Dodany: 03.09.2012 23:35|Autor: AnnRK

Cztery wyprawy blondynki


W literaturze podróżniczej szukam ciekawostek o nieznanych mi miejscach oraz opowieści o przygodach, które nie omijają bohaterów tego typu książek. Jeśli taka podróżnicza opowieść pisana jest żywym i plastycznym językiem, niepozbawionym przy tym humoru, a dodatkowo ładnie wydana i zawiera całe mnóstwo dobrych zdjęć, to zwykle niczego więcej mi do szczęścia nie trzeba.

Książki Beaty Pawlikowskiej nie zawsze trafiają w mój czytelniczy gust. Mam wrażenie, że autorka zbyt często daje się ponieść wyobraźni i zamiast opowiadać o swoich przygodach, dzieli się z czytelnikami swoimi wizjami, przeczuciami, wyobrażeniami, nadprzyrodzonymi historyjkami, które sprawdzają się raczej na harcerskim obozie. Są w sam raz, by postraszyć dzieciaki stłoczone nocą przy niewielkim ognisku. Nie tego szukam w pozycjach podróżniczych. Zbyt wiele takich wątków sprawia, że relacja z wyprawy traci na wiarygodności. Mimo to, gdy w bibliotece natykam się na jakąś książkę globtroterki, nie mogę się powstrzymać, by nie przytargać jej do domu. Tym razem w zielonej torbie z wizerunkiem poznańskich koziołków przyniosłam "Blondynkę na tropie tajemnic".

Książka składa się z czterech części, każda z nich dotyczy innego miejsca. Ku mojemu rozczarowaniu okazało się, że trzy historie już znam. Pamiętacie moją recenzję "Kambodży" Martyny Wojciechowskiej? (KLIK). Ten sam zabieg zastosowała Beata Pawlikowska. Kieszonkowe wydania "Zanzibaru", "Tanzanii", "Brazylii" i "Amazonii" zostały połączone w jednym tomie, zatytułowanym właśnie "Blondynka na tropie tajemnic". Początkowe rozczarowanie szybko ustąpiło zdumieniu. Okazało się, że forma. w jakiej wydana została książka, ma dla mnie duże znaczenie. Dotychczas upierałam się, że ważna jest przede wszystkim treść, a reszta to odrobinę uatrakcyjniające ją dodatki. Teraz okazało się, że te same historie, które za pierwszym razem zrobiły na mnie raczej słabe wrażenie, czytało mi się dużo lepiej. Najwyraźniej piękne wydanie, jakim czytelnika uraczył National Geographic, wpłynęło na moją ocenę książki bardziej, niż mogłam przypuszczać. Zdjęć jest mnóstwo. Charakterystycznych rysunków pani Beaty też. Czytanie takiej książki to czysta przyjemność.

W "Blondynce na tropie tajemnic" można znaleźć mnóstwo ciekawostek dotyczących opisywanych regionów. Ot, choćby taki fragment, dotyczący budownictwa na Zanzibarze: "Najważniejszym elementem każdego zanzibarskiego domu były drzwi. Nie tylko dlatego, że można było przez nie wejść do środka. Drzwi były symbolem bogactwa i pomyślności, wizytówką ich właściciela. Dlatego najbardziej zamożni Arabowie najpierw zamawiali i stawiali drzwi, a potem dopiero dookoła nich budowali swój dom"[1]. Pawlikowska porusza tematy ważne, jak choćby niewolnictwo na Zanzibarze - i niepoważne, jak historia Johna, który za podstawowe wyposażenie podróżnika wybierającego się do dżungli uznał... skarpetki antypoślizgowe.

Pani Beata tryska pozytywną energią. Robi to, co lubi i potrafi zarażać swoim entuzjazmem. O sobie pisze: "Jestem szczęśliwa, bo kocham to, co mam"[2]. I to szczęście rzeczywiście da się wyczuć. Z prawdziwą przyjemnością czytałam jej relacje z wypraw. Każdemu można życzyć, by znalazł pasję, której potrafiłby się tak oddać, która dałaby mu tyle radości i satysfakcji.

Książka jest napisana z humorem, czyta się ją łatwo i z przyjemnością. Tym, co mnie szalenie ucieszyło, był fakt, iż niewiele w niej tych niepotrzebnych treści, w których bujna wyobraźnia autorki hasa niczym szczeniak spuszczony ze smyczy. Więc gdy podczas którejś z kolejnych wypraw do biblioteki natknę się na jakąś nieznaną mi książkę Beaty Pawlikowskiej, znów zapakuję ją do zielonej torby, licząc na to, że i tym razem się nie rozczaruję.



---
[1] Beata Pawlikowska, "Blondynka na tropie tajemnic", Wyd. National Geographic, 2010, s. 17.
[2] Tamże, s. 80.

[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 668
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Pingwinek 23.08.2019 12:28 napisał(a):
Odpowiedź na: W literaturze podróżnicze... | AnnRK
A moje rozczarowanie nie ustąpiło zdumieniu, ani w ogóle nie pojawiły się żadne pozytywne emocje. Może gdyby to była literatura najwyższych lotów, nie narzekałabym tak bardzo - ale czytać znowu te same (też znałam już 3 z 4 relacji) historie? Przebrnęłam raczej bez zadowolenia. Oczywiście, wydanie jest fajne, nie podniosło jednak tym razem satysfakcji z lektury.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: