Dodany: 16.09.2012 20:42|Autor: paren

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

„Najlepsi przyjaciele dziewczyny” – czyli DIAMENTY w LITERATURZE - KONKURS nr 147



Przedstawiam Wam przygotowany przez Panią_Wu konkurs nr 147:


Diamenty to najlepsi przyjaciele dziewczyny... „- śpiewała Marilyn Monroe w filmie "Mężczyźni wolą blondynki".

Diamenty rozpalały i rozpalają wyobraźnię, śnią się po nocach, budzą pożądanie, a bywa, że popychają do zbrodni. To aż nadto powodów, aby stały się bohaterami powieści lub wplątały bohatera w rozliczne przygody.

To mój pierwszy konkurs, zatem proszę o wyrozumiałość, jeśli zdarzą się jakieś potknięcia.

Konkurs dedykuję mojej Mamie Irminie, która zaangażowała się w wyszukiwanie dusiołków i podsuwała mi różne książki. Odeszła w czerwcu i jest teraz na niebie jedną z gwiazd, które świecą diamentowym blaskiem.

Sprawy regulaminowe (zgapiłam od Joya, za Jego przyzwoleniem)


Punktacja:

Po jednym punkcie za autora i tytuł, czyli - jak zwykle - do uzyskania jest 60 punktów.


Laureaci:

Laureatem konkursu zostaje osoba, która jako pierwsza nadeśle komplet prawidłowych odpowiedzi. Punktowane są trzy pierwsze miejsca.


Podpowiedzi:

- Proszę, aby przez 48 godzin od rozpoczęcia konkursu, na forum nie udzielano żadnych podpowiedzi. Uruchommy w tym czasie własne szare komórki, a nie od razu idźmy na łatwiznę.

- Udzielając podpowiedzi, pod żadnym pozorem, nie można "rebusować" poszukiwanego tytułu jak i autora, czyli owijamy w bawełnę tylko treść utworu.

- Nie sugerujemy, że szukany tytuł nawiązuje do tematu konkursu.

- Nie można mówić w jakim stopniu podpowiadającemu, lub osobie, której podpowiadamy, poszukiwany utwór podobał się.

- Nie podpowiadamy narodowości ani płci autora fragmentu.

- Konkurs rozwiązujemy w zgodzie z samym sobą, czyli tak, jak nam to sprawia przyjemność, czyli istnieje dowolność z korzystania z wszelakich źródeł (najlepiej jednak jest poprosić o podpowiedź na forum).

- Nie zdradzamy też kwestii znajomości lub nieznajomości danego dusiołka. Takich informacji będę udzielała ja, oczywiście jeśli uczestnik konkursu wyrazi taką chęć.


Kontakt:

Odpowiedzi przesyłamy na adres: [...]

Proszę, aby w tytule maila podać swój stały nick. Proszę również o numerowanie przysyłanych do mnie maili.


Termin:

- Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 27 września (czwartek) o godzinie 23.59

- Odpowiadać na Wasze e-maile będę maksymalnie do 24 godzin.


Uwagi różne:

Nie wszystkie książki występujące w konkursie mam ocenione.






Zapraszam do zabawy!

UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!



1.


Wzdłuż kolii
diament za diamentem,
toczy się kurant migotów.
Zła to magia,
tęczowa, lecz chciwa.

Współczesne Sodomy, wśród nocy
błyszczą równie upajająco,
a każda z nich w rudej łunie,
brylantami kusi i przyzywa...

Gdy spod zacisznej strzechy
patrzą tęskne oczy
w naszyjnik ciemnej nocy:
metropolię
roztoczoną w całej swej ozdobie -
wówczas światła wołają
i przez lasy, przez pole
pociągają wiejskie serca,
ku sobie...

Jak dziewczynę uwodzi jasnooki pierścień
w rozjarzonym oknie złotnika -
tak mieszkańca wsi rząd świateł,
most westchnień,

przez który się z tobołkiem, pokornie,
przemyka - - -
Ach, i gwiazdy,
bliźnie siostry złej ziemi,
olśnić i zdobyć potrafią
w diamentowym ataku nieprzerwanym
tych, co chcieli już tylko wiecznego spoczynku
- nirwany, najcichszej nirwany -

udręczeni zwodniczą brylantową mafią.



2.

I kiedy tak wędrowałem dalej wąwozem, padło nagle przede mną jakieś duże zarżnięte zwierzę, choć nie widziałem żadnego człowieka w pobliżu. Nie posiadałem się przeto ze zdziwienia i przypomniałem sobie pewną przypowieść, którą wielokroć słyszałem opowiadaną przez kupców, podróżników i pielgrzymów o tym, że diamentowe góry są pełne okropnego przerażenia, tak że nikt nie może tam wejść. Jedynie kupcy handlujący diamentami znają sposób, aby je stamtąd wydobyć. Biorą mianowicie owcę, zarzynają ją, zdejmują z niej skórę, ćwiartują i rzucają ze szczytu góry w dolinę, a ponieważ mięso jest jeszcze świeże, wiele diamentów się do niego przylepia. Tam pozostawiają je do południa, a wtedy przybywają drapieżne ptaki, orły i sępy, chwytają w szpony owe kawałki mięsa i wzlatują z nimi na szczyt góry. Wówczas kupcy przybiegają z tak wielkim krzykiem, że ptaki pierzchają spłoszone, pozostawiając mięso. Kupcy mogą wtedy spokojnie podejść i pozbierać diamenty, mięso zaś pozostawiają zwykle drapieżnym ptakom i dzikim zwierzętom. Nikt wszakże nie może do tych diamentów dobrać się inaczej, jak używając powyższego podstępu. Kiedy ujrzałem owo zarżnięte zwierzę, przypomniałem sobie tamtą opowieść; podszedłem więc szybko do padliny, zebrałem mnóstwo diamentów i schowałem w zanadrze oraz między szaty. Zbierałem je bez przerwy i wpychałem do kieszeni, za pas, do turbanu i we wszystkie fałdy mego stroju.



3.

Farmer był w swoim pokoju na parterze. Wciąż niespokojny, wciąż pełen wątpliwości, czekał na powrót X., który wydawał mu się rzeczą coraz mniej prawdopodobną. Córka była przy nim, uspokajając go, jak tylko mogła. Cyprian otworzył drzwi i zatrzymał się chwilę na progu.
— No i co? — spytał farmer wstając szybko z miejsca.
— No więc, zacny X. wrócił dziś rano — odpowiedział Cyprian.
— Z diamentem?
— Z diamentem przepięknie oszlifowanym i ważącym jeszcze czterysta trzydzieści dwa karaty.
— Czterysta trzydzieści dwa karaty! — wykrzyknął Y.. — I pan go przyniósł?
— Oto jest. Proszę.
Pan Y. wziął pudełko i gdy je otworzył, jego wyłupiaste oczy błysnęły prawie tak jak brylant, na który patrzył w osłupieniu graniczącym z ekstazą. Wreszcie, kiedy trzymał już w palcach kolosalną fortunę, którą uosabiał klejnot — tak lekki, dający się łatwo ująć, zarazem namacalny i pełen nieprawdopodobnej świetności — zachwyt jego przybrał akcenty aż śmieszne w swej emfazie. W głosie jego drżały łzy i przemawiał do diamentu jak do żyjącej istoty.
— Och, ty przepiękny, ty wspaniały, cudowny kamieniu! — mówił. — Więc powróciłeś, kochaneczku! Jakże ty błyszczysz! Jakiś ty ciężki! Ileż ty musisz być wart brzęczących gwinei! Cóż my z tobą zrobimy, mój skarbie? Czy wysłać cię do Capetown, a stamtąd do Londynu, żeby cię tam podziwiali? Ale któż będzie tak bogaty, żeby cię kupić? Sama królowa nie mogłaby pozwolić sobie na taki zbytek! Poszłyby na to jej dochody z dwóch albo i trzech lat. Trzeba by na to decyzji parlamentu, subskrypcji narodowej... Ale zrobi się to, nie bój się!... Spoczniesz sobie bezpiecznie w Tower, koło „Koh-i-noora", który będzie jak mały chłopaczek w porównaniu z tobą. Cóż ty możesz być wart, mój kochany?
I zrobiwszy w myśli obliczenie dodał:
— Za „Orłowa" Katarzyna Druga zapłaciła milion rubli gotówką i dziewięćdziesiąt sześć tysięcy franków dożywotniej renty. Na pewno nie będzie przesadą zażądać za ten kamień miliona funtów szterlingów i pół miliona franków renty dożywotniej!



4.

Był to wspaniały diament tak czystej wody i tak pięknie rżnięty, że można było go ocenić na trzydzieści do czterdziestu tysięcy franków. Pierścień obiegł dokoła stołu i wrócił do X., który włożył go spokojnie na palec.
— Widzę doskonale — rzekł — że państwo mi nie wierzycie. Z tym nieszczęsnym niedowierzaniem walczyłem całe życie. Filip Walezjusz nie wierzył mi, gdym radził, by pozwolił na odwrót Edwardowi; Kleopatra nie chciała wierzyć, gdy mówiłem, że Antoniusz zostanie pokonany; Trojanie nie wierzyli, gdy w sprawie drewnianego konia uprzedzałem: „Słuchajcie Kassandry”.
— Ależ to cudowne — powiedziała pani Y. zanosząc się od śmiechu. — Nie widziałam jeszcze człowieka równie poważnego i równie przy tym zabawnego jak pan.
— Ręczę pani — rzekł X. — że Jonatan był znacznie zabawniejszy ode mnie. Cóż to był za uroczy towarzysz, omal nie oszalałem, kiedy go Saul zabił.
— Wiesz, hrabio — zauważył książę Z. — jeśli będziesz mówić tak dalej, przyprawisz o szaleństwo biednego T., który tak obawia się śmierci i który spogląda na pana z przerażeniem, bo przypuszcza, że jesteś nieśmiertelny. Powiedz zresztą otwarcie: jesteś, czy nie?
— Czy jestem nieśmiertelny? Nie wiem. Mogę tylko ręczyć za jedno: widziałem wszystko i brałem udział we wszystkich wydarzeniach, które przed chwilą wymieniłem.



5.

Darmo tym być, do czego kto się nie urodził.
Kryształ brylantowy wielu oczy zwodził;
Gdy się więc nad rubiny i szmaragdy drożył,
Ktoś prawdziwy dyjament z nim obok położył.
Zgasł kryształ, a co niegdyś jaśniał u obrączki,
Ledwo go potem złotnik chciał zażyć do sprzączki.



6.

A Romeowie nasi nowocześni -
Są jak z żurnalu wycięte figurki;
Tacy bezduszni, tacy bezcieleśni,
Że z nich zaledwie zostały tużurki,
Które do taktu salonowej pieśni
Skaczą kadryle, walce i mazurki,
Wzdychając przy tym od czasu do czasu
Do diamentów, gazy i atłasu.



7.

Helikopter wykonał zwrot ku wschodowi, a potem nabierając wysokości i szybkości pomknął z warkotem szlakiem księżyca.
Mężczyzna na ziemi obserwował, jak odlatuje, unosząc na pokładzie diamenty wartości 100.000 funtów, które jego ludzie w ciągu minionego miesiąca podebrali z urobku i obojętnie podali mu na różowych językach, kiedy stał obok fotela dentystycznego szorstko pytając, gdzie boli.
Nie przestając mówić o zębach wyjmował kamienie z ich ust, oglądał je w świetle lampy dentystycznej, a potem cicho proponował 50, 75, 100; zawsze kiwali głowami, przyjmowali banknoty, by ukrywszy je w ubraniu wyjść z gabinetu niosąc jako alibi parę tabletek aspiryny w zwitku papieru. Musieli przyjmować jego cenę. Tubylcy nie mieli żadnych szans na wyniesienie diamentów. Gdy któryś z górników wychodził na zewnątrz - może raz w roku: odwiedzić swój szczep albo pogrzebać krewnego - musiał przejść przez całą procedurę prześwietleń i olejów rycynowych; jeśli został przyłapany, czekała go ponura przyszłość. A tak łatwo było pójść do gabinetu dentystycznego, wybierając dzień, kiedy On miał dyżur. I w dodatku rentgen nie wykazywał papierowych banknotów.



8.

— Wielu mówi, że umysł natchniony świętością, czyste serce, intencja pełna wiary winny wystarczyć dla sprawowania tego świętego obrządku. My jako pierwsi potwierdzamy jasno i stanowczo, że jest to rzecz główna; lecz w naszym przekonaniu hołd
należy składać także poprzez zewnętrzną ozdobę świętych sprzętów, jest bowiem nader słuszne i stosowne, byśmy służyli naszemu Zbawcy we wszystkich rzeczach i bez reszty, Jemu, który zechciał przysporzyć nam wszystkich rzeczy w całości i bez wyjątków.
— Taki zawsze był pogląd wielkich waszego zakonu — przyznał Wilhelm — i przypominam sobie, jak pięknie pisał o ozdobach kościoła wielki i czcigodny opat S.
— Tak jest — rzekł opat. — Spójrzcie na ten krucyfiks. Jest jeszcze nie dokończony...
— Wziął krucyfiks do ręki z miłością, a oblicze jaśniało mu szczęściem. — Brak tu jeszcze paru pereł, nie znalazłem takich, które by miały stosowne wymiary. Niegdyś święty Andrzej zwrócił się ku krzyżowi z Golgoty mówiąc, iż jest ozdobiony członkami Chrystusa niby perłami. I perłami właśnie winno być ozdobione to skromne wyobrażenie wielkiego cudu. Choć uznałem też za rzecz odpowiednią osadzenie w tym miejscu, tuż nad głową Zbawiciela, najpiękniejszego diamentu, jaki zdarzyło się wam widzieć.
— Pogłaskał pobożnymi rękami, swymi długimi, białymi palcami najcenniejsze części świętego drzewa albo raczej kości słoniowej, albowiem z tej wzniosłej materii zrobione były ramiona krzyża.
— Kiedy rozkoszuję się wszystkimi pięknościami tego domu Boga, czar wielobarwnych kamieni odrywa mnie od trosk o sprawy inne, a pełna czci medytacja, przeistaczając to, co materialne, w to, co niematerialne, skłania ku rozmyślaniom nad rozmaitością świętych cnót, wówczas zda mi się, że oto znalazłem się, by tak rzec, w dziwnym rejonie świata, w rejonie, który ani nie jest bez reszty zamknięty w brudzie ziemskim, ani całkowicie wyzwolony w czystości niebios. I zda mi się, że z łaski Bożej mogę być wzniesiony z tego niższego świata do wyższego drogą anagogiczną...



9.

— Teraz będą Schody — powiedział jeden z mężczyzn prowadzących profesora za rękę. (…)
Było coś szczególnie odrażającego w tej tłustej, bezkształtnej postaci, przyodzianej w szkarłatny strój kąpielowy. Ciało tego osobnika obciągnięte było ciemnozieloną i śliską skórą pełną brodawek i narośli. Między palcami rąk i nóg zwisały fałdy błony. Najgorsza jednak była głowa owego potworka. W nalanej tłuszczem twarzy migotały czerwone, złośliwe oczka. Spomiędzy grubych i mocno wywiniętych warg wystawały pożółkłe kły. Spiczaste uszy sterczały z czaszki zupełnie pozbawionej włosów. Odrażający potwór połyskiwał łańcuchem kołyszącym mu się na piersiach. Na jego palcach migotały pierścienie wysadzane diamentami, rubinami i szafirami.
Woda, w której się z rozkoszą chlapał, pachniała leśnym igliwiem.



10.

Wszyscy się trochę dziwili, skąd takie drzwi i zamki w pomieszczeniach kredensowych przy kuchni, dla mnie jednakże nic w tym nadzwyczajnego nie było. Zdarzały się oprócz spiżarni zwykłych także i dodatkowe, gdzie produkty drogie, a dla złodzieja łakome, trzymano. Mnie samej, wobec wierności i uczciwości służby, nie było to potrzebne, ale pradziada, być może, nie sami uczciwi otaczali. Przy posiadaniu dużych zapasów, rzeczy tak drogie, jak cukier, kawa, herbata, bakalie i korzenie, też bym zapewne miała pod dobrym zamknięciem, a możliwe, że razem z nimi i srebra stołowe wielkiej ceny.

Oczekując sukcesów ślusarza, pan X. wyjawił mi, co też się znajdowało w owym puzdrze, które mu nagle z oczu znikło. Otóż mianowicie pistolety pojedynkowe sprzed dwustu lat, niezmiernie cenne, bo nie dość że zabytkowe, to jeszcze ozdobione kamieniami szlachetnymi. Rękojeści ich, z kości słoniowej, zawierały w sobie diamenty i rubiny ogromnej wartości i gdyby nie ich znaczenie jako zabytku autentycznego, byłby nawet sens wyjąć je i do biżuterii spożytkować. Znajdowały się w gabinecie pradziada, zostały opisane w inwentarzu i oto teraz okazuje się, że ich nie ma.

Obchodząc cały dom, nie zwróciłam specjalnej uwagi na puzdro w gabinecie i nawet nie pamiętałam, jak wyglądało. Na delikatne pytanie pana X. bez żadnej obrazy odpowiedziałam, że ich z pewnością nie zabierałam, bo w ogóle nie zabierałam niczego, a gdybym już miała coś wziąć ze sobą do T., to prędzej wachlarz praprababci, który wpadł mi w oko przez swoją wielką urodę.



11.

K.
Zwróć pierścień, który ci dałam przy stole,
Lub, za mój diament, daj mi obiecany
Ow łańcuch, wówczas przestanę cię trudzić.

D.
Niektóre diabły proszą jedynie o kawałek paznokcia, o słomkę, włos,
kroplę krwi, szpilkę, orzeszek, pestkę czereśni; lecz ona, bardziej łakoma,
pragnie wziąć łańcuch. Panie, bądź roztropny, jeśli dasz go jej,
diabeł potrząśnie łańcuchem i przerazi nas nim.

K.
Proszę cię, panie, mój pierścień lub łańcuch.
Wierzę, że mnie tak oszukać nie pragniesz?



12.

W szufladce toaletki znaleźli garnitur z kameami, florencką bransoletkę i takież kolczyki oraz pierścionek z różnokolorowymi kamieniami.
— Widziałam już coś z tych rzeczy. Zwykle pierwsze litery kamieni układają się w imię. Albo w jakieś słowo, na przykład „najdroższa”. Diament, ametyst, szmaragd… nie, to nie „najdroższa”. Zresztą nie sądzę, żeby tu kryło się coś znaczącego. Jakoś nie umiem sobie wyobrazić, żeby ktoś podarował ciotce A. pierścionek z „najdroższą”. Ametyst, szmaragd… problem w tym, że nigdy nie wiadomo, od czego zacząć. Spróbujmy jeszcze raz: szmaragd, koral, opal, ametyst, a w środku diamencik. Och, oczywiście: SZKODA. Jakież to miłe, takie staroświeckie i sentymentalne. — Wsunęła pierścionek na palec. — Myślę, że D. chciałaby go mieć. I jeszcze ten florencki garnitur. Ona przepada za wiktoriańskimi przedmiotami, jak wiele osób dzisiaj. Teraz ubrania. To zawsze trąci makabrą. O, jest etola. Całkiem wartościowa, ale dla siebie jej nie chcę. Może znajdzie się tu ktoś… jakaś osoba, która była dla niej szczególnie miła, albo jakaś zaprzyjaźniona pensjonariuszka, z przyjemnością bym jej to dała. To prawdziwe sobole…
Zapytamy pannę P.. Reszta może iść na dobroczynność. Więc postanowione, tak?



13.

- Czy ryzykujemy życie i wchodzimy głównymi schodami? - zapytał, gdy podjechali pod budynek.
Stopnie były strome i wąskie, w starym stylu, z płytkimi podnóżkami. Poruszanie się po nich dodatkowo utrudniała gęsta wykładzina ze skaczącym przed oczami różanym deseniem.
- Wejdziemy tylnym wejściem i pojedziemy windą - pokręciła przecząco głową. - Nie mam ochoty skręcić sobie karku.
Winda sunęła powoli i cicho na drugie piętro. Pasażerowie wysiedli i znaleźli się w pełnym przepychu foyer. P. szepnęła:
- Dekoracje wyszły spod ręki A. G..
- Od razu widać - mruknął dziennikarz.
Foyer wznosiło się na wysokość dwóch pięter. Rzeźbione schody wiodły na górną kondygnację, a u szczytu klatki schodowej zwisał ogromny żyrandol. Wyglądał jak deszcz kryształowych i ametystowych wisiorów, rzekomo obdarzonych mistyczną mocą, która przywracała energię życiową.
Gospodyni w czarnej aksamitnej sukni i słynnej diamentowo-perłowej kolii S-'ów przywitała ich, mówiąc:
- Codziennie rano stoję przez kilka minut pod żyrandolem, żeby naładować baterie.
Rzeczywiście, jak na swój wiek miała niespożyte pokłady witalności i entuzjazmu.
Q. uległ jej namowom i stwierdził żartobliwie, że czuje, jak jeżą mu się włosy na głowie, a wąsy gwałtownie rosną. P. odmówiła, tłumacząc, że kiedyś spróbowała i nie mogła zasnąć przez trzy noce z rzędu.



14.

— Jak pan wie, moja firma zajmowała się w Port Reprieve wydobywaniem diamentów z mokradeł Lufira.
Bruce skinął głową.
— Mam w sejfie — Belg wskazał kciukiem na ciężkie stalowe drzwi wbudowane w ścianę za jego biurkiem — dziewięć i pół tysiąca karatów w diamentach pierwszej jakości i jakieś dwadzieścia sześć tysięcy karatów w diamentach przemysłowych.
— Spodziewałem się tego — odparł Bruce obojętnym tonem.
— Dobrze by było, żebyśmy ustalili sposób ich załadowania i transportu.
— Jak są zapakowane? — zapytał Bruce.
— W jedną drewnianą skrzynkę.
— Jak dużą i o jakiej wadze?
— Pokażę panu.
B. podszedł do sejfu i odwrócił się do nich plecami. Usłyszeli terkot kół zamka i szczęknięcia zapadek. Czekając, Bruce uświadomił sobie, że odkąd tu weszli, po przywitaniu się z B. S. nie odezwała się ani razu. Spojrzał na nią, a dziewczyna odpowiedziała uśmiechem. Podobają mi się kobiety, które wiedzą, kiedy nie należy otwierać ust — pomyślał.
B. otworzył drzwi sejfu i postawił na biurku niewielką drewnianą skrzynkę.
— Proszę bardzo — rzekł.
Bruce przyjrzał się skrzynce. Niecałe pół metra długości, dwadzieścia centymetrów wysokości i trzydzieści szerokości. Podniósł ją na próbę.
— Jakieś dziesięć kilogramów — ocenił. — Pokrywa zapieczętowana, jak widzę.
— Tak jest — potwierdził B., dotykając lakowych pieczęci.
— Dobrze — pokiwał głową Bruce. — Wolę nie stawiać przy niej nikogo na straży. To tylko zwróciłoby na nią uwagę.
— Zgadzam się.
Bruce przyglądał się skrzynce jeszcze przez chwilę, po czym zapytał:
— Jaka jest wartość tych kamieni? B. wzruszył ramionami.
— Prawdopodobnie około pięciuset milionów franków. Bruce był pod wrażeniem. To pół miliona funtów — pomyślał. — Jest co kraść, jest nawet za co zabić.



15.

Kiedy wszystko już zjedli, poszedł do pokoju i usiadł na krawędzi swojego łóżka.
Wziął Diament Iluminatów i zaczął go obracać na wszystkie strony, zachwycając się jego cudowną symetrią. Vittoria wpatrywała się w niego z coraz większym zdziwieniem, przez które zaczynała przebijać złość.
- Uważasz, że ten ambigram jest niezwykle interesujący, co? - zagadnęła go.
Skinął głową.
- Fascynujący.
- Twoim zdaniem to najciekawsza rzecz w tym pokoju?
X. podrapał się po głowie, udając, że się zastanawia.
- No, cóż, jest jedna rzecz, która bardziej mnie interesuje.
Uśmiechnęła się i zrobiła krok w jego kierunku.
- To znaczy?
- Jak ci się udało podważyć teorię Einsteina przy pomocy tuńczyków.



16.

X. półleżał na miękkiej leżance, pożerając ostrą paprykę i małe perłowe cebulki z drewnianej misy. Jego czoło pokryte było kroplami potu, jego świńskie oczka błyszczały nad tłustymi policzkami. Klejnoty połyskiwały, kiedy poruszał rękami; onyks i opal, tygrysie oko i turmalin, rubiny, ametysty, szafiry, szmaragdy, gagat i jadeit, czarne diamenty i zielone perły. „Mógłbym żyć całe lata za te pierścienie”, zadumał się Y., „chociaż potrzebowałbym tasaka, by się do nich dobrać.”
- Chodź i usiądź, mój mały przyjacielu. – X. skinął na niego.
Karzeł wdrapał się na krzesło.



17.

W tej jaskini pali się nieustannie dwadzieścia lamp, których płomienie, odbijając się od diamentu, wielkim wszystkie strony napełniają światłem. Miejsce to ozdobione jest sekstantami, kwadrantami, teleskopami, astrolabiami i innymi astronomicznymi instrumentami, ale największą osobliwością, od której los całej wyspy zależy, jest niezmiernej wielkości magnesowy kamień w kształcie czółenka tkackiego zrobiony. Długości ma prętów trzy, a grubości, gdzie jest największa, ma półtora pręta. Ten magnes osadzony jest na osi diamentowej, przechodzącej przez jego środek w tak ścisłej równowadze, że najsłabsza ręka może go bardzo łatwo obracać. Otacza go cylinder diamentowy na cztery stopy głęboki i na tyleż gruby, we środku wydrążony, mający średnicy prętów sześć, położony horyzontalnie na ośmiu słupach diamentowych, każdy o trzech prętach wysokości. W środku tego cylindra są duże dziury czopowe, głębokie na dwanaście cali, w które wchodzą końce osi i obracają się jak potrzeba.
Żadna siła nie zdoła tej maszyny poruszyć, gdyż cylinder i słupy, na których leży, są jedną całością z diamentem, który stanowi grunt całej wyspy. Przez ten oto magnes wyspa idzie do góry, na dół, i jak tylko potrzeba, z jednego miejsca na drugie.



18.

Pierwszy był biały, gładkości misternej,
Przeczysty marmur; jak szkło jednolity,
Powierzchnią obraz mój odbijał wierny.
Schód drugi z ciemnogranatowej płyty,
Powierzchni szorstkiej, słońcem przepalonej,
Wzdłuż i wszerz gęsto szczerbami poryty.
Trzeci zaś stopień, na sam szczyt zwalony,
Barwą porfirów zdał się rozpłonięty,
Jak krew, co tryśnie prosto z ran, czerwony.
Na nim swe stopy oparł Anioł święty,
Sam zaś na progu wrót zasiadł na straży;
Próg był tak lśniący jako diamenty.



19.

– ...Inni sądzili – mówił dalej zadumany archidiakon – że lepiej próbować doświadczeń na promieniu Syriusza. Lecz bardzo jest trudno uzyskać czysty promień Syriusza, bo przeszkadza temu równoczesna obecność innych gwiazd. Flamel mniemał, że wygodniej będzie przeprowadzić doświadczenie na ogniu ziemskim. Flamel! Imię wybrańca – Flamma!... Tak, ogień! To wszystko! Diament jest w węglu, złoto jest w ogniu. Lecz jak je stamtąd wydobyć? Magistri twierdzi, iż w pewnych imionach kobiecych kryje się urok tak słodki i tajemniczy, że dość jest wymówić je podczas doświadczenia... Odczytajmy, co mówi o tym Manu: „Gdzie kobiety są poważane, tam bóstwa radują się; gdzie są one pogardzane, tam nie warto modlić się do Boga. Usta kobiety są zawsze czyste; to płynąca woda, to słoneczny promień. Imię kobiece powinno być miłe, słodkie, urzekające wyobraźnię, kończyć się powinno długą samogłoską i przypominać słowa błogosławieństwa...” Tak, mędrzec ma słuszność, to prawda, i Maria, i Zofia, i Esmeral... Przekleństwo! Wciąż ta sama myśl!



20.

— Ten dom, w którym się znajdujemy, jego samotne położenie, wszystkie zabezpieczenia, które stosuję, spowodowane są przez to, że bezustannie oblegają mnie mrówki.
Wstał.
— Robiłem doświadczenia. Za pomocą diamentowych wierteł odkruszyłem od kuli opiłek nie większy niż ziarnko maku. Wywierał takie samo działanie przyciągające jak cała kula. Odkryłem też, że jeśli ją otoczyć grubym płaszczem ołowianym, działanie jej ustaje.
— Jakieś promienie...? — ochrypłym głosem wyrzucił słuchacz. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w ledwo majaczącą twarz starego uczonego.
— Być może. Nie wiem.
—... pan ma tę kulę?
— Tak. Czy chce pan ją zobaczyć?
Słuchacz zerwał się na równe nogi. Profesor przepuścił go pierwszego w drzwiach, wrócił do biurka po klucz i pospieszył za gościem w ciemny korytarz. Weszli do wąskiej komórki bez okien. Była pusta, w kącie stała duża kasa. pancerna starego systemu. Słabe światło nie osłoniętej żarówki pod sufitem błyszczało sinawo w pancernych płytach. Profesor wetknął pewną ręką klucz w zamek. Przekręcił, nastąpił chrzęst cofających się rygli, grube drzwi odchyliły się. Odstąpił w bok. Kasa była pusta.



21.

Przez resztę czasu osobiście doglądała każdego ściegu, jaki wychodził spod palców Elizy, przygotowującej swoje wiano: pościel, ręczniki, obrusy i bieliznę, a wszystko to pieczołowicie haftowane; rzeczy te następnie chowały do kufrów, owinięte w płótna i skropione lawendą. Co trzy miesiące wyjmowały je i wystawiały na słońce, unikając w ten sposób zniszczenia pod wpływem wilgoci i moli, jakiemu mogłyby ulec, zanim Eliza doczekałaby się małżeństwa. Kupiła szkatułkę na ślubne klejnoty i swemu bratu Johnowi poleciła, by ją napełnił prezentami z podróży. Zgromadzono indyjskie szafiry, brazylijskie szmaragdy i ametysty, naszyjniki i bransoletki z weneckiego złota, nie brakowało nawet maleńkiej diamentowej broszki. X. nigdy nie dowiedział się szczegółów i trwał w nieświadomości co do sposobu, w jaki jego rodzeństwo opłacało takie ekstrawagancje.
Lekcje fortepianu - teraz z przybyłym z Belgii profesorem, który używał linijki do bicia swoich niezgrabnych uczniów po palcach - stały się codzienną torturą Elizy. Uczęszczała również do akademii tańca salonowego, a za namową nauczyciela tańca Y. całymi godzinami kazała jej chodzić z książką na głowie, żeby trzymała się prosto.



22.

Rozwidniło się nareszcie. X. od dawna czekał świtu, leżąc z otwartymi oczami.
Gdy rozbłysły pierwsze promienie słońca, podniósł się i tak jak poprzedniego dnia powędrował na najwyższe wzniesienie, aby rozejrzeć się po okolicy; pusto było jak i wczoraj.
X. podążył do groty, napełnił kieszenie kosztownościami, zamknął skrzynię, układając jak najstaranniej deski wraz z okuciami i przysypał ją piaskiem, aby grunt świeżo skopany nie różnił się od otoczenia; wyszedłszy z pieczary zastawił otwór płytą, narzucił na nią kamienie rozmaitej wielkości, zatkał szczeliny ziemią, posadził w niej kępki wrzosów i mirtów, skropił rośliny wodą, żeby nie uschły, zatarł ślady swoich stóp, liczne w tym miejscu, i jął oczekiwać niecierpliwie powrotu towarzyszów. Rzeczywiście, nie warto już było "tracić czasu na wpatrywanie się w owe diamenty i złoto, tkwić daremnie na wyspie i strzec niby czarodziejski smok bezużytecznych skarbów. Należało teraz wrócić do życia, między ludzi i zająć w społeczności zaszczytne miejsce, uzyskać wpływy i władzę, którą daje na tym świecie bogactwo — pierwsza i największa z potęg, jakimi człowiek rozporządza.



23.

Cofnąłem się ku drzwiom. Patrzałem na jej gładki i pachnący kark, nad którym w związanych włosach połyskiwał diamentowy grzebień; ten kark, siedziba energii życia, czarniejszy był od piekieł; na nim splatały się dwa lśniące warkocze, nad którymi kołysał się srebrny rajer. Obfity i gęsty puszek odbijał od ramion i mleczno białych pleców. Było w tej podwiniętej grzywie coś bezwstydnie pięknego; coś, co zdawało mi się urągać za wzruszenie, w jakim widziałem ją chwilę przedtem. Podbiegłem i uderzyłem w ten kark pięścią. Nie wydała krzyku, padła na ręce, ja zaś wyszedłem spiesznie.
Za powrotem do domu gorączka chwyciła mnie znów z taką siłą, iż musiałem się położyć.
Rana otwarła się, cierpiałem bardzo. Zaszedł do mnie Desgenais, opowiedziałem mu wszystko. Wysłuchał w skupieniu; rzechadzał się jakiś czas po pokoju jak człowiek, który się waha. Wreszcie zatrzymał się i parsknął śmiechem. „Czy to twoja pierwsza kochanka?” − rzekł. „Nie − odparłem − ostatnia.”



24.

- Szlifujemy je do perfekcji, a potem chowamy w labiryntach — powiedział X., który z rozkoszą grzebał w koszu z maleńkimi klejnotami.
- Stworzyliśmy setki tajnych skarbców. Każdy pojedynczo wzbudziłby zazdrość nawet w najpotężniejszym królu.
- Zachowujemy się jak kokoszki, które usiłują wysiadywać kamienie - zaśmiał się Y. - choć nie mamy żadnej praktycznej korzyści z diamentów. Jesteśmy najbogatszymi istotami w katakumbach i nic z tego nie mamy.
W międzyczasie odzyskałem opanowanie i zdolność mowy, ale mimo wszystko nie przychodziły mi do głowy żadne pytania. Z trudnością opierałem się pokusie rzucenia się na góry diamentów i tarzania się w nich jak jakiś głupi pirat.
- Muszę przyznać, że obchodzimy się z tym materiałem nieco rozrzutnie - powiedział X.. - Ponieważ mamy go tak dużo, możemy pozwolić sobie na taką obróbkę. Jesteśmy w stanie wydobyć z kamieni wszystkie możliwe kształty. (…) Pomieszczenie było z dziesięć razy większe niż tradycyjne nisze mieszkalne i oświetlono je wieloma świecami. Ściany pokrywały regały książkowe, w których znajdowały się szlachetnie oprawione księgi, ze złotymi i srebrnymi okuciami, ozdobione diamentami, rubinami i szafirami.



25.

Tego rodzaju refleksje sprowadzały S. do epoki, kiedy mu mówiono o O. jako o „utrzymance". Bawił go kontrast tej dziwacznej personifikacji: utrzymanka — migotliwy amalgamat nieznanych i diabolicznych elementów, oprawny, niby wizja Gustawa Moreau, w zatrute kwiaty splecione z drogimi kamieniami — i O. na której twarzy widział grające uczucia litości dla nędzarza, oburzenia na niesprawiedliwość, wdzięczność za dobrodziejstwo — te same, które oglądał niegdyś u własnej matki, u swoich przyjaciół; O., która w rozmowie często potrącała rzeczy tak dobrze mu znajome, jego zbiory, jego pokój, starego służącego, bankiera, u którego S. lokował kapitały. Ten ostatni obraz: bankier, przypomniał S., że trzeba mu podjąć pieniądze. W istocie, gdyby w tym miejscu mniej hojnie przyszedł O. z pomocą niż w zeszłym, w którym dał jej pięć tysięcy franków, gdyby jej nie ofiarował upragnionej diamentowej riwiery, nie odnowiłby w O. podziwu dla jego hojności; nie odrodziłby jej wdzięczności, która go czyniła tak szczęśliwym; naraziłby się wręcz na przypuszczenie, że jego miłość się zmniejszyła, skoro jej dotykalne objawy maleją. Wówczas nagle S. zapytał sam siebie, czy nie to właśnie znaczy „utrzymywać" kobietę (jak gdyby w istocie owo pojęcie „utrzymywania" mogło się wyłaniać z elementów wcale nie tajemniczych ani przewrotnych, ale należących do jego codziennego i prywatnego życia, jak ten banknot tysiącfrankowy, domowy i zwyczajny, przedarty i sklejony, który jego kamerdyner, zapłaciwszy rachunki miesięczne i komorne, włożył do szuflady starego biurka, skąd go wziął S., aby wraz z czterema innymi posłać go O.) i czy nie można zastosować do O. od czasu ich znajomości (bo nie posądzał jej ani przez chwilę, aby mogła kiedykolwiek wprzódy przyjąć pieniądze od kogo innego) tego słowa „utrzymanka", które zdawało mu się tak z nią niewspółmierne.



26.

Brezent okrywający buicka był rozpięty sztywno; materiał na ziemi obłożono kamieniami. Wiatr trzepotał grubym, ciężkim płótnem. F. zdjął kamienie i wiatr natychmiast porwał brezent w mrok nocy. Płótno, jak wielki brązowy duch, uleciało na wschód. Pytanie brzmiało: „W którą stronę ON miał się udać?”
Stanął przy buicku, dobrze zachowanym modelu rocznik 75 (ten klimat był nader łaskawy dla samochodów, wilgotność powietrza niewielka, rdza nie zdążyła jeszcze naruszyć karoserii) i zaczął węszyć jak kojot. Nocne powietrze przesycał zapach pustyni, który najlepiej wyczuwalny jest właśnie przed świtem.
Buick stał pośród cmentarzyska aut i samochodowych części wyglądających niczym posągi z Wyspy Wielkanocnej, smagane zawodzącym, bezlitosnym wiatrem. Tu blok silnika, ówdzie oś, wyglądająca jak pozostawiona przez młodego kulturystę sztanga. Stos opon, wewnątrz których hulał bezkarnie wiatr. Pęknięta szyba. I dużo, dużo więcej.
Najlepiej myślało mu się właśnie w takiej scenerii. W takiej scenerii każdy mógł poczuć się Jagonem.
Minął buicka i powiódł dłonią po wgniecionej masce auta, które mogło być kiedyś mustangiem.
– Ej, mała kobro, nie wiesz, że powinnaś schować ząbki? – rzucił śpiewnie.
Kopnął zakurzonym butem wgnieciony gaźnik i odkrył leżące pod nim klejnoty.
Drogocenne kamienie zamrugały do niego płonącymi w ich wnętrzach maleńkimi ognikami. Rubiny, szmaragdy, perły wielkości gęsich jaj, diamenty mogące rywalizować z gwiazdami na niebie. Wysunął rękę w ich stronę i pstryknął palcami. Zniknęły. A dokąd ON miał się udać?



27.

Oczywiście, trolle znane były w Y., gdzie często znajdowały zatrudnienie w gwardii tego czy innego bogacza. Ich utrzymanie było dość kosztowne, dopóki nie nauczyły się, do czego służą drzwi. Wcześniej po prostu wychodziły z domu przez ściany.
Zaczęli zbierać chrust, a C. opowiadał dalej.
- Zęby trolli... to jeszt czoś.
- Dlaczego? - zdziwiła się B..
- Diamenty. Muszą takie być. To jedyna rzecz, która może gryźć szkałę... A i tak czo roku muszą im wyrasztać nowe.(…)
Jubiler wolno obracał na małym kowadle złotą płytkę, mocując ostatni z dziwnie oszlifowanych diamentów.
- Z zęba trola, powiadasz? - mruknął i mrużąc oczy przyjrzał się swemu dziełu.
- Tak - potwierdził C.. - I, jak obieczałem, możesz zatrzymać szobie resztę.
Przesuwał palcami po tacy złotych pierścieni.
- Hojna zapłata - przyznał jubiler.



28.

Coraz to z ciebie, jako z drzazgi smolnej,
Wokoło lecą szmaty zapalone,
Gorejąc nie wiesz, czy stawasz się wolny,
Czy to, co twoje, ma być zatracone?
Czy popiół tylko zostanie i zamęt,
Co idzie w przepaść z burzą? - czy zostanie
Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament,
Wiekuistego zwycięstwa zaranie...



29.

Wręczył butelkę E., po czym wyjął z sakwy długi, niebiesko-czarny pas od miecza. Gdy E. wziął go w dłonie, pas wydał mu się niezwykle gruby i ciężki. Utkano go z grubych włókien tworzących wzór splecionych pędów liani. Na polecenie O. E. pociągnął za chwast z boku i zachłysnął się ze zdumienia, widząc, jak pasmo tkaniny z przodu przesuwa się, ukazując dwanaście diamentów, każdy liczący sobie cal średnicy. Cztery z nich były białe, cztery czarne, a pozostałe mieniły się czerwienią, błękitem, żółcią i brązem. W promieniach porannego słońca lśniły zimnym blaskiem niczym kawałki lodu, rzucając na dłonie E, snop wielobarwnych iskier.
- Mistrzu. – E. pokręcił głową; przez długą chwilę brakowało mu słow. - Czy bezpiecznie jest dawać mi coś takiego?



30.


— Diament, Lao. Umawialiśmy się na diament.
Lao uśmiechnął się, wyjął srebrne pudełeczko z kieszeni i w ten sam sposób na obrotowej tacy przesłał X-owi.. W chwili, gdy X.. obserwował poruszającą się szkatułkę, Kao Kan opróżnił do najbliższego kieliszka malutką fiolkę białego proszku. Puzderko dojechało do miejsca gdzie siedziała Willie. Otworzyła je. Wewnątrz był diament najczystszej wody, jaki kiedykolwiek widziała.
— Och, Lao — westchnęła.
Diamenty zawsze były jej pasją — były czyste, miały piękne kolory, były magicznym odbiciem jej samej. A poza tym to szalenie praktyczna lokata kapitału — taki jak ten, który trzymała w dłoniach, zapewniłby jej bogactwo i niezależność. X.. odłożył szpikulec na stół, wyłuskał jej kamień z ręki i popchnął Willie na jej poprzednie miejsce.
— Jesteś obrzydliwy — stwierdziła w końcu. — Zupełnie jak wąż.
Zignorował ją całkowicie, zajęty oglądaniem kamienia — był idealny, bez skazy, doskonale cięty i ten jedyny, którego uniwersytet szukał od długiego czasu.
W tym momencie Kao Kan przestawił szampankę w bezpośrednie sąsiedztwo X.
(…)
— No to teraz możesz mi oddać diament — poinformował X-a. Lao.
X-owi. wydało się, że w sali robi się zbyt ciepło.
— Albo masz zboczone poczucie humoru — stwierdził niezbyt pewnym tonem — albo coś przeoczyłem.
Chińczyk bez słowa pokazał mu małą, niebieską fiolkę, co przykuło uwagę Willie.
— Co to takiego? — spytała.
— Antidotum — poinformował uprzejmie Lao.
— Antidotum na co? — zainteresował się X. czując jednocześnie, że zaczyna rozumieć coś, czego wolałby sobie nie uświadamiać.
— Na truciznę, którą właśnie wypiłeś — oświadczył z radością Lao.
Willie poczuła się trochę zagubiona w tym wszystkim.
— Lao, co ty wyprawiasz? Ja tutaj pracuję! — przeczucie podszepnęło jej, że już niedługo.
X. wsadził palec do kieliszka i przejechał po dnie. Na opuszce pozostał biały osad.
— Trucizna jest z rodzaju raczej szybkich, doktorze X.
— Dobra, twoje na wierzchu — stwierdził archeolog kładąc kamień na stole.


===========


Dodane 28 grudnia 2012:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 18695
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 40
Użytkownik: paren 16.09.2012 20:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Pani_Wu przygotowała dla nas nietuzinkową literacką kolię z 30 diamentami. Wasze zadanie polega na zidentyfikowaniu kamieni, które się na nią złożyły. :-)

Życzę Wam miłej zabawy! :-)
Użytkownik: Pani_Wu 16.09.2012 21:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Witam szampanem i kawiorem, jak na taką okazję przystało.
Życzę wszystkim znalezienia wielu skarbów :)
Użytkownik: Pani_Wu 17.09.2012 00:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Godzina duchów za nami, a już trzy osoby pokątnie szlifują diamenty :)
Najlepiej rozpoznawany jest dusiołek nr 8, 15 i 18. Dziesięć diamentów jeszcze czeka na odkrywcę.

Życzę wspaniałych snów i przyjemnego tygodnia!
Użytkownik: Neelith 17.09.2012 08:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Godzina duchów za nami, a... | Pani_Wu
Ooooślepia mnie blask diamentów, ale coś chyba rozpoznaję ;) Na razie niewiele, muszę kopać głębiej.
Dodam jeszcze, że zachwyca mnie piękne hasło konkursowe!
Użytkownik: Neelith 17.09.2012 09:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Ooooślepia mnie blask dia... | Neelith
Oraz logo!
Użytkownik: Cirilla 17.09.2012 11:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Regulamin ten sam co w poprzednim konkursie - może i tu Mamut się załapie? ;)
Użytkownik: gosiaw 17.09.2012 11:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Regulamin ten sam co w po... | Cirilla
No właśnie, ten regulamin (bardzo dobry zresztą) to nowa świecka tradycja? :) Jeśli tak to jestem za.
Użytkownik: Cirilla 19.09.2012 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie, ten regulamin... | gosiaw
Po kilku kosmetycznych zmianach i - jak sądzę za przyzwoleniem i błogosławieństwem Joya łatwo go (regulamin Joya) przystosować do organizatorów płci obojga (aby nie zmieniać końcówek).
Wystarczy potem zastosować Ctrl c Ctrl v by nowa świecka tradycja zajaśniała blaskiem jak uśmiechy pieszych pasażerów. Oczywiście z epoki słusznie minionej. :)))
Użytkownik: janmamut 17.09.2012 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Regulamin ten sam co w po... | Cirilla
Po wstępnym przejrzeniu mamut ma wizję całości, ale w tym konkursie udziału nie bierze. Ewentualne szczegóły już poza forum.
Użytkownik: Pani_Wu 17.09.2012 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Sznajperku! Kłaniam się nisko za logo przecudnej urody!
Dziękuję :)
Użytkownik: Sznajper 17.09.2012 12:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Sznajperku! Kłaniam się n... | Pani_Wu
:)
Użytkownik: Pani_Wu 18.09.2012 00:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Sprawozdanie po pierwszym dniu poszukiwań - już ośmiu szlifierzy pracuje nad diamentami.
Wszystkie diamenty zostały nazwane.
Najłatwiejsze to 8, 10, 15, 17, 18 i 27.
Najtrudniejszy szlif mają 11, 13, 14 i 23.
Życzę nocy bogatej w sny piękne, jak diamenty :)
Użytkownik: KrzysiekJoy 18.09.2012 12:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Szlifuję kolejne diamenty i muszę powiedzieć, że ciężka to i mozolna praca. Czas już chyba posłać wyniki swojej pracy do amsterdamskiej pracowni.
Użytkownik: Pani_Wu 18.09.2012 12:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Szlifuję kolejne diamenty... | KrzysiekJoy
Czekamy, czekamy, z lupą w oku i dobrym sejfem :)))
Użytkownik: Pani_Wu 18.09.2012 20:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Minęło 48 godzin, mataczenia czas zacząć. :)

Użytkownik: Neelith 18.09.2012 20:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Zamataczy ktoś łaskawie 11 i 13?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.09.2012 21:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Zamataczy ktoś łaskawie 1... | Neelith
11 - najpierw katastrofa, która dzieli identyczne dokładnie na pół, potem konsekwencje wynikające z brania jednego za drugie
13 - jest ich troje, wszyscy mają ten sam element wyglądu, ale u jednego jest on ozdobą, a u dwojga ma funkcję użytkową; jedno z tych dwojga wykazuje pewne wyjątkowe zdolności, i to nie tylko dzięki zmysłowi, który u takowych jest doskonale rozwinięty
Użytkownik: Neelith 18.09.2012 23:22 napisał(a):
Odpowiedź na: 11 - najpierw katastrofa,... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ach, mam jakiś trop odnośnie 11, może dobry? :D Dzięki!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.09.2012 21:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Coś z zakresu od 2 do 5 poproszę (co nie znaczy, że wszystkie pozostałe mam :-).
Użytkownik: anek7 18.09.2012 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś z zakresu od 2 do 5 p... | dot59Opiekun BiblioNETki
2 - dobry bajer to ponoć połowa sukcesu a bywa, że pozwala zachować głowę na karku... A jeszcze dodam, że ów wędrowiec napychający sobie kieszenie, pas i turban diamentami zwykle podróżował w całkiem innych okolicznościach przyrody.
Użytkownik: janmamut 19.09.2012 04:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś z zakresu od 2 do 5 p... | dot59Opiekun BiblioNETki
2. Niektóre kobiety są bardzo gadatliwe. Tę historię mamy również w rodzimej wersji.

3. A wszystko ten czarny diament: gdybym ja go miał,
To wbrew ojcu kochanej Alicji serce, duszę bym dał.

4. A tu nie czarny diament, tylko czarna lilia na koniec.

5. Oj, coś słabo znasz nauczanie [... i tu policja konkursowa wycięła kawałek]!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.09.2012 16:59 napisał(a):
Odpowiedź na: 2. Niektóre kobiety są ba... | janmamut
3 zdążyłam w międzyczasie wymyślić (czytałam rodzica nieomal maniakalnie, słynny cykl z nowoczesną jednostką pływającą pewno ze trzy razy, i nie wiem, dlaczego ten jubilerski kawałek ominęłam...)
5 noo... nie najlepiej, chociaż jakieś jego kazania błąkają mi się w pamięci, ale dzięki za wskazanie diecezji :-)
Na 2 też już mam hipotezę, nad 4 muszę pomyśleć - a tymczasem dzięki serdeczne!
Użytkownik: janmamut 19.09.2012 17:35 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 zdążyłam w międzyczasie... | dot59Opiekun BiblioNETki
Niech służy. :-) W razie potrzeby również dowolne inne.
Użytkownik: Pani_Wu 19.09.2012 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: 2. Niektóre kobiety są ba... | janmamut
Ponoć udziału w konkursie nie bierzesz, domyślam się, że z powodu nieprzestrzegania zasad (nie pytałam, bo udział w konkursie jest dobrowolny). Niestety jeździsz czołgiem po konkursie, w którym zadeklarowałeś brak udziału.
Wypisz wymaluj przedszkolak, który przynajmniej innym popsuje huśtawkę.
Użytkownik: janmamut 19.09.2012 19:29 napisał(a):
Odpowiedź na: 2. Niektóre kobiety są ba... | janmamut
Dziękuję Policji Konkursowej za kosmetyczne przycięcie piątki. :-)
Użytkownik: Pani_Wu 18.09.2012 23:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Dziewięciu szlifierzy pracowicie obrabia kawałki szlachetnego węgla.
Dwóch wysforowało się mocno do przodu, ale peleton dzielnie ich goni.
Czy wystarczy im sił? Czy zostaną prześcignięci?
A może jeszcze ktoś z peletonu zdecyduje się dołączyć do tej dwójki.

Kolejny etap jutro, a nasz sprawozdawca będzie na stanowisku od świtu, czyli od godziny dwunastej.

Słucham?
To nie jest konkurs sportowy?

Jak to nie, skoro widzę wysiłek, pot i nerwowe zerkanie na współzawodników?

Miłych snów!
Użytkownik: anja992 19.09.2012 00:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Czy ktoś wpadł już na 12? Coś mi świta, ale nie potrafię tego z niczym konkretnym połączyć. Wskazówki mile widziane ;)
Użytkownik: janmamut 19.09.2012 03:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś wpadł już na 12?... | anja992
Umyj gary, zapnij buty, weź dziecko w kolebce i urwij nim łeb hydrze itd., a już będziesz wiedzieć, u kogo szukać tej dwunastki.
Użytkownik: Pani_Wu 19.09.2012 18:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Umyj gary, zapnij buty, w... | janmamut
Łamiesz regulamin. Ciekawe gdzie jest Admin.
Użytkownik: janmamut 19.09.2012 19:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Łamiesz regulamin. Ciekaw... | Pani_Wu
Czy chodzi o Regulamin BiblioNETki? A który punkt, bo ja widać jakoś mało pojętny jestem.
Użytkownik: Cirilla 19.09.2012 22:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy chodzi o Regulamin Bi... | janmamut
Chodzi o latający regulamin. Wszak admini śpią w Amsterdamie ;)
Użytkownik: benten 19.09.2012 10:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś wpadł już na 12?... | anja992
Ona już nie po raz pierwszy zadziwia Jego, ale nie w tym cała tajemnica.
Użytkownik: Pani_Wu 20.09.2012 00:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Trzeci dzień zmagań dobiega końca. Już dziesięć osób szlifuje diamenty.
Trudności sprawia 13, 14 i 23.
Życzę dobrej nocy :)
Użytkownik: Neelith 20.09.2012 07:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Trzeci dzień zmagań dobie... | Pani_Wu
Ech, ta 13! Nawet mataczenie Dot mnie nie naprowadza! Twardy orzech (przepraszam, diament) do zgryzienia!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.09.2012 07:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Ech, ta 13! Nawet matacze... | Neelith
W przedstawionej scence ten jeden tych dwoje zostawił w domu, i dobrze, bo postępując zgodnie ze swoją naturą mogłyby wskoczyć na żyrandol na przykład :-). A zwłaszcza gdyby im się rzeczony atrybut aparycji naelektryzował i zjeżył :-).
Użytkownik: Neelith 20.09.2012 07:40 napisał(a):
Odpowiedź na: W przedstawionej scence t... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję! Pewnie jest to oczywiste dla tych, którzy znają książkę, mnie tymczasem zęby już bolą od wgryzania się w kolejne książki i nic. Ale nie ustaję w poszukiwaniach, a dzięki Tobie mam jakiś trop. Idę węszyć dalej! :D
Użytkownik: janmamut 20.09.2012 07:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Ech, ta 13! Nawet matacze... | Neelith
No, zgryźć, że tak powiem, zawartość trzynastki... Cóż, smacznego! ;-)
Użytkownik: Neelith 20.09.2012 08:08 napisał(a):
Odpowiedź na: No, zgryźć, że tak powiem... | janmamut
Ha, rzeczywiście! :) No cóż...
Użytkownik: janmamut 20.09.2012 08:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha, rzeczywiście! :) No c... | Neelith
A, to wnioskuję, że już znalazłaś te miękkie z zewnątrz. :-)
Użytkownik: Pani_Wu 22.09.2012 00:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam przygo... | paren
Podsumowanie kolejnego dnia:

Magiczna liczba 13, to ilość uczestników, którzy tropią diamenty, szlifują i nadają im blask.
W pracowni jubilerskiej co rusz słychać radosne okrzyki oraz podzwanianie sakw pełnych złota.
Oj, będzie za co wytoczyć w Wiśle antałek wina i uczcić tak świetne transakcje.
Życzę dobrej nocy szlifierzom diamentów oraz wszystkim, którzy diamenty lubią :)

(mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: