Dodany: 13.09.2012 22:53|Autor: Pok

W poszukiwaniu lekarstwa


Czy istnieje lekarstwo na raka?

Gdy autor – znany reporter – dowiaduje się, że wykryto w jego organizmie nowotwór, postanawia na własną rękę znaleźć odpowiedź na powyższe pytanie. Nie pracuje już na zlecenie dla żadnego dziennika, nie ma więc narzuconych terminów ani ustalonego z góry harmonogramu. Odchodzi na emeryturę i z własnego, nieprzymuszonego wyboru, z własnej potrzeby podejmuje się tej ostatniej wyprawy po świecie, a także zdania relacji z jej wyników. Bo właściwie, co mu szkodzi? Teraz jest wolny, naprawdę wolny, dlaczego zatem nie miałby spróbować? Podejmuje ścisłe leczenie w znanej klinice w Nowym Jorku (z chemio- i radioterapią włącznie), a w przerwach pomiędzy zabiegami rusza w świat w poszukiwaniu „alternatywnych” rozwiązań, takich jak: ajurweda, joga, energoterapia, homeopatia, reiki, chińskie zioła, filipińscy uzdrawiacze itp.

Jednak już przed lekturą wiemy, jak te poszukiwania się zakończą. Tiziano Terzani w 2004 roku umarł na raka. Ale czy mamy prawo powiedzieć, że jego poszukiwania były bezowocne i nie miały znaczenia? A czy nie jesteśmy od urodzenia chorzy na nieuleczalną chorobę, jaką jest życie? Rodzimy się i wiemy, że prędzej czy później czeka nas śmierć. Czy nasze życie jest w takim razie pozbawione sensu?

Można powiedzieć, iż próba odkrycia cudownego lekarstwa na raka kończy się fiaskiem. Tymczasem w trakcie podróży autor zdaje sobie sprawę, że odkrył coś dużo cenniejszego. Odnalazł spokój i harmonię z własnym „Ja”. Zaś nowotwór doprowadził go tam, gdzie będąc zdrowym nigdy by się nie udał. Zatem choroba, która jest niejako przekleństwem, może okazać się także błogosławieństwem. Wszystko zależy od tego, dokąd zdoła nas doprowadzić.

„Nic nie zdarza się przypadkiem” to znakomita książka, napisana piękną, czasem niemalże poetycką prozą. Zresztą zacytuję fragment, by nie być gołosłownym:

„Las porastający zbocza Himalajów był lasem wszystkich legend. Tutaj każda trawka mogła być lekarstwem, każde zagłębienie kryjówką jakiegoś świętego człowieka, każdy dół jamą niedźwiedzia lub lamparta. Odwykliśmy już od takiego naturalnego majestatu, więc zdumienie połączone z lekkim niepokojem, odebrało nam mowę. Szliśmy w nabożnym milczeniu, wsłuchując się w szum liści, w dobiegający z oddali głos kroków jakiegoś zwierzęcia, w krzyk ptaków. Las odzywał się tysiącem istnień, tworzących jedno wspólne życie”[1].

Z rozmysłem starałem się czytać powoli, smakowałem każdy wers, często przerywałem lekturę, by pomyśleć i zastanowić się nad sensem słów. Wiele razy powtarzałem przeczytane fragmenty, by nie utracić ani słowa, ani jednej myśli. Obcowanie z taką literaturą to czysta przyjemność, a im dalej, tym było lepiej.

Terzani zachowuje w stosunku do własnej osoby spory dystans i choć częstuje nas różnorakimi refleksjami, nie czyni tego w sposób nachalny. Niejednokrotnie cytuje obrazowe historie zawarte w wielkich dziełach indyjskich myślicieli. Oto jedna z nich:

„Pewien tygrys miał dwóch stronników: lamparta i szakala. Za każdym razem, kiedy chwytał zdobycz, sam zjadał, ile mógł, a resztki zostawiał lampartowi i szakalowi. Pewnego dnia zdarzyło się jednak, że tygrys zabił trzy zwierzęta: jedno duże, jedno średnie i jedno małe.
– I jak teraz je podzielimy? – zapytał swoich stronników.
– To proste – odpowiedział lampart. – Ty weźmiesz największe, ja średnie, a to małe damy szakalowi.
Tygrys nic nie powiedział, tylko jednym uderzeniem łapy rozszarpał lamparta.
– A więc jak je podzielimy? – znów zapytał tygrys.
– Och, Wasza Wysokość – odparł szakal. – Małą sztukę ty weźmiesz na śniadanie, dużą zatrzymasz na obiad, a średnią zjesz na kolację.
Tygrys był zaskoczony.
– Powiedz szakalu, od kogo nauczyłeś się takiej mądrości?
Szakal przez chwilę się zawahał, po czym odparł:
– Od lamparta, Wasza Wysokość”[2].

Nawiązuje też do własnych doświadczeń i rozmów, jakie udało mu się zasłyszeć:

„Umysł jest zaczątkiem wszystkich problemów człowieka, ale także miejscem, gdzie się je rozwiązuje. Umysł to ukryty skarb, po którym przechadzamy się codziennie nie zdając sobie sprawy z jego wartości. Chodzi tylko o to, żeby wejść w jego posiadanie, żeby nad nim zapanować i uczyć się, aby robić wszystko świadomie, a nie coraz bardziej nieuważnie.
Pewnego wieczora, podczas godziny satsangu, dobrze to ujął Swami. Jeden z emerytów zapytał:
– Czym jest życie? – a on odpowiedział po prostu:
– Życie? To seria małych kroków. Tylko stawiając je świadomie jeden po drugim, można mieć nadzieję, że utrzyma się kontrolę”[3].

Zapoznanie z indyjską myślą filozoficzną (nie tyle teorią, co praktyką) i wschodnią kulturą w ogóle, ze zwyczajami, z opowieściami, z legendami, z poezją, z tamtejszymi ludźmi, z ich nastawieniem i mentalnością - to jeden z największych atutów omawianej pozycji. Wszystko zostało podane w sposób tak przystępny, tak intuicyjny, a zarazem pełen drobnych wyjaśnień, że poznawanie tego wszystkiego sprawia czytelnikowi wielką radość.

Terzani nie wyleczył ciała, lecz zdołał uzdrowić duszę. Opis podróży, jaką odbył jest niezwykle fascynujący, pełen mądrości, a także zwyczajnie interesujący. Przyjrzenie się wschodniej medycynie (a przy okazji całej masie jej odmian i wynaturzeń) stanowi samo w sobie świetny temat na reportaż. Jednak w tym przypadku chodzi o coś znacznie poważniejszego. Autor odbywa duchową wędrówkę, przekracza granicę dzielącą świat Zachodu od myśli Wschodu. Jest z gruntu sceptyczny, a jednocześnie szuka wiary. Towarzyszenie mu w tej niezaplanowanej pielgrzymce jest świetną okazją do przemyśleń, lepszego poznania świata i samego siebie.

„– Pomyśl, jak zatłoczony byłby świat, gdybyśmy byli nieśmiertelni i musieli wciąż po nim krążyć, a wraz z nami wszyscy nasi poprzednicy na przestrzeni wszystkich wieków! – powiedział kiedyś mój stary kompan podczas wspólnego spaceru po lesie. – Chodzi o to, by zrozumieć, że życie i śmierć to dwa aspekty tej samej rzeczy.
Dojście do tego wniosku to być może jedyny prawdziwy cel podróży, którą wszyscy podejmujemy, przychodząc na świat. Sam o niej niewiele wiem, poza tym, że – jestem teraz o tym przekonany – prowadzi ona od zewnątrz do wewnątrz i od tego, co małe, coraz bardziej ku temu, co wielkie.
Kolejne stronice są opowieścią o moich niepewnych krokach na tej drodze”[4].

Stąpanie razem z autorem po tej wyboistej ścieżce jest niezwykłym i niepowtarzalnym doświadczeniem – a przynajmniej takim właśnie było w moim przypadku! Sądzę jednak, że inni też się nie zawiodą, bo jest to przede wszystkim znakomita i świetnie napisana książka.


---
[1] Tiziano Terzani, „Nic nie zdarza się przypadkiem”, przeł. Anna Osmólska-Mętrak, wyd. Świat Książki, 2011, s. 634-635.
[2] Tamże, s. 617.
[3] Tamże, s. 456.
[4] Tamże, s. 29.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5813
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Suara 30.06.2014 11:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy istnieje lekarstwo na... | Pok
Pięknie napisane..
Użytkownik: Pok 30.06.2014 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Pięknie napisane.. | Suara
Dziękuję :)
Użytkownik: tynulec 16.10.2015 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy istnieje lekarstwo na... | Pok
To ostatnia książka tego autora, której nie przeczytałam. Nie było jej w bibliotekach, więc kupiłam i nie mogę się doczekać, kiedy po nią sięgnę. Terzani to moje tegoroczne odkrycie! Wspaniała literatura!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: