„Dybuk”
Po „Dybuka” sięgnęłam z obawą. Nie tylko dlatego, że okładka (Wydawnictwo Ammit, 2012) jest upiorna, a opis eksponuje historię rodem z horroru, ale też dlatego, że po przeczytaniu kilku recenzji poprzedniej książki Świerczka wiedziałam, iż jest to autor, który uwielbia bawić się z czytelnikiem. „Bestia”, która miała być horrorem, była - jak się okazało - żartem. Wszyscy jej bohaterowie to postacie z innych książek. A jeszcze do tego, jak przeczytałam u jednego z recenzentów, większość opisów w książce to opisy grafik Grottgera. Krótko mówiąc, pod płaszczykiem horroru - sztubacki dowcip. Jakby Świerczek, omawiając sprawy narodowe i wylewając wiadra krwi, chichotał złośliwie. Może dlatego, uprzedzona, już od pierwszych stron „Dybuka” byłam czujna.
Zawiązaniem akcji, toczącej się w powojennej Polsce, w 1946 roku, jest moment odnalezienia w piwnicy zmasakrowanych zwłok dziewczynki. Podobne mordy mają miejsce w całym kraju. Grupa oficerów UB podejrzewa, że zabójstw dokonuje ich kolega, i chcąc uniknąć zamieszek, proponuje wolność byłemu żołnierzowi AK w zamian za pojmanie zabójcy. Jednocześnie ważną część powieści stanowi przejmujący pamiętnik dorastającego Żyda, opisujący kształtowanie się jego osobowości. Te pozornie niezwiązane ze sobą wątki prowadzą czytelnika do koszmarnego zakończenia.
Książka mnie wciągnęła, narracja toczy się sprawnie, ale od początku rzuca się w oczy dziwne przemieszanie powagi opisywanych wydarzeń z komicznymi czy nawet groteskowymi scenami. Z jednej strony przerażająca zbrodnia, kazamaty UB i autentyczny dramat Rema, który stracił praktycznie wszystko poza córką, o którą chce za wszelką cenę walczyć. Do tego monolog wewnętrzny zranionego chłopca, który próbuje wyrwać się z własnej słabości, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Z drugiej strony niemal bajkowe postacie, jak z „Porwania w Tiutiurlistanie”, żywcem z komedii: Żyd, który chce być księdzem, a potem komunistą, Niemiec, który chce być Żydem, Cygan ściągnięty z Márqueza, w dodatku zakochany w jak najbardziej realnej poetce romskiej... A wszyscy z jakimiś niezwykłymi cechami. I przy tym, tak jak w „Bestii”, przerzucają się dowcipami i cytatami. Zabawa kalamburami i oszukańcze strojenie się na przemian w piórka antysemity i polakożercy są poprzecinane fragmentami autentycznie lirycznymi i bolesnymi. Nagle z cyrku i dowcipkowania wpadamy w koszmar. A do tego Świerczek rwie wątki, wprowadza przypadkowe postacie, które coś mówią i znikają. Nawet koniec książki jest niejednoznaczny.
Pomyślałam, to musi być kolejny trick, kolejna zabawa z czytającym. Być może wszystkie te absurdalne rzeczy służą jednemu: wiwisekcji męczących stereotypów o Żydach, o Polakach, o Niemcach. Podane jak na talerzu, włącznie z cytatami z „Protokołów Mędrców Syjonu” – dla klimatu przepisanymi z broszury sprzed wojny. Przy czym Świerczek ich nie ocenia. Stawia je obok siebie, każe im przekrzykiwać się wzajemnie, machać chorągiewkami, skakać sobie do oczu, a on, wraz z czytelnikiem, patrzy i słucha. I chichocze, gdy ktoś bierze je na serio.
Uważam, że książka jest warta przeczytania. Mimo że na pierwszy rzut oka zarówno okładka, jak i opis mogą odstręczać (zwłaszcza kobiety), tak naprawdę nie jest to ściśle powieść sensacyjna ani też lubująca się w makabrze czy historycznych oskarżeniach. Dotyka problemów ważnych dla naszego narodu, ale też tematów zupełnie uniwersalnych, jest moim zdaniem pewną próbą opowiedzenia o kształtowaniu się tożsamości i pragnieniu stania się kimś innym. „Dybuk” to przede wszystkim solidna dawka dobrej literatury, poruszającej, momentami zabawnej, a przede wszystkim takiej, którą dobrze się czyta.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.