"Czas zmierzchu"
Bywa tak, że aktor wpada w pułapkę jednej roli. Z różnych powodów już na zawsze będzie utożsamiany z jedną i tylko jedną kreacją. Dla przykładu: bracia Mroczek nigdy nie zagrają Hamleta lub Romea (głównie dlatego, że są braćmi Mroczek), Mark Hamill pozostanie Lukiem Skywalkerem, a Macaulay Culkin do końca życia będzie sam w domu. A teraz przytrafiło się to Dymitrijowi Głuchowskiemu, który chyba do końca świata będzie w Polsce sprzedawany jako autor "Metra 2033". Jasne, to świetna książka i niewątpliwie zasługuje na wszystkie pozytywne oceny, jakimi się ją opatruje, ale na postapokaliptycznych wizjach Glukhovsky się nie kończy.
Na szczęście krakowska oficyna Insignis zrobiła czytelnikom dobrze i wydała kolejną powieść rosyjskiego pisarza. Należy mieć nadzieję, że uda się jej zdjąć z Głuchowskiego brzemię, które nałożył sobie swym mocnym debiutem. Nowa powieść doskonale udowadnia, że wszelkie metki, jakimi opatrzono autora, należy wyrzucić do kosza. Nie ma w "Czasie zmierzchu" ani kawałka "Metra", ani jednego powtórzonego wątku, postaci czy myśli. Jedyne, co łączy powieści, to zdecydowanie talent literacki autora i umiejętność tworzenia ciężkiej, dusznej atmosfery. (...)
Zapraszamy do zapoznania się z całością recenzji w magazynie BiblioNETkowym "Literadar":
Autor recenzji: Maciej Sabat
Recenzja ukazała się w magazynie BiblioNETkowym Literadar (nr 15)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.