Dodany: 02.09.2012 13:59|Autor: Bloom

Żarty i fikcje genialnego wariata


W roku 1974 Philip Dick oskarżył Stanisława Lema o nieistnienie. W liście napisanym do FBI stwierdzał, że Lem jest najprawdopodobniej grupą, nie pojedynczym człowiekiem – bo pisze w wielu językach, bo porusza szeroki wachlarz tematów. 12 lat wcześniej ten sam Dick napisał jedną ze swoich najlepszych powieści – "Człowieka z Wysokiego Zamku". Jaki jest związek pomiędzy przedstawionymi faktami? Pozornie żaden, ale w obydwu przypadkach ujawniła się jedna z fobii Dicka – obawa, że świat, w którym wszyscy istniejemy, jest światem podrabianym, sztucznym, pełnym kłamstw, bujd i podróbek.

Za mocne słowa? W żadnym wypadku. "Człowiek z Wysokiego Zamku" przedstawia alternatywną wizję historii, w której to państwa Osi wygrały II wojnę światową i podzieliły świat zgodnie ze swoim uznaniem. Japończycy mają władzę nad połową Azji, Australią i dużą częścią zachodnich wybrzeży obu Ameryk. Rzesza i Włochy - nad niemal całą Europą i drugą połową Azji. Poza tym Włosi osuszyli Morze Śródziemne i uczynili z niego wielkie plantacje, a Niemcy przygotowują się do podboju kosmosu. Schemat fabularny jest dosyć banalny – w końcu alternatywnych wizji historii czytelnicy widzieli już mnóstwo – jednak u Dicka, podobnie jak u Lema, jest to tylko kostium, przebranie służące wyrażaniu ogólniejszych prawd.

Przed przejściem do interpretacji warto jeszcze przywołać kilka innych faktów. W powieści nie ma jednego bohatera, lecz kilka postaci, których losy przeplatają się w mniej lub bardziej zaskakujący sposób. Frank Frink, podrabiający cenne pamiątki z dawniejszych czasów, pan Tagomi, przedstawiciel japońskiej misji handlowej, Juliana – żona Franka, pan Childan, który prowadzi sklep „Amerykańskie Rzemiosło Artystyczne”. Ludzie zwyczajni, o podobnych przyzwyczajeniach – jednym z nich jest korzystanie z Księgi Mądrości (nazywanej również Wyrocznią), skomplikowanego systemu, który pomaga podejmować najróżniejsze decyzje. Wszyscy bohaterowie czytali (lub czytają) powieść Hawthorne’a Abendsena „Utyje szarańcza”, w której przedstawiona jest alternatywna wizja historii – alianci pokonali państwa Osi i wygrali wojnę. Wszystkie czynniki złożone razem dają dość enigmatyczną układankę, jednak pozwalają na wyprowadzenie kilku wniosków.

Tajemniczy układ wyroczni, zaklęty w niełatwe zdania-porady, jest pierwszym czynnikiem, który sprawia, że czytelnik zaczyna wątpić w wykreowany przez Dicka świat. Bohaterowie nie zdają sobie sprawy, że każda rada Wyroczni podlega przecież interpretacji – a interpretację zawsze da się w jakiś sposób nagiąć do zaistniałych warunków i okoliczności. Jednak nie można zapominać, że jeśli za wszelką cenę próbuje się podporządkować przepowiednie rzeczywistości, można je bardzo łatwo nadinterpretować. Dick stawia więc swoich bohaterów w niezbyt komfortowej sytuacji – poddaje ich działaniu przypadku (nie ma co ukrywać – każda wyrocznia ma to do siebie, że podlega przypadkowości) i własnych zdolności interpretacyjnych.

Po pewnym jednak czasie bohaterowie jakby zaczynają zdawać sobie sprawę, że świat, w którym istnieją, jest nieprawdziwy i bardzo łatwo można go zdeprecjonować (szczególnie widoczne jest to w przypadku wizji pana Tagomiego oraz dociekliwości Juliany, która jasno stwierdza, że to, co ją otacza, nie jest prawdą). Dick zdaje się mówić: nie jest ważne, w jakiej rzeczywistości żyjemy, w każdej można wszystko podważyć i wykpić, więc powinniśmy raczej zaakceptować to, co nas otacza, stać się na powrót dziećmi (wskazuje na to często pojawiająca się, w różnych okolicznościach, postać dziecka i pochwała dzieciństwa), naiwnie wierzącymi we wszystko, co nam się podsuwa. Mówiąc krótko, lepiej, żeby człowiek na powrót zgłupiał i stał się bydlęciem, pokornie idącym na rzeź. Nie ma co drążyć świata na wylot, lepiej go zaakceptować takim, jaki jest.

Dick dodatkowo przekreśla wszelkie dążenia ludzkości do dogłębnego poznania świata. Podkreśla, że żyjemy w przerwie pomiędzy jednym a drugim kataklizmem, a nawet – że to, co zdołamy wytworzyć, zniszczy w końcu nas samych. I wszystko zacznie się od początku. Ten wątek można ciekawie powiązać z niedawno wydaną grą komputerową, trzecią częścią cyklu "Mass Effect". Wszechświat, aby uniknąć chaosu, musi być co jakiś czas niszczony i budowany od początku. W grze siłę oczyszczającą stanowią Żniwiarze, tajemnicza rasa, która przybywa co 50 000 lat, by wyczyścić galaktykę z życia organicznego; u - Dicka my sami. Ale chyba nie są istotne nazwy, rasy, sposoby zagłady; może z pewną nieuchronnością życia w przerwie pomiędzy - należy się po prostu pogodzić.

Jakże trafnym cytatem o podważalności każdej rzeczywistości okazują się słowa pana Tagomiego: "Teraz widzimy przez zwierciadło. To nie przenośnia, lecz trafne powołanie się na odkształcenie optyczne. My rzeczywiście widzimy astygmatycznie w fundamentalnym sensie: nasza przestrzeń i czas są wytworami naszej własnej psychiki i mogą ulegać chwilowym zniekształceniom, jak przy ostrym zaburzeniu ucha środkowego"*.


---
* Philip K. Dick, "Człowiek z Wysokiego Zamku", przeł. Lech Jęczmyk, wyd. Czytelnik, 1981, s. 214.


[Tekst opublikowałem wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3091
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: