Dodany: 10.09.2007 13:51|Autor: paulus_jg

Książki i okolice> Pisarze> Piecuch Henryk

Teczki i historia


Wpadła mi w ręce książka autorstwa Henryka Piecucha: „Teczki, teczki, teczki” (buchard edition, Warszawa 2005). Choć wydana w nienajwiększym nakładzie, warta jest szerokiej popularyzacji. Zamierzam się do tego przyczynić. Z autorem łączy mnie bowiem podobieństwo dużej części życiorysu – drobnych 30 lat. Też trafiłem do zawodowej służby wojskowej i też byłem oficerem politycznym, a pod koniec wychowawczym. Też, z racji pełnionych stanowisk w Wojskach Radiotechnicznych, stykałem się z oficerami - pracownikami służb specjalnych polskich i bratnich. Pod kapelusz odszedłem w stopniu podpułkownika, na własną prośbę, kiedy w Armii zaczęły się dziać rzeczy, których już zdzierżyć nie mogłem. Służąc w ludowym Wojsku Polskim miałem wiedzę o służbach specjalnych taką, jaka była powszechnie udostępniana w chwilach ogłaszania „odstępstw od socjalizmu”: dotychczasowe były be, nowe zaś będą dobrze socjalizmowi służyć. Nie znałem, nawet się nie domyślałem ich rzeczywistej roli w tworzeniu „historii”. Czy książka Henryka Piecucha ją pokazuje? I tak i nie? Myślę, że z jakichś, sobie tylko znanych powodów, wyraźnie ją przecenia. Można nawet sądzić, iż takie założenie Autorowi przyświecało. Dać polizać. Rozbudzić apetyt. Skłonić czytelnika do drążenia problemu, do sięgnięcia po kolejne książkowe pozycje z tego zakresu, w tym i Autora. A tych napisał niemało.
Wracając do „Teczki...”, chcę uwagę przyszłych czytelników skierować na trzy mocno wyeksponowane przez Wydawcę (vide „Od wydawcy”) i Autora tezy. Pierwsza dotyczy tzw. „grubej kreski” Mazowieckiego. Zawężenie jej wyłącznie do wpływu na esbeckie teczki, na powstanie mafijno-korupcyjnych układów, na tłamszenie prawdy historycznej, jeśli nawet było celowe, nie jest wystarczająco uargumentowane. W ten sposób gruba kreska (...) pozwoliła (...) na zbudowanie mafijno-korupcyjno-politycznego imperium, a strażnikom przeszłości dała kilka miesięcy na dokończenie „sprzątania” Firmy, dorabianie fałszywek itp. Najważniejsze dokumenty można było doniszczyć, inne podretuszować (...) zredukować (...), przygotować nowe pułapki na przyszłych badaczy, czyli doszlifować nowe partie wsadu dezinformacyjno-dezintegracyjnego zamaskowane w archiwach – pisze Autor. Stwierdzenie dotyczące fałszowania zawartości teczek, pozwala mi płynnie przejść do tezy drugiej – „Lista Wildsteina”. On świadomie i odważnie sprowokował ruch wokół lustracji i innych zadań IPN. Gdyby nie to, czynności te i prace nad tym odsunęłyby się zapewnie na dalsze kilkanaście lat, a może i na zawsze („Od Wydawcy”). Dziennikarz w brutalny, ale skuteczny sposób wywlókł na światło dzienne sprawę służb specjalnych zamiecioną pod dywan... Miał nie tylko prawo, ale i obowiązek to zrobić. No i odwagę – dodaje Autor. Czy miał prawo? Czy świadczyło to o odwadze? Ani jedno, ani drugie. Chciał po prostu zaistnieć. Co zresztą Autor dostrzega, pisząc w Prologu: Dzięki teczkom dziennikarz Bronisław Wildstein zrobił oszałamiająca karierę medialną. Zresztą nie tylko. Bliźniacy go docenili i na krótko posadzili na stołku prezesa TVP. Spełnił jeszcze inną, nie wiem tylko czy chlubną rolę. Wildsteinowi zawdzięcza IPN wzrost funduszy operacyjnych – pisze Autor. Czyli, że miał wpływ na umocnienie się tego, wg mnie wyjątkowo zbędnego, szkodliwego dla Polski potworka. Trzecia teza dotyczy „prawdy historycznej” w ogóle, a tej zawartej w esbeckich teczkach w szczególności. Raz Autor twierdzi, że manipulacja teczkami i w teczkach to tłamszenie prawdy historycznej. Innym, że byłoby jednak przesadną uprzejmością pod adresem bezpieki wierzyć, iż na podstawie akt służb specjalnych da się ustalić jedynie słuszną prawdę historyczną. W innym miejscy znajdziemy i taki passus, i z nim zgadzam się w pełni, że na tym świecie wszystko oprócz moczu to gówno, ale specjalna analiza widmowa wykazała, że mocz to także gówno. A pytając czy teczki to też g...., odpowiada twierdząco. Czyż nie występuje tu jakowaś sprzeczność? A może Autor świadomie się jej dopuścił?
Można się z Autorem nie zgadzać, można dyskutować, można mieć inne zdanie i inne wnioski wyciągać z zaprezentowanych faktów. Ale nie pozostanie się wobec „Teczki...” obojętnym. Nie można tej ksiązki nie przeczytać. Nie można choćby tylko dla tego, że zaprezentowane w niej tezy są godne uwagi i klarownie przedstawione, narracja wartka, a język barwny, czasami przypomina żołnierski. Czyta się świetnie. Dla mnie wystarczyło kilka godzin pochmurnej niedzieli. Oczywiście, że jeszcze lepiej byłoby spotkać się z Autorem przy dobrym napitku i wdać w długie Polaków rozmowy.
Józef Pawłowski
Wyświetleń: 2211
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: i PO 10.02.2008 00:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Wpadła mi w ręce książka ... | paulus_jg
IPN potworkiem? Wildstein nie miał prawa?
A do demokracji mamy prawo? Do prawdy mamy prawo? Kto ma nam wyznaczać granice poszukiwania prawdy? Czemu panie Pawłowski agenci maja pozostać w cieniu?
Całe szczęście, że są tacy ludzie jak Piecuch, Suworow, Kukliński Mitrochin, Szaniawski, Wildstein itd. Dzięki nim sowiecka mafia w Polsce jest w odwrocie.
Pan Panie Pawłowski po której stronie jest?
Użytkownik: VERA25 11.04.2021 16:40 napisał(a):
Odpowiedź na: IPN potworkiem? Wildstein... | i PO
Dokładnie. Suworow, Kukliński czy Mitrochin.
Pytanie tylko, czemu Piecuch „Archiwum Mitrochina” nazwał „chwytem dezinformacyjnym” i „prowokacją rosyjskich służb specjalnych” (vide „Tytani zbrodni” tylna okładka i s. 13), a także, jakie są jego samego, Piecucha, zasługi?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: