Dodany: 12.09.2012 21:48|Autor: ilia

Nie taki raj jak się wydaje


Szwecja jawiła mi się dawniej jako raj na ziemi. Bogaty kraj kapitalistyczny, a jednocześnie państwo opiekuńcze, sprawiedliwość, równość, wolność.
Przeczytałam trochę książek o Szwecji pisanych przez rodowitych Szwedów lub osoby długo tam mieszkające i przecieram oczy ze zdumienia. Gdzie ten raj? Kraj owszem bogaty, ale nie dla wszystkich to bogactwo; państwo opiekuńcze - a jakże, aż za bardzo opiekuńcze, można powiedzieć, że upiornie opiekuńcze. Sprawiedliwość - wolno mieć wątpliwości, równość - tak, równość jest na pewno, taka jakby przejechał walec i wszystko i wszystkich zrównał. Wolność także jest, ale nie dla ludzi niezależnych, lubiących myśleć, mówić i działać samodzielnie, a nie tylko według ustalonych odgórnie przepisów, nakazów i zakazów.
Kiedyś myślałam - jak dobrze byłoby mieszkać w Szwecji, teraz zdecydowanie wolę nasz kraj.
Poniżej zamieszczam wybrane fragmenty z dwóch ciekawych książek o Szwecji, napisanych przez Polaków mieszkających od wielu lat w tym kraju tj. Polski hydraulik i inne opowieści ze Szwecji (Zaremba Bielawski Maciej (Zaremba Maciej)) i Szwecja od środka (Kubitsky Jacek).

Kiedy w styczniu 1946 roku marynarze z M/S "Ningpo" schodzili w Malmö na ląd, mieli prawo spodziewać się ciepłego przyjęcia. Nie tylko dlatego, że byli przemarznięci. Zasłużyli się przecież ojczyźnie i nie obyło się przy tym bez ofiar. Z trzydziestu, którzy w 1939 roku wypłynęli z Göteborga po żywność dla izolowanej Szwecji, sześciu już nie żyło. Jesienią 1941 roku M/S "Ningpo" wpłynął na minę w okolicy Singapuru. Marynarze, którzy po czterech latach japońskiej niewoli (a także w obozach pracy) wracali teraz do domu, byli wyniszczeni chorobami.
Na nadbrzeżu portowym w Malmö nie było jednak orkiestry. Czekała tam policja. Marynarze zostali aresztowani. Przez kilka lat nie płacili przecież podatków, nasuwało się też podejrzenie, że wymigali się od służby wojskowej.
Powitanie załogi "Ningpo" nie było biurokratyczną pomyłką. Z nader skromnej dokumentacji wynika, że było raczej regułą. [...]
Ojczyzna, jak widać, skrzętnie tropiła każdą koronę podatku, której nie uiścili marynarze, umykając niemieckim okrętom podwodnym czy dryfując na tratwie po Morzu Północnym. Ofiar z życia nie księgowano równie dokładnie. Szwed, który pragnie przeczytać nazwiska poległych rodaków w miejscu publicznym, winien udać się na cmentarz Vestre Gravlund w Oslo lub do Trinity Monument w Londynie. W ich własnym kraju nie ma takich pomników. [...]
Po wojnie Norwegia i Dania uczciły tych, co zginęli, i witały tych, co przeżyli. W Szwecji potraktowano ich jak włóczęgów. * str. 57-58

"Na co mamy patrzeć". Cztery osoby w skupieniu wpatrują się w ekran telewizora. Widać puste pomieszczenie, na krześle pośrodku pięcioletnia dziewczynka. Są lata dziewięćdziesiąte, znajdujemy się w sądzie w Norrlandii. Urząd gminy zarzucił czeskiej matce uchybienia wychowawcze. Chce umieścić dziecko w rodzinie zastępczej, kaseta wideo stanowi ostatni z szeregu dowodów. "To na co mamy patrzeć?" - powtarza sędzia. "Czy Sąd nie widzi, jak dziecko jest ubrane?". Sąd, który wypatrywał sińców i zadrapań, teraz odnotowuje czerwone kozaczki, białą koronkową bluzeczkę, plisowaną spódniczkę, a we włosach kokardę wielkości tropikalnego motyla. To, w co czeskie matki na prowncji ubierają w niedzielę swoje córki. "I czego ma to dowodzić?" - pyta przewodniczący, teraz już posępniejszym tonem. "Przecież to dziecko będzie szykanowane, jeśli pojawi się tak ubrane w przedszkolu - wyjaśnia gmina. - Co dowodzi, że matka nie rozumie potrzeb dziecka".
Tym razem do ustanowienia rodziny zastępczej nie doszło. Być może nagranie sprawiło, że sąd ujrzał sprawę w nowym świetle. * str. 277-278

Według danych za rok 1979 pozbawiono rodziców lub rodzica władzy rodzicielskiej w 10 186 przypadkach. Odpowiednia liczba w sąsiedniej Norwegii wyniosła 163 przypadki. ** str. 37

Władza państwowa jest tak potężna w Szwecji, że jeśli rodzice nie stosują się do nakazów i zaleceń, mogą się liczyć z możliwością pozbawienia władzy rodzicielskiej. W kraju o 8 milionach mieszkańców urzędy socjalne pozbawiają dziennie od pięciorga do dziesięciorga rodziców władzy rodzicielskiej. Zdarza się, że tego rodzaju interwencje mają miejsce na podstawie niepełnych lub wadliwych raportów sporządzanych przez świeżo upieczonych adeptów ze szkół nauk społecznych. W niektórych przypadkach rodzicom odbiera się dzieci na podstawie tendencyjnych wypowiedzi osób postronnych lub wręcz na skutek donosów. Nierzadko ofiarami tych bezwzględnych poczynań padają imigranci, którzy nie potrafią się wybronić przed buldogami biurokratyzmu, a których tradycje i obyczaje rodzinne diametralnie różnią się od stylu szwedzkiego. [...]
Oto przykład: nauczyciel szkoły sztokholmskiej powiadamia urząd socjalny, że pewien chłopak jest nie domyty, wygląda nieporządnie, ma okruszynki chleba we włosach. Do akcji wyrusza młody pracownik socjalny. Przeprowadza wywiad środowiskowy, spotyka się z rodzicami (ojciec jest też zatrudniony w urzędzie socjalnym) i w raporcie pisze, że ojciec robił wrażenie "nieobecnego" i "dziwnego" (co w Szwecji może oznaczać najmniejszą odchyłkę od stereotypowego strychulca) i "mało logicznego". Jednocześnie należy zaznaczyć, że przeciw rodzicom nie wysunięto żadnego innego zarzutu, typu alkoholizmu czy bicia dziecka. Po krótkiej naradzie komisja zdecydowała odebrać dziecko rodzicom, określając dom jako "nieodpowiedni". Rodzice zaskarżyli decyzję, lecz bezskutecznie. Kiedy policja przyszła po dziecko, zastała puste mieszkanie. Nie widząc innego wyjścia rodzina uciekła i, jak następnie podała prasa, osiedliła się w mieście, którym się straszy małe dzieci szwedzkie, to znaczy w Nowym Jorku. ** str.36-37

Życie ludzkie nie może mieć w opinii Szwedów żadnych białych plam, żadnych nie zbadanych obszarów. Niewiedza o czymś lub o kimś wywołuje w Szwedzie nieprzyjemny dreszcz. Tajemniczość jakiejś osoby zawsze odczuwana jest jako coś bardzo podejrzanego i nieczystego. Państwo kontrolerów pragnie, aby wszyscy się nawzajem kontrolowali. Strefa prywatności jednostek to objaw niewybaczalnego odstępstwa i niesubordynacji.
W umysłach wielu Szwedów panuje przekonanie, że państwo już wszystko wie i że wobec tego nie ma sensu niczego ukrywać. Ukrywanie czgokolwiek przed państwem jest czynem niemoralnym. Ta postawa bądź jej pochodne znajdują odzwierciedlenie nawet w sytuacjach banalnych: znany brak skrępowania Szwedów w paradowaniu nago po mieszkaniu przy, oczywiście, nie zaciągniętych firankach. [...]
Dawniej w domach szwedzkich okna zasłaniano firankami, tak jak w innych krajach. Obecnie krótka przejażdżka samochodem po przedmieściach wystarczy, aby zauważyć, że okna są nie zasłonięte i przechodzień ma pełny wgląd w życie mieszkańców. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż obywatele posłusznie stosują tak gorąco propagowaną przez państwo zasadę "jawności", która zaleca nieukrywanie żadnego przejawu życia społecznego czy osobistego. Podstępna propaganda głosi, że jeśli obywatele nie czynią nic zdrożnego, to nie powinni się kryć. ** str. 100-101

Stereotypowość i brak fantazji sprawia, że osoby odbiegające od normy stają się od razu podejrzane. W tym miejscu wypada zaznaczyć, że tarzanie się po zieleńcach, zwierzęce ryki i wrzaski nie są zachowaniem dewiacyjnym, natomiast spacer o północy lub przejażdżka samochodem nad ustronne jezioro, nieposiadanie telewizora, zasłanianie okien czy w ogóle pewna oryginalność bycia są z zasady uważane za zachowania odbiegające od normy. ** str. 38

W stosunkach między dorosłymi a dziećmi uderza jawna oschłość emocjonalna, która zresztą w ogóle jest typowa dla stosunków międzyludzkich w Szwecji. Istotnie, dzieci szwedzkie nie są karcone fizycznie, z kolei rodzice i opiekunowie uciekają się do bogatego repertuaru kar psychicznych, jak: uporczywe milczenie, ostentacyjne ignorowanie, okazywanie zimnej obojętności. ** str. 42

Dziecko szwedzkie z reguły nie słyszy, że jest najpiękniejsze, najbardziej kochane i najwspanialsze ze wszystkich dzieci na świecie. Gdy w innych krajach maluchom się mówi, że są jedyne w swoim rodzaju, szwedzkie dzieci dowiadują się od swoich obiektywnych rodziców, że nie są one ani lepsze, ani gorsze od innych. Szwedzi na urlopie za granicą nie ukrywają zdumienia, a niekiedy oburzenia, słysząc komplementy i pieszczotliwe słówka, jakimi matki obsypują tam swoje pociechy. Większości rodziców szwedzkich podobne czułości nie przeszłyby przez gardło.
Dziecku nie wystarcza słowne zapewnienie, że jest kochane przez rodziców. Pragnie ono przede wszystkim zapewnienia w czynach, czyli w najzwyklejszych pieszczotach. Ani szwedzkie matki, ani szwedzcy ojcowie nie przepadają za bawieniem się czy chociażby beztroskim baraszkowaniem ze swoimi pociechami. Kontakt fizyczny jest mocno ograniczony, a pieszczoty znacznie zredukowane. Całe pokolenia Szwedów wychowano w atmosferze oschłości i atrofii dotyku. Dzieci nie były ani głaskane, ani przytulane czy pieszczone. O całowaniu nie było mowy. [...]
Mimo pewnej poprawy, która nastąpiła w ciągu ostatnich lat - nie bez udziału milionowej grupy cudzoziemców - nastolatki otwarcie przyznają się, że pierwszą osobą, która je pocałowała czy przytuliła, była ich sympatia. ** str. 44-45

Na co dzień Szwedzi są grzeczni i uprzejmi. Nie wiedzą, co to podstęp, nie znają arkanów złośliwości, są sumienni i punktualni. W porównaniu z wieloma narodami Szwedzi odznaczają się dużą uczciwością. [...] Mimo licznych atutów wyczuwa się u Szwedów brak czegoś, co bardzo trudno sprecyzować. Dziwne, że przybysze z najprzeróżniejszych krajów są absolutnie zgodni co do tego spostrzeżenia: jest to jakaś martwota wewnętrzna, tępa beznamiętność, uderzająca atrofia uczuć i temperamentu, objawiająca się na każdym kroku. Niekiedy odnosi się wrażenie, że wiele osób nie żyje samoistnie, lecz jakby utrzymywanych jest przy życiu przez niewidzialne aparaty do sztucznego oddychania. Wrażenie to potęguje wydestylowane z żywotności środowisko. Wnętrza budynków uderzają doskonałością rozwiązań, ale jednocześnie zieją nijakością i brakiem wyobraźni. ** str. 171-172

Na koniec coś o książkach:

Klasyków poddawano w okresie szwedzkiej rewolucji kulturalnej lat sześćdziesiątych wnikliwym analizom i w przypadku stwierdzenia poważniejszych uchybień dyskretnie usuwano z bibliotek, lektur szkolnych i uniwersyteckich, z repertuaru teatrów. [...]
Nie tylko buntowniczy Schiller znalazł sie na indeksie, także "Lord Jim" naszego anglojęzycznego rodaka. Niepopularny jest Malraux, Moravia czy choćby tak znany w Polsce Dürrenmatt. Nawet tubylcza Astrid Lindgren, której "Fizię Pończoszankę" przełożono na ponad 30 języków, czytana na całym świecie, wpadła w niełaskę za propagowanie ideałów niezależności i umykanie spod opieki kolektywu. Specjalna komisja składająca się wyłącznie z kobiet orzekła, że lektura jej książek wywiera szkodliwy wpływ na świadomość młodych czytelników. ** str. 205-206



* Maciej Zaremba, "Polski hydraulik i inne opowieści ze Szwecji", Wydawnictwo Czarne, 2008r.
** Jacek Kubitsky, "Szwecja od środka", PIW, 1987r.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4958
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: norge 14.09.2012 11:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Szwecja jawiła mi się daw... | ilia
Przesada, przesada, przesada...
Tak jak nie ma idealnego człowieka, idealnej matki, idealnego małżeństwa, nawet idealnego ustroju, tak nie istnieje idealne państwo. W każdym wynajdzie się ciemne i jasne strony. Gdyby ktoś bardzo chciał, bez problemu napisze podobne czarno brzmiące teksty o Norwegii, Niemczech, Holandii, Japonii, USA itd. itd. No i oczywiście o naszej ojczyźnie. Już sobie wyobrażam wrażenia cudzoziemców mieszkających w Polsce, którzy zechcieliby krytycznym okiem spojrzeć na to, co u nas. Oszczędzę sobie i tym, którzy czytają ten tekst pisania o tych wszystkich okropnościach, co cisną mi się pod pióro (klawiaturę), o tym, co wiemy, że jest i było nie tak.

Wielokrotnie bywałam w Szwecji, pracowałam tam i z bliska obserwowałam rodziny szwedzkie. Mam również liczną rodzinę mieszkającą w Sztokholmie: brat przebywający tam od prawie 30 lat i mający obywatelstwo szwedzkie, mój były mąż z nową rodziną, bliska sercu kuzynka z mężem i czteroletnim synkiem, siostrzenica byłego męża z mężem i 2 synkami oraz swoimi rodzicami, których kilka lat temu "ściągnęła", bardzo dobra koleżanka, która wyszła za mąż za Szweda (drugie jej tam małżeństwo) i właśnie urodziła drugie dziecko. Każde z nich żyje tam dostatnio, pięknie i wygodnie już od kilkunastu lat. Nikt, absolutnie nikt nie chciałby wrócić do Polski. Tęsknią, jeżdżą co roku na wakacje, ale jak porównują swoje życie w kraju z tymi warunkami, które mają w Szwecji, wszystkie wątpliwości nikną. Doskonała opieka zdrowotna, porody w komfortowych warunkach, miła atmosfera w pracy, możliwości kształcenia dla osób dorosłych, czystość i porządek, doskonały transport publiczny, kulturalni kierowcy na ulicach, opieka żłobkowo-przedszkolna, bezpłatne szkolnictwo (w podstawówce i gimnazjum każde dziecko otrzymuje gratisowy obiad i wszystkie potrzebne podręczniki, zeszyty, kredki, farbki itd). Moglabym wymieniać i wymieniać. Każda z wymienionych osób/rodzin dostała własne mieszkanie spółdzielcze w Sztokholmie (przy niewielkim własnym wkładzie finansowym, może jest to 1/20 ceny rynkowej). Nikt im żadnych dzieci nie odbiera, ani nie nachodzi kontrolami domowymi. Mogą mieć, albo nie mieć firanek w oknach i żyć, tak jak im się podoba. NAPRAWDĘ nikogo to tam nie obchodzi :)

A jacy są Szwedzi? Może i jest trochę w tym prawdy, bo i u Norwegów obserwuję podobne cechy, takiej jakby martwoty wewnętrznej, braku entuzjazmu i zdolności improwizacji. No i co z tego? Niech sobie będą jacy chcą, skoro świetnie się z nimi pracuje, są uczynni, życzliwi, uśmiechnięci, uczciwi, spokojni. Raczej nie znają pojęcia łapówki, przekupstwa, "załatwiania" czegoś, kombinowania, fantazji ułańskiej, omijania prawa, stosowania reguły że "jakoś to będzie" itd. itd.
Użytkownik: aleutka 14.09.2012 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Szwecja jawiła mi się daw... | ilia
Pamietam jak studentka bedac na pytanie "Jacy sa Dunczycy?" odpowiedzialam ze byc moze nie wymysliliby WOSP, ale jest prawda, ze u nich WOSP nie jest niezbedne, bo malo prawdopodobne, aby dzieci tam umieraly z braku zaawansowanego sprzetu medycznego. Wydaje mi sie, ze mozna to zastosowac do calej Skandynawii.

Pracuje ze Skandynawami i musze stwierdzic ze sa swietni - na ogol bardzo kompetentni, swietnie pracuja w zespole, zadnych gwiazdorskich fochow, duza zyczliwosc dla poczatkujacych i poczucie humoru (oczywiscie statystycznie rzecz biorac predzej czy pozniej trafia sie na zgnile jajo, no ale to pojedyncze sztuki). Stereotypowosci i braku fantazji nie zauwazylam, wrecz przeciwnie. Niektore skandynawskie dziewczyny byly dla mnie wzorem wlasnie dlatego ze pokazywaly, iz mozna zachowac rownowage - miec fantazje (Polki przy nich wygladaly bardzo zachowawczo i to nie tylko dlatego ze taka na przyklad Eileen nosila do pracy kwiaty we wlosach) a rownoczesnie byc rzetelnym,obowiazkowym, sumiennym czlowiekiem. Ze to nie jest rownoznaczne z Nuda.

Tu w Irlandii gdzie Wszystko Jest Improwizacja Skandynawowie przechodza ciekawa szkole charakteru. (Holubie kilka anegdot na ten temat). Generalnie albo uciekaja dosc szybko albo rownie szybko sie adaptuja (i potem maja klopoty po powrocie do Skandynawii). Ale wciaz pamietam to, co powiedziala kiedys Matilda, jedna z moich znajomych (uciekinierka). Matilda miala lat dwadziescia jeden bodajze (wygladala na siedemnascie) i byla to jej pierwsza praca za granica. "Kiedys myslalam - powiedziala do mnie mianowicie - ze wszedzie w Europie obowiazuja pewne minimalne standardy i ze one sa takie jak w Szwecji." Innymi slowy - Skandynawowie maja tendencje malkontenckie czasami (wystarczy poczytac Bodil Malmsten, choc ja osobiscie nie polecam, NUUUDA) i czasami potrzebuja perspektywy,zeby docenic to co maja.

Astrid rzeczywiscie miala problemy z Pippi - ale te problemy pojawialy sie wszedzie gdzie te ksiazke opublikowano. Nie tylko w Szwecji. Kiedy Astrid wyglosila swoje przemowienie o wychowaniu bez przemocy i powiedziala, ze za wieloma tyranami stoi ojciec z rozga w reku w Niemczech lat piecdziesiatych wywolala tym prawdziwa burze.

No i oczywiscie horrory zwiazane z urzedami i adminstracja nabierajace Kafkowskich proporcji moga sie zdarzyc wszedzie. Powiedzialabym, ze w Skandynawii zdarza sie ich mniej niz w pewnym kraju sklonnym do melancholijnych rownin i wierzb nad miedza.

Gretkowska w Polce narzeka na Szwecje. Plusy zbywa krotkim akapitem,a rozwodzi sie nad tym czego nie lubi. Nie kryla ulgi, ze wraca do Polski. Dopiero w Polsce kiedy musiala sie zmierzyc z publiczna opieka zdrowotna itp przyznawala ze wstydem, ze to co brala za chlod bylo dyskrecja i ze nie umiala docenic tego kraju.
Użytkownik: norge 14.09.2012 20:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamietam jak studentka be... | aleutka
Ta stereotypowość i brak fantazji razi mnie zwłaszcza, a może przede wszystkim podczas tzw. small talk, kiedy to wszyscy powtarzają w kółko te same frazy, i mało odkrywcze spostrzeżenia. Albo kiedy nad jakąś prostą sprawą, którą można rozwiązać w 2 minuty, potrafią dyskutować - mieląc temat - przez minut 45.

Mam jeszcze pewne wiadomości z pierwszej ręki dotyczące pracy tego "urzędu ochrony dziecka" (w Norwegii o nazwie "Barnevernet"). Otóż moja jeszcze jedna znajoma, Polka mieszkająca od 30 lat w Gøteborgu, opowiadała mi o swoich doświadczeniach z ww. urzędem. Po rozwodzie (mąż Szwed) została samotną matką z 1,5-rocznym synkiem. Nie pracowała i utrzymywała się z alimentów i pomocy społecznej. Pewnego razu poszła z Jasiem na szczepienie i pielęgniarka zauważyła, że maluch ma lekko odparzoną pupę. Zostało to zgłoszone w tymże urzędzie i zaczęły się problemy, pewnie trochę i dlatego, że matka była Polką, do tego młodą i świeżo rozwiedzioną. Do jej domu systematycznie co kilka tygodni przychodziły panie, które sprawdzały czy dziecko jest czyste, pytały co mu daje jeść, czy ma odpowiednie ubranka (musiała pokazywać półki w szafie), robiono wywiad z sąsiadami, jak często wychodzi na spacer, czy dziecko nie płacze. Nakazano jej uczestnictwo w tzw. "otwartym przedszkolu", do którego miała chodzić z dzieckiem 2 razy w tygodniu, gdzie Jasio miał kontakt z innymi dziećmi, bawił się w zabawy, malował, tańczył itd. Trwało to około 2-3 godzin, było symbolicznie płatne i mamy mogły przyglądać się zajęciom. Moją znajomą te wszystkie kontrole ogromnie wkurzały, czuła się bardzo niekomfortowo, a nawet miała ochotę te panie zabić z wtrącanie się do jej życia prywatnego, ale oczywiście dzielnie to znosiło, bo co miała robić. Dziś mały Jaś ma lat 28, znajoma dalej mieszka w Gøteborgu i mówi, że jak ogląda polską telewizję i widzi tragedię kolejnych zaniedbywanych dzieci, to już to sprawdzanie nie wydaje jej się aż tak idiotyczne.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: