Więcej niż romans
Ktoś mógłby zapytać - dlaczego facet czyta powieści Danielle Steel? Odpowiedź jest prosta. Nie można żyć samą literaturą z wyższych półek. A poza tym nigdy nie uznawałem granic w literaturze. Książki są dla ludzi, dla wszystkich. I nawet jeśli coś nosi metryczkę "dla pań", nie oznacza, że i panowie nie mogą po to sięgnąć.
Właściwie trudno mi nazwać "Kalejdoskop" romansem, bo zupełnie nie przypomina innych książek Steel. Określiłbym tę książkę mianem powieści obyczajowej, a między tym, a pejoratywnym "romansidłem" nie musi być znaku równości, prawda? Fakt, zaczyna się jak typowe love story, no, ale nie ukrywajmy - każda powieść, która nawet niekoniecznie jest romansem ma jakąś historię mniej lub bardziej miłosną, choćby w wątku pobocznym (tak, wiem, że z konwencji wyłamuje się "Kubuś Puchatek" i "Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Śmiercią").
No, ale do rzeczy. W ostatnich latach wojny amerykański żołnierz Sam Walker poznaje piękną Francuzkę Solange. Gwałtowny romans kończy się po wojnie ślubem. Ich pożycie różnie się układa i zmierza do tragicznego końca. Oboje umierają w dość niejasnych okolicznościach, osierocając trzy córki.
Losy rozdzielonych sióstr zupełnie odmiennie się toczą. Życie nie szczędzi im ani radości, ani cierpień. Tymczasem przyjaciel ich ojca chce znów połączyć trzy siostry. Używa wszelkich środków, aby doprowadzić do ich ponownego spotkania po latach - ale czy mu się uda?
Danielle Steel stworzyła wciągającą i przekonującą historię. I - muszę przyznać - wzruszyłem się, choć już z początku przejrzałem wszystkie zakryte karty akcji i książka niczym mnie specjalnie nie zaskoczyła. Może jedynie tym, jak niewiele wspólnego ma z typowym romansem. Brak w niej na przykład tych kiczowatych, patetycznych wstawek miłosnych. Poza tym ostatnia scena właściwie również do miłosnych nie należy.
Nie znaczy to oczywiście, że "Kalejdoskop" jest pozbawiony wad. Ich niestety nie udało się pisarce uniknąć, choć właściwie nie byłoby to znowu takie trudne.
Naprawdę książka nic by nie straciła, gdyby była o te sto stron dłuższa. Chciałbym kiedyś spotkać panią Steel tylko po to, żeby zapytać, dlaczego tak popędza akcję swoich powieści. Spieszy jej się gdzieś? Do napisania kolejnego bestsellera? "Kalejdoskop" wiele traci, gdy autorka ciekawe sceny zamyka w paru akapitach. Dotyczy to zwłaszcza wątku małżeństwa Sama i Solange Walkerów. A ta historia niosła ze sobą tyle możliwości realizacji! Niestety pisarstwu Danielle Steel zawsze brakowało odrobiny wyszukania.
Bardzo podobny i niezwykle rażący błąd popełnia autorka, kierując wątkiem najmłodszej z sióstr. O ile dalsze życiorysy Hilary i Aleksandry jakoś zarysowuje w paru rozdziałach, Megan została zupełnie pominięta. To trochę niesprawiedliwe i nie świadczy najlepiej o warsztacie pisarskim autorki.
Jeszcze jedna uwaga, ale to tak na marginesie. Wszyscy bohaterowie Danielle Steel strasznie dużo płaczą. Płaczą absolutnie wszyscy, zgodnym chórem. Zwykle starają się powstrzymać łzy, wiele razy łzy stają im w oczach, a jeszcze częściej spływają po policzkach. Gdyby zebrać je wszystkie - wylane przez postacie z książek Steel i dorzucić do tego łzy jej czytelników, mielibyśmy chyba drugi potop.
Przez te wszystkie mankamenty książka spadła w moich oczach do oceny dobrej. Niemniej polecam "Kalejdoskop" jako nie wymagające dużego wysiłku czytadło na wolny wieczór.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.