Główny to ten, który poznajemy na samym początku i z którym się żegnamy na ostatnich stronicach książki - wątek miłosny, powiem raczej nawet - historia miłosna, bo to wszystko, co działo się na dworze oraz w otoczeniu królowej i Leicestera, było bezpośrednim wynikiem nieuchronnego rozwoju wypadków owej miłosnej historii. I tego, wybacz!, będę się trzymać. :-))
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: